Etykiety

wtorek, 17 grudnia 2019

Naukowiec na dywaniku


Z wykształcenia jestem między innymi filozofką i doszłam do wniosku, że stosunkowo mało miejsca na swoim blogu poświęcam popularyzowaniu wiedzy z tej dziedziny. Zwykle staram się w opiniach o książkach przemycić moje spojrzenie etyczne na sprawy społeczne oraz wychowawcze, ale jest tak wiele książek, które albo chciałabym Wam polecić lub chociaż przybliżyć to, czego możemy się z nich dowiedzieć, że postanowiłam troszeczkę to zmienić. Dziś opowiem Wam o światku naukowym. W Polsce w tej kwestii wiele się ostatnio zmieniło i stwierdziłam, że tekst Maxa Webera „Nauka jako zawód i powołanie” będzie tu odpowiedni, ponieważ będzie bliski temu, co obecnie się dzieje: lekkie odchodzenie od pruskiego spojrzenia na dydaktykę i badania i dążenie do amerykańskiego, które obecnie w Ameryce wygląda zupełnie inaczej. Weber wprowadza nas w swojej książce w zasady obowiązujące w czasach, kiedy to on pracował, czyli na początku ubiegłego wieku. Kim był Weber możecie sobie poszukać i nie będę tu zanudzać historią jego życia. Miejsce na anegdoty znajdzie się na pewno w innym wpisie. Na pewno taki kiedyś tam w przyszłości będzie.
Dlaczego warto znać Webera? Choćby z tego powodu, że pisał wiele i mądrze. Jego prace są znane i komentowane przez teoretyków społecznych, metodologów nauk społecznych, socjologów gospodarczych, teologów, politologów, prawników i historyków. Badał, w jaki sposób powstał kapitalizm i nowoczesne społeczeństwa. Był jednym z tych wizjonerów, którzy wyprzedzali swoje czasy. Na swoim koncie ma takie interesujące prace jak „Polityka jako zawód i powołanie” oraz „Nauka jako zawód i powołanie”. Obie można znaleźć w polskim tłumaczeniu w tomie „Racjonalność, władza, odczarowanie”. Oba teksty bardzo aktualne. W pierwszym znajdziemy wiele wyjaśnień tego, co obecnie dzieje się w polskiej polityce. Zobaczymy tu znajome mechanizmy, w których państwo staje się organizacją mającą monopol na wywieranie prawomocnej przemocy fizycznej (stosunek panowania ludzi nad ludźmi oparty na legalnej (lub za taką uznawanej) przemocy) i wcale nie musi być to demokratyczna większość. O tym tekście jednak napiszę innym razem i na pewno znajdzie się na ten problem miejsce w mojej powstającej książce poświęconej rodzinie w filmach Almodóvara.
W tekście „Nauka jako zawód i powołanie” Weber unaocznia nam różnice w szansach na naukową pracę w różnych krajach. Porównuje dwa mocarstwa. Uświadamia nas, że w Niemczech naukowiec zatrudniany jest jako docent, który ma prawo do habilitacji. Jego dochody zależą od tego, co dadzą mu studenci, przez co zarabia niewiele, ale ma pewność zatrudnienia, ponieważ uczelnia pozwala pracować. Gorzej z płacą. W USA zatrudnia się asystenta z tytułem doktora. Dostaje o pensję porównywalną z pensją wykwalifikowanego robotnika, a do tego w każdym momencie może być zwolniony. Mimo tego jego sytuacja finansowa jest bardziej stabilna, ponieważ dochody ma od początku bycia wykładowcą, dzięki czemu jego los jest pewniejszy na początku kariery. Ponad to niewielu pracowników decyduje się na habilitację, czyli inaczej niż w Niemczech, w których posiadanie pensji zależy od tego, czy zrobi się habilitację. Wydawałoby się, że ten niemiecki naukowiec jest w dużo gorszej sytuacji, ale trzeba pamiętać, że wykładowca w USA musi dbać o pełną salę studentów, a jego germański kolega nie, jeśli nie zależy mu na dochodach.
Postawiony przed koniecznością ciekawego opowiadania oraz tworzenia dobrego piaru amerykański docent ma więcej wykładów niż by tego chciał, a w Niemczech mniej. Stała pensja amerykańskiego naukowca sprawia, że praca dydaktyczna nie jest postrzegana jako źródło dochodu, ale konieczność. I to konieczność przykra, ponieważ obarczona przymusem przyciągania tłumów. Z kolei niemiecki pracownik naukowy tylko w dydaktyce upatruje możliwość dochodu, przez co badania odchodzą na dalszy plan, a przecież nie mogą, ponieważ tylko one mogą przybliżyć go do wymarzonego stałego zatrudniania. W USA pracownik naukowy zależny jest od władz uniwersytetu, państwowych, a niemieckiego od przypadku. Jeśli pozna odpowiednich ludzi gotowych zasponsorować jego kosztowne hobby to będzie świetny. Jeśli nie to kariera może skończyć się razem z koniecznością uiszczenia podstawowych opłat.
Rzeczy, które łączą to konieczność posiadania kwalifikacji naukowca i wykładowcy, co w dobie wkroczenia w stadium specjalizacji jest bardzo ważne, ponieważ umożliwia przekazywanie wiedzy kolejnym pokoleniom. Kolejna rzecz, która łączy naukowców na wszystkich szerokościach to posiadanie pomysłów, a te nie zawsze pojawiają się w czasie pracy przy biurku, ale też w czasie spacerów, z zaskoczenia. Ważna jest też systematyczność (spisywanie, opracowywanie, rozliczanie) oraz pojawiające się pytania i umiejętność szukania na nie odpowiedzi oraz – jeszcze cenniejsza – odrzucania tych, przez które nie jesteśmy w stanie przebrnąć. W nauce ważny jest postęp, co nie jest wymagane w sztuce, dlatego analiza problemów jest bardzo ważnym krokiem ku poszukiwaniu odpowiedzi na postawione pytania, które bardzo szybko mogą stać się nieaktualne. W nauce wyniki pracy po kilkudziesięciu latach są przestarzałe.
W czasach renesansu do greckiego ducha nauki doszedł racjonalny eksperyment jako środek rzetelnie kontrolowanego doświadczenia. Wcześniej również eksperymentowano, ale eksperyment nie był podniesiony do rangi badawczej. W renesansie artysta był podnoszony do rangi naukowca. Dziś sztuka uwalnia się od intelektualizmu. Zadaniem nauki było tłumaczenie sensu świata. Dziś wiemy, że jest to niemożliwe. Nauka nie daje nam odpowiedzi na pytanie jak żyć  i co czynić. Te pytania zepchnięto na tor boczny.
Weber zaznacza, że na sali wykładowej ani naukowiec ani studenci nie powinni uprawiać polityki. Uniwersytet jest miejscem nauki, a nie polityki. Sala wykładowa ma być miejscem przekazywania wiedzy, a nie poglądów. Naukowiec musi umieć przekazać studentom fakty niewygodne z punktu widzenia jego poglądów politycznych. Inne zdolności decydują o tym czy uczony jest dobrym naukowcem i wykładowcom, a inne czy jest przywódcą. W sali wykładowej przywództwo nie powinno mieć znaczenia. Wykładowca musi umieć przekazać wiedzę, a nie opinie. Wiece polityczne i światopoglądowe wykładowca powinien toczyć poza katedrą. Max Weber podkreśla też, że nauka dostarcza wiedzy technice, a przez to pozwala opanować życie. Nauka ma nie służyć zbawieniu, prorokom, ale życiu i prawdzie.
Teraz pewnie zadajecie sobie pytanie, co łączy ówczesnych Amerykańskich naukowców z polskimi po reformach Gowina. Przede wszystkim dualne podejście, w którym z jednej strony kładzie się nacisk na ocenianie wykładowcy przez studentów, kierowanie się tym, ilu zapisało się do określonego na zajęcia, a z drugiej strony powtarzanie „punkciki, sloty, punkciki, sloty i tylko to się liczy”, czyli dążenie do publikowania jak największej ilości tekstów bez pewności awansu, ponieważ nie ma jasnych zasad przyznawania habilitacji, a kariera naukowca zależy od sympatii grona koleżanek i kolegów po fachu.
A Wy co myślicie o współczesnej nauce i zachodzących w nich zmianach? Z jakimi tekstami Wam kojarzą się te „reformy”?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz