Etykiety

czwartek, 18 maja 2017

Piotr Surmaczyński "Uciekający pociąg. Misterium emigracyjne"



fot. Monika Nalepa

Piotr Surmaczyński, Uciekający pociąg. Misterium emigracyjne, Londyn 2017
Przenośnia dworca kolejowego, uciekającego pociągu, stacji oraz drogi krzyżowej, mesjanizmu, umęczenia, poświęcenia, posłannictwa i przybranego ojca w literaturze pojawia się bardzo często. Od początków istnienia chrześcijaństwa motyw drogi krzyżowej przerabiano na różne sposoby. Kolejne stacje pokazywały powolne upadanie niezwykłego człowieka (często świętego). Od początków XIX wieku, kiedy powstawały pierwsze relacje i dzieła związane z takim nowoczesnym sposobem podróżowania pociąg dał kolejne spojrzenie na ludzkie życie. Zderzenie natury z techniką zastąpiono rozliczaniem się ze sobą. Pociąg, oczekiwanie na dworcu, spowiedź przybrały wymiar symbolu rozliczania się z tym, co minęło i czekania na to, co przyniesie los. Bywa też miejscem tragedii, gwałtownego kończenia życia, odkrywania prawdy o ludziach, początkiem nowej drogi.
Piotr Surmaczyński śmiało sięga po te symbole i umiejętnie miksuje je w „Uciekającym pociągu”. Na plan główny wysuwa się jednak metafora stacji, drogi krzyżowej. Każdy akt jest kolejną odsłoną następujących po sobie upadków, wzrastającego ciężaru krzyża, a całość zakończono „pogrzebem”, czyli złożeniem do grobu. Bohater ukrzyżowany wygórowany oczekiwaniami, pretensjami i osamotnieniem wśród bliskich oraz rodaków; oszukany przez rodzinę, pracodawców oraz władze.
W jego dziele występuje sześć (a może raczej pięć; jedna osoba gra dwie role) postaci. On jest symbolicznym Każdym zagubionym, zmanipulowanym, przygniecionym obowiązkami, pozbawionym nadziei przez zmieniającą się w kraju sytuację, osamotnionym wśród interesownych bliskich używających go jak pionka na planszy własnej gry o lepsze, wygodniejsze jutro. Rozdarty między ojcem pijakiem, Magdaleną – zmanierowaną manipulującą nim narzeczoną, a później żoną, ciotką mającą duże wymagania, Burmistrzem, który docenia go tylko ze względu na zajmowane przez niego stanowisko i odpowiednie wynagrodzenie i Marią, która wije wokół niego kokon z braku tożsamości. Każdy po kawałku zabiera mu wolność i szczęście.
Cała opowieść zaczyna się dość sielankowo: przerażony bohater budzi się ze snu o emigracji. Odsuwa go jednak, ponieważ ma dobrą pracę, narzeczoną i świetlaną przyszłość przed sobą. Wierzy, że dzięki ciężkiej pracy i miłości do ukochanej daleko zajdzie. On i Magda są młodą szczęśliwą parą. Kochają się. Nie mają wielkich bogactw, więc ślub jest bardzo odległym, ale realnym widmem. Jednak takie życie we dwoje Magdzie nie odpowiada. Chce pokazać rodzinie i znajomym, że ona też może mieć piękne wesele (jak z bajki): „Marzy mi się piękny ślub. Ty w wytwornym, czarnym smokingu, a ja w długiej sukni z welonem. A potem wielkie wesele! Zaprosimy wszystkich znajomych i rodzinę…”. Chęć pokazania się, zaimponowania innym bierze u niej górę nad rozsądkiem. Działająca pod wpływem emocji Magdalena jest siłą napędową: to ona ma moc sprawczą. Swoimi słowami może budować lub burzyć, ale nie zdaje sobie z tego sprawy. Skupia się na sobie, swoim imponowaniu innym. On jednak żyje bardziej przyziemnie i dostrzega, że brak pieniędzy to poważna przeszkoda na drodze do wyprawienia wesela. Proponuje skromny ślub, co zostaje odrzucone. Dzięki manipulacji emocjami Magdalena osiąga to, co chciała: narzeczony bierze kredyt i wyprawia wspaniałe wesele. Raty zamierza spłacać z pokaźnej pensji. W czasie uroczystości dowiaduje się, że stracił pracę, kredyt trzeba spłacać, o pracę w Polsce trudno, ponieważ rośnie bezrobocie. Jedynym rozwiązaniem pozostaje wyjazd z kraju, by w Wielkiej Brytanii zarobić na raty.
Wydawałoby się, że to proste rozwiązanie sprawi iż młodzi po kilku miesiącach będą razem szczęśliwie cieszyć się rodzicielstwem. Jednak wychowana w tradycyjnym modelu rodziny Magdalena bawi się nim emocjonalnie: sama nie chodzi do pracy, wymaga od męża całkowitego utrzymania jej, a ponad to ma jej nie opuszczać. Przymusowy wyjazd stopniowo prowadzi do coraz liczniejszych nieporozumień, które sprawiają, że bohater jest coraz bardziej zagubiony, nieszczęśliwy, a swoją przyszłość widzi w coraz ciemniejszych barwach.
„Uciekający pociąg” to interesująca sztuka, którą również doskonale się czyta. Umiejętne budowanie akcji i wprawne posługiwanie się słowem sprawiają, że sześćdziesięciokartkowy dramat jest interesującą lekturą nie tylko do poduszki. Pisarz znany mi ze zbioru opowiadań „Wyspa dreszczowców” i jeszcze niewydanej powieści (mam nadzieję, że będę mogła jeszcze w tym roku o niej napisać) po raz kolejny wprawnie bawi się tym, co postrzegamy jako gender, czyli wytyka mankamenty związku opartego na narzuceniu młodym mężczyznom roli żywiciela i utrzymanka całej rodziny (od ojca po żonę), a kobietom egoistek myślących o imponowaniu koleżankom, cieszeniu się z „bycia żoną”, „ozdobą”, „dodatkiem do” męża mającego śliczny samochód, którym mogą pochwalić się w niedzielę jadąc nim do kościoła. Żona jest tu tą, która szuka idealnego (bogatego) dawcy nasienia oraz przyszłego utrzymanka jej i jej dzieci, które wychowa na swój wzór, będą piękne i będzie się mogła licytować z koleżankami, które dziecko robi większe postępy, ma lepsze ubranka, droższe zabawki. Mąż w takim układzie to dostarczyciel środków pozwalających na imponowanie. On przez Magdalenę nie jest postrzegany jako osoba z uczuciami, ale urządzenie lub zwierzę, którym trzeba manipulacjami i tresurą programować. Dialogi bohaterów zdradzają wiele ważnych szczegółów ich życia: ona narzeka, a on próbuje ją pocieszyć, tłumaczyć swoje zachowanie, dawać jej nadzieję. Monologi bohatera utwierdzają nas w tragizmie jego sytuacji, którą pokazano tylko z jego perspektywy: mężczyzny skrzywdzonego przez kulturę opartej na szowinistycznych wartościach i będących tak naprawdę batem do bicia wrażliwych oraz dającym sposobność tym, którzy pragną jedynie chwilowo imponować i cieszyć się życiem. To wychowanie sprawia, że On się nie żali, gra silnego, nie narzeka na nadmiar pracy, ciągłe oszczędzanie.
W „Uciekającym pociągu” niezwykle ważne są sylwetki mężczyzn, które pokazują, w jaki sposób radzą sobie oni ze społecznymi normami: młody bohater zaciąga kredyt i staje się ofiarą banków, jego ojciec stał się samotnym alkoholikiem wiecznie proszącym syna o pieniądze, Burmistrz jest uosobieniem władzy dumnej z braku dokonań, chwalącym się sukcesami, które są jedynie staniem w miejscu, czyli bezczynnością. Jego jedyny sukces polega na tym, że młodzi wyjeżdżają poza granice Polski i tym sposobem nie zmniejszają lecącego na łeb, na szyję bezrobocia. Z kolei Niemiec to uosobienie samca-alfa, który tak naprawdę jest samcem-kukułką pozostawiającą liczne kobiety z owocem ich interesowności wobec niego.
„Uciekający pociąg” Piotra Surmaczyńskiego to trafna miniatura naszych społecznych wad wynikających z kulturowego przyzwolenia na wszelkie rodzaje przemocy. Tylko wyrwanie się z tego piekła, odcięcie korzeni może sprawić, że bohater będzie miał szansę zacząć wszystko od nowa.
fot. Monika Nalepa

fot. Monika Nalepa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz