Etykiety

piątek, 17 stycznia 2025

Mariusz Gładzik "Echa zaświatów"

 


Wiara w konieczność dokończenia ziemskich spraw jest jednym z ważnych motywów legend, po który sięgają autorzy powieści z elementami paranormalnymi. Mariusz Gładzik w "Echach zaświatów" podsuwa nam trzymającą w napięciu historię, w której czas jest rzeczą umowną, bo dusza, która ma coś do załatwienia błąka się między przeszłością i teraźniejszością.
Wykreowany przez pisarza świat wydaje się płynny. Czas obowiązuje jedynie śmiertelników, którzy po sobie przychodzą, by zasilić szeregi odchodzących. Ludzkie sprawy są przyziemne, wydarzenia napędzane emocjami i oczekiwaniami zamiast wzniosłymi celami, głosem przyrody. Nie każdy może go usłyszeć, ale głównym bohaterom to się udaje. Umiejętność szerszego spojrzenia, widzenia poza powłoką materialnego świata.
Mamy tu opowieść o Hercie lepiej odczuwającej otoczenie, mającej większą empatię wobec zwierząt. Wciąż jest to jednak spojrzenie człowieka wsi: jedzenie chodzi po podwórzu, a w lesie są czujące zwierzęta, co w 1839 roku,  w którym umiejscowiono tragiczne wydarzenia jest i tak rewolucyjnym podejściem. Będąca światkiem morderstwa kobieta zagubiona jest między tym, co mogła zrobić i co zrobiła. Jej wewnętrzne rozdarcie kończy tragiczna śmierć w lesie, w którym nikt nie odnalazł ciała. Po latach na prowincję w rodzinne strony tafia Zenek uważany przez byłą żonę, niespełnioną poetkę za nieudacznika. Mający poukładane życie, ale będący po rozstaniu z żoną zaczyna nowe życie, w którym pojawia się misja polegająca na wysłuchaniu głosów przyrody, w której pełno tragedii.
Do prowincjonalnego raju trafia też Michał, który na prowincji szuka wytchnienia, ale znajduje coś poza tym: przestrzeń wypełniona tragediami, które zawiesiły dusze między światami i pragną być uwolnione. Czy dane będzie im zaznać spokoju?
"Echa zaświatów" Mariusza Gładzika to lektura podsuwająca wiele ważnych tematów. Pojawiają się tu ludzkie historie bogate w zmiany, tragedie. Mamy biedę, wędrówkę, wojnę, niedowierzanie, że górzyste terany mogą stać się domem, tęsknota za cieplejszym i żyźniejszym Wołyniem. Góry Izerskie to miejsce, które dotknęło wiele zmian. Dawnych mieszkańców zastąpili ci, którzy napłynęli po II wojnie światowej ze wschodu. Jedno nie uległo zmianie: ślady po zbrodni z 1839 roku w okolicy Świeradowa Zdroju. Herta była świadkiem zabicia leśniczych przez kłusownika, przez co stała się posiadaczką tajemnicy, która nie pozwala jej spokojnie odejść.
Mariusz Gładzik sięgając po naturalizm, mistycyzm, surrealizm tworzy specyficzny klimat realizmu magicznego, w którym pogranicze polsko-czechosłowackie staje się specyficznym zamkniętym światem, w którym czas wydaje się inaczej płynąć, przyroda niechętnie wpuszczać intruzów. To górskie uniwersum ubrano w poetycki język, pełen metafor, zaskakujących skojarzeń i obrazów składających się na mroczne otoczenie ukształtowane przez zbrodnię sprzed lat. Akcja rozkręca się tu bardzo powoli. Mariusz Gładzik bardziej skupia się na kreowaniu otoczenia.




Paulina Modrzejewska "Polka w biznesie w Australii. Podróż przekraczająca granice oceanów i sal konferencyjnych"


Inteligencja, upór, pracowitość, determinacja oraz umiejętność współpracy i przystosowywanie się do nowych warunków składają się na nasz sukces. Świetnie opisała to w swojej książce Paulina Modrzejewska "Polka w biznesie w Australii".
Szczerze mówiąc po tę lekturę sięgnęłam z czystej ciekawości. Zaintrygowało mnie to, jaki międzynarodowy biznes można prowadzić w Australii i dlaczego akurat tam. Lekturę otwiera opowieść o dzieciństwie, pochodzeniu. Dowiemy się o prowincjonalnych korzeniach, pracowitości, wyzwaniach, z którymi musiała zmierzyć się właścicielka firmy. Poznajemy dziewczynę, która miała duży potencjał i dzięki pracowitości wykorzystała go. Mamy tu silną postać kobiecą świadomą swoich wad i zalet oraz tego, w jaki sposób może się razem z mężem uzupełniać prowadząc firmę specjalizującą się w pozyskiwaniu wiz. Bardzo dobra znajomość języka oraz niuansów prawnych sprawiły, że w swojej dziedzinie odnieśli sukces. Z lektury dowiemy się kim są klienci, kto może zawalczyć o możliwość dłuższego pobytu na kontynencie kojarzącym się z kangurami. Poznajemy specyfikę pracy, kulturę, wchodzimy do świata wyzwań.
"Polka w biznesie w Australii. Podróż przekraczająca granice oceanów i sal konferencyjnych” to autobiograficzna opowieść o przekraczaniu własnych granic, ale staje się pretekstem do opowiadania o ludziach, przepisach, ciekawostkach. Poza życiem kobiety w średnim wieku (dzieciństwo sięga PRL-u) mamy tu sporo informacji o osobach, z którymi współpracuje, aby w końcu móc poznać jej osobistą ścieżkę poszukiwania własnego miejsca w świecie, celu, satysfakcjonującej pracy. Pochodząca z małej wsi pod Bydgoszczą bohaterka uświadamia, że sukces nie dzieje się ot tak. Poza talentem potrzebne jest dużo pracy, a także umiejętności wsłuchania się we wewnętrzny głos. Opowiada jak wyglądało jej poszukiwanie pracy, w której może się spełniać. Z opowieści wyłania się obraz kobiety, która razem z mężem wyruszyła na drugi koniec świata, by odnaleźć nowy początek w egzotycznej Australii. Poznamy początki biznesu,. pierwsze sukcesy, wątpliwości, przeciwności. Obok sukcesów są porażki, które podcinały skrzydła. "Polka w biznesie w Australii" to opowieść o przekraczaniu granic: geograficznych, emocjonalnych, życiowych i zawodowych. Autorka przekonuje, że trzeba odnaleźć swój cel i siłę w sobie, aby spełnić swoje marzenia.
Książka jest niedługa i ma formę lekkiej, osobistej opowieści wprowadzającej do innych realiów prawnych, niuansów kulturowych i oczekiwań społecznych. Wszystko z perspektywy bohaterki-autorki, która znajduje się na pierwszym planie i przez pryzmat własnego spojrzenia prezentuje świat, ale z wyczuciem. Nie ma tu zapatrzenia w siebie i samouwielbienia. Za to mamy szczere wyznanie, ze nie zawsze wszystko się udawało.
"Polka w biznesie w Australii. Podróż przekraczająca granice oceanów i sal konferencyjnych" to świetna motywująca do poszukania własnej drogi lektura. Pokazuje nam, że czasami to, co robimy może wydawać się niepotrzebne, ale z czasem może być przez nas wykorzystane.



czwartek, 16 stycznia 2025

Szymon Braun " Tylko mnie pragniesz, czyli wszyscy moi kochankowie"

 


Pierwsze doświadczenia miłosne, próby wyparcia swojej seksualności i dowcipny język znajdziecie w książce Szymona Brauna "Tylko mnie pragniesz, czyli wszyscy moi kochankowie".
Klimat tej książki jest specyficzny. Mamy tu coś na pograniczu pamiętnika i intymnych zwierzeń przyjaciela, więc jest też pikantnie praz dosadnie. Jednocześnie książka o doświadczeniach seksualnych nie jest wulgarna, a jej intertekstualność sprawia, że czytelnik dostaje lekturę, która nie nudzi. Przeważa tu popkultura, więc nadęcia nie będzie. Szymon Braun opisując swój świat i przeżycia sięga po metafory z literatury, filmów, a nawet programów rozrywkowych z mojego pokolenia nastolatków, czyli można jego wiek ustalić tak na około 40. Od pierwszych stron wiemy, że swoją seksualnością zainteresował się dość późno. Mamy tu szczere dzielenie się wypieraniem własnej orientacji, strach przed tym, że zostanie nazwany gejem i jednocześnie pragnienie miłości, ale takie delikatne, niewinne, a jednocześnie z dużą świadomością, że miłość to nie wirtualne pogaduszki i przypadkowy seks. Wszystko opisane z dystansu, z dużą dozą ironii i autoironii, szczerego dzielenia się doświadczeniami, erotyzmu.
Opowieść zaczyna się od uświadomienia sobie, że najwyższy czas wyjść z szafy i zacząć gejowskie życie towarzyskie. Mamy tu opisy różnorodnych wcześniejszych zachowań, zaburzenia odżywiania i w końcu poznawanie różnych osób przez aplikację do homoseksualistów. I tak zaczyna się przygoda z kochankami, których poznajemy z liter praz zachowań, różnorodnych potrzeb, zainteresowań, interakcji z nimi oraz sobą. Ważnym rozdziałem jest tu relacja z odchudzania, w której walka o bycie chudszym zmienia się w prawdziwą obsesję.
Jeśli chodzi o kochanków jest ich tu całkiem sporo. Każdy inny, każdemu towarzyszą sceny erotyczne. Oczywiście gejowskie. Same spotkania z kolejnymi osobami z humorem nazwane czasem "puszczania się".
Książka na początku ma w sobie urok powieści dla nastolatków, które przeżywają pierwsze doświadczenia seksualne i są nieco pogubione w świecie odczuć i wrażeń oraz pragnień. Widzimy jak wyidealizowane oczekiwania rozmywają mu się w zderzeniu z rzeczywistością. Wiele z tych spostrzeżeń mogłyby napisać kobiety po nocy z kandydatem na chłopaka.
Zdecydowanie nie jest to literatura dla każdego. Na pewno spodoba się osobom poszukujących homoseksualnych erotyków z mężczyznami.




Wojciech Kołodziejski "Sold out"

 


Maska wesołka zwalnia ludzi z mówienia o prawdziwych emocjach, dzielenia się wątpliwościami i doświadczeniami. Śmieszkowanie może też stać się sposobem na zarabianie pieniędzy. I tak właśnie jest w przypadku bohatera książki Wojciecha kołodziejskiego "Sold out".
Autor zabiera nas do świata stand-uperów. Główny bohater to młoda, przebojowa gwiazda przyciągająca tłumy. Jego niepowtarzalne dowcipy tworzą wrażenie szczęścia i lekkiego podejścia do życia, do którego bardzo chętnie zabiera widzów i słuchaczy. Z życia wzięte historie sprawiają, że Andrzej Braniecki bardzo szybko staje się ogólnopolską gwiazdą mającą przyzwoite dochody. Rosnącej popularności jednak towarzyszy pogłębiające się uczucie pustki i zmęczenia. Swoje zniechęcenie zalewa kolejnymi porcjami alkoholu, w czym jest bardzo podobny do ojca.
Wypalenie zawodowe i porażka w życiu osobistym sprawiają, że dochodzi do wniosku, że najwyższa pora zwolnić, poszukać pomocy i zacząć od nowa. Tylko czy na to nie jest za późno?
"Sold out" to historia o pozorach. Wojciech Kołodziejski wykreował postać osoby pozornie radosnej, wielkiego gwiazdora, którego życie nie współgra z odgrywanym na scenie spektaklem. Oczekiwania otoczenia sprawiają, że Andrzej po drodze gubi prawdziwe "ja".
Pisarz podsuwa nam ciekawą historię o doświadczeniach, odgrywaniu ról, przyjmowaniu póz oraz sporą dawkę refleksji nad życiem. Bardzo podobało mi się pokazywanie różnorodnych trudnych tematów w kostiumie metafory. W ten sposób pokazuje stygmatyzację kobiet przez patriarchat, nałóg prezentuje jako relację damsko-męską, przez co oddawanie się mając rodzinę jest jak zamieszkanie z kochanką. Trafne i wymowne odczucia dziecka uciekającego przed obserwowaniem tego "romansu" i zagubienia w tej relacji żony alkoholika. To oczywiście jeden z tematów, które w tak nieoczywiści sposób została zaprezentowana, a jednocześnie jest w tym obrazie coś z westchnień alkoholików "gorzałko kochana".
Akcja jest tu szybka, a trafnie punktowane bolączki społeczne są motorem napędowym humoru. Pierwszoosobowa narracja pozwala na wczucie się w odczucia i doświadczenia bohatera zagubionego w świecie pełnym paradoksów oraz własnych sprzecznych pragnień. Pojawia się wątek terapii, próby poradzenia sobie z ciężkim bagażem doświadczeń, a okazuje się kolejnym wyzwaniem. Co mu przyniesie decyzja o zwolnieniu w pracy? Czy w dzisiejszym świecie da się zwolnić?
Wielkim plusem tej książki jest to, że Wojciech Kołodziejski świetnie posługuje się bogata polszczyzną. Dynamicznie prowadzona narracja daje językowi lekkość. Bogato wplatane w akcję refleksje są dobrze wkomponowane w wydarzenia wokół których budowane jest napięcie. Świetnie zaprezentowane wątki społeczne, pokazanie presji sukcesu, kaprysów tłumu dają poczucie realizmu wydarzeń.
"Sold out" Wojciecha Kołodziejskiego to świetna powieść, która bawi i zmusza do refleksji, której jednym z ważniejszych wniosków jest to, że każdy sukces ma swoją cenę, a kluczem do szczęścia jest akceptacja siebie.





środa, 15 stycznia 2025

Zabiegi chirurgiczne u osób z niepełnosprawnością


O służbie zdrowia można krótko powiedzieć: "Każdy widzi jaka jest". Mówiąc tak zapominamy jak niesamowicie bardzo zmieniła się przez ostatnie pół wieku. Baa, nawet w ciągu ostatnich dwudziestu, a nawet dziesięciu lat zaszło w niej wiele zmian. I to pozytywnych, mnie jako matkę dziecka z niepełnosprawnością bardzo zaskakujących, bo pamiętam, kiedy pierwsze wizyty u specjalistów wiązały się ze strachem oraz z dochodzących zza drzwi gabinetów zabiegowych odgłosy niczym z rzeźni. Dzieci i dorośli z niepełnosprawnością krzyczeli ze strachu. Nie są to oczywiście łatwi pacjenci i kto jak kto, ale my rodzice wiemy o tym. Wiemy też, że odpowiednie zachowanie może wiele problemów rozwiązać, uniknąć wielu traum. O ile jeszcze kilkanaście lat temu widywałam osoby z niepełnosprawnością intelektualną czy neurologiczną przywiązywanych do łóżek i foteli, przypinanych pasami teraz wygląda to inaczej. Wiele zabiegów można mieć pod narkozą. Tę z kolei podaje się po uśpieniu gazem. Bez wkłuwania, kiedy przerażony pacjent się szarpie. Mniej stresu dla osoby z niepełnosprawnością, opiekuna i personelu medycznego.
Czasami placówki nie posiadają takiej możliwości. Wtedy trzeba szukać. nie jest to oczywiście łatwe, bo nawet pracownicy infolinii NFZ nie potrafią udzielić informacji, gdzie dzwonić, gdzie się zapisywać. To powoduje zamieszanie i niepotrzebny stres, bo wizyta jest, pacjent nastawia się na usunięcie bolącej rzeczy, a tu klops: nie może mieć zabiegu, bo nie współpracuje oraz nie ma możliwości uśpienia go. Mam nadzieję, że z czasem to się zmieni i każda poradnia, w której trzeba do pacjenta podejść z narzędziami kującymi i tnącymi będzie miała możliwość uśpienia choćby gazem usypiającym, aby dla każdego taka wizyta nie wiązała się ze złymi doświadczeniami, bo te też są częścią pracy personelu medycznego zmuszonego do słuchania krzyków i płaczów.
Temat poruszam, bo u nas ostatnio taka walka. Ola ostatnio bała się rozebrać u lekarzy, ale w grudniu udało mi się ją przekonać. Wczoraj już nie. Jak już zdjęła spodnie to krzyk był taki, że niejedno zarzynane w rzeźni zwierzę by przekrzyczała, bo z jednej strony bardzo chciała mieć usunięty w pachwinie pieprzyk, a z drugiej z kilku powodów się bała. O ile zastrzyki daje sobie podawać bez problemu (była w listopadzie szczepiona, miała pobieraną krew) to zastrzyk w okolicach intymnych ją przerósł. Miałyśmy duże szczęście do personelu medycznego. Lekarz stwierdził, że nie ma sensu jej męczyć skoro się boi. Po prostu musi mieć zabieg pod narkozą, ale na to trzeba poczekać. I teraz zaczynają się schody w domu: Ola bardzo chciała mieć usunięty doskwierający jej pieprzyk, dlatego krzyczy, płacze, nie daje sobie wyjaśnić, że zabieg będzie w innym terminie, w innym miejscu i z uśpieniem. Nie była nawet pójść na spacer. Skupienie się na tym, żeby pojechać do specjalisty i w końcu pozbyć się bolącego elementu uniemożliwia jej skupienie się. Z kolei normalnie (bez narkozy) usunąć sobie nie da. A na infolinii NFZ nie są w stanie powiedzieć, w jakiej poradni są robione zabiegi dla niepełnosprawnych pod narkozą. 

wtorek, 14 stycznia 2025

Przemoc wobec dzieci

źródło: Facebook
Problem polega na tym, że większość społeczeństwa nie ogarnia, czym jest przemoc wobec dzieci, że prędzej czy później prowadzi do tragedii. Czy to seksualna, czy psychiczna, czy fizyczna, bo "przecież dzieci trzeba przyuczyć do seksu", "pokazać seksualność", "bo dzieci mają się bezwzględnie słuchać nawet jak im to szkodzi", "bo klaps to nie bicie", "bo bicie to nie znęcanie się". W każdym środowisku taka śpiewka. Dochodzi do molestowania, nękania, pobicia i co może usłyszeć rodzic dziecka? "To przykry incydent". Nie, to przestępstwo. I najgorsze jest, że te argumenty padają zarówno w urzędach, placówkach zajmujących się opieką, osób zatrudniających opiekunów, kleru. Kiedy w grę wchodzi dziecko z niepełnosprawnością pojawia się jeszcze objaśnianie, że w sumie nic się nie stało. A później kilka miesięcy medialnego szoku, bo doszło do tragedii, aby na koniec zamieść sprawę pod dywan, ewentualnie kazać sprawcy przeprosić ofiarę wielomiesięcznego znęcania się. I sędziowie nie widzą problemu w tym, że takie wyroki są szkodliwe społecznie.

Yaro Kowalewski "Brama umarłych. Księga I"


Pragnienie władzy i nieśmiertelności od czasu do czasu powraca do ludzi i staje się przyczyną spustoszenia. Chore ambicje, pragnienie bezgranicznej władzy i sny o potędze zmieniały historie ludzkości. Podboje stawały się przyczyną eksterminacji różnych grup. Taki temat podsuwa czytelnikom Yaro Kowalewski w "Bramie umarłych". Podtytuł "Księga I" niesie zapowiedź, że po skończeniu książki nie rozstaniemy się z bohaterami. Oczywiście jeśli tylko będziemy chcieli. Ja zdecydowanie sięgnę po kolejny tom.
Historia jest mroczna i pełna brutalności. Mamy tu marzącego o boskiej sile cesarza Kiruth-Hora podbijającego kolejne ziemie i zbierającego pieczęcie, które mają dać mu pełnię władzy nad światem. Kolejne królestwa zdobywa siejąc spustoszenie, niewoląc ludzi, grabiąc ziemie, terroryzując władców. Równolegle poznajemy historie ciekawskich śmiałków, ludów, które uchroniły się przed najazdem, uciekinierów zagrożonych utratą życia.
Paladyn Ishaar, broniący Bastionu – schronienia dla uchodźców – obserwując kolejne napływy uciekinierów i coraz mocniej stąpających im po piętach szpiegów spodziewa się nadciągającej pożogi i zagrożenia życia mieszkańców górskiej krainy. Z niepokojem obserwuje poczynania bezwzględnego Kiruth-Hor. Wie, że dyktator nie cofnie się przed niczym, chcąc dorównać bogom.  Coraz bardziej osaczany paladyn musi znaleźć sposób, by zapewnić bezpieczeństwo ludziom. Nie będzie to łatwe. Zwłaszcza, że w odległej krainie z powodu nadmiernej ciekawości nastoletnich dzieci zarządców kopalń budzą się przerażające mroczne moce mamiące śmiertelników zachęcając ich do brutalnych działań. Przetrwanie w takich realia nie będzie łatwe.
Autor w akcje pięknie wplata problemy społeczne. Wśród ważnych postaci pojawia się niepełnosprawny chłopak i traktowanie go przez coraz bardziej sfrustrowane społeczeństwo, na które nakładane są kolejne restrykcje. Pisarz obok obrazów przemocy podsuwa nam też pozytywne wzorce. Zobaczymy bohaterów, którzy zaskakują nas swoją empatią, poświęceniem, narażaniem siebie na niebezpieczeństwo w imię jedności z ofiarą. Mają oni też różnorodne wady, własne doświadczenia. Każdy z bohaterów jest tu inny, wyrazisty, a akcja, którą podglądamy od pierwszych stron trzyma w napięciu. Zdecydowanie nie mogę doczekać się poznania dalszych losów bohaterów.



https://www.facebook.com/photo?fbid=122190777932164369&set=a.122097804122164369

poniedziałek, 13 stycznia 2025

Tomasz Urbaniec "Nocny pociąg do Bulowic"

 


Według oficjalnych danych bezdomność dotyczy kilkadziesiąt tysięcy osób w Polsce. Każda z tych osób boryka się z wieloma problemami, doświadcza różnorodnych form przemocy oraz wykluczenia. Pomoc państwa i organizacji jest ciągle niewystarczająca. Brakuje systemowych działań zapobiegających kryzysowi bezdomności. Brutalne realia kapitalizmu oraz niewystarczający dostęp do pomocy medycznej sprawia, że niepełnosprawność intelektualna i choroby neurologiczne w większym stopniu narażają ludzi na utratę dachu nad głową. Do tego dochodzi jeszcze przemoc w rodzinach skłaniająca młodych ludzi do ucieczki, która często przeradza się w trwającą całe życie bezdomność. Na co dzień mało uwagi poświęcamy temu problemowi oraz potencjalnemu narażeniu każdego z nas na utratę dachu nad głową. "Nocny pociąg do Bulowic" Tomasza Urbańca.
Autor podsuwa nam rozmowy z osobami, których życie toczy się wokół kryzysu bezdomności. Oddaje głos ludziom różnych profesji i doświadczeń związanymi z Wspólnym Chlebem Życia: swojej matce, księdzu, pielęgniarce, zakonnicy, pracownikowi poruszającemu się na wózku inwalidzkim, lekarzowi.  Jest to opowieść o empatii, pomocy innym, umiejętności dostrzegania problemu, małych gestach i ideach, które przyczyniły się, że pomoc znalazło wiele osób. Każda z osób jest inna, ma odmienny stosunek do relacji międzyludzkich oraz religii. Łączy ich wspólny cel: pomaganie. Z rozmów wyłania się historia powstania Wspólnego Chleba Życia, a także problemów, z jakimi mierzą się podopieczni. Rozmówcy uświadamiają nas jak wiele jest jeszcze do zrobienia i dlaczego warto to robić. Wyłania się tu inny obraz bezdomności niż ten ze stereotypów. Nie są to wesołe pijaczki żebrzące o klika złotych. Ta grupa jest dużo bardziej zróżnicowana. Są wśród nich nie tylko alkoholicy i narkomani, ale też ofiary przemocy w rodzinie, dorosłe dzieci z rodzin zastępczych (bo państwo po uzyskaniu pełnoletniości nie ma obowiązku zapewniać im dachu nad głową), samotne matki z dziećmi, obcokrajowcy, którzy przyjechali do Polski za chlebem i trafili na nieuczciwych pracodawców, mieszkańcy małych miejscowości, którzy wyjechali do dużych miast po lepsze życie, a zostali okradzeni i wyrzuceni na ulicę, osoby z niepełnosprawnościami, które nie potrafią samodzielnie zawalczyć o wsparcie państwa, a nie mają już bliskich, byli więźniowie, młodzież uciekająca z domów, przedstawiciele wolnych zawodów. Nie widzimy ich na co dzień, bo wtapiają się w tło. Zimą szukają schronień w ciepłych sklepach, kościołach w czasie nabożeństw, przychodniach, urzędach, gdzie mogą skorzystać z toalety, prowizorycznie się umyć, przebrać. Na pierwszy rzut oka nie wyglądają na osoby potrzebujące pomocy. Zdobywają jedzenie ze sklepowych śmietników, ubrania z kontenerów z odzieżą, odwiedzają jadłodajnie, niektórzy mają odwagę spać w noclegowniach. Każda z tych osób ma inne doświadczenia, dźwiga ciężar wykluczenia i przemocy, a także chorób i uzależnień. Na pierwszy rzut oka są czyści, schludni, bo to zapewnia im zachowanie pozorów przed spotykanymi osobami. Ich adresem korespondencyjnym jest miejsce, które często odwiedzają (punkt pomocowy). To pomaga im w znalezieniu pracy. Dowiemy się, że wbrew pozorom osoby w kryzysie bezdomności to nie zawsze bezrobotni. To osoby, które nie mają dachu nad głową. Tworzenie pozorów posiadania lokum daje im szanse na zatrudnienie.
Z rozmów z osobami związanymi ze Wspólnym Chlebem Życia wyłania się obraz problemów społecznych, z którymi mierzy się każdy z nas. Uświadamiamy sobie jak wyglądają stadia bezdomności, w jaki sposób ludzie walczą o to, aby nie trafić na ulicę, ale zdarzenia losowe podcinają im nogi. Widzimy jak wygląda codzienność tych osób, obserwujemy koczowniczy styl życia, w którym miasto staje się wielkim mieszkaniem z kuchnią (miejscem, gdzie można zdobyć jedzenie), garderoba (miejsce z suchymi rzeczami), sypialnia, łazienka. Uświadamiamy sobie, ze pomoc może polegać na małych gestach, wśród których nie brakuje dostępu do kontenerów i pozostawianie dobrych rzeczy obok nich. Zobaczymy też jak bezdomność degraduje poczucie własnej wartości, zniechęca do zachowania pozorów, starania się i trzeźwości. Rozmówcy pokazują, że nie ma osób, które marzą o bezdomności jako formie wolności. W tle oczywiście są poglądy polityczne, osobiste doświadczenia i przekonania aktywistów tworzących kolejne domy, w których niesiona jest pomoc osobom w kryzysie bezdomności. Zobaczymy jak przez lata zmieniała się forma domów.
"Nocny Pociąg do Bulowic" to inspirujący i poruszający zbiór rozmów z ludźmi, którzy poświęcili swoje życie, by pomagać najbardziej potrzebującym. Autor pokazuje tu, jak niesamowicie wiele dobrego może zdziałać empatia i umiejętność dostrzeżenia osób potrzebujących pomocy.






Alex Lid "Ultreia. Podróż ducha"

 

Każdy z nas ma do przebycia jakąś drogę, miewa momenty zwątpienia w cel i sens poczynań, szuka sensu życia. Po zakończeniu jednego ważnego etapu następuje dezorientacja i konieczność poukładania sobie codzienności na nowo. Tak jest właśnie w przypadku Alex Lid, która w "Ultreii. Podróży ducha" dzieli się opowieścią z pielgrzymki do Santiago de Compostela, czyli położonej w prowincji A Coruña stolicy malowniczej Galicja, w której krajobraz wpisują się Góry Kantabryjskie i wybrzeże Oceanu Atlantyckiego. Książka jest zapisem osobistych relacji autorki. To typowy diariusz z podróży.
Pierwszoosobowa narratorka zabiera nas do swojego świata. Jako absolwentka studiów wyższych poszukuje nowego celu. Próba zdefiniowania go skłania ją do udania się w podróż. Na cel obiera popularne wśród katolików miasto, do którego prowadzi szlak św. Jakuba (jednego z dwunastu apostołów). To przeświadczenie o bliskości Jezusa sprawiło, że od średniowiecza odwiedziły to miejsce miliony wiernych. Na początku chrześcijaństwa był to jeden z trzech głównych celów średniowiecznego pątnictwa (obok Rzymu oraz Ziemi Świętej). Wędrówka miała pomóc w zrozumieniu siebie, odnalezienie celu i możliwość uproszenia o łaski. Każda pielgrzymka była też próbą charakteru. Wędrówka powoduje zmęczenie, wystawia na wiele doświadczeń, skłania do przemyśleń oraz pozwala na poznanie różnych ludzi. I tak jest też w książce Alex Lid zabierającej nas do świata swojej refleksji, dzielącej się wrażeniami i spostrzeżeniami. Mamy tu oczywiście katolickie spojrzenie ma wiele spraw, opowiadanie o własnych religijnych doświadczeniach. Można pokusić się, że jest to opowieść bardzo intymna, bo zabierająca nas w zakamarki myśli autorki. Diariusz uświadamia nas, że nawet najlepiej zaplanowana podróż może nas zaskoczyć. Akcja dzieje się na tle średniowiecznych uliczek, hiszpańskiej architektury i malowniczych krajobrazów tamtejszych prowincji. Całość ciekawa dla osób lubiących relacje z podróży i szukających lektury z polskim katolickim spojrzeniem na świat, dlatego sporo uwagi poświęcono tu różnicom kulturowym, trybom życia napotkanych osób, które mogą być dla wędrowców wzorcami lub szokować.
"Ultreia" Alex Lid to lekka i niedługa lektura. Czyta się szybko i przyjemnie.




Natalia Kujawa "Królowa Serca i Cienia"


Każda zmiana wymaga nowego spojrzenia, obalania wcześniejszych opowieści tworzących kulturę, która jest płynna i aby społeczeństwo się rozwijało musi być otwarta, gotowa na powiew świeżości. Nowe interpretacje dawnych bohaterów pozwalają na wprowadzenie innych tematów, pozwalają na odczytanie dzieł na nowo i nadanie im nowych znaczeń. Dekonstrukcyjne podejście do tekstów pomaga nam nieco inaczej spojrzeć na naszą codzienność. Klasyka jest wdzięcznym materiałem do takich zabiegów. Szczególnie dobrze spełniają się tu mity, legendy i teksty religijne, które w odświeżonej interpretacji może pchnąć ludzi do wielkich zmian społecznych. Z tego powodu uwielbiam sięgać po dzieła, których autorzy skorzystali z tego zabiegu. Tak jest właśnie w "Królowej Serca i Cienia" Natalii Kujawy. Wchodzimy do świata Branki od lat mieszkającej z dala od ludzi. Zamknięta w bezpiecznym, zaklętym kręgu z dala od ludzi jest niczym Roszpunka uwięziona w wieży. Tu zamiast złej czarownicy mamy troskliwe ramiona ojca martwiącego się o córkę w czasie jego nieobecności w domu. Samotne dni spędza na tkaniu gobelinów i snuciu na nich kolejnych opowieści. Czekanie na ukochanego rodzica nie jest wówczas takie dotkliwe. Jej życie pewnego dnia wywraca pojawienie się na progu człowieka, który jakimś cudem dostrzegł chatę. Jego ucieczka przed poniesieniem konsekwencji przestępstwa staje się początkiem wielkich zmian w życiu Branki. Żyjącą pośrodku lasu nastolatkę wychowano w strachu przed bogami i ich odwieczną wojną. Strach i zapewniające ochronę ogrodzenie oraz codzienna nuda nie przygotowały jej na kontakt ze światem. Podsycona opowieściami przybysza ciekawość sprawia, że pragnie lepiej poznać otoczenie znajdujące się poza magicznym kręgiem, po którego opuszczeniu zaczyna się prawdziwa szkoła życia. Bohaterce przyjdzie się zmierzyć z brutalnym światem ludzi i bogów. Zachowanie pierwszych sprawia, że szybko trafia w ręce drugich i tym sposobem akcja przenosi się do zarządzanego przez Persefonę podziemnego królestwa. Na mity o Demeter i jej córce (Korze/Persefonie) spojrzymy nowym okiem. Dowiemy się też kim tak naprawdę jest Branka i dlaczego ojciec ją ukrywał. W tle pojawi się też romans, konflikty między bohaterami. Spotykamy tu sporo bogów. W akcji pojawia się Hades, Persefona, Posejdon, Ares, Afrodyta, Apollo, Hermes, Artemida, Atena, Demeter, Hefajstos, Hestia i Hera. Do tego nie zabraknie kilkoro z ich dzieci i znanych z mitologii postaci. Sięgając po książkę oczywiście nie trzeba znać mitów.
Historię podzielono na dwie części: Królowa cienia i Królowa serca. W nich mamy podział na etapy zmian dotyczące charakteru, nastawienia i miłości bohaterki. Cała historia toczy się wokół konfliktu przypominającego biblijne starcia i rywalizacje między braćmi. Wydarzenia umieszczono około wieku po obaleniu Kronosa i Tytanów. W historię pięknie wkomponowano różnorodne wierzenia (także te o reinkarnacji). To one często determinują akcję, sprawiają, że bohaterzy postępują tak, a nie inaczej.
"Królowa Serca i Cienia" to wciągająca lektura bardzo szeroko czerpiąca z mitologii i baśni, dzięki czemu dostajemy ciekawe, nowe spojrzenie na wiele popularnych w naszej kulturze motywów. Książkę czyta się szybko i przyjemnie. Zdecydowanie polecam miłośnikom fantastyki.




niedziela, 12 stycznia 2025

Łukasz Wachowski "W imię Ojca"


Wyjaśnianie zagadek kryminalnych nigdy nie jest łatwe. Sprawcę można znaleźć jedynie na podstawie popełnionych przez niego błędów, skojarzeń przypadkowych świadków oraz umiejętności łączenia faktów. Śledztwa są zawiłe i pełne żmudnej pracy. Pisanie książki, której główna akcja toczy się wokół śledztwa wymaga sporej wprawy, aby nie znudzić czytelnika. Znaczenie ma nakreślenie tła społecznego. Uważam, że Łukasz Wachowski w książce "W imię ojca zrobił" to bardzo dobrze.
Pisarz kreując mroczny klimat wokół zabójstw w małomiasteczkowych kościołach wydaje się korzystać z doniesień medialnych o różnorodnych ekscesach na parafiach, których mury skrywają wiele tajemnic. Akcję otwiera wizyta w zwyczajnym domu, którego samotna starsza mieszkanka dostrzega dziwne zachowanie psa. Kilka godzin później w kościele zostaje odkryte ukrzyżowane ciało księdza. Śledztwo zostaje przydzielone Marlenie Podgajnej, która na tle kolegów z pracy wypada bardzo dobrze. Inteligentna i zuchwała inspektorka cechuje się twardym charakterem i ciętym językiem. Razem z nią wchodzimy do zawiłego labiryntu zbrodni, które zaprowadzą nas do odległej przeszłości. Szybko okaże się, że ofiar jest więcej, a wszystkie kończy rok skończenia seminarium. Ofiary nie są przypadkowe. Zbrodnia jest przemyślaną zemstą. Znalezienie powiązań i przyczyny wymaga czasu, a ten niestety pędzi szybko i giną kolejne osoby.
Mamy tu świetnie skonstruowaną i wciągającą akcję, w której z jednej strony policjantka jest też żoną i matką, a z drugiej policjantką, która musi zmierzyć się z małomiasteczkową mentalnością oraz dobrze wykonać swoje obowiązki. Mamy tu bardzo dobrze oddane realia, z jakimi mierzą się kobiety. Nierówność pojawia się w takich subtelnych rzeczach jak rozkład obowiązków opieki nad dzieckiem: policjantka musi zadzwonić do swojego pracującego z domu męża, że ma się zająć po południu dzieckiem, ponieważ ona musi służbowo wyjechać. W przypadku mężczyzn jest to oznajmienie, że nie będzie ich do określonego dnia bez konieczności proszenia o opiekę nad wspólnym potomstwem. Autor te kwiatki dostrzega i pięknie uwypukla. Tak jak te społeczne szczegóły są przez niego dostrzegane tak samo świetnie prowadzi wątek śledztwa i pościgu za mordercą przyjmującego rolę sędziego i kata.
„W imię Ojca” to świetny literacki debiut, w którym mamy wciągającą od pierwszych stron akcję bogatą w dobrze nakreślone sylwetki bardzo różnorodnych, wyrazistych bohaterów mających bogaty wachlarz zalet i wad. Tarcia między nimi nadają tempo akcji. Łukasz Wachowski podsuwa nam historię zbrodni popełnionych w imię religii. Pojawiają się tu kłamstwa i tajemnice zamiatane pod dywan, ekscesy księży, którzy przed odpowiedzialnością chowają się w seminaryjnych i kościelnych murach. Pisarz doskonale oddał tu problem bezkrytycznej wiary w słowa wygłaszane przez księży oraz ufność w ich dobre uczynki oraz intencje. W opowieści poraża realizm i duże prawdopodobieństwo. Polecam osobom lubiącym czytać kryminały.



Dana Hein "Gdzie ten raj?"


Nałóg to podstępna bestia, która zakrada się do rodzin i powoli niszczy relacje między bliskimi osobami czyniąc je chorymi. Nałogowiec, bo nie może uwolnić się od ulegania używkom, bliscy, bo są współuzależnieni, czyli ich życie determinuje nałóg bliskiej osoby . Lekarstwo na to jest jedno: amputowanie chorej części, czyli wykluczenie jej z rodziny. Pokazanie realiów domów dysfunkcyjnych jest niesamowicie trudne, bo często albo zostaje przerysowane albo zbyt idealizowane. Przygniatająca rzeczywistość pozostaje nieuchwytna. Danie Hain w "Gdzie ten raj?" udało się uchwycić problem konsekwencji uzależnienia.
Do historii wchodzimy w Wigilię. Mamy tu rodzinne spotkanie, wyczekiwanie na pierwszą gwiazdkę, siadanie do stołu, radość z choinki i prezentów. I niby wydawałoby się, że obserwujemy zwyczajną kochającą się rodzinę w zwyczajnym mieście, w czasie świąt, ale kolejne strony ukazują zawiłość relacji między bohaterami, sympatie, antypatie, uprzedzenia, tajemnice i oddawanie się nałogowi. Życie rodzinne toczy się wokół pracy i szkoły oraz weekendowych wyjazdów matki z nastoletnią córką na wieś do babci. W tym czasie uwięziony w patriarchalno-nacjonalistycznych przekonaniach Zbigniew coraz mniej czasu spędza z żoną i córką, przez co coraz bardziej oddala się od nich. Weekendowe picie z czasem zmienia się w konieczność codziennego zapijania, przez które zadłuża rodzinę, zaniedbuje obowiązki w pracy, szuka odskoczni od relacji z żoną, pogrąża się w przekonaniu o tym, że świat jest zły, a on pokrzywdzony. Jego myślenie o finansach to analizowanie jak dużo alkoholu może sobie za nie kupić przy jednoczesnym odgrywaniu trzeźwości. Świetnie zaprezentowane współuzależnienie, wewnętrzne dylematy oraz ciągłe zastanawianie się czy mąż będzie po pracy trzeźwy.
"Oboje zapaliliśmy papierosa do porannej kawy. Poinformowałam, że w piątek jadę z Sonią do mamy i mam nadzieję, że nie będzie znów pił cały weekend. Jak zwykle się tłumaczył, że mam przestać się czepiać. Burknął pod nosem, że nieważne, czy pije, czy nie, zawsze robię z niego najgorszego. Ot, nasza codzienność".
"Gdzie ten raj?" to opowieść o staczaniu się i zaprzepaszczaniu szans. Jednocześnie mamy tu zderzenie dwóch światów: NRD i PRL. Życie braci Drogomiry we wschodnich Niemczech w porównaniu z polską szarzyzną końcówki komunizmu wydaje się dostatnie, barwne i ciekawe. Przepaść między tymi światami potęguje tracenie pieniędzy na nałóg. Przykra codzienność Drogomiry, Zbigniewa i ich córki Sonii w kamienicy, w której wszystkie rodziny są dysfunkcyjne daje przygnębiający widok. Jednak autorka pokazuje, że i z takiego otoczenia można uciec i dać sobie szansę na nowe życie. Marzyć o odmianie, podróżach, wyzwoleniu z tego małego piekiełka utkanego z piekła dysfunkcji i nałogów.
Dana Hein wprowadza nas do świata problemów społecznych podsuwając obraz przekazywanych z pokolenia na pokolenie traum wojennych, działania używek, przemocy, dyskryminacji. Uświadamia jak niesamowicie ważne jest wsparcie otoczenia, otrzymywanie szansy, podejmowanie odważnych decyzji o rozstaniu czy daniu sobie przestrzeni na miłość. Pisarka świetnie oddaje klimat końca lat osiemdziesiątych i początku dziewięćdziesiątych. Życie rodzinne ze zmianami ustrojowymi, a także obyczajowymi w tle. Widzimy jakie piętno na rodzinie odcisnęły warunki, w których musiała żyć rodzina Malinowskich.
Prowadzona kilkurtorowo pierwszoosobowa narracja pozwala na poznanie świata z perspektywy wszystkich członków rodziny, uświadomienie sobie jak na każdą z osób wpłynął nałóg, w jaki sposób determinuje późniejsze wybory i relacje między bohaterami. Uważam to za bardzo udany zabieg.
Dana Hain napisała świetną książkę. Polecam.


Mila Berg "Mała Jednorożka z Lasu Życzeń. Z wami wszystko jest możliwe" il. Marina Krämer


Podsuwanie pozytywnych wzorców i tematów do dyskusji w lekturach dla dzieci jest niesamowicie ważnym elementem. Pozwala na rozwijanie inteligencji emocjonalnej, podawaniu różnorodnych życiowych przykładów pozwalających na przygotowanie się do wyzwań. Do tego ważnym elementem jest budowanie wiary w siebie oraz pokazywanie znaczenia współpracy. Te wszystkie elementy pojawiają się w ciekawej serii książek Mili Berg "Mała Jednorożka z Lasu Życzeń". Każdy tom wprowadza nas do innej tematyki, pozwala przybliżyć inne aspekty codzienności. Pojawia się w nich problem wiary w siebie, wspierania przez przyjaciół, odczuwania emocji, niesienia pomocy, bezinteresowności, zaangażowania, przyjaźni. Każdy tom to bogactwo tematów do dyskusji, a jednocześnie podróż do świata wyobraźni.
Bohaterzy serii to istoty fantastyczne. Mamy tu jednorożce, trolle, syrenki, skrzaty, upersonifikowane zwierzęta. Każdy jest inny, wyjątkowy. Do tego przyjaźń nie pojawia się wyłącznie w ramach określonego gatunku. Najlepszym przykładem tego jest wspaniałe trio: jednorożka, goblinka i nietoperz. Każde z nich wśród przedstawicieli swojego gatunku czymś się wyróżnia. Jednorożka Finya ma krótkie nóżki, jest niezgrabna, nieporadna i nie potrafi wystarczająco dobrze czarować. Na tle swojego gatunku wypada słabo. Porównywanie się do innych sprawia, że czuje się przygnębiona i coraz słabiej wierzy w siebie. Na szczęście ma przyjaciół, na których może liczyć.
Tak jest też właśnie w tomie "Z wami wszystko jest możliwe". Na początku lektury Finya dzieli się z przyjaciółmi swoimi wątpliwościami dotyczącymi urody i umiejętności. Jej słowa świadczą, że nie wierzy w siebie. Jest rozczarowana i przekonana, że nigdy nie osiągnie takich umiejętności jak inne jednorożce. Trixi i Kalle dają jej słowa wsparcia. Ich rozmowę przerywa zaskakujące zachowanie wróżek. Okazuje się, że ratują one osadę leśnych trolli. Trójka przyjaciół też rusza z pomocą. Próbują różnych sposobów. Włączają do akcji jednorożce i doświadczonego czarodzieja, ale okazuje się, że i to niewiele daje, bo nowe fale wody napływają. Przyjaciele postanawiają poszukać przyczyny zjawiska. Dzięki współpracy i nieszablonowemu postępowaniu udaje im się pomoc leśnym trollom i nie tylko.
Mamy tu świetną historię pokazującą dzieciom, że jesteśmy różnorodni i dzięki temu możemy mieć odmienne umiejętności, które przy współpracy przynoszą fantastyczne rezultaty. Wszyscy bohaterzy opowieści wspierają się w trudnych chwilach, ale niektórzy z nich odpuszczają, gdy zauważają, że nie mogą nic więcej zrobić. Trójka przyjaciół nie poddaje się tak łatwo. Kiedy jedna metoda nie działa szukają kolejnych.
Na polskim rynku na razie ukazały się cztery tomy zabierające młodych czytelników do innej pory roku oraz podsuwające różne problemy. Ważnym przesłaniem jest tu umiejętność dzielenia się z innymi, dbanie o przyjaciół, wspieranie się w trudnych chwilach oraz realizowanie marzeń, a także poszukiwanie źródła szczęścia.
"Z wami wszystko jest możliwe" to urocza opowieść o umiejętności wspierania się. Taka pomoc może wyglądać bardzo różnorodnie i jest dostosowana do potrzeb określonych osób. Jednorożce pomagają słowa wsparcia, syrence uwolnienie, a trollom znalezienie przyczyny wzbierającej wody. Każdy tom z serii "Mała Jednorożka z Lasu Życzeń" zawiera ciepłą historię wzbogaconą pięknymi i klimatycznymi ilustracjami wprowadzającymi nas do świata magii i podsuwają urocze scenki z bohaterami opowieści. Obejmujące stronę lub całą rozkładówkę rysunki przyciągają uwagę inną scenką, w którą wkomponowano tekst.
W serii znajdziemy: "Twoja magia jest wyjątkowa", "Z wami wszystko jest możliwe", "W poszukiwaniu magii Świąt" oraz "Cudownie, że jesteśmy przyjaciółmi". Każda z tych historii podsuwa cenną lekcję, pokazuje wspaniały świat magii i porusza ważne dla młodych czytelników problemy. Zdecydowanie polecam.









sobota, 11 stycznia 2025

Debata publiczna

 Debata społeczna jest po to, abyśmy znajdowali rozwiązania, które pozwalają znaleźć najlepsze rozwiązania różnorodne problemy. Każdy z nas do takiej dyskusji przychodzi z własnym bagażem doświadczeń, wiedzy i uprzedzeń i to jest cenne. Ważne jest, aby potrafić rozmawiać bez obrażania się, zapowietrzania i narzucania innym swojego punktu widzenia (prezentowanie, a narzucanie to nie to samo). Zadziwia mnie to, co dzieje się wokół WOŚP.
Nie rozumiem tego fanatyzmu z różnych stron, walki o to, czy dawać, czy nie dawać. To wybór każdego czy da czy nie. To jego pieniądze i nic nam do tego. Nie ma, co kłócić i obrażać dających i zbierających.
Ja nie dam. Po prostu. Orkiestrę mamy we własnym domu w postaci dziecka z niepełnosprawnością. Albo będę miała na leki albo na wspieranie czegoś, co powinno zapewnić państwo. Uważam, że spychanie przez państwo odpowiedzialności na obywateli, żeby zebrali pieniądze na cele ważne społecznie (a te WOŚP zawsze ma) jest dokładaniem ludziom kolejnego podatku. Mamy fatalną dystrybucję funduszy w państwie, co sprawia, że tacy rodzice jak ja żyją zarabiając na terapie. Ja już nawet nie pamiętam, kiedy był u mnie jakiś miesiąc, gdy nie wyliczałam kasy na leki i terapię i ot tak sobie pomyślałam, że zarobię i wydam na swoje przyjemności bez myślenia o teraźniejszości i przyszłości dziecka.
Jest całe mnóstwo ludzi, którzy przez niepełnosprawność w rodzinie są skazane na ubóstwo, bo państwo niewystarczająco wspiera, nie ma wystarczającej ilości specjalistów, osób wspierających w opiece. Tym powinny zająć się telewizje, a nie szczuciem na siebie. Powinny ich interesować realne problemy społeczne, a nie namawianiem ludzi na niszczenie innych ludzi. Nie podobają się pro społeczne działania? To nie patrz na nie. Podobają? To nie zmuszaj innych do uczestniczenia w nich. Niech każdy sam oceni, czy dać czy nie. Nikomu nic do tego, na jakie organizacje ludzie przeznaczają pieniądze, jeśli te organizacje nie propagują wykluczania czy prześladowania kogokolwiek.

Przestępcy seksualni

 


Zawsze, kiedy dochodzi do przestępstwa na tle seksualnego automatycznie ze strony jego bliskich pojawiają się stwierdzenia:

-sprawca jest niewinny,
-proszę go/mnie nie prześladować,
-na pewno zostaje wrobiony,
-to na pewno z powodu nienawiści do niego.
Nigdy nie zastanowią się:
-jak się z tym czuje ofiara,
-jak pomóc ofierze.
Sprawcy nigdy nie czują potrzeby przeproszenia. Wszyscy winni (szczególnie ofiara) tylko nie on...
Czego oczekuje ofiara?
Spokoju, niepodważania emocji, niepodważania tego, że zdarzenie miało miejsce, wsparcia specjalistów, nieobwiniania o to, że doszło do zdarzenia.
Ofiary, które przezywają (nie popełniają samobójstw) są superbohaterkami, którym udało się poukładać na nowo wywrócony do góry nogami świat. Ofiary do końca życia będą w sobie nosiły twarz sprawcy i każde zdarzenie w otoczeniu będzie sprawiało, że własne doświadczenia wrócą jak zmiatająca z powierzchni fala tsunami.
Pamiętajcie, że przepisy o przestępstwach seksualnych nigdy nie są skierowane do jednej płci. To przepisy dotyczące wszystkich.
Wielkim problemem jest pomoc sprawcy w zrozumieniu ciężaru czynu oraz wsparcie ofiar w uporaniu się z tym, co je spotkało. Przepisy przewidują więzienie (dla sprawcy), społeczeństwo stygmatyzację (dla ofiary, która odważyła się powiedzieć), a dla obu powinno być leczenie (dla sprawcy przymusowe badania psychiatryczne, terapia i zażywanie leków pozwalających na utemperowanie dysfunkcyjnych zachowań). Każdemu z nas powinno na tym zależeć, bo my -jako społeczeństwo - dźwigamy później ciężar popełnionych przestępstw: utrzymywanie więzień z podatków i brak cennego materiału dla psychiatrów i neurologów (badanie dysfunkcyjnych jednostek pozwala na zdobywanie szerszej wiedzy o mózgu człowieka, a co za tym idzie leczeniu chorób neurologicznych).

Fanatyzm w różnych odsłonach


Powiedzenie w niektórych kręgach "Jem mięso" jest traktowane jak 'coming out' (wyjście szafy, czyli przyznanie się do preferencji seksualnych) homoseksualistów w prawicowych kręgach.

-A próbowałaś diety vege? (A próbowałeś/aś z płcią przeciwną?)
-Na pewno niewystarczająco urozmaiciłaś dietę (Wiesz, pierwsze razy zawsze są fatalne, trzeba próbować więcej, żeby wiedzieć)
-Konsultowałaś się z lekarzem? (Leczyłeś/aś to?)
-A może po prostu nie próbowałaś vege? (Może nigdy nie byłeś/aś z płcią przeciwną, więc nie wiesz, co tracisz)
I nikogo nie interesuje, że próbowało się (było z dziewczyną/chłopakiem), że bardziej myślało się o tym, żeby zjeść coś innego (lepszym obiektem seksualnym wydawał się jej brat czy jego siostra niż dziewczyna czy chłopak).
Kiedy ktoś mi mówi "Jestem homo"/ "Jestem vege" przechodzę do porządku dziennego. Nie uważam, że powinnam prowadzić jakąkolwiek batalie w postaci uświadamiania, że trzeba spróbować czegoś innego, bo zakładam, że próbowali, ale zwyczajnie nie wyszło.
Życie byłoby dużo prostsze, gdyby ludzie nie zaglądali innym do łóżek, talerzy i portfeli.
Tolerujecie upodobania innych?