Nakrzyczano na mnie, że sprzątam po psie...Wyszłam psa wyspacerować, żeby załatwił swoje potrzeby. Jestem z tych nawiedzonych, co nauczyły czworonoga, że siusiamy blisko kanalizacji i załatwiamy potrzeby, kiedy jestem blisko kosza na śmieci (żebym przez pół miasta nie musiała łazić z torebeczką z niespodzianką). Pies się dostosował, ja sprzątam i słyszę krzyk z drugiej strony ulicy:
-Na policję zadzwonię. Co tam robi?
Odwracam się, żeby sprawdzić na kogo ktoś wrzeszczy i komu grozi.
-Tak, ty. Co tam robisz? Kombinowania się teraz tylko uczą.
-Po psie sprzątam - mówię skonsternowana, bo nie wiem, na czym polega kombinowanie za pomocą sprzątania.
-Wszyscy tak mówią, a mój pies musiał być operowany, bo szpilek się najadł.
Nie wchodziłam w dyskusję, bo i po co. Mój nigdy szpilek się nie najadł chociaż różne rzeczy podnosił. Zawsze jak prosiłam, żeby wypluł to wypluwał, więc nic mu się nigdy nie stało, ale poobserwowałam sobie krzyczącą osobę przez kilka dni. Patrzę: otwiera drzwi, wypuszcza psa na chodnik przy wojewódzkiej drodze, zamyka drzwi, pies leci sobie, załatwia potrzeby pod drzwiami sąsiada, posprzątać nie ma po nim kto. W sumie się nie dziwię, że nażarł się czegoś. Po prostu nie miał kto go przypilnować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz