Italo Calvino, Rycerz Nieistniejący, tł. Barbara Sieroszewska, Warszawa 1993.
„Rycerz
nieistniejący” jest kolejną książką mego dzieciństwa, ale przeczytaną
ponownie i to bez udziału dziecka. Całkowicie o niej zapomniałam,
ponieważ w czasach, kiedy ją po raz pierwszy czytałam ważne były dla
mnie doznania, a nie autor i tytuł. Ta powieść dostarcza ich wiele,
zwłaszcza tych pozytywnych. Śmiem również podejrzewać, że teraz śmiałam
się z niej bardziej niż kiedyś. Jako dziecko książki traktowałam zbyt
poważnie i podobał mi się Hłasko, a przecież on jest taki depresyjny, buntowniczy i
momentami bezsensowny.
Calvino
– jako Włoch – ma na pewno bujniejszą wyobraźnię i cieplejsze podejście
do ludzi. Swoich czytelników obdarza z pozoru prostymi i śmiesznymi
historyjkami. Jednak pod tą lekkością kryje się powaga wielkich pytań
filozoficznych (lekkość dla dzieci, a więcej przemyśleń dla dojrzałych
czytelników). Prosty typowy średniowieczny romans rycerski obfituje w
śmieszne sceny, nietypowe zachowania i dziwne dla nas problemy. W
dodatku cała akcja toczy się wokół zbyt poważnego rycerza, który nie
istnieje fizycznie, ale jest cenny ze względu na swe dokonania. Jedynie jego zbroja służy cesarzowi i zbiera kolejne
odznaczenia do czasu, kiedy poddano wątpliwości zasłużone noszenie przez
niego tytułu rycerza, który zdobył przez uratowanie dziewicy. Paradoks
całego wydarzenia polega na tym, że ratując niewiastę, która nie posiada
dziewictwa nie można zasłużyć na tytuł i pasowanie na rycerza. Kobiety
podzielono w ten sposób na te pierwszej i drugiej kategorii. Wyjątkiem
jest kobieta-rycerka podążająca wszędzie za tajemniczym rycerzem.
Autor
demitologizuje średniowiecze. Bawi się etosem rycerskim, kpi z zakonów,
przerysowuje zachowania w imię służby Bogu, pozwala ulec złudzeniu
powstania niezależnych i świadomych obywateli czy zobaczyć bezsens
zaplanowanych walk z Maurami.
Jedną
(a może jedyną) ważna bohaterką jest tu Hildegarda z Bingen dziwna
plątanina jej losów. Staje się ona rycerką, która w ramach pokuty
spisuje pamiętnik o rycerzu, za którym podążała. Miłość jednak
potrzebuje cielesności, którą znajduje u innego dzielnego rycerza. Cała
alegoria konieczności istnienie ciała staje się tu jakby parodią do
mistycznych olśnień historycznej Hildegardy z Bingen, dla której mniszki
były poślubione Chrystusowi - być może odwołanie do Rycerza
Nieistniejącego walczącego z niewiernymi i grzesznymi. Taka miłość
jednak nie może wystarczyć człowiekowi, który jako zwierzę stadne
potrzebuje bliskości innych. Opowieść staje się zaprzeczeniem teorii
Monteskiuszowych monad i wydaje się potwierdzać filozofię
spotkania/dialogu Bubera, Levianasa czy naszego rodzimego filozofa
Tischnera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz