Christphe Cazenove i Filippe Fenech to twórcy już znani polskim czytelnikom. Szczególnie dużo znamy komiksów pierwszego artysty. Młodzi czytelnicy zaczytują się w seriach „Sisters”, „Mali bogowie”, „Owady”, „Kasia i kot”, „Ptyś i Bill”. Fenech w naszym kraju znany jest na razie z „Idefiksa i nieugiętych”. Ma też na swoim koncie takie seria jak: „Les Profs”, „Tuff and Koala”, „Anatole et compagnie”, „L'Empire des Mecchas”, „Leo”, „Passion rugby”, „Un héros presque parfait” i „Ulysse”. Obaj twórcy kojarzeni są z gagami, etiudami, minimalistycznym pokazywaniem codzienności bohaterów. Tym razem zabierają nas w świat „Kumpelek”. Tytuł pewnie może skojarzyć Wam się z „Przyjaciółkami” Angeli Brazil, ale to zupełnie inny klimat. Tam było na poważnie i z pokazaniem, co dzieje się, kiedy grupa rówieśnicza wyklucza, z jakimi traumami oraz problemami muszą sobie radzić młodzi ludzie. Tu bohaterka jest częścią zadziwiającej paczki, w której nie ma przywódczyni „stada” i nie trzeba rywalizować o jej względy, czyli pozbywamy się toksycznej rywalizacji. Do tego często i bez żalu odkrywa, że może i kiedyś z niektórymi ludźmi coś ją łączyło, ale jest to nieaktualne i trzeba iść dalej, spędzać czas z tymi, z którymi mamy wspólny język oraz dobre relacje.
„Kumpelki” to opowieść o spędzaniu czasu z przyjaciółkami. Główną bohaterką jest Jessica niewyobrażająca sobie, że w jej życiu mogłoby zabraknąć niektórych osób. Poznajemy tu wszystkie te, z którymi się przyjaźni, ale też i takie, które przez moment pojawiły się w jej życiu i w pewien sposób na nią wpłynęły. Zobaczymy wszystkie dziewczyny, z którymi często się spotyka, rozmawia, lubi spędzać czas, ale są i takie, które ją irytują, unika ich i z którymi zakończyła znajomości. Samo kumplowanie potraktowane jest tu lekko i z perspektywy asertywnej bohaterki, która nie musi zabiegać o uwagę oraz pozycję w grupie, bo w jej otoczeniu nie ma przywódczyń oraz hierarchii. Każda dziewczyna jest inna, każda lubi coś innego, ma odmienne talenty i może dać jej coś innego, wzbogacić o nowe doświadczenia. Nastoletnia Jessica powoli wchodząca w dorosłe życie spotyka się z koleżankami należącymi do różnorodnych grup kulturowych, mających różne upodobania, doświadczenia i status społeczny. Są tu dziewczyny biedniejsze i bogatsze, przedsiębiorcze, pracowite, przeliczające wszystko na pieniądze oraz bezinteresowne, wrażliwe, artystyczne dusze, sportsmenki, gwiazdy, kujonki i olewaczki. Różnią się też kolorem skóry i seksualnością. Jedne prowadzą dość bogate życie erotyczne, a inne czekają na swoje pierwsze doświadczenia. Do tego w krzywym zwierciadle pokazano zachowania chłopaków zapatrzonych w siebie i zauroczonych własną niezwykłością. Ponad to są zarówno te, które nie rozumieją rodziców i wszystkich uważają za tyranów, jak i nastoletnie matki, które same wcielają się w rolę rodziców. Te wszystkie światy często się zderzają ze sobą i na gruncie starć z odmiennością powstają zabawne, ale jednocześnie pouczające historie. Wszystko tu niby ładnie, pięknie, ale. I to „ale” jest tu naprawdę bardzo znaczące, bo feminizm w pierwszym tomie „Dzwonią koleżanki” pokazany jest tu z mizoginistycznej, patriarchalnej, szowinistycznej perspektywy, jako zaniedbywanie siebie i upodobnianie się do mężczyzn, a przecież nie na tym on polega, ale zupełnie na czymś innym: na pokazaniu, że kobiece może być różnorodne i cała ta różnorodność ma takie same prawa jak biali heteroseksualni mężczyźni z klasy średniej. Autorzy jednak w pierwszym tomie sięgnęli po ten stereotyp. I to jest przykre. Feministka w ich ujęciu to dziewczyna, która nie dba o higienę i wygląd. Kumpelki (te same, które chodzą do szkoły i mogą pokazywać się publicznie bez przyzwoitek, bo wywalczyły to dla nich aktywistki) chcą z tej pokazanej z szowinistycznego ujęcia młodej feministki zrobić kobiecą i owa kobiecość (tu mocno) polega na ubieraniu się w modne ciuchy i depilowaniu. Można powiedzieć, że mamy na paru stronach konsumpcjonistycznego babola, przez którego całość wypada kiepsko, chociaż zapowiadało się lepiej niż w „Przyjaciółkach”, bo miało być bardziej pozytywnie, z większym nastawieniem na autonomię, niezależność oraz asertywność i otwarcie oraz pogodzenie się z tym, że niektóre znajomości po prostu przemijają. I okazało się, że to wszystko jest dopóki nie pojawia się ktoś, kto chce mieć takie same szanse jak chłopcy i podejmować decyzje zgodnie ze sobą oraz uważa, że jego ciało to jego wybór i ma prawo zrobić z nim, co chce. Patrząc z boku: można robić czasami szpecące tatuaże, można malować się bardzo wyraziście, farbować włosy, chodzić na siłownię i być kulturystką, robić z ciałem cokolwiek i wszystko jest ok, dopóki nie jest się feministką, która jest tu większym babo-chłopem niż kulturystka. Takie pejoratywne pokazywanie ważnego ruchu jest szkodliwe. Wyrwać trzy strony i będzie rewelacja, bez schizofrenicznego przesłania, że inność jest fajna dopóki nie jest kojarzona z feminizmem. Na szczęście w kolejnych tomach autorzy już nie sięgają po ten stereotyp i łączenie feminizmu z zaniedbaniem pozostawiają w spokoju.
Drugi tom moim zdaniem jest już dużo lepszy. Tym razem autorzy zabierają nas w czas wakacji, wypoczynku, przeżywania niezwykłych przygód, wyjazdów na kursy językowe. Pojawia się też problem niezależności, zakupów, relacji damsko-męskich, czy przelotnych znajomości. Widzimy powolną ewolucję naszej bohaterki, która z osoby łaknącej kontaktu z wszystkimi powoli zmienia się w osobę dobierającą sobie ścisły krąg przyjaciółek wśród osób, z którymi ma wspólne zainteresowania, tematy do rozmów czy możliwość swobodnego spędzania czasu. Kumplowanie się jest tu ważnym elementem życia. Jessica należy do osób, które powoli i systematycznie odkrywa, że kumpelek można mieć wiele, nie wszystkie trzeba lubić, nie ze wszystkimi trzeba spędzać czas i warto dbać o osoby, które są jej bliskie. Nie zabraknie tu też stereotypów: ładna blondynka to głupia dziewczyna, a brzydka koleżanka zna się na wielu rzeczach, więc i tu nie zabrakło tych minusów.
Trzeci tom zatytułowany „Kumpelki na zabój” wprowadza nas w świat kolejnych problemów dotykających nastolatki. Mamy tu problem rywalizacji, dopasowywania się do grupy rówieśniczej, ale jest też piękna tolerancja. Szczególnie ujmujące jest tu zderzenie świata damskiego i męskiego, spojrzenie na pierwsze randki, przeżywanie dylematów i rozterek miłosnych. Nie zabraknie tu także problemu dzielenia się prywatnością w mediach społecznościowych, opowiadaniu o swoim życiu szerszemu gronu. Chodząca do szkoły średniej Jessica przekona się, że czasami to, co postrzegamy jako cudze słabości może być ich siłą. Dziewczyny oceniają otoczenie przez pryzmat własnych relacji z innymi. Nie zabraknie tu też pokazywania problemów z relacjami z rodzicami, konfliktów interesów, młodzieżowego dążenia do posiadania najnowszych gadżetów. Trzeci tom pozwala nam się przyjrzeć wszystkim porom roku, zobaczyć różnorodne uroki, zalety i wady każdej z nich. Do tego autorzy postawią przed czytelniczkami ważne pytanie: czy w imię pokazania się w miniówie warto marznąć? Mamy tu lekki dydaktyzm, ale nie jest on nachalny.
Do czwartego tomu wprowadza nas opowieść o pragnieniach i przeciwnościach losu oraz poszukiwaniu rozwiązań, czyli zawieranie nowych znajomości ze względu na chęć zrealizowania planów. Zobaczymy też jak paczka wypada razem na parkiecie, jak potrafią się wygłupiać, jakie mają słabości oraz w jaki sposób zareagują na pojawienie się nowej dziewczyny w okolicy. Oczywiście nastolatki chcą zwerbować nową do swojej paczki, ale robią całą masę podchodów, prób, aby stworzyć pozór elitarności swojej paczki. Nie zabraknie też rywalizacji między dziewczynami o status w grupie, uwagę innych. Zobaczymy, że dla dziewczyn niesamowicie ważne są relacje międzyludzkie, obserwowanie zadziwiających zachowań innych. Pojawi się także zazdrość, kłótnie i problemy w szkole. Czasami zdarzy się ima zaspać i w odmienny sposób reagują na przekazywaną im w szkole wiedzę. Patrząc na Kumpelki możemy stwierdzić, że są to interesowne dziewczyny, które czasami nie rozumieją się nawzajem, ale są też w stanie wiele zrobić dla swoich przyjaciółek. Nawet, gdy bawi je ich głupota i są zazdrosne o urodę. Ciekawie wypada tu też zderzenie świata dorosłych z tym młodzieżowym. Szczególnie w kontekście nauczycieli chcących coś narzucić uczniom.
W "Poza kontrolą" przyjaciółki razem wybierają się na ważny dla jednej z nich koncert. Inne lubią idola, ale nie aż tak, żeby mieć na jego punkcie bzika i znać wszystkie piosenki. Towarzyszą, aby być z przyjaciółką, dla której ma to znaczenie. Szybko okazuje się, że inna widząc idola na żywo zakochuje się w nim i staje jego wielką fanką. I to staje się początkiem wielu problemów, bo zwyczajna codzienność Jessici jest zmieniona: Melania już nie jest częścią jej życia. Dziewczyna tak bardzo skupia się na swoim idolu, że zapomina o koleżankach. Po raz kolejny dostajemy pouczającą i zabawną opowieść o nastolatkach, ich zrachowaniach, błędach, przyjaźni, podtrzymywaniu znajomości. Piąty tom to pretekst do pokazania jak ważne są codzienne relacje. Mamy tu pokazane efekty zaniedbania przyjaciółki i jednoczesne uświadomienie, jak brak kontaktu powoduje na rozmijanie się w potrzebach oraz wzajemnym wsparciu. Kiedy do Paryża przyjeżdża na zawody niewidziana przez jakiś czas koleżanka dziewczyny nie potrafią jej wesprzeć, bo przestała ona być osobom obecną w ich codziennym życiu. Z kolei, kiedy miłośniczka wokalisty chce iść na koncert robią to, bo ona także jest codziennie przy nich. Przyjaźń pokazana jest tu jako wymiana relacji, uwagi i czasu. Bez tych elementów nie da się zbudować więzi.
Szósty tom to czas spędzony na wsi. Jess przymusowo zostanie wysłana na wieś. W nowym otoczeniu musi nie tylko się odnaleźć, ale też uporać z tęsknotą. Szybko jednak przekona się, że nowe doświadczenia są ważne. Z racji wyjazdu będzie tu zdecydowanie mniej przyjaciółek, a więcej pokazywania Jess w różnych odsłonach.
W siódmym dziewczyny muszą zmierzyć się z ogromem nauki oraz pragnieniem spędzania czasu na różnorodnych rozrywkach. Wzajemne wsparcie oraz trzeźwe spojrzenie na umiejętności będzie tu bardzo przydatne.
"Na nartach" to tom pokazujący, że intensywna nauka nie poszła w las. Dziewczyny po wielu godzinach intensywnej pracy nauczyły się świetnie współpracować i bardzo dobrze wypracowały umiejętność dążenia do celu. Dzięki temu wygrywają zorganizowany przez historyka konkurs na najlepsza pracę i mogą spędzić weekend na zwiedzaniu twierdzy położonej w górach. A jak góry to oczywiście muszą pojawić się i narty. Białego szaleństwa będzie tu pod dostatkiem, ale też pojawią się różnorodne dylematy, bo wiadomo, że tam, gdzie nas nie ma zawsze jest lepiej. A w mieście dzieje się sporo ciekawych rzeczy. W kontakcie z naturą uwypuklą się też charaktery bohaterek.
Wszystkie zeszyty łączy to, że nie ma tu wyrazistej, długiej akcji. Twórcy bazują na scenkach, skojarzeniach, łączeniu w całość odrębnych przygód. Cała historia toczy się wokół Jessiki i jej relacji z innymi. Akcja to zbiór różnorodnych gagów.
Pod względem graficznym komiks wypada bardzo dobrze: każda postać jest inna. Bywają podobne postacie (bliźniaki), ale to tylko ze względów przez geny. Jeśli nie ma wspólnych to nie ma też podobieństw. Widzimy tu postacie należące do różnych subkultur, pochodzące z różnych regionów świata. Wygląd i zachowanie bohaterek często odzwierciedla cechy ich charakteru. Do tego mamy pojawiające i znikające tło. Wszystko zależy od tego, co autorzy chcą podkreślić, pokazać. Jeśli kontekst to owo tło widzimy, jeśli w grę wchodzą emocje i relacje między dziewczynami to ono znika. Kadry są wyraziste, proste, kolorowe. Cartoonowe rysunki świetnie się tu spełniają.