Zwyczajna codzienność może czasami nas lub bliskie nam osoby przerastać. Niby nie mamy wielkich wyzwań, nie zdobywamy świata, a dookoła siebie mamy kochające nas osoby, które domagają się uwagi, czekają na nasze powroty do domu i towarzyszą w codziennych zajęciach. Nie jesteśmy sami, nie mamy nadmiaru zajęć i nie musimy troszczyć się o przetrwanie, bo mamy zapewnione jedzenie oraz dom, a jednak czasami trudno przejść przez tę codzienność. Niektóre rzeczy urastają do wielkich problemów. Mogą przeszkadzać nam błahostki, wyprowadzać z równowagi niewinne gesty. Jedni wybuchają złością, a inni mogą z tego powodu zmagać się z depresją. I właśnie o tym jest książka Anny Augustyniak „Kałużysko” z ilustracjami Kasi Augustyniak.
Pisarka zabiera nas do świata całkiem przeciętnej rodziny. Jest w niej
ośmioletni Emil, sześcioletni Kuba, siostra nazywana Piszczydłem, kot i
rodzice. Wszyscy się kochają, wspierają, są ze sobą, ale mają też obowiązki,
które czasami ich przerastają, rówieśników, z którymi nie zawsze potrafią się
dobrze dogadać, bo potrzebują spokoju. Taką wrażliwą osobą jest tu ośmioletni Emin
nieradzący sobie z presją otoczenia, zadaniami, rutyną. Niby wykonuje to, co do
niego należy, ale robi to z trudem. Wszystko go dekoncentruje, przeszkadza,
denerwuje. Zwyczajne gesty ze strony bliskich są dla niego trudne do zniesienia.
Z tego powodu złości się na domowników przeszkadzających w odrabianiu zadań
domowych, jest przybity brakiem dobrych kontaktów z kolegami, oczekiwaniami
nauczycieli.
Wchodząc do książki poznajemy członków rodziny, a później podglądamy zwyczajny
poranek, krzątanie się domowników, poganianie rodziców, którzy nie chcą spóźnić
się do pracy. Dostrzegamy poranną presję czasu i konieczność wyjścia na czas,
aby każdy zdążył do swoich obowiązków. Kiedy dzieci mają założyć buty na
podłodze w przedpokoju znajdują kałużę. Jest dziwna, bo dach nie przecieka,
Piszczydło się nie zsiusiało, awarii rur też nie ma, a jednak woda jest na
środku podłogi. Rodzice szybko organizują sprzątanie i zmieniają plan dnia.
Praca, szkoła, przedszkole i żłobek przestają być ważne. Planują wyjazd do Baby
Jagi z wiadrem pełnym wody. Wszyscy bliscy są poinformowani o tym, co się
stało. Dla dzieci jest to dziwna sytuacja, a dorośli zachowują się tak, jakby
stało się to, czego się spodziewali. Dowiadujemy się, że kałużą jest Emil,
który się rozlał. Jego stan jest zaakceptowany, dorośli podejmują działania,
żeby mu pomóc i wiedzą, że świetnym miejscem odpoczynku będzie dom babci na
prowincji.
Obserwujemy te zdarzenia podpatrując Kubę, który na wsi bawi się zabierając
wszędzie wiadro z rozlanym bratem. Mamy tu wiele pięknych i wzruszających scen,
pokazanie, że miłość może pokonać wszelkie stany i przeszkody. Zobaczymy
dziecko, które nie rozumie, co się stało, ale akceptuje i stara się, aby
codzienność z bratem była ciekawa. Wchodzimy też w świat wspomnień
uświadamiających jak ważną osobą dla Kuby jest Emil i jak bardzo tęskni za jego
dawną formą. Do tego mamy pokazaną zabawę chłopca, jego kontakt z naturą i
korzystanie z przestrzeni jakie są dookoła domu babci.
Bardzo trudno jest pisać o depresji, pokazywać czym jest, jak doświadczają jej
osoby przeżywające ją. Dorosłym trudno zrozumieć zmiany dziejące się w mózgu
chorej osobny. Z tego powodu niesamowicie problematyczne jest wyjaśnienie tego
dzieciom obserwującym chorego bliskiego. Anna Augustyniak używa świetnej
metafory „rozlania się”. Kilkuletni Emil nieradzący sobie z własnymi emocjami
staje się kałużą, którą trzeba zebrać do wiadra, dać jej czas, wsparcie, miłość,
zapewnić spokój, aby mogła na nowo stać się dawnym sobą. Leczenie nie jest
szybkie. Do tego wymaga ciągłej obecności bliskich, ich czujności. Autorka
pokazuje nam, że depresja może dotknąć każdego i wcale nie musi być wynikiem
jakiś niezwykłych trudności. Mama dzieci pięknie opowiada o tym, że choroba
pojawia się, kiedy ktoś nie potrafi poradzić sobie z emocjami. Zobaczymy też dawane
rozlanemu bohaterowi wsparcie bliskich. Do tego zdrowe rodzeństwo także może
liczyć na dorosłych, aby mogło sobie poradzić z trudną sytuacją.
Uważam, że to świetna publikacja przybliżająca dzieciom temat depresji, przemawiająca
do wyobraźni i otwierająca na inne samopoczucie osób chorych. Poza tym
uwalniająca od poczucia winy, które zwykle towarzyszy bliskim osób zmagających się
z chorobami neurologicznymi. Myślę, że po tę lekturę zdecydowanie można sięgną
zawsze, kiedy mamy kontakt z jakąkolwiek chorobą. Inne zachowanie wobec
określonego członka rodzimy zawsze rodzi w dzieciach niepewność.
Całość wzbogacono pięknymi, prostymi i kontrastującymi ilustracjami. Kasia
Augustyniak wykorzystuje proste kształty i podstawowe kolory, aby zabrać nas w
świat codzienności dzieci, ich radość ze spędzonego czasu na wsi. Pięknie też
podkreśla magię przemycaną w tekście oraz pozwala wyobrazić sobie młodym
czytelnikom włączanie chorego brata do zabawy. Alegoria rozlania i wiadra także
obecna jest na ilustracjach, które doskonale dopełniają tekst. Opowieść
wydrukowano na przyjemnym, grubym papierze, bardzo dobrze zszyto i oprawiono w
solidną, kartonową okładkę, dzięki czemu lektura jest estetyczna i trwała.
Uważam, że ta książka powinna trafić do gabinetów psychologów, zagościć na
szkolnych półkach, stać się lekturą dla wszystkich tych, którzy mają w
otoczeniu osoby chore. I to nie tylko te z depresją. Rozlanie skojarzyło mi się
też z autyzmem, trudnością dotarcia do takiej osoby, jej odpływaniem, brakiem
jakiejkolwiek komunikacji i reakcji, niemożnością dostosowania się do otoczenia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz