Książka
rozpoczyna się banalnie i pensjonarsko: mała dziewczynka będąca
półsierotą (matka Ursuli zmarła wkrótce po porodzie) i oczkiem w głowie
bogatego tatusia, który ma dla niej mało czasu, ale wynagradza jej to
posiadaniem służby: opiekunki i guwerner. Wszystko zaczyna się psuć,
kiedy między małą „księżniczkę” a ojca wdziera się sprytna i złośliwa
macocha, której zależy na pieniądzach i pozycji. Wojna staje się
przełomem. Z lekkiej powiastki dla pensjonariuszek powieść stopniowo
przechodzi w poważną literaturę dla dorosłych. Styl przedstawiania
wydaje się dojrzewać wraz z bohaterką, a że życie jej nie oszczędza
staje się twardą i pracowitą kobietą, która żyje marzeniami.
Owe
sny o księciu z bajki realizują się: zostaje nianią, a tam poślubia
syna pracodawcy. Los płata jej jednak figla i okazuje się, że jej mąż
romansuje z własną macochą, przez co ma z nią dzieci. Jednak jest już za
późno, ponieważ sama, wywieziona na wieś boryka się z ciążowymi
dolegliwościami, a następnie walczy z dzieckiem o przetrwanie.
Jako
osoba pogodna i otwarta poznaje wielu przychylnych ludzi, dzięki czemu
żyje jej się lepiej. Jest nawet gotowa odmienić swój los rozstając się
ze złym mężem, ale zawsze brakuje jej sił i odwagi, w dodatku
niewtajemniczona w małżeńskie sprawy nastoletnia córka oskarża ją o złe
traktowanie ojca. Ursula poznaje sporo młodszego mężczyznę, z którym
wdaje się w romans, którego owocem jest syn.
Za
ukochanym wyjeżdża z córką i poczętym dzieckiem do Australii, gdzie
miał na nią czekać. Los jednak znowu się odwraca i ona pozostaje sama na
farmie, na której nikt jej nie chce.
„Malowane
ptaki” to powieść o zwykłej kobiecie (ani nie wyedukowana, ani nie
majętna i jak wiele kobiet nękana przez męża), która z wszystkich sił
walczy z przeciwnościami. Jest w niej sporo smutku, ale daje wiele
nadziei, że i my sobie poradzimy ze swoimi codziennymi sprawami.
Na
pewno nie warto jej odkładać po pierwszych dziesiątkach stron, ale
czerpać z niej tyle ile się da. Ja po tych pierwszych stronach byłam
bardzo sceptycznie nastawiona do tej lektury i nawet zaczynałam ją czytać
kilka razy. Kilka razy wyłaniałam spod stosu książek odłożonych, jako
beznadziejne, ale że mam zły nawyk czytania wszystkiego do końca to na
szczęście wracałam do niej. Kiedy przebrnęłam przez strony o
rozkapryszonej córeczce bogacza nie mogłam przestać czytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz