Po liście grudniowej
lektur można stwierdzić, że Ola jest lepszą czytelniczką ode mnie. Jak na swój
wiek czyta bardzo dużo. Może nie sama, ale chętnie sięga po kolejne książki (ma
świetną pamięć), dlatego wszędzie z nimi wędruje oraz wybiera bajki do
usypiania. U nas taka akcja przed snem trwa od godziny do dwóch. Jest to nasz
mały rytuał ze stosem książek na łóżku i przytulaniem się. W tym miesiącu
królowała u nas seria opowieści Mai Strzebońskiej o pogodnej i nieco
zwariowanej czarownicy oraz opowieści o Inżynierze Ciumćmie Grzegorza Kasdepke
i wiele książeczek dla najmłodszych.
W świąteczny nastrój
wprowadziły nas książka Elżbiety Piotrowskiej oraz Barbary Wicher o Świętym
Mikołaju oraz „Elf i pierwsza Gwiazdka” Marcina Pałasza. Rodzinne opowieści z
perspektywy ojca i psa pełne są humoru doskonale sprawdzają się jako bajka do
snu u młodszych dzieci, a u starszych będzie wciągającą lekturą pełną humoru. Mamy
również małą kolekcję książeczek świątecznych, które kupiłyśmy lub dostałyśmy w
prezencie nie od wydawnictw i jak starczy mi czasu to i o nich napiszę,
ponieważ wydały je wydawnictwa, z którymi współpracuję i naprawdę są godne
uwagi. Czytałyśmy tak szybko, że nie wszystko zdołałam opisać, więc opinie
wielu pojawią się dopiero w styczniu.
Oli szczególnie do
gustu przypadły "Bajki
dla malucha" Wydawnictwa Skrzat. Proste ilustracje ze zwierzętami i
krótkie rymowanki o przygodach dziecięcych zwierzaków na pewno przypadną do
gustu maluchom, które są w stanie przewracać strony. Wydawało mi się, że Ola
wyrosła już z takich książeczek i wszystkie takie zabrał do przedszkola, a tu
mała niespodzianka: czytała po kilka razy i chętnie pokazywała zwierzątka (Ola
ma autyzm i pokazywanie przez nią różnych przedmiotów jest wielkim problemem). Poza walorami estetycznymi do kupna nakłania bardzo przystępna cena, która mnie
zaskoczyła. Wcześniej kupowałam książeczki przy okazji zakupów w markecie i
były dwa razy droższe, dlatego namawiam do wchodzenia na stronę wydawnictwa „Skrzat”:
tam nie tylko są tanie książki dla najmłodszych, ale i bardzo ładne.
Książką, którą Olka
jest zafascynowana kolejny miesiąc (ma doskonałą pamięć i zwykle po kilku
razach czytania szuka nowości) jest książka „Ale kupa!”. Magii pieluszkowych
okienek i urokowi ciekawskiej myszki ulegają wszystkie dzieci w otoczeniu. W
szpitalu ta książka (razem z książkami, po których można pisać i mazać z
Olesiejuka; napiszę o nich w styczniu) była hitem. Czytałam ją codziennie, a
dzieci chciały jeszcze i jeszcze.
Wielkim
zainteresowaniem u nas i innych dzieci cieszyły się opowieści o czarownicy,
która w zimowe dni piekła pierniki, lepiła bałwany i ulegała magii zimy. Nam
prawie udało się doświadczyć zimy podczas spaceru do lasu, w którym strumień
zamarzł… Jak nie w naturze zima to w książce było jej sporo.
Z zainteresowaniem
córka słuchała też opowieści o niezwykłym inżynierze, który marzy o
skonstruowaniu niepowtarzalnego robota, który będzie wielkim osiągnięciem,
przez które zdobędzie odznaczenia i już, już prawie mu się udaje, ale okazuje się,
że to jedynie halucynacje, ale udaje mu się niezauważalnie „skonstruować” nowe
życie… Opowieści o śrubkach i robotach polecam wszystkim małym konstruktorkom i
konstruktorom.
Bliski nam był zbiór
opowiadań o misiu Maurycym i Marcie w „Bardzo małej dziewczynce i bardzo dużym
misiu” Katarzyny Zychli. Też mamy swego misia (może nie mieści się w dłoni, ale
ma swój urok i żaden inny na razie nie jest w stanie go zastąpić), który jest
dla nas całym światem. Bez niego nie ma szczęśliwego zasypiania.
Z tych samych powodów
Ola polubiła Pam Pam Pama z książki Jarosława Szczudlika. Nasz królik jeździ z
Olą na wszelkie wycieczki. Poza polską wersją jest tam również równocześnie
tekst po angielsku, co ułatwi rodzicom naukę języka obcego swoje pociechy.
Bardzo ciekawą
propozycję bajek przedstawiła Julia Śniarowska w zbiorze „Już się nie boję”,
który ma pomóc maluchom pokonać lęki. Rodzice znajdą tam wiele cennych
wskazówek dotyczący rozmów i zabaw, które mają oswoić ich przedszkolaków z
nowymi sytuacjami. Niezwykłe opowieści pełne ciepła sprawiają, że dzieci
postrzegają świat w przyjaznych barwach.
Dla przedszkolaków
oraz uczniów pierwszych klas szkoły podstawowej jest „Księga językowych porad
Lamelii Szczęśliwej” Joanny Krzyżanek. Autorka w interesujący sposób przybliża
najmłodszym kwestie związane z językiem (zarówno fizyczne jak i dotyczące
poprawnego mówienia). Niewielkie opowiadania towarzyszące każdemu „wykładowi”
doskonale sprawdzą się, jako bajki na dobranoc.
Do gustu przypadły
nam przygody Skrzata Jagódki w książeczkach Ewy Stadtmüller promujące wzajemną
pomoc i współpracę oraz przyjaźń. W tych książeczkach rodzice chcący wpajać
dzieciom wzorce zachowań bez przemocy znajdą przykłady opowieści.
Maluchom oswajającym się
z literami polecam książki z wydawnictwa „bajdaraj”. W każdej książeczce
znajdziemy jedną literkę, naklejki, kolorowankę i małe ćwiczenia oraz krótkie
rymowanki do ćwiczenia dziecięcej pamięci. Zwykle tego typu książki grzeszą
umieszczeniem wszystkich liter w jednej. Tu jest jedna w jednej, aby maluch
miał czas na oswojenie się z nowo poznaną literą. Różnorodne zadania towarzyszące
sprawiają, że stają się one lekturą na cały tydzień (nauka wierszyka troszkę
trwa), dzięki czemu rodzić będzie mógł troszeczkę zwolnić i przystosować się do
tempa przyswajania nowości przez własną pociechę. My mamy na razie trzy
książeczki z literkami. Jedną już znamy z terapii logopedycznej, a pozostałych
będziemy się uczyć. Pozostaje mi tylko żałować, że Ola nie mówi i proces nauki
rymowanek odłożymy na później lub przemycimy je do przedszkola, żeby Ola się
osłuchała z rówieśnikami. Książki z „bajdaraju” posiadają nie tylko przyjazne
dla dzieci ilustracje, wprowadzają w świat liter, ale i mają bardzo przystępną
cenę, a do tego na stronie wydawnictwa można znaleźć kilka kolorowanek do
samodzielnego wydrukowania. Więcej o tych książkach napisze w tym miesiącu.
Naszą terapię zawsze
urozmaicały książeczki dźwiękowe ze zwierzętami z Olesiejuka. W tym miesiącu
nabyłyśmy również takie ze świątecznymi opowieściami, a od wydawnictwa
dostałyśmy z małym pianinkiem, które pozwala najmłodszym na samodzielną naukę
gry, poznawania nut. Mogą z niej korzystać już kilkumiesięczne maluchy, ale
może być też świetną zabawka na domową rytmikę. Z tego samego wydawnictwa mamy
książeczki, po których można pisać specjalnymi ścieralnymi pisakami. Zachęca
ona nasze pociechy do rysowania, a następnie do ćwiczenia pisania. My jesteśmy
na etapie zarysowywania zwierzątek, które w ten sposób bawią się z nami w
chowanego, a Ola ćwiczy prawidłowe trzymanie pisaka i ukierunkowane rysowanie.
O wszystkich tych książkach napiszę w tym miesiącu.
W grudniu ukazała się
opowieść o małym, psotnym lwiątku Macieja Jadczaka. Jest to lektura dla
wszystkich miłośników królów zwierząt. U nas robi ona od kilku miesięcy cudowną
karierę, ponieważ Ola lubi naśladować ryk lwa. Z tego powodu po książkę
sięgnęli jej koledzy i koleżanki z przedszkola i z odpowiednią „instrukcją”
mojej córki nauczyli się naśladować lwy. „Zagubione lwiątko” to książka pełna
tych uroczych zwierząt w różnych dziwnych pozach. Na końcu książki znajdziemy
kilka ilustracji do kolorowania. Można je skserować, zeskanować, odrysować lub
pomalować w książce. Jestem wielką zwolenniczką łączenia rysowania z czytaniem
i ta książka doskonale wpisuje się w moją wizję książek. Gdyby jeszcze były w
niej literki, okienka i muzyka to byłby mój wielki ideał.
Ze względu na wielką
różnorodność książek trudno mi ocenić, która była najlepsza. Każda wnosiła w
nasze wieczorne czytanie nieco inne elementy, dlatego poniższa tylko w
niewielkim stopniu odzwierciedla nasze preferencje.
Dla dzieci w szkole
podstawowej:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz