Z wykształcenia jestem między innymi filozofką i
doszłam do wniosku, że stosunkowo mało miejsca na swoim blogu poświęcam
popularyzowaniu wiedzy z tej dziedziny. Zwykle staram się w opiniach o
książkach przemycić moje spojrzenie etyczne na sprawy społeczne oraz
wychowawcze, ale jest tak wiele książek, które albo chciałabym Wam polecić lub
chociaż przybliżyć to, czego możemy się z nich dowiedzieć, że postanowiłam
troszeczkę to zmienić. Dziś opowiem Wam o światku naukowym. W Polsce w tej
kwestii wiele się ostatnio zmieniło i stwierdziłam, że tekst Maxa Webera „Nauka
jako zawód i powołanie” będzie tu odpowiedni, ponieważ będzie bliski temu, co
obecnie się dzieje: lekkie odchodzenie od pruskiego spojrzenia na dydaktykę i badania
i dążenie do amerykańskiego, które obecnie w Ameryce wygląda zupełnie inaczej.
Weber wprowadza nas w swojej książce w zasady obowiązujące w czasach, kiedy to
on pracował, czyli na początku ubiegłego wieku. Kim był Weber możecie sobie
poszukać i nie będę tu zanudzać historią jego życia. Miejsce na anegdoty
znajdzie się na pewno w innym wpisie. Na pewno taki kiedyś tam w przyszłości
będzie.
Dlaczego warto znać Webera? Choćby z tego powodu, że
pisał wiele i mądrze. Jego prace są znane i komentowane przez teoretyków
społecznych, metodologów nauk społecznych, socjologów gospodarczych, teologów,
politologów, prawników i historyków. Badał, w jaki sposób powstał kapitalizm i
nowoczesne społeczeństwa. Był jednym z tych wizjonerów, którzy wyprzedzali
swoje czasy. Na swoim koncie ma takie interesujące prace jak „Polityka jako
zawód i powołanie” oraz „Nauka jako zawód i powołanie”. Obie można znaleźć w
polskim tłumaczeniu w tomie „Racjonalność, władza,
odczarowanie”. Oba teksty bardzo aktualne. W pierwszym znajdziemy wiele wyjaśnień
tego, co obecnie dzieje się w polskiej polityce. Zobaczymy tu znajome
mechanizmy, w których państwo staje się organizacją mającą monopol na wywieranie
prawomocnej przemocy fizycznej (stosunek panowania ludzi nad ludźmi
oparty na legalnej (lub za taką uznawanej) przemocy) i wcale nie musi być to
demokratyczna większość. O tym tekście jednak napiszę innym razem i na pewno
znajdzie się na ten problem miejsce w mojej powstającej książce poświęconej rodzinie
w filmach Almodóvara.
W tekście „Nauka jako zawód i powołanie” Weber unaocznia
nam różnice w szansach na naukową pracę w różnych krajach. Porównuje dwa
mocarstwa. Uświadamia nas, że w Niemczech naukowiec zatrudniany jest jako docent,
który ma prawo do habilitacji. Jego dochody zależą od tego, co dadzą mu
studenci, przez co zarabia niewiele, ale ma pewność zatrudnienia, ponieważ
uczelnia pozwala pracować. Gorzej z płacą. W USA zatrudnia się asystenta z
tytułem doktora. Dostaje o pensję porównywalną z pensją wykwalifikowanego
robotnika, a do tego w każdym momencie może być zwolniony. Mimo tego jego
sytuacja finansowa jest bardziej stabilna, ponieważ dochody ma od początku bycia
wykładowcą, dzięki czemu jego los jest pewniejszy na początku kariery. Ponad to
niewielu pracowników decyduje się na habilitację, czyli inaczej niż w Niemczech,
w których posiadanie pensji zależy od tego, czy zrobi się habilitację.
Wydawałoby się, że ten niemiecki naukowiec jest w dużo gorszej sytuacji, ale
trzeba pamiętać, że wykładowca w USA musi dbać o pełną salę studentów, a jego
germański kolega nie, jeśli nie zależy mu na dochodach.
Postawiony przed koniecznością ciekawego opowiadania
oraz tworzenia dobrego piaru amerykański docent ma więcej wykładów niż by tego
chciał, a w Niemczech mniej. Stała pensja amerykańskiego naukowca sprawia, że
praca dydaktyczna nie jest postrzegana jako źródło dochodu, ale konieczność. I to
konieczność przykra, ponieważ obarczona przymusem przyciągania tłumów. Z kolei
niemiecki pracownik naukowy tylko w dydaktyce upatruje możliwość dochodu, przez
co badania odchodzą na dalszy plan, a przecież nie mogą, ponieważ tylko one
mogą przybliżyć go do wymarzonego stałego zatrudniania. W USA pracownik naukowy
zależny jest od władz uniwersytetu, państwowych, a niemieckiego od przypadku.
Jeśli pozna odpowiednich ludzi gotowych zasponsorować jego kosztowne hobby to będzie
świetny. Jeśli nie to kariera może skończyć się razem z koniecznością
uiszczenia podstawowych opłat.
Rzeczy, które łączą to konieczność posiadania
kwalifikacji naukowca i wykładowcy, co w dobie wkroczenia w stadium specjalizacji
jest bardzo ważne, ponieważ umożliwia przekazywanie wiedzy kolejnym pokoleniom.
Kolejna rzecz, która łączy naukowców na wszystkich szerokościach to posiadanie
pomysłów, a te nie zawsze pojawiają się w czasie pracy przy biurku, ale też w czasie
spacerów, z zaskoczenia. Ważna jest też systematyczność (spisywanie,
opracowywanie, rozliczanie) oraz pojawiające się pytania i umiejętność szukania
na nie odpowiedzi oraz – jeszcze cenniejsza – odrzucania tych, przez które nie
jesteśmy w stanie przebrnąć. W nauce ważny jest postęp, co nie jest wymagane w
sztuce, dlatego analiza problemów jest bardzo ważnym krokiem ku poszukiwaniu
odpowiedzi na postawione pytania, które bardzo szybko mogą stać się
nieaktualne. W nauce wyniki pracy po kilkudziesięciu latach są przestarzałe.
W czasach renesansu do greckiego ducha nauki doszedł
racjonalny eksperyment jako środek rzetelnie kontrolowanego doświadczenia.
Wcześniej również eksperymentowano, ale eksperyment nie był podniesiony do
rangi badawczej. W renesansie artysta był podnoszony do rangi naukowca. Dziś
sztuka uwalnia się od intelektualizmu. Zadaniem nauki było tłumaczenie sensu
świata. Dziś wiemy, że jest to niemożliwe. Nauka nie daje nam odpowiedzi na
pytanie jak żyć i co czynić. Te pytania
zepchnięto na tor boczny.
Weber zaznacza, że na sali wykładowej ani naukowiec
ani studenci nie powinni uprawiać polityki. Uniwersytet jest miejscem nauki, a
nie polityki. Sala wykładowa ma być miejscem przekazywania wiedzy, a nie
poglądów. Naukowiec musi umieć przekazać studentom fakty niewygodne z punktu
widzenia jego poglądów politycznych. Inne zdolności decydują o tym czy uczony
jest dobrym naukowcem i wykładowcom, a inne czy jest przywódcą. W sali
wykładowej przywództwo nie powinno mieć znaczenia. Wykładowca musi umieć
przekazać wiedzę, a nie opinie. Wiece polityczne i światopoglądowe wykładowca
powinien toczyć poza katedrą. Max Weber podkreśla też, że nauka dostarcza
wiedzy technice, a przez to pozwala opanować życie. Nauka ma nie służyć
zbawieniu, prorokom, ale życiu i prawdzie.
Teraz pewnie zadajecie sobie pytanie, co łączy
ówczesnych Amerykańskich naukowców z polskimi po reformach Gowina. Przede
wszystkim dualne podejście, w którym z jednej strony kładzie się nacisk na
ocenianie wykładowcy przez studentów, kierowanie się tym, ilu zapisało się do
określonego na zajęcia, a z drugiej strony powtarzanie „punkciki, sloty,
punkciki, sloty i tylko to się liczy”, czyli dążenie do publikowania jak
największej ilości tekstów bez pewności awansu, ponieważ nie ma jasnych zasad
przyznawania habilitacji, a kariera naukowca zależy od sympatii grona koleżanek
i kolegów po fachu.
A Wy co myślicie o współczesnej nauce i zachodzących
w nich zmianach? Z jakimi tekstami Wam kojarzą się te „reformy”?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz