Etykiety

środa, 19 marca 2025

Írisz Agócs "Od plamy do obrazka. Nauka kreatywnego rysowania"

 

Jestem wielką fanką publikacji Írisz Agócs. Każdy jej książkowy kurs tworzenia to fantastyczna opowieść o bohaterach ilustracji. Poza pokazaniem metody pracy uświadamia czytelnikom jak ważne jest twórcze podejście, tworzenie opowieści na potrzeby ilustracji. I tak jest też w czasie zabierania nas do świata rozwijania umiejętności ilustratorskich, w których ważna jest praca wyobraźni i rąk. Obie te zdolności świetnie przygotowują do nauki pisania, wyobraźni i posługiwania się językiem. Írisz Agócs pokazuje, że tworzenie to spontaniczne przelewanie tego, co wymyślimy na papier. Jej bohaterzy nie są idealni. Perfekcja i bogactwo ilustracji tkwi w różnorodności i swobodzie. Rysunek musi mieć coś indywidualnego, niepowtarzalny styl rysującej osoby, bo przecież każdy z nas tworzy nieco inaczej. Nawet jeśli kierujemy się szablonami i instrukcjami. Írisz Agócs przekonuje, że rysunki każdego powinny być niepowtarzalne i za każdym razem dawać możliwość do eksperymentowania z kształtem oraz kolorem. Tylko w ten sposób możemy bardzo dobrze wypracować zarówno swój styl jak i biegłość posługiwania się narzędziami oraz pomysłowość, która może pomóc w wielu dziedzinach życia. To wymaga wielu godzin ćwiczeń, dlatego warto traktować je jak zabawę, eksperymentów, próbowania nowych rzeczy. To zdecydowanie znajdziemy w książkach węgierskiej rysowniczki. Polecałam Wam już „Nauka rysowania. Zacznij od ziemniaczka!”. Po wielkim powodzeniu pierwszego tomu nie mogłyśmy przejść obojętnie obok kolejnego. "Jeszcze więcej nauki rysowania. Zacznij od ziemniaczka!" stało się obowiązkowym wsparciem w zachęcaniu do korzystania z kredek. Kolejna publikacja Írisz Agócs to "Od plamy do obrazka". Tym razem zabawy z plamami i sporo opowieści o procesie tworzenia.

W każdej książce autorki ze wstępu dowiemy się, dlaczego rysunki Írisz Agócs wyglądają tak, a nie inaczej. Ilustratorka zachęca odbiorców do wyrabiania własnego stylu, dawania ilustracjom duszy oraz tworzenia z nich wciągającej opowieści. A będzie to możliwe dzięki wyobraźni i nauczeniu się kilku prostych chwytów. Dowiemy się też jakie narzędzia są nam potrzebne i dlaczego linie pomocnicze przydają się także w prostych rysunkach. Wszystkie te publikacje łączy też to, że pobudzają wyobraźnię, zabierają do świata opowieści. Zamiast prostej instrukcji mamy opowiedziane historie, bohaterzy rysunków ożywają w czasie przygody z rysowaniem czy paćkania, czyli robienia różnorodnych plam, w które wpisywani są różnorodni bohaterzy i fantastyczne opowieści. Dzięki temu, że nie są to zwyczajne książki pokazujące tylko i wyłącznie jak coś rysować, ale opowiadające o bohaterach rysunków. Ilustratorka wydaje się zapraszać kolejne postaci do swojej publikacji. Dzięki temu przygodę z każdą książką zaczęłyśmy od przeczytania jej, przyjrzenia się ilustracjom. W niewielkiej ilości tekstu kryje się wiele fantastycznych i pouczających prawd, które każdy młody czytelnik powinien sobie przyswoić. Najistotniejszą jest to, że wszyscy się różnimy i jest to piękne, cudowne, a nie złe, czyli poza nauką rysowania dostajemy wspaniałą lekcję akceptacji. Do tego Írisz Agócs jest doskonałą motywatorką pokazującą, że nie ma idealnego sposobu rysowania i malowania. Każdy może mieć swój i musi go odkryć eksperymentując. Najważniejsza rzecz to ćwiczyć, próbować, wyrabiać swój styl.

W pierwszym tomie, czyli "Nauce rysowania" z instrukcjami autorki przećwiczymy rysowanie niedźwiedzi, małp, żyraf, świnek morskich, chomików, psów, wiewiórek, leniwców, słoni, jeżów, szopów praczy, ślimaków, koni, krokodylów, nosorożców, ośmiornic, lwów, kotów, ludzi, owiec, zajęcy, koali, nietoperzy, lam, myszy, goryli, lisów, pingwinów, pand, świnek, kóz, mrówkojadów, zebr, wielorybów, żubrów, dziobaków, wombatów, delfinów, pelikanów, tapirów, żab, tukanów, wszelkiego rodzaju żuczków, wydr, hipopotamów, gepardów, niedźwiedzi polarnych, sów, żółwi, kretów, kameleonów. "Jeszcze więcej nauki rysowania" zabiera nas w baśniowo-świąteczne klimaty. Mamy tu mikołaje, elfy, renifery, bałwany, księżniczki, królów, smoków, żłobki, zwierzęta kojarzące się ze stajenką, postacie z baśni Grimmów. Jest tego sporo, co daje dużą możliwość na ćwiczenie oraz tworzenie własnych opowieści.
"Od plamy do obrazka" to publikacja zabierająca nas do różnych światów. Mamy tu tworzenie ptaków, dżungli, świata podwodnego, miejskich map i wielu, wielu innych. Każda ilustracja będąca punktem wyjścia do własnych ćwiczeń tętni życiem. Przykłady pobudzają wyobraźnię i pokazują, dlaczego warto puścić wodze fantazji.
Jak dla mnie publikacje Írisz Agócs to fantastyczna pomoc zachęcająca do tworzenia, rozwijania swoich artystycznych umiejętności. Córce bardzo podobała się opowieść o każdej rysowanej postaci. Zdecydowanie polecam.










Z jakimi wyzwaniami w szkole mierzy się osoba ze spektrum autyzmu

 Mam spektrum autyzmu, co sprawia, że komunikacja vis a vis jest dla mnie problematyczna. I to nie dlatego, że nie potrafię patrzeć w oczy. Bardziej ze względu na ilość bodźców. Ta ilość zapachów, dźwięków, wrażeń dotykowych i świetlnych jest czasami przytłaczająca. Kiedy ktoś się rusza, każdy pachnie inaczej, a budynek jest zbiorowiskiem osób i ma za sobą długa historię to mam gwarantowane problemy z przekazywaniem słownie tego, co mam do powiedzenia. Z tego powodu zawsze wolałam kartkówki od przepytywanek. Ogólnie nie cierpiałam sprawdzania jakiejkolwiek wiedzy, bo nie zawsze potrafiłam ubrać ją w słowa. Im większa szkoła tym większy problem, im nowsze zapachy tym większy problem, dlatego pójście do liceum było dla mnie wielkim wyzwaniem. Najpierw trzeba było dotrzeć tam autobusem pełnym ludzkich zapachów. Później przejść koło kilometra przez miasto z dużą ilością nowych bodźców i na koniec docierałam do szkoły, która była tak około 2x większa od podstawówki. Strasznie dużo ludzi, dużo zapachów, a ja umęczona samym dotarciem na miejsce. To sprawiło, że nauka już nie przychodziła mi tak łatwo jak w podstawówce. W obu szkołach jednak największym wyzwaniem były języki obce. Nie dość, że ta masa bodźców przytłaczała to jeszcze trzeba było przyswajać sobie słówka, a później wykorzystywać je w konwersacjach. Skutek: zawsze byłam kiepska z języków. No może nie do końca całkowicie, bo czytać potrafiłam i świetnie rozumiałam teksty, ale z mówieniem zawsze miałam problem. Zwłaszcza, kiedy w grupie było kilkanaście wiercących się osób. Egzaminy zdawałam dobrze i bardzo dobrze dzięki temu, że w sali były max 3 osoby, a nie 20-30. Po latach postanowiłam odświeżyć sobie umiejętność mówienia (bo czytam od zawsze). I co? Żałuję, że takiego sposobu nauczania języka obcego nie było w czasie mojej edukacji.
Jeśli macie ucznia, który duka w obcym języku, wydaje się, że on nie rozumie zadawanych mu pytań to możliwe, że problemem nie jest to, że on nie zna słówek, nie uczy się, ale może być stłamszony przez nadmiar bodźców.
Obecnie jestem na takim etapie, że nauczyłam się ze swoją "urodą" żyć, ale tylko dlatego, że nie jestem codziennie wystawiana na przymusowy kontakt z tłumem zgromadzonym w budynku, w którym uczyło się wiele pokoleń. Dzięki temu mogę spokojnie czytać w plenerze czy uczyć się nawet w szpitalu. I taki miałam ostatnio sprytny plan: nie spakuję miliona książek, bo ciężkie. Pouczę się. Nie przewidziałam jednej rzeczy: w szpitalu nie było zasięgu sieci. Drugie wyzwanie: szpitalna sieć wylogowywała mnie co kwadrans i nie chciała, aby telefon ją pamiętał. Ale i tak jestem zadowolona z wszystkiego, co udało się zrobić i załatwić oraz nowych ciekawych znajomości.

W jaki sposób pomagacie sobie w nauce języków obcych?

poniedziałek, 10 marca 2025

Jolanta Kosowska "Wyspa luzu"


"Każdy jest kowalem własnego losu" to jeden z bardziej kłamliwych sloganów używanych do zrzucenia winy na osoby, którym się nie powiodło lub miały trudniejszy start. Kładzie on nacisk na naszą odpowiedzialność za własny los i pomija wkład innych ludzi ich ingerencję w naszą codzienność. Wydawałoby się, że słusznie, ale czy na pewno? Jak wiele rzeczy w naszym życiu zależy od czynów i słów otoczenia? Jak bardzo sympatie i antypatie oraz osobiste plany bliskich mogą wpływać na naszą codzienność? Na co dzień nie zastanawiamy się nad tym. Te pytania pojawiły się u mnie w czasie lektury książki Jolanty Kosowskiej "Wyspa luzu", historii o wielkiej miłości, próbie, manipulacji i rozczarowaniu.
Do powieści wprowadza nas Natalia, która po zakończonym związku próbuje na nowo ułożyć sobie życie. Czuje, że gdziekolwiek w Polsce nie będzie to możliwe. Postanawia wprowadzić do swojego życia poważną rewolucję i zacząć wszystko od nowa w Grecji. Po rozstaniu z narzeczonym to drastyczny krok, ale czuje, że tylko w ten sposób będzie mogła stanąć twardo na nogach. Po latach Michał, niedoszły mąż Natalii, spotyka się ze znajomymi ze studiów. Jego najlepszy przyjaciel, Rafał, wraca do wydarzeń sprzed lat i przedstawia perspektywę Natalii. Dzięki temu Michał zaczyna nieco inaczej patrzeć na czas rozstania. Początkową złość zastępuje ciekawość i chęć spotkania z byłą narzeczoną. Poznanie wydarzeń sprzed lat z różnych perspektyw przekonuje go, że musi pojechać na Kos i tam liczyć na szczęśliwy przypadek, który skrzyżuje jego drogę ze ścieżkami Natalii.
Jolanta Kosowska podsuwa nam pouczającą opowieść o tym, że do miłości trzeba dorosnąć. Niezależność daje wolność pozwalającą na decydowanie o każdym aspekcie, pozwala na odpowiedzialność za wspólne życie. Brak tych elementów podcina skrzydła, sprawia, że codzienność może nas przerosnąć. Trudy bardzo szybko oddalają ludzi od siebie i sprawiają, że każdy pretekst staje się dobry do rozstania. I to wykorzystuje matka chłopaka doprowadzająca do rozstania syna z narzeczoną. Podjętych decyzji, rzuconych oskarżeń jednak nie tak łatwo cofnąć. Odgrywanie roli ofiary też nie ułatwia dialogu. Rozłam jest coraz większy i dotkliwszy.
Pisarka do świata Natalii i Michała zabiera nas podsuwając ich perspektywę. Dzięki takiemu zabiegowi poznajemy ich emocje, motywacje oraz możemy lepiej zrozumieć sytuację. Uzupełnienie historii przez wplecione w akcje rozmowy zawierające retrospekcje pomaga osadzić bohaterów w konkretnych czasach i otoczeniu. Ono jest tu bardzo ważne, ponieważ pisarka zabiera nas do miejsc istniejących. Razem z bohaterami udajemy się na spacer po Wrocławiu i po greckiej wyspie. Świetne opisy pozwalają nam na przeniesienie się do tych miejsc i poczucie ich klimatu. Jolanta Kosowska tradycyjnie podsuwa czytelnikom sporo ciekawostek i malownicze opisy odwiedzanych miejsc, co bardzo dobrze dopełnia akcję. A ta jest szybka, zaskakująca i bogata w rosnące między bohaterami napięcie. Akcja toczy się z jednej strony wokół codzienności, wakacyjnych doświadczeń, a z drugiej sporo tu zwyczajnej codzienności, pracy, oddawaniu się pasji, podążania w życiu zawodowym za głosem serca. Wykreowani przez Jolantę Kosowską bohaterzy są pasjonatami, którzy dbają o to, aby wykonane przez nich prace były jak najlepsze. Przy okazji zrozumiemy, że każde zajęcie tylko pozornie jest łatwe. Wielkie i piękne rzeczy wymagają trudów. Czasami taplania się w przysłowiowym lub realnym błocie, którego zapach i dotyk wydajemy się czuć tak jak bohater. "Wyspa luzu" to powieść obfitująca w opisy poruszające wyobraźnię, odwołujące się do zmysłów, przypominające, że odwiedzając różne miejsca powinniśmy chłonąć je wszystkimi zmysłami. Obok poważnej historii, dramatu rozstania, opowieści o budowaniu życia na nowo nie zabraknie też szczypty humoru i pokazania, że na niektóre rzeczy trzeba poczekać, a do innych dorosnąć, aby je docenić.
"Wyspa luzu" to kolejna lekka, wciągająca powieść Jolanty Kosowskiej z dużą dawką życiowych mądrości i inspiracji. Zdecydowanie polecam.



Marta Jednachowska "Toskański ślub"

 


Każdy z nas nosi maski. Są to role, w które się wpisujemy. Gramy dobrych lub złych ludzi, profesjonalnych lub niezaangażowanych, jesteśmy córkami, matkami, synami, ojcami, pracownikami, sąsiadami, krewnymi, przyjaciółmi. Z każda osoba w otoczeniu wyzwala z nas inne cechy, skłania do określonych zachowań oraz tworzenia specyficznych relacji. Czasami wpływ otoczenia jest większy, innym razem mniejszy. Ta determinacja wzajemnymi powiązaniami i odgrywanymi przed sobą rolami jest jak fala rozchodząca się na tafli spokojnego jeziora, w którym wylądował kamień. Od jego ciężkości, lotu oraz kąta padania zależy wygląd rozchodzących się kręgów, od częstotliwości rzucania zależy to, czy poszczególne kręgi będą się na siebie nakładać. I nie ma w tym nic złego i dziwnego dopóki nasza gra nie krzywdzi innych, kiedy pozory nie są wykorzystywane wyłącznie do osiągnięcia osobistych celów. Taki problem podsuwa w swojej książce "Toskański ślub" Marta Jednachowska zabierająca czytelników do malowniczej Toskanii z piękną okolicą Pizy.
Opowieść zaczyna się jeszcze w Polsce. Ewa przygotowuje się do wyjazdu na ślub przyjaciółki. Jest to nietypowe wydarzenie, ponieważ młodej parze w ceremonii towarzyszyć będą tylko cztery osoby. Do tego nie są one z młodymi spokrewnione, nie znają się wzajemnie. Poza tym ceremonia odbędzie się we Włoszech. Za wyjazd każdy płaci sam, czyli mamy coś w formie przymusowych wakacji bez najbliższych. I właśnie to wywołuje w Ewie i jej partnerze największy niepokój. Mimo tego Ewa stara cieszyć się z wyróżnienia, jakie ją spotkało ze strony dawno niewidzianej przyjaciółki. Przygotowania do ceremonii w jej oczekiwaniu mają kobiety na nowo zbliżyć, zacieśnić relacje z czasów studiów oraz wspólnie miło spędzić czas w ciekawym otoczeniu. Szybko się okazuje, że całe przedsięwzięcie jest kompletną klapą. Uczestnicy miewają swoje humory i humorki, izolują się, dystansują, a sama para młoda minimalizuje czas spędzony z gośćmi, nie potrzebuje pomocy w przygotowaniach. Goście mają zorganizować sobie czas sami, a ograniczeni są ilością wynajętych samochodów, więc samowolne podróże, samotne zwiedzanie nie wchodzi w grę. Albo wszyscy się ruszają albo nikt. Mało tego: po przysiędze małżonkowie mają przenieść się do luksusowego hotelu, a gości pozostawić w wynajętym mieszkaniu. Czwórka nieznających się osób ma pozostać sama ze sobą, co czyni wyjazd jeszcze bardziej mało atrakcyjnym. Wspólnie spędzanie czasu w atrakcyjnym miejscu zakładał też zwiedzanie malowniczej Toskanii, ale i tego może nie być, ponieważ niektórym uczestnikom nie chce się nic robić poza siedzeniem w pokoju.
Okładka z obrączkami, pięknym widokiem zapowiada romantyczną historię. Wydanie w lutym przywodzi na myśl Walentynki. Nic bardziej mylnego. Marta Jednachowska podsuwa nam powieść pełną zagadek, niedomówień, tajemnic. W tle pojawia się oszustwo, szantaż i tajemnice oraz złamane serce. Z romantycznej historii szybko przenosimy się do thrillera, w którym ciąg tajemniczych i dziwnych wydarzeń wydaje się otwierać oszustwo organizatora. Analizowanie poszczególnych zdarzeń, wchodzenie do przeszłości pozwala szerzej spojrzeć na wydarzenia i odkryć jak pozory mogą nas zwieźć.
Marta Jednachowska każdemu z bohaterów oddaje głos. Poznajemy historię z różnych perspektyw, dzięki czemu puzzle wydarzeń pięknie do siebie pasują i dopełniają. Mamy okazję poznać osobowość i myśli wykreowanych postaci, a także zrozumieć jak bardzo inne osoby mogą wpływać na zachowanie. Każde wydarzenie odciska na bohaterach piętno. Jedno jest pewne: ten spędzony wspólnie czas wywróci życie wszystkich uczestników. Jedni znajdą miłość, inni ją stracą, jedni będą musieli pogodzić się z tym, co przyniósł los, inni będą musieli udawać, aby chronić ukochaną osobę, a innym pozostanie bunt i próba zrozumienia wydarzeń. W akcję wpleciono też opowieści o zwiedzanych miejscach, ciekawostki historyczne. Piękne opisy pozwalają czytelnikom przenieść się do okolic Pizy, poznać interesujące postaci historyczne, zrozumieć ich fenomen.
"Toskańskie wesele" to historia mająca wiele przesłań oraz ważnych społecznie tematów. Na plan pierwszy wysuwa się przekonanie, że nie należy nikogo oceniać oraz warto wysłuchać tych, o których mamy złą opinię. Zobaczymy też jak odległość zmienia perspektywę, samotny wyjazd pozwala na wyzwolenie się z toksycznego związku. Czas dla siebie to też możliwość lepszego przyjrzenia się relacjom, pragnieniom, marzeniom i postawieniu sobie pytań o dalszą drogę. Książka Marty Jednachowskiej to opowieść pełna tajemnic. Każdy bohater ma tu swoje doświadczenia i skomplikowane relacje z rodziną oraz przyjaciółmi. Przychodzą z tym bagażem do miejsca, które pozornie ich nie łączy. Stopniowe przebywanie ze sobą, kolejne dni pozwalają na nawiązanie więzi i metamorfozy. Marta Jednachowska pokazuje nam jak pozory mogą mylić. Antypatyczne postacie z czasem stają się duszami towarzystwa, a miłe zmieniają się w... No właśnie, w kogo? Oszustów? Kochanków? Złodziei? Co kryje się za zachowaniami każdej osoby dowiecie się czytając całą powieść.
"Toskański ślub" to wciągająca i pouczająca lektura. Pojawia się w niej motyw zdrady, oszustwa, szantażu, a nawet zbrodni. Nie brakuje przemocy w związku, toksycznych relacji, manipulacji. Początkowo leniwa akcja przyspiesza, kiedy okazuje się, że romantycznego ślubu jednak nie będzie, a sielski nastrój zostaje zastąpiony tajemnicami, niedomówieniami i żalem. Oczywiście nie zabraknie tu też wesela i romantycznego zakończenia, ale to musicie poznać sami. Zdecydowanie polecam książkę.

czwartek, 27 lutego 2025

Magdalena Kułaga "Malarz światów"


Proste opowieści czasami kryją w sobie całe mnóstwo prawd społecznych, pozwalają obnażać bolączki i rozmawiać o wielu aktualnych wydarzeniach. Tak właśnie jest w przypadku powieści "Malarz światów" Magdaleny Kułagi. Na pierwszy rzut oka dostajemy świetną historię o niepełnosprawności, zagubieniu, miłości, otwartości, widzeniu czegoś więcej. Jeśli przyjrzymy się głębiej to okazuje się, że nie brakuje tu problemu manipulacji, zła, które może łatwo zakiełkować, jeśli zbyt łatwo będziemy ufać ludziom szukających w społeczności wrogów, którym mogą przypisać wszelkie nieszczęścia zamiast winy szukać w sobie. "Malarz światów" to też opowieść o wykluczeniu, lęku, zakłamywaniu historii, krzywdzeniu w imię zysku, ale jednocześnie o tym, że każde zło można zwalczyć, jeśli zrobimy to wystarczająco wcześnie i znajdziemy w sobie odwagę na przeciwstawienie się mu.

Do opowieści wprowadza nas scena tworzenia. Młody bohater z pasją oddaje się malowaniu. Obrazy tworzy nakładając farbę na płótno palcami, muskając. W tej scenie jest coś z magii. Bliskość twórcy i materiałów, doświadczenia w czasie procesu tworzenia pełne są emocji. Dowiadujemy się o jego niepełnosprawności, zagubieniu, poznajemy sposób funkcjonowania. Bastian jest młodym, inteligentnym i bardzo wrażliwym mężczyzną, który nauczył się czytać z ruchu warg. Z powodu swojej niepełnosprawności zaczął być postrzegany jako głupszy. Wykluczany przez ojca ucieka w sztukę i izoluje się od ludzi. Rozwijająca się choroba frustruje, wywołuje złość. Emocje potrzebują ujścia. Tę możliwość daje mu malowanie. Tworzone przez niego dzieła pełne są magii. Swoimi pracami odmienia los wielu osób. Mogą one dzięki nim spojrzeć w głąb siebie, zrozumieć prawdziwą naturę i pragnienia. Obrazy Bastiana skutecznie wpływają na postawy ludzi. Otwiera on każdego na dobro, które ma on w sobie. Osoby, które mogą uchodzić za miejscowych łobuzów ulegają cudownej metamorfozie. Bohatera wydobywającego z innych dobro prześladują brutalne sceny, których był świadkiem w pobliskich grotach. Tam na jawie czy też we śnie dostrzegł śmierć cudotwórcy z rąk osoby żądnej władzy. Prześladującą go scenę utrwala na obrazie. Niedługo po tym w miasteczku pojawia się tajemniczy mężczyzna, którego Bastian utrwalił w chwili dokonywania zbrodni. A wszystko po to, aby zdobyć magiczne rękawice, dzięki którym może czynić cuda przywracając ludziom zdrowie. Jego przybycie do Perły staje się początkiem wielu zmian. Początkowo nieśmiałe wchodzenie do społeczności szybko zastępuje coraz intensywniejsza manipulacja. Uzdrawiające rękawice pozwalają mu na pozyskanie zaufania i stopniowego wprowadzania dyktatury.
Zjawienie się obcego mającego złe intencje sprawia, że w małym spokojnym miasteczku pojawia się chaos. Ludzie dzielą się na zwolenników miejscowego dziwaka, jakim jest malarz oraz uzdrawiającego przybysza, który pod pozorem pomocy uzależnia od siebie kolejnych mieszkańców. Spore grono wrogów, jakich Bastian ze względu na niesioną ofiarom przemocy pomoc zyskuje, sprawia, że obcemu łatwiej jest manipulować i prześladować go.
"Malarz światów" to opowieść o walce dobra ze złem, ale też o odmienności, otwartości na nią. Pokazuje jak wiele zła mogą przynieść uprzedzenia i popieranie niewłaściwych osób. Uleganie osobom ze skłonnościami do przemocy prędzej czy później prowadzi do niewolnictwa. Magdalena Kułaga pokazuje, że totalitaryzm wymaga społecznego wsparcia. Bez tego nie ma szansy zaistnieć. Słabość i zło czyhające w społeczeństwach prowadzą do całkowitego przejęcia władzy i siania terroru. Władza kreuje wrogów społeczności, aby odciągnąć od siebie uwagę. Nagonka na osoby odmienne sprawia, że pojawia się mniej pytań o poczynania osoby, która stanęła na czele miasta. Mamy tu świetną historię pokazującą, w jaki sposób każda władza może nam zagrozić, uświadamiająca jak wielkim złem jest uleganie manipulacji, szukanie winnych dziejącego się w społeczeństwie zła zamiast poprawianiem siebie.
Powieść pełna jest zaskakujących zwrotów akcji. Nie brakuje w niej brutalności i uświadomienia, że osoby żądne władzy gotowe są na wszystko. Przeszłość -zarówno bliską jak i daleką- poznajemy dzięki retrospekcjom w postaci wspomnień lub opowieści. Życie bohatera obfituje w dylematy moralne. Nie brakuje tu też odkrywania zaskakującej przeszłości przodków i związanej z tym ciekawej historii wyspy. Magdalena Kułaga biegle włada językiem, podsuwa ciekawe, pobudzające wyobraźnię obrazy. Każda postać jest tu inna. Do tego nie brakuje postaci, które ulegają zmianie. Uświadamia czytelników, że nie ma ludzi z natury złych lub dobrych tylko są tacy, którzy podejmują czasami błędne, a czasami dobre decyzje. Zawsze jest to wynik kierowania się określonym interesem, czyli z naszego punktu widzenia dobra. Pisarka kładzie nacisk na to, abyśmy ciągle analizowali swoje czyny, bo perspektywa czasu i doświadczenia może pomóc spojrzeć na nie z innej perspektywy. Pokazuje, że na naprawę zła nigdy nie jest za późno.
"Malarz światów" to pouczająca i bardzo uniwersalna lektura. W każdych czasach istnieją osoby z różnych powodów wykluczane. Trzeba zachować czujność wobec tego, co wygłaszają osoby próbujące przejąć władzę lub próbujące manipulować opinią tłumu. Nie brakuje tu też tematu miłości, wybaczania, pokazywania, że każdy jest inny i przez to potrzebny, bo dzięki różnorodności możemy się uzupełniać. W lekturze nie zabraknie też wątku smoków. Magdalena Kułaga sięga tu po motyw magicznych gadów mających moc przemiany w ludzi. Uprzedzenia sprawiają, że w imię miłości niektórzy bohaterzy muszą wyzbyć się części swojej osobowości, odgrywać kogoś kim nie są.
Pisarka używa tu też motywy sztuki (malarstwa) jako elementy terapeutycznego. Artysta jest tu nie tylko rzemieślnikiem, ale kimś, kto widzi więcej i głębiej. Swoim spojrzeniem oraz wizją może zmieniać otoczenie, inspirować, nadawać bieg wydarzeniom. Bastian staje się tu kimś, poruszyć otoczenie, nakłonić do zmian na lepsze. Jako miłośniczce interseksualności ucieszyło mnie też nawiązanie do innych książek, przywoływanie z nich motywów. Takie mruganie do czytelnika pomaga rozbudować świat o kolejne wątki, poszerzyć stworzone przez pisarkę uniwersum.
Jeśli chodzi o głównego bohatera jest to postać, która może wywołać skrajne emocje. Z jednej strony utalentowany i inteligentny, a z drugiej pozwala innym na pomówienia i manipulację. Ale czy my tacy właśnie nie jesteśmy, czy czasami dla wygody nie poddajemy się wizjom innych uciekając w codzienne zajęcia i zainteresowania. Odcinanie się od ludzi prędzej czy później przynosi efekt, ułatwia manipulację osobom chcącym krzywdzić. I taki właśnie los spotyka Bastiana.
Powieść ta emocjonalnie jest dla mnie ważna, ponieważ Magdalena Kułaga sięgnęła po prace mojej córki (Aleksandry Anny Sikorskiej). Reprodukcje znajdziemy zarówno na fantastycznej okładce jak i w środku. Do tego Bastian sięga po tę samą technikę: przelewania farb, muskania palcami płótna, nakładania kolejnych warstw, z których obraz wydaje się wyłaniać niczym wydobywany ze świata magii. Różni ich tylko to, co tworzą: twórczość bohatera jest realistyczna i ma czasami duże rozmiary, a Aleksandra ogranicza się do niewielkich płócien i abstrakcji, w których każdy może zobaczyć coś innego. Być może tak jak w przypadku odbiorców literackiego twórcy pozwala ludziom na odkrywanie siebie. Zdecydowanie polecam.



wtorek, 18 lutego 2025

Marc Bourgne i Marcel Uderzo "Adaptacje literatury. Ostatni Mohikanin" na podstawie powieści Jamesa Fenimore'a Coopera

 


Romantycznio twórcy często sięgali po tematy społeczne. Tak też było w przypadku Jamesa Fenimore'a Coopera mającego w swoim dorobku ponad 60 dzieł. Największą popularność przyniósł mu historyczno-przygodowemu cyklowi powieści Leather-Stocking Tales (Opowieści Skórzanej Pończochy) w Polsce znanemu jako Pięcioksiąg przygód Sokolego Oka. Były to (w kolejności chronologii akcji): Pogromca zwierząt, Ostatni Mohikanin, Tropiciel śladów, Pionierowie i Preria. Zawierają one romantyczny, czyli idealistyczny obraz osiemnastowiecznej Ameryki Północnej, w której tubylcy i osadnicy mieszkają obok siebie w zgodzie. Indianie uczą ludzi ze Starego Świata kontaktu z naturą.
Adaptacja "Ostatniego Mohikanina" to podsuwanie młodym czytelnikom historii, która ukształtowała kilka pokoleń. Także Polaków, bo pierwsze tłumaczenie ukazało się już w 1830 roku. Każde wydanie cieszyło się dużym powodzeniem.
Akcja rozgrywa się w połowie XVIII wieku na terenach brytyjskich kolonii w Ameryce Północnej (Prowincja Nowy Jork) podczas wojny francusko-brytyjskiej. Dowiadujemy się, w jaki sposób Europejczycy wciągnęli do konfliktu Indian. Pierwsze sceny uświadamiają czytelnikom jak wielkim wsparciem byli lokalni przewodnicy oraz do jak wielu zdrad dochodziło. Obie strony musiały być czujne korzystając ze wsparcia w czasie podróży. Pojawia się tu temat lokalnych starć. Po poddaniu Fortu William Henry bronionego przez Brytyjczyków i amerykańskich osadników, dochodzi do masakry jego obrońców przez sprzymierzonych z Francuzami Huronów. Sokole Oko z indiańskimi przyjaciółmi – Mohikanami Chingachgookiem i jego synem Unkasem – ratują córki angielskiego dowódcy – Korę i Alicję. Akcja ratowania nie jest łatwa. Na wędrowców czeka mnóstwo niebezpieczeństw. Kora oraz Unkas zostają jednak zabici przez wodza Huronów, Maguę, który tę walkę również przypłacił życiem. Chingachgook, pozbawiony syna, pozostaje ostatnim żywym Mohikaninem. Powieść Coopera zawiera doskonałe opisy przyrody, wartka i pełna dramatyzmu akcja, barwna narracja oraz dobrze zarysowane sylwetki bohaterów. Wszystkie te cechy są świetnie oddane w komiksowej adaptacji.
Komiks należy do wydawanej przez Wydawnictwo Egmont świetnej serii „Adaptacje literatury” pozwalających na wprowadzenie czytelników do klasyki. Znajdziemy tam najpopularniejsze książki na świecie. W bogatej ofercie mamy książki: "Trzej muszkieterowie", "20 000 mil podwodnej żeglugi", "Przygody Tomka Sawyera", "Ivanhoe", "Biały kieł", "Wyspa skarbów", "Wehikuł czasu", "W 80 dni dookoła świata", "Robinson Crusoe", "Wojna światów", "Don Kichot", "Podróż do wnętrza ziemi", "Quo vadis", "Księga dżungli", "Powieść wigilijna", "Nędznicy", "Dzwonnik z Notre Dame" oraz "Ostatni Mohikanin". Większość tych dzieł łączy to, że powstały w XIX i w pierwszej połowie XX wieku. Wpisywały się one w ważne prądy społeczne mające wówczas przynieść ważne zmiany, doprowadzić do swoistej rewolucji, ukształtować poczucie ważności zachowań społecznych, pokazać w krzywym zwierciadle współczesnych oraz uświadomić jak może wyglądać zagrożenie.
Wszystkie komiksy mają świetne ilustracje. Na rysunkach dużo się dzieje. Bohaterzy doświadczają skrajnych emocji. A wszystko to w ciekawej szacie, na którą składa się dbałość o oddanie realiów epoki, w której dzieje się akcja. Rysownicy z wielu kadrów mrugają do spostrzegawczych czytelników podsuwając dzieła malarstwa w nieco innej formie. Warto podsunąć je młodym czytelnikom w czasie lektury, pokazać jak pięknie sztuka może się uzupełniać.







Śnieg

 


Kiedy spadł śnieg zmienił nasze życie. Ola wyszła na spacer i tak to trwa. Spacery toczą się ono wokół codziennego nurkowania. Ola zafascynowana śniegiem zakopuje w nim siebie i swoich towarzyszy. Zarówno pluszowy jak i żywy pies zadowolony z tego zakopywanie, ale ja dziś nie o tym chciałam Wam opowiedzieć.
Żeby łatwiej się spacerowało zawsze chodzimy tam, gdzie jeździ mniej samochodów. Wtedy nie muszę prowadzić Olki za rękę i mogę pozwolić jej na nurkowanie w śniegu bez ciągłego upominania "zejdź na bok, bo jedzie samochód". Olka nurkuje, pies jej pomaga, ja stoję i patrzę. Nurkowanie, turlanie, pływanie w śniegu na pleckach sprawia, że przemieszczamy się 100 m w 30 minut, ale ile Olka ma wtedy ruchu. No i tak w pobliżu staje kobieta 60+. Stoi i patrzy to na mnie to na Olę. A doświadczenia z takim patrzeniem mam jakie mam i se myślę: "przy*bie się zaraz", a tu zaskoczenie: -Jak ja was podziwiam. Codziennie na spacerze i dziecko nie chore. Mój wnuczek tylko na 5 minut wyszedł na śnieg i od razu chory. Troszkę o wietrzeniu, spacerach pogadałyśmy, pani powspominała jak to w młodości robiła lody ze śniegu i też nurkowała w śniegu, bo kiedyś to była norma i nikt dorosły nad dziećmi nie stał, że zaraz zmarzną i się przeziębią. Jak się zmarzło to wracało do domu i przytulało do pieca kaflowego, piło gorące kakao, a później znowu na śnieg, a jak zaczynało się kaszleć to czekała na dzieci mikstura z cebuli i cukru.

A jak tam Wasze śnieżne przygody? Jakie macie zimowe wspomnienia?

Claude Carré i Jean-Marie Michaud "Adaptacje literatury. Dzwonnik z Notre Dame" na podstawie "Katedry Marii Panny w Paryżu" Victora Hugo

 

Wiek XIX przyniósł wiele zmian, które były pokłosiem odkrycia Ameryk oraz poznaniem relacji społecznych tubylców. Fascynacja egalitaryzmem przyniosła krytykę istnienia klas społecznych, podziałów, które ograniczały możliwości osobom z innych klas. Zwolennicy równości wskazywali, że wystarczy dać ludziom szansę, aby mogli być lepsi. To przyniosło rewolucję francuską i wojnę secesyjną, a także wiele ważnych dzieł napędzających świat do zmian. Victor Hugo był jednym z ważniejszych pisarzy, których twórczość do dziś powraca w mniej i bardziej wiernych adaptacjach. Jego najbardziej znane dzieła to "Nędznicy" (pojawili się też w komiksowej adaptacji) i "Katedra Marii Panny w Paryżu" (częściej znana jako "Dzwonnik z Notre Dame), dramat "Hernani" oraz jedyna we francuskiej literaturze epopeja Legenda wieków.
Victor Hugo był człowiekiem czynu, dzięki temu należał do Akademii Francuskiej, był deputowanym do Konstytuanty, a następnie Zgromadzenia Narodowego. Wspierał rewolucję lipcową w 1830 roku (wielką rolę odegrali tu polscy spiskowcy uczestniczący w powstaniu listopadowym), brał udział w rewolucji lutowej w 1848 roku (która zapoczątkowała Wiosnę Ludów także w Polsce). Do ciekawostek należy też to, że zarówno "Katedra Marii Panny w Paryżu" jak i "Nędznicy" trafili na index librorum prohibitorum (indeks ksiąg zakazanych) za pokazywanie zakłamania kleru i nawoływanie do burzenie starego porządku. Dziś te dzieła nie szokują. Są jedynie ciekawostką z tamtych czasów i właśnie dlatego warto po nie sięgnąć. Młodszym czytelnikom warto podsunąć je w formie komiksu, aby płynnie przejść do zawiłej sytuacji politycznej w XIX wieku. Ciekawostką jest też to, że życie Hugo było troszkę takie jak jego bohaterów: kreował swoje korzenie, tworzył złudzenie arystokratycznych korzeni, a pochodził z pracowitego mieszczaństwa. Właśnie ta klasa społeczna w jego dziełach jest pokazywana jako ta, w której kryje się nadzieja na lepszą przyszłość, bo wolna jest od obłudy, rozpusty i przekonania, że może wszystko. Duże znaczenie w jego życiu odegrał pobyt w dzieciństwie we Włoszech oraz mieszkanie w budynku należącym dawniej do klasztoru feuillantów w Paryżu. Obiekt ten i jego obszerny ogród były wielokrotnie przywoływane w późniejszej poezji Hugo. Nie zabrakło też epizodu wojen w Hiszpanii. Dzieciństwo pełne wyzwań, obrazów wojen, konfliktów między dorosłymi są widoczne w jego twórczości. Porzucanie dzieci, brak środków do życia, konieczność przybierania ionnej tożsamości to motywy, które powracają i są obecne zarówno w "Nędznikach" jak i w "Katedrze Marii Panny w Paryżu". W obu dziełach wyraził sympatie polityczne oraz osobiste doświadczenia. Prosty lud utożsamiany jest z żebrakami, wyrzutkami społeczeństwa, osobami, którym odbiera się szansę na jakikolwiek wkład w rozwój oraz możliwość korzystania z dóbr. Widzimy tu też jego podejście do kary śmierci i karania, które uważał za niesprawiedliwe, okrutne i nieskuteczne.
"Dzwonnik z Notre Dame" to wzruszająca wielowątkowa opowieść uświadamiająca jak niepozorne zdarzenia mają na nas wielki wpływ. Mamy tu szereg sierot. Jedne porzucone przez szpetotę, inne porwane i wychowane w grupie cyganów. Kochająca matka do końca życia nie może się pozbierać po stracie córki, a ta tęsknie wzdycha do istniejącej gdzieś rodzicielki w nadziei, że ją spotka. Do tego pojawia się motyw niespełnionej miłości, wykorzystania naiwności, zazdrość i szaleństwo z powodu niespełnionych żądz. Na pierwszy plan wyłania się szpetny dzwonnik wychowany przy katedrze Marii Panny w Paryżu. Victor Hugo przypomina karnawałowe zwyczaje ludu oraz bezmyślny pęd do obserwowania makabrycznych zjawisk. Te nieliczne rozrywki pozwalają utrzymać ład w świecie, w którym władzę sprawują zepsuci uprzywilejowani.
Komiks należy do wydawanej przez Wydawnictwo Egmont świetnej serii „Adaptacje literatury” pozwalających na wprowadzenie czytelników do klasyki. Znajdziemy tam najpopularniejsze książki na świecie. W bogatej ofercie mamy książki: "Trzej muszkieterowie", "20 000 mil podwodnej żeglugi", "Przygody Tomka Sawyera", "Ivanhoe", "Biały kieł", "Wyspa skarbów", "Wehikuł czasu", "W 80 dni dookoła świata", "Robinson Crusoe", "Wojna światów", "Don Kichot", "Podróż do wnętrza ziemi", "Quo vadis", "Księga dżungli", "Powieść wigilijna", "Nędznicy", "Dzwonnik z Notre Dame" oraz "Ostatni Mohikanin". Większość tych dzieł łączy to, że powstały w XIX i w pierwszej połowie XX wieku. Wpisywały się one w ważne prądy społeczne mające wówczas przynieść ważne zmiany, doprowadzić do swoistej rewolucji, ukształtować poczucie ważności zachowań społecznych, pokazać w krzywym zwierciadle współczesnych oraz uświadomić jak może wyglądać zagrożenie.
Wszystkie komiksy mają świetne ilustracje. Na rysunkach dużo się dzieje. Bohaterzy doświadczają skrajnych emocji. A wszystko to w ciekawej szacie, na którą składa się dbałość o oddanie realiów epoki, w której dzieje się akcja. Rysownicy z wielu kadrów mrugają do spostrzegawczych czytelników podsuwając dzieła malarstwa w nieco innej formie. Warto podsunąć je młodym czytelnikom w czasie lektury, pokazać jak pięknie sztuka może się uzupełniać.
Zapraszam na stronę wydawcy






poniedziałek, 17 lutego 2025

"Klasyczne baśnie Disney'a w komiksie. Pocahontas"

 

Pocahontas jest jedną z kultowych postaci, których historia została zakłamana. Sama bohaterka stała się ważną postacią w wielu opowieściach o Indianach, kolonizowaniu Nowego Świata. Mit dobrego zdobywcy przeplatał się z wizjami brutalnych napaści. Anonimowany film z 1995 roku z wytwórni Disneya, i jego kontynuacja "Pocahontas 2: Podróż do Nowego Świata" to historia częściowo bazująca na prawdziwych wydarzeniach, ale zakłamujących je. Mamy w niej ckliwą historię o miłości, która zmieniła świat. Akcja toczy się wokół przybycie statku do Nowego Świata z angielskimi osadnikami i poszukiwaczami złota pod przywództwem pazernego Gubernatora Ratcliffe'a. Zjawienie się przybyszów ze Starego Świata przyjęte jest przez Indian nieufnie. Zaalarmowani o zagrożeniu szukają sposobów na uniknięcie kontaktu z dziwnymi przybyszami. Jednak piękna córka wodza Indian – Pocahontas przez swoja ciekawość poznaje Johna Smitha, którego ocenia tak jak Ratcliffe, czyli jako złego, ale przez kontakt z tajemniczym przybyszem jej nieufność szybko zanika. Księżniczka wprowadza Smitha w świat indiańskich wierzeń z pomocą swych psotnych przyjaciół – szopa Meeko i kolibra Flita. Pokazuje przybyszowi piękno i moc przyrody. Relacja powoli się rozwija, a bohaterzy zakochują się w sobie łamiąc stereotypy. Młodziutka księżniczka idzie za głosem serca i natury wybierając ukochanego. Piękna, romantyczna historia w rzeczywistości wyglądała nieco inaczej. Urodzona koło 1595 roku Pocahontas została porwana i uwięziona przez kapitana Samuela Argalla z Jamestown. Miała wówczas około 17 lat i była mężatką. Miała być wymieniona za ludzi przetrzymywanych przez Powhatana. Do wymiany nie doszło, jednak od tego momentu życie Pocahontas uległo radykalnej zmianie. Anglikom bardzo zależało na tym, by dokonała konwersji. Poślubiła Johna Rolfa, a jej życie miało przekonać Europejczyków do wsparcia dla Kompani Wirgińską. Komiks i film aminowany stanie się świetnym pretekstem do pokazania jak prawdziwe zdarzanie mogą inspirować do pokazywania ich w formie sztuki. Podsuwa też problem najazdu  na ziemie Indian, wykorzystywania jej do wzbogacania się oraz tworzenia przymierzy przez zawieranie małżeństw.
Komiks to świetny materiał zachęcający dzieci do czytania, pokazujący im, że znane i lubiane historie mogą dostać w formie książki. Piękne ilustracje skuteczne przyciągną młodych czytelników i uświadomią im jak dużą przyjemnością może być czytanie. Taka forma pomoże oswoić nasze pociechy z tekstem, zachęcić do sięgania bardziej rozbudowanych lektur.
Seria „Klasyczne baśnie Disneya w komiksie” to cykl przeznaczony dla małych i dużych czytelników. Opowieści Disneya będą punktem wyjścia do wspólnej lektury, pozwolą na sentymentalne powroty oraz rodzinne rozmowy. Znajdziemy tu historie o Królewnie Śnieżce, Śpiącej Królewnie, Pinokiu, Piotrusiu Panie, Pięknej i Besti, Małej syrence, Pocahontas, Mulan, Zakochanym kundlu, 101 dalmatyńczykach, Królu lwie, Aladynie. Każdą z opowieści otwiera prezentacja postaci, dzięki czemu młodzi czytelnicy i widzowie będą mogli lepiej poznać bohaterów. Na końcu lektur znajdziemy też ilustracje z poszczególnych scen w powiększeniu.








D.P. Filippi & S. Camboni "Gargulce. Tom 4: Fidiasz"

 


Jak wiele zmian zaszło w społeczeństwie uzmysławiamy sobie dopiero, kiedy zgłębiamy codzienne życie przodków. To pomaga w zrozumieniu różnic pokoleniowych, docenić przemiany, jakie zaszły dzięki wszelkiej maści buntownikom. Jak opowiedzieć młodym ludziom o przeobrażeniach w relacjach międzyludzkich? Zdecydowanie dobrym pomysłem jest sięganie po komiksy, w których ten problem jest podsuwany. Jestem miłośniczką niepozornego przemycania historii połączonego z podsuwaniem fantastyki. I tak właśnie jest w komiksie Filippiego Denisa-Pierre’a, który w swoich pracach często wplata wątki przeszłości wymieszane ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. W „Gargulcach” z jednej strony mamy akcję toczącą się w zabytkowym otoczeniu. Do tego podróż w czasie pozwalającą na poznanie dawnych szkół przyklasztornych, kolegiat, renesansowego miasta, którego życie toczy się wokół targowiska, studni i kolegiaty. Każdy ma tu swoją rolę i miejsca w społeczeństwie.
Pierwszy tom wprowadza nas do świata bohaterów, pokazuje, w jaki sposób rozpoczęła się wielka przygoda Grześka podróżującego w czasie oraz uczącego się magii. Historia zaczyna się od przeprowadzki do miasta. Chłopak nie jest zachwycony nowym miejscem, w którym przyjdzie mu żyć. Wolałby ciekawą prowincję bogatą w zwierzęta, spokojną, ze znanymi kolegami i zbudowaną pozycją wśród rówieśników. W nowym miejscu wystawiony jest na zaczepki nieco starszych chłopaków. Do tego w pobliżu mieszka ciotka uszczęśliwiająca go nielubianymi prezentami. Właśnie z tego powodu staje się nieszczęśliwym posiadaczem brzydkiego swetra, który musi nosić, aby uszczęśliwić obdarowującą. Rzucająca się w oczy część garderoby skutecznie przyciąga uwagę lokalnych łobuzów. Pierwszy dzień w nowym miejscu to prawdziwa katastrofa. Kolejna zapowiadają się równie źle. Mający problem z zaśnięciem Grzesiek znajduje w swoim pokoju tajemniczy medalion, który później przenosi go w czasie oraz pozwala widzieć magiczne istoty. Młody bohater ma okazję zobaczyć jak wygląda renesansowe miasto oraz edukacja, przekonać się, że dawniej wcale dzieci nie miały sielskiego dzieciństwa. Do tego wpada na trop szkodliwej działalności swojej ciotki.
W drugim tomie akcja nabiera tempa. Z jednej strony mamy dalszy ciąg mierzenia się z wyzwaniami związanymi z codziennym życiem Grzesia, który po przeprowadzce musi stawić czoła wielu wyzwaniom zarówno w domu, jak i w okolicy. Przenoszenie się w czasie ma dać mu możliwość oderwania się od problemów, ale okazuje się, że i tam czyha na niego sporo niebezpieczeństw. Zobaczymy, w jaki sposób kształci się, jakie tajemnice odkrywa, z czym musi się mierzyć. W tle pojawia się tajemniczy portal.
„Strażnicy” to trzecie spotkanie. Młody bohater coraz lepiej włada magią, dlatego będzie mógł odbywać więcej podróży. Przekona się też że jedna osoba może zachowywać się różnorodnie w stosunku do niego. Chłopak zarówno w domu, jak i w okolicy i w przeszłości mierzy się z kolejnymi wyzwaniami. Każda przestrzeń wymaga stawienia czoła trudnym sytuacjom. Przeplatająca się ze sobą przeszłość i teraźniejszość sprawiają, że zaczyna zadawać sporo kłopotliwych pytań. Z ich powodu postrzegany jest jako niegrzeczny. Jeśli myśli, że w przeszłości znajdzie ukojenie i lepszą wersję rodziców to szybko przekona się jak bardzo się mylił. W tym tomie pojawi się motyw wojny, dostosowywania się do otoczenia, magicznej przestrzeni, podróży w czasie i klonowania.
"Fidiasz" to czwarte spotkanie z bohaterami "Gargulców". Tym razem z jednej strony mamy dużo więcej magii, a z drugiej podsuwanie tematu względności czasu, który nie jest tu linearny. Główny bohater może pojawiać się w różnych czasach. Podróże są czymś w rodzaju skoków po rozmieszczonych w przestrzeni kamieni. Ograniczenie jest tylko jedno: nie można iść przed siebie, czyli przenosić się do przyszłości. Podróż możliwa jest wyłącznie wstecz. Zawsze wiąże się ze zmianami w teraźniejszości. Jest to świetny pretekst do poruszenia tematu odpowiedzialności za czyny.
Deni - Pierre Filippi z J. Etienne, a od drugiego tomu z Silvio Camboni, przenosi nas w czasie i pozwala na obejrzenie renesansowego miasta, przekonania się jak wyglądała edukacja w szkole przy kolegiacie. Autorzy zapraszają czytelników do niezbadanych zakątków gotyckich katedr, na targowiska, do typowego mieszczańskiego domu, ulice Paryża w okolicy kolegiaty i tajemniczych cytadel stanowiących scenografię dla niezwykłych wydarzeń. Umiejscowienie akcji w gotyckim otoczeniu daje spore pole do popisu. Znajdziemy tu fantastyczne gargulce zdobiące budynki, ale ze względu na umiejętności Grześka możemy zobaczyć, że są ożywione. Do tego zmagają się z wieloma problemami.
W cyklu  młodzi czytelnicy mają podsuwane wiele ciekawy istot magicznych. Do tego mogą lepiej przyjrzeć się życiu ludzi w czasach, kiedy nauczaniem zajmowali się duchowni tworzący szkoły przy kolegiatach. Grześka przybywającego z przyszłości uderza też renesansowy gender: siostra, która w XXI wieku jest ambitną nastolatką w wersji sprzed wieków marzy o dobrym mężu. Takie zestawienia pomogą pokazać jak wiele zmian zaszło w historii, uświadomić sobie, że świat, który znamy nie musi trwać, zasady nie są ustalone raz na zawsze. Relacje społeczne ciągle ewoluują.
Akcja toczy się tu wokół dwóch wydarzeń: z jednej strony poszukiwanie medalionu, który pozwoli wrócić do domu, a z drugiej pomaganie istotom magicznym. Grzesiek ma poczucie misji i wie, że tylko dzięki jego zaangażowaniu może pomóc uwięzionym istotom. Ratowanie kolejnych jest sporym wyzwaniem, bo trzeba przenieść się wystarczająco daleko w czasie, ale na tyle, żeby ocalić przed zagrożeniem. W czwartym tomie autorzy zdecydowanie rozbudowują fantastyczną część akcji. Mamy tu szkołę magii, w której Grzesiek może rozwijać swój magiczny talent.
Rysunki grają tu główną rolę i bardzo dobrze przyciągają uwagę młodych czytelników. Prosta kreska w połączeniu z dużą ilością szczegółów, cartoonowe ilustracje oraz ciekawy scenariusz napisany przez D-P Filippiego sprawiają, że jest to interesująca dla młodych czytelników lektura. W interesujący sposób wykorzystano tu motyw podróży w czasie, amuletu i dobrze zapowiedziano walkę dobra-ze złem. Akcja toczy się bardzo szybko, młody bohater jest w ciągłym ruchu, rzucany od wyzwania do wyzwania. Zagrożenia się piętrzą, czas pędzi, wyzwań przybywa.
Pierwszy tom powstał przy współpracy Denisa-Pierra Filippiego oraz J. Étienne’a (właśc. Étienne Jung). Obaj słyną z przemycania wątków historycznych, wplatania realiów z przeszłości do fantastycznych opowieści. Natomiast głównymi autorami serii jest wspomniany scenarzysta i  często działający z nim tandemie włoski rysownik Silvio Camboni. Obaj są znani polskim czytelnikom z takich wspólnych cykli jak: „Niezwykła podróż” oraz „Miki”. Całość ciekawa i wciągająca.








Christophe Cazenove, Philippe Larbier "Mali Bogowie. Tom 11: Kreteńska zabawa"


Mity kreteńskie pełne są cudownych opowieści o niezwykłych budowlach oraz wynalazkach, ale też podsuwają wiele problemów związanych z ludzką naturą. Cazenove i Larbier wzięli te motywy na warsztat wplatając ją sequel dzieciństwa każdego z bohaterów mitologii, których znamy jako dorosłych, wspaniałych i utalentowanych. Cykl komiksów „Mali Bogowie” to świetny zbiór scenek wprowadzających w ważne problemy, pokazujący w krzywym zwierciadle to, jak mogło wyglądać szkolenie przyszłych herosów i mieszkańców Olimpu.
Inspirowanie się, zapożyczanie, przerabianie motywów to typowe zjawisko w popkulturze, która z jednej strony podsuwa coś nowego, ale z drugiej strony jest to oparte na tym, co było lub jest popularne. Powielanie, przerabianie dopisywanie spojrzenia z innej perspektywy oraz wcześniejszych lub późniejszych losów bohaterów to główne cechy fanfików, czyli literatury tworzonej przez fanów określonych dzieł. Nie jest to nowość, ponieważ dawniej literatura także cieszyła się takimi alternatywnymi historiami o ulubionych bohaterach. Zwłaszcza, kiedy w grę wchodzili święci lub biblijni bohaterowie. Wtedy nazywano to apokryfami. W przypadku literatury pięknej były to zapożyczenia bazujące na tych samych bohaterach, ale z inną akcją. Jednym z obszerniejszych tego typu dzieł, które doczekało się publikacji jest historia hobbitów znanych z „Władcy Pierścieni” J. R. R. Tolkiena. „Ostatni Władca Pierścienia” Kiryła Yeskova pozwala spojrzeć na wszystkie wydarzenia ze Śródziemia z nieco innej perspektywy, odwraca role i pokazuje, że przeciętny bohater może być ofiarą manipulacji. A jak było w przypadku bogów starożytnej Grecji? Poddawali się kreacji głosicieli ich dokonań lub upadków? Jacy byli jako dzieci? Na te pytania próbuje opowiedzieć świetny duet Cazenove’a i Larbier’a. Pierwszy czytelnikom kojarzy się głównie z serią komiksów „Sisters”, „Kumpelki”, „Owady”, „Kasia i kot”, „Ptyś i Bill”, a drugi z serią „Koty, koty, koty”. Obaj twórcy kojarzeni są z gagami, etiudami, minimalistycznym pokazywaniem codzienności bohaterów. W stworzonej przez nich wspólnie serii „Mali Bogowie” widzimy piękne połączenie obu humorów, stylistyk prowadzenia akcji, bazowanie na scenkach oraz rewelacyjną zabawę mitologią. W każdym tomie widzimy mitologicznych bohaterów w czasach, kiedy jeszcze byli dziećmi i musieli odbyć staż na bogów, nauczyć się swoich ról, odkryć przeznaczenie i dopracować swoje talenty. To dało twórcom duże pole do popisu i moim zdaniem świetnie wykorzystali znane z mitologii opowieści, doskonale uwypuklili wady, uzmysłowili trud pracy nad sobą. Niektóre groźne czy wręcz demoniczne postacie nabierają tu łagodności, tragiczne historie są nieco złagodzone. Do tego wszystkie postaci to zgrana paczka dzieciaków, która próbuje bawić się, nie może pogodzić się z tym, że jeszcze nie mają statusu prawdziwych bogów, są traktowani z dystansem i pobłażliwością, a co najgorsze, wielu z nich nie wie, w czym będzie najlepsza i nie wie czy chce się doskonalić, bo może czasami w życiu wystarczy tylko dobrze się bawić?. Bycie dzieckiem nigdy nie jest łatwe. Niesamowicie trudne jest, kiedy jest się bogiem. I to jest w tych krótkich (skeczowych) scenkach pięknie pokazane.
W „Piorunie do drapania”, będącym pierwszą częścią „Małych Bogów” poznajemy wszystkich bohaterów. Wszystko zaczyna się od braków kadrowych. Grecki Panteon wymaga uzupełnienia i Zeus ogłasza nabór na nowych bogów, którzy po zrealizowaniu zadań i okazaniu swoich nadludzkich zdolności będą mogli zasiadać u jego boku. Dziecięcy kandydaci muszą znaleźć swoje wyjątkowe umiejętności. Jednym odkrycie talentu przychodzi łatwiej, innym nieco trudniej. Afrodyta bardzo szybko odkrywa swoje powołanie do bycia boginią miłości. Nie wszyscy jednak mają takie szczęście. Taurusek i Atlas próbując zaimponować Zeusowi doprowadzają do wielu katastrof i śmiesznych przygód.
W podobnej konwencji napisany jest tom drugi „Uparty Ikar”. Niektórzy kandydaci wiedzą już jakie mają moce i muszą zmierzyć się ze stażem. Hades uczy się bycia bogiem podziemi, Hermes opieki nad handlem, Artemida nadzoru nad polowaniami, Afrodyta opieki nad zakochanymi. Są też tacy, którzy jeszcze nie odkryli swojego powołania, mają do zrealizowania zadziwiające zadania, nie rozumieją idei niektórych budowli, a słynny labirynt Minotaura używany jest jako miejsce zabaw oraz ucztowania. Taurusek chowa się w nim, aby przetrawić własne wątpliwości i napełnić brzuch. Pojawia się tu motyw puszki Pandory, Ikara szukającego idealnych rozwiązań do zbudowania trwałych skrzydeł i wiele innych, które pięknie zmodyfikowano i pokazano w krzywym zwierciadle, ale to nie znaczy, że nie mamy okazji poznać greckich bogów. Powoli i systematycznie oswajamy się z ich funkcjami.
Trzeci tom zatytułowany „Ciężko być bogiem” uświadamia czytelnikom, z jakimi trudami borykali się bogowie nim zostali potężnymi i sławnymi. Mamy tu do bólu szczerego Heraklesa, który najpierw obraża, Kirke, a później bezczelnie żąda magicznego napoju. Akcja tomu toczy się wokół jego dwunastu prac. Każda jest wielkim wyzwaniem. Zabicie hydry wydaje się niemożliwe, lew jest nie do pokonania, a w stajni Augiasza nie wiadomo od czego zacząć. Poza tym niektórzy bogowie źle się czują, kiedy przyszły heros eksperymentuje z wykonaniem zadań. Poznajemy tu dzielne Amazonki, widzimy wyprowadzanie Cerbera na spacer, odkrywamy jak trudno poznać różne nazwy istot oraz niesamowite zdolności Afrodyty. Autorzy uświadamiają jak wygląda reakcja na seksizm, co staje się przyczyną wielu konfliktów i utrudnia wykonanie zadań, a przez to spowalnia zostanie bogiem. Młodzi bohaterzy starają się manipulować dorosłymi, aby szybciej zdobyć uprawnienia, ale też wykorzystują życzliwość i słabości do zorganizowanie zabawy lub przyrządzenia smacznego jedzenia.
W czwartym tomie „Komedia Posejdona” znajdziemy wiele motywów z Iliady i Odysei. Możemy przyjrzeć się młodym herosom, którzy spierają się o zabawę z koleżanką. Do tego Taurusek tradycyjnie myśli wyłącznie o jedzeniu i z tego powodu czasami drażni bogów, podkrada ich atrybuty, a wszystko po to, aby dobrze upiec kurczaki na ognisku. Herakles natomiast tak bardzo boi się swoich prac oraz noszonej w sobie siły, że robi wszystko, aby nie ukryć talentu. Tradycyjnie pojawia się też labirynt. Do tego widzimy Troję, Odyseusza, który postanawia wypłynąć w morze, ale robi wszystko, żeby tego nie zrobić. Dowiemy się też, w jaki sposób dzieciaki wkurzają bogów, robią sobie psikusy i czasami bywają naiwne.
Piąty tom, „Z wizytą w piekle”, krąży wokół opowieści o Hadesie i Tezeuszu. Ta dwa wątki przeplatają się. Znani z wcześniejszych tomów bohaterzy będą próbowali dostać się do piekieł, aby wydostać Eurydykę. Szybko odkrywamy, że Orfeusz nie należy do zbyt rozgarniętych bohaterów. Jednak krążenie wokół Tartaru sprawi, że młodzi bogowie mają okazję zawrzeć bliższą znajomość z Hadesem, poznać początki jego małżeństwa, przyjrzeć się codziennym relacjom, a te są typowo stereotypowe: Persefona z uwielbianej panny staje się znienawidzoną żoną (po co takim mężczyznom śluby?). Odkryjemy też kolejne tajemnice labiryntu Tauruska, zobaczymy kolejne postępy w doskonaleniu umiejętności przez Afrodytę, Atenę i Orfeusza. Tradycyjnie pojawi się też Herakles ze swoimi pracami. Wszystko w niedługich scenkach świetnie ze sobą współgrających. Tym razem adepci będą irytować boga podziemi, droczyć się z nim i oswajać jego psa.
Szósty tom zabiera nas w świat Odysei. Autorzy pokazują nam alternatywną wersję wydarzeń, w których mali bohaterzy wcale nie wyruszają samodzielnie i dobrowolnie pod Troję. Ciągłe denerwowanie Posejdona kończy się jego wielką złością i wysłaniem Odysa i towarzyszącego mu Tauronka pod mury Troi, gdzie spotykają kolegę próbującego dostać się do grodu. Widzimy tu niesamowitą przedsiębiorczość bohaterów, którzy strzałami naprawiają łódź, a później udają się w długą wędrówkę. Płynięcie od wyspy do wyspy utrudnia złośliwość boga mórz, który celowo pokazuje złą drogę, wzburza wodę i sprawia, że ciągle spotykają ich różnorodne przeciwności. Uratować może ich tylko mądrość Ateny, która przypadkowo trafia do łodzi. Czy to wystarczy, aby bezpiecznie dotrzeć do Itaki?
Siódmy tom zatytułowany „Biedny Herakles” to opowieść o słynnych dwunastu pracach herosa. Każda zostanie wspomniana, a młody bohater i jego przyjaciele pokazani w krzywym zwierciadle. Już na pierwszych stronach widzimy, że Herakles skupia się na przygotowaniu do zadań. Mamy tu hałasowanie wywołane ostrzeniem narzędzi, które wykorzysta do zniszczenia listy zadań. Nie zabraknie też motywu zakopywania i ukrywania jej, ucieczek. Czasami bohater posłuży się podstępem, ale okaże się, że inni też potrafią być przebiegli. Zobaczymy jak rodzi on sobie z lwem nemejskim, hydrą, dzikiem erymantejskim, łanią Artremidy, klaczami Diomedesa, stajnią Augiasza, olbrzymem Gerionem i innymi. Wątki ciągle się przeplatają, bohaterzy na siebie wpadają i wykorzystują swoje niezwykłe atrybuty i zdolności. Mityczne zwierzęta w większości przypadków odarto z ich agresywnej natury, pokazano w krzywym zwierciadle zarówno je, jak i polującego Heraklesa. Nie zabraknie też pomysłów na wykorzystanie ich niezwykłych cech, bo na czym można lepiej poćwiczyć odcinanie głów jak na hydrze, której one ciągle odrastają, więc nie jest to nic złego. Pojawi się też motyw przebieranek, manipulacji i przedmiotu zmuszającego do mówienia prawdy. Patrzymy na Heraklesa, który nie ma łatwego życia, bo każdy wywiera na nim presję, a zadania nie są łatwe. Do tego jest on tylko dzieckiem, które lubi psocić, bawić się, droczyć z dorosłymi.
„Centaur by się uśmiał” to już ósme spotkanie z bohaterami. Jak tytuł wskazuje tematem powracającym będą właśnie centaury i wynikające z kontaktem z nimi nieporozumienia. Jednym z nich jest zatrudnienie pół człowieka i pół konia w szkole, aby mogły rozwijać umiejętności przyszłych bogów. Nadzorca szkoły jest przekonany, że będzie to nauka jazdy konnej, a okazuje się, że centaur specjalizuje się w uczeniu matematyki. Takich uprzedzeń jest tu sporo i to one stanowią tło do głównych wydarzeń pozwalających lepiej poznać bohaterów przyszłych mitów. Wyłania się tu obraz dzieciaków lubiących psocić, pchających się w tarapaty, przyciągających pecha, poszukujących swojego przyszłego zajęcia. Ich talenty nie są wrodzone. Muszą dużo pracować, aby odkryć swój przyszły „zawód”. Do tego w tym tomie dobitnie widzimy, że czasami brak wiedzy i umiejętności nie sprawia, że w przyszłości nie możemy być specjalistami w tej dziedzinie. Wystarczą lata nauki i treningu, a nasz los będzie odmieniony.
"Łzy Gorgony" czyli dziewiąte spotkanie z młodymi bohaterami to pretekst do lepszego poznania meduzy zamienianiającej swoim spojrzeniem w kamień, co budzi we wszystkich postrach. Ona jednak też ma swoje potrzeby i uczucia. Chciałaby się pobawić, ale nie może, bo uczestnikowi rozrywki grozi przypadkowe zmienienie w kamień. Może wypadałoby jej współczuć? Młody Perseusz jednak nie zadaje sobie takich pytań starając się zdobyć jej głowę i zgodnie z obietnicą Zeusa zasłużyć na chwałę.
"Zeus i chaos" to pretekst do lepszego poznanie króla bogów. Przenosimy się na Olimp, gdzie zobaczymy młodocianych kandydatów z przyznanymi im stanowiskami i rolami. Do tego poznajemy historie rozgromienia tytanów przez Zeusa i ekipę. Nie zabraknie też przyglądania się młodym bogom i tego jak wpisują się w swoje role. Powróci też motyw Odyseusza i konia trojańskiego, ale też pojawią się nowe tematy jak pokazanie Hestii, czy lepsze zademonstrowanie Demeter i Hefajstosa.
"Kreteńska zabawa" to już jedenaste spotkanie. Tym razem lądujemy na Krecie i poznajemy wszystkie kreteńskie mity. Pojawia się motyw Dedala i Ikara, labiryntów, Minosa, Syzyfa. Większość akcji toczy się wokół budowania labiryntu dla Minotaura. To, co dla Dedala jest wielkim wyzwaniem dla młodego pół byka, pół człowieka i grupki przyjaciół okazuje się fantastyczna zabawą. Młodzi bogowie labirynty traktują jak ciekawe wyzwanie i wcale nie potrzebują do ich przemierzania nici Ariadny.
Każdy zeszyt składa się z krótkich (jedno i dwustronicowych) humorystycznych scenek (etiud) pozwalających na nieco inne spojrzenie na mitologię. Taurusek i Atlas spotykają znane postacie. W drugim tomie częstymi bohaterami są Ikar i Herakles, ale nie zabraknie też i innych. W czwartym często pojawia się Parys, Helena i Menelaos, w ósmym dołączają centautry. Adepci próbują odgadnąć, w jaki sposób mają zrealizować listy prac, które otrzymali. Zwłaszcza, że niektóre wydają się nierealne i czasami potrzebny jest przypadek, aby móc je zrealizować, a czasami trzeba wielu lat przyzwyczajeń, aby nie popełniać prostych błędów (jak Meduza, która ciągle zapomina, że swoich wężowych włosów nie musi czesać, a Zeus musi pilnować, aby w czasie spania nie upuszczać pioruna). Do tego mamy łakomego Tauruska, który pożre słynne owce cyklopa Polifema. Nawiązań jest tu wiele i są naprawdę zabawne, pozwalają nieco inaczej spojrzeć na mitologię oraz zachęcą młodych czytelników do poznawania tych poważnych opowieści o starożytnych bogach. Uważam, że to będzie świetna lektura pozwalająca na ćwiczenie czytania ze zrozumieniem i uważności lektury, umiejętności porównania, wychwycenia przekręcenia niektórych rzeczy, pokazania ich w krzywym zwierciadle. Taką zabawę z poważną lektura można potraktować jak grę. Dorośli czytelnicy obeznani w mitologii także będą mieli sporo zabawy.
Kreska i kolorystyka skutecznie przyciągają wzrok młodych czytelników. Rysunki pełne szczegółów, żywych, ciepłych barw sprawiają, że całość prezentuje się bardzo dobrze i rewelacyjnie wpisuje się w pokazane przygody. Zdecydowanie polecam.