Superbohaterzy to termin ukuty w latach 30. XX wieku na określenie stworzonego przez Joe’a Shustera i Jerry’ego Siegela Supermana. Od tamtego czasu amerykańska popkultura została zdominowana przez ten typ postaci. Jak już kilka razy pisałam w kontekście poszczególnych komiksowych bohaterów przechodziły one ciekawe metamorfozy: od złych do walczących ze złem. Ważną rolę w ich tworzeniu odegrały wizerunki herosów z mitologii greckiej oraz stworzona przez Fredricha Nietschego koncepcja nadczłowieka (Übermensch z „Tako rzecze Zaratustra”). Na tworzone wizerunki duży wpływ miała II wojna światowa, przez którą ludzie woleli czytać historie o pozytywnych postaciach.
Superbohaterów łączy posiadanie niezwykłych zdolności, z którymi mogli się urodzić
lub zyskać je przez ciąg przypadkowych wydarzeń, w wyniku różnych wypadków, a
nawet być wynikiem własnych eksperymentów i konstrukcji. Ciekawym zjawiskiem jest
też rozwój genetyki w latach 60. I jednocześnie powstawanie bohaterów z nabytymi
lub wrodzonymi mutacjami. Wszystkich łączy ukrywanie swoich zdolności.
Poznajemy ich też, kiedy już są dorośli. Powoli jednak luka między narodzinami
i dorosłością tych postaci jest uzupełniana. Do czytelników trafiają
alternatywne historie dzieciństwa znanych postaci. Fanfiki stają się ciekawą
rozrywką wprowadzającą młodych czytelników w świat niezwykłych bohaterów mierzących
się z problemami bliskimi ich rówieśnikom. Michał Biarda poszedł tym tropem,
ale o krok dalej i wykreował swoich własnych niezwykłych bohaterów w książce „Wielkie
porwanie małych superbohaterów”.
Akcja książki zaczyna się dość tajemniczo. Rodzice 12-letniego Maksymiliana
Coda rozmawiają o dziwnych wydarzeniach sprzed tygodnia. Moc drzemiąca w
chłopcu zagraża otoczeniu i jemu. Do dziwnych zdarzeń dochodzi, kiedy nastolatek
nie panuje nad emocjami. Z tego powodu rodzice wychowali go na bardzo
grzecznego, ułożonego i trzymającego emocje na wodzy. Jednak zdarzają się
sytuacje, które sprawiają, że nie jest to łatwe, bo przez sen nie panuje nad
sobą. Maks urodził się z rzadką skazą genetyczną nazywaną schorzeniem X, który
czasami objawia się w zaskakujący sposób: czasami wyostrzone zmysły, posiadanie
niezwykłych zdolności, których posiadacze wykorzystywali w dobry lub zły
sposób. Od czasów wykrycia tego genu powstały szeregi badań, jaki mają one
wpływ na życie osób, które się z nim urodziły.
Do właściwej akcji wchodzimy, kiedy chłopak mając worek na głowie jedzie dziwnym
samochodem do tajemniczego miejsca. Trafia do Szkoły dla Małych Superbohaterów,
gdzie wszystko jest dla niego nowe i zaskakujące.
,,Nie co dzień jeździsz inteligentnym autem, trafiasz pod strzechy szkoły dla
superbohaterów, przenikasz przez metalowe drzwi i poznajesz kumpla, który
smarka dalej, niż widzi. A to był dopiero początek!”.
Chłopak jest przekonany, że trafił do tego miejsca, ponieważ ma supermoc bycia
niezwykle grzecznym. Pozytywne wychowanie rodziców sprawiło, że nastolatek uważa,
że taka postawa pozwala mu uzyskać dużo więcej niż buntujący się rówieśnicy:
,,Z moich obserwacji wynika, ze będąc grzecznym, uzyskuje się o wiele lepsze
wyniki”.
W nowym miejscu Maks poznaje grupę nastolatków, którzy staną się jego
przyjaciółmi. Każdy z nich ma inną supermoc i uczy się panować nad nią oraz
wykorzystywać ją do różnych celów. Szkolna stołówka stanie się miejscem, w
którym będziemy mogli przyjrzeć się ważniejszym postaciom, poznać ich charakter
oraz zalety. Kiedy w dziwnych okolicznościach dojdzie do porwania uczniów w
szkole zjednoczą się z Grupą Do Spraw Eliminacji Nadludzkich Mocy z Ziemi oraz
Okolic.
Michał Biarda po raz kolejny okazał się bardzo pomysłowym pisarzem, który nie
tylko przetwarza to, co znane, ale tworzy coś nowego, zaskakującego. Do tego
nie boi się podsuwać tropy prowadzące do filmów animowanych (im lepiej je znamy
tym lepsza będzie zabawa).
"Czy ona powiedziała "Szkoła dla Małych Superbohaterów"?
Przecież to jakiś żart! Nie ma takich szkół! Poza tym co ja miałbym tutaj
robić? Jaką ja niby miałem supermoc?"
Samo wykreowane przez autora miejsce jest czymś w rodzaju Hogwartu i innych
tego rodzaju tajemniczych szkół, ale w tym przypadku dla superbohaterów, czyli
nieoznaczonym na mapie miejscem, do którego można dojechać tylko z
wykorzystaniem inteligentnych samochodów, nieoznaczone na żadnej mapie, tajne,
a z drugiej zwalczających osoby o supermocach łatwo jednak znaleźć.
„Wielkie porwanie małych superbohaterów” to książka z szybką akcją, wciągającą
oraz niebezpieczną akcją, ciekawymi postaciami i przekonująca, że różnorodność
jest wspaniała. Nawet jeśli te niezwykłe moce, które posiadają mogą się wydawać
nieprzydatne. Do tego widzimy jak niesamowicie ważna jest umiejętność dzielenia
się, oceniania swoich potrzeb. Młodzi czytelnicy przekonają się też, że warto
myśleć nieszablonowo i ciągle próbować nowe rzeczy, poszerzać zakres swoich
umiejętności oraz poznawać nowe osoby, być na nie otwartym, bo każdy z nich
może nas czegoś ciekawego nauczyć oraz pomóc nam. Do tego w relacjach z innymi
mamy też okazję poznać siebie i swoje talenty. Bardzo duży nacisk położono tu
na pozytywne relacje między bohaterami, co jest niesamowicie ważne w świecie, w
których prym w mediach wiodą patocelebryci. Młodzi czytelnicy przekonają się,
że przyjaźń może mieć dużą moc. A zjednoczenie zdolności pomoże pokonać nawet
największe trudności. Do tego dużym plusem jest tu zaciekawienie nastolatków
genetyką.
Całość dopełniają ciekawe ilustracje Agnieszki Makowskiej, dzięki którym czytelnik
może na chwile oderwać się od tekstu i pomogą na lepsze wyobrażenie sobie
stworzonych przez Michała Biardę postaci.
Na końcu lektury (poza zaskakującym zakończeniem) znajdziemy informację książka
będzie miała kontynuację, bo "Najwyższy czas na małych
Superbohaterów" już jest w trakcie powstawania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz