Jedzenie to jeden z problematycznych obszarów
należących do sensoryki. To czy nasze dziecko odczuwa głód, potrafi go
zakomunikować oraz czy jest w stanie zjeść zależy właśnie od tego, w jaki
sposób odbiera wrażenia, jak je przetwarza i czy jest gotowe na eksperymenty.
Ola od pierwszych chwil życia nie komunikowała
głodu. Jedynym sposobem pokazania, że potrzebuje pokarmu było branie przez nią
kciuka do buzi. Nie tolerowała smoczków. Było tylko karmienie piersią i to
takie w doskoku, ponieważ potrafiła jeść co pół godziny czy godzinę, ale tylko
troszkę. Jadła mało, dlatego czuwałam i czekałam na każdy sygnał. Dziś wiem, że
już na tym etapie mogłam u niej rozpoznać autyzm. Niestety o autyzmie mówi się
za mało, dlatego nawet specjaliści mają problem na rozpoznanie go na tak
wczesnym etapie. Diagnoza tak naprawdę niewiele by zmieniła. Po prostu miałaby ją
wcześniej.
Później doszło karmienie słoiczkowe. Tu o dziwo
miała dość dobry apetyt. Nauczyła się też jeść z butelki i jadła chętnie. Za to
zaczęły się kolki, które normalnie byłyby wcześniej, czyli do 6 miesiąca życia,
a nie po upływie tego czasu. Większość pokarmów wywoływało ból brzucha i
problemy z wydalaniem. Obserwowałam, które pokarmy jej pomagają, a które
szkodzą i starałam się eliminować te szkodliwe, ale okazywało się, że samych
dobrych nie chce jeść, więc musiał być kompromis: troszkę takich, troszkę
takich. Nawet przez moment próbowałam wprowadzić dietę bezglutenową, którą bez
badań zalecił nam specjalista. Wtedy okazało się, że Ola przestała całkowicie
komunikować, co chce, bo na diecie nigdy nie dostawała tego co pokazywała, więc
w jej umyśle zniknął sens nawiązywania komunikacji. Na szczęście dość szybko
byłam z nią na badaniach w szpitalu i tam uświadomiono mnie, że „mam nie wydziwiać
z dietą” (nie było podstaw medycznych do wprowadzenia jej) i wróciliśmy do
wybierania przez Olę posiłków.
Na początkowej drodze rodzice dostają sprzeczne
informacje. Jedni specjaliści mówią, że trzeba stosować dietę, inni, że to
fanaberia, jeśli wyniki badań nie wskazują, że wymagana jest dieta, a jeszcze
inni mówią, że każdy pokarm trzeba zastąpić suplementami i kapsułkami.
Najważniejsze to obserwować dziecko i podążać za jego potrzebami. Może jednym
dieta pomoże, może kapsułkowe jedzenie. U nas pomaga możliwość wyboru. Ola
chętniej próbuje wypowiadać słowa, kiedy wie, że w nagrodę dostanie to, co
chce, co komunikuje.
Nauka samodzielnego jedzenia jest długa. U nas
wyglądało to tak, że pozwalałam Oli uczestniczyć w przygotowaniach posiłków i
sadzałam ją naprzeciw lustra lub puszczałam bajkę, aby była w stanie wysiedzieć
przy jedzeniu i była zainteresowana czynnością, aby jedzenie kojarzyło jej się
z czymś pozytywnym. Nigdy też nie zmuszałam do jedzenie określonych rzeczy, nie
byłam i nie jestem tą matką, która rwie włosy widząc, że jej dziecko je za mało
jakiś produktów. Staram się podsuwać Oli owoce, warzywa i wszystko to, co lubi.
Jej dieta jest wybiórcza, ale i tak zawiera wszystkie niezbędne składniki, bo
zjada troszkę sera, wędliny, owoce i warzywa, makarony, kasze, ryże, kiszonki i
uwielbia tran. Do karmienia podeszłam na luzie: ważne, żeby dziecko jadło,
dlatego czasami miałyśmy żywienie się popcornem i owocami, czy przez pół roku
jadła tylko spaghetti i owoce oraz warzywa. Zawsze lubiła chrupać marchewki,
jabłka i gruszki. Miewa fazy pomidorowe, arbuzowe, ale to mija i próbuje czegoś
nowego. Myślę, że najważniejsze jest otwarcie się na to, co nam dziecko
komunikuje, obserwowanie jego reakcji, niezmuszanie do jedzenia, podsuwanie
nowości, pokazywanie nowych smaków i faktur. To ostatnie ma duże znaczenie, bo
jedzenie to nie tylko doświadczenia smakowe, ale też dotykowe i właśnie z tego
powodu Ola nie je wielu przetworzonych produktów, ale nieprzetworzone chętnie. Do
tego większość jej posiłków jest na świeżym powietrzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz