Wiara w konieczność dokończenia ziemskich spraw jest jednym z ważnych motywów legend, po który sięgają autorzy powieści z elementami paranormalnymi. Mariusz Gładzik w "Echach zaświatów" podsuwa nam trzymającą w napięciu historię, w której czas jest rzeczą umowną, bo dusza, która ma coś do załatwienia błąka się między przeszłością i teraźniejszością.
Wykreowany przez pisarza świat wydaje się płynny. Czas obowiązuje jedynie śmiertelników, którzy po sobie przychodzą, by zasilić szeregi odchodzących. Ludzkie sprawy są przyziemne, wydarzenia napędzane emocjami i oczekiwaniami zamiast wzniosłymi celami, głosem przyrody. Nie każdy może go usłyszeć, ale głównym bohaterom to się udaje. Umiejętność szerszego spojrzenia, widzenia poza powłoką materialnego świata.
Mamy tu opowieść o Hercie lepiej odczuwającej otoczenie, mającej większą empatię wobec zwierząt. Wciąż jest to jednak spojrzenie człowieka wsi: jedzenie chodzi po podwórzu, a w lesie są czujące zwierzęta, co w 1839 roku, w którym umiejscowiono tragiczne wydarzenia jest i tak rewolucyjnym podejściem. Będąca światkiem morderstwa kobieta zagubiona jest między tym, co mogła zrobić i co zrobiła. Jej wewnętrzne rozdarcie kończy tragiczna śmierć w lesie, w którym nikt nie odnalazł ciała. Po latach na prowincję w rodzinne strony tafia Zenek uważany przez byłą żonę, niespełnioną poetkę za nieudacznika. Mający poukładane życie, ale będący po rozstaniu z żoną zaczyna nowe życie, w którym pojawia się misja polegająca na wysłuchaniu głosów przyrody, w której pełno tragedii.
Do prowincjonalnego raju trafia też Michał, który na prowincji szuka wytchnienia, ale znajduje coś poza tym: przestrzeń wypełniona tragediami, które zawiesiły dusze między światami i pragną być uwolnione. Czy dane będzie im zaznać spokoju?
"Echa zaświatów" Mariusza Gładzika to lektura podsuwająca wiele ważnych tematów. Pojawiają się tu ludzkie historie bogate w zmiany, tragedie. Mamy biedę, wędrówkę, wojnę, niedowierzanie, że górzyste terany mogą stać się domem, tęsknota za cieplejszym i żyźniejszym Wołyniem. Góry Izerskie to miejsce, które dotknęło wiele zmian. Dawnych mieszkańców zastąpili ci, którzy napłynęli po II wojnie światowej ze wschodu. Jedno nie uległo zmianie: ślady po zbrodni z 1839 roku w okolicy Świeradowa Zdroju. Herta była świadkiem zabicia leśniczych przez kłusownika, przez co stała się posiadaczką tajemnicy, która nie pozwala jej spokojnie odejść.
Mariusz Gładzik sięgając po naturalizm, mistycyzm, surrealizm tworzy specyficzny klimat realizmu magicznego, w którym pogranicze polsko-czechosłowackie staje się specyficznym zamkniętym światem, w którym czas wydaje się inaczej płynąć, przyroda niechętnie wpuszczać intruzów. To górskie uniwersum ubrano w poetycki język, pełen metafor, zaskakujących skojarzeń i obrazów składających się na mroczne otoczenie ukształtowane przez zbrodnię sprzed lat. Akcja rozkręca się tu bardzo powoli. Mariusz Gładzik bardziej skupia się na kreowaniu otoczenia.