Zbigniew Wojciechowicz, Dulszczynea, Szczecin, Bezrzecze „Forma.
Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy” 2017
„Dulszczynea” tytuł tomiku
łączący ze sobą dwa symbole: panią Dulską z całym jej bagażem kołtuństwa,
zakłamania, tworzenia pozorów, nienawiści, obgadywania, wykorzystywania i
Dulcyneę, bohaterkę bardzo niejednoznaczną, bo z jednej strony będącą uosobieniem
brzydoty i prymitywizmu, a z drugiej obiektem bezwarunkowej miłości oszalałego Don
Kichota. Obie łączy prowincjonalizm. Wietrzna La Mancha powodująca obłęd i
polski prowincjonalny Kraków pozostający w tyle za rozwijającymi się miastami
Europy. Obie z przejaskrawionymi wadami mającymi piętnować odmienne rzeczy
doskonale oddają zawartość tomu poezji Zbigniewa Wojciechowicza, dla którego szeroko
rozumiana prowincjonalność staje się pretekstem pochylenia nad ludzkimi
słabościami, ułomnościami. Z jednej strony ową prowincją jest mała miejscowość,
z drugiej może być osiedle z panem Zygmuntem w kiosku, małą, hermetyczną społecznością
znającą się i kształtującą styl życia przez ocenianie, moralizowanie, pouczanie
czy nawet nieprzychylne spojrzenie lub ciągłą kontrolę. Życie toczy się tu
wokół codziennych i cotygodniowych rytuałów pozwalających ludziom czuć się
bezpiecznie i kontrolować innych, kontrolować siebie samego, zapewniać
tworzenie pozorów zachowania mającego uchodzić za właściwe. Znaczącą rolę
odgrywa tu kiosk, parapety, ławki. Są miejscami lokalnego osądu:
KOBIETY-PODUSZKOWCE
wiedzą o mnie więcej
niż ja sam
z wysokości parapetów
KOBIETY-PODUSZKOWCE
prowadzą dysputy
o marynowaniu grzybów
i o tym
że ta spod trójki
to one już dobrze wiedzą
CO
prowadzą księgę wyjść i
powrotów
nikt nie zniknie
nikt nie umrze
samotnie
kamienica czuwa
Obserwowani obserwują,
oceniani oceniają, obgadani obgadują. Życie na prowincji toczy się według
ustalonych schematów i ciągłego tworzenia pozorów. Kamieniczne obserwatorki i
niedzielni krytycy – każdy oceniający należy do jednej lub drugiej grupy.
niedzielny spacer
jak niedzielna msza
rodzina
i
szyk
ta w tym płaszczu
to już będzie
trzeci rok
co
ta zmienia ich
jak rękawiczki
nie nadążysz
ten ciągle na krechę w
warzywniaku
wstydu nie mają
a my zobacz
spacerujemy
dwa brystole
Prowincjonalność to temat,
który w różnych odsłonach regularnie powraca. Po zachwycie artystów prowincją,
był czas badania zwyczajów, odkrywania bogactwa życia. Pod wierzchnią warstwą
dostrzeganą przez przyjezdnych kryje się jednak coś, co mogą zrozumieć osoby
uczestniczące w prowincjonalnym życiu. Małe miasteczko to nie tylko ilość
mieszkańców, ale przede wszystkim stan umysłu, układ ról społecznych, hierarchia,
narzucanie, tworzenie pozorów, plotki, lokalne afery, życie toczące się w
dziennych, tygodniowych i rocznych cyklach, nadzieje na wyrwanie się z takiego
środowiska, codzienne zmaganie się z losem, swoimi słabościami, tworzeniem
wizerunku i marzenia o wielkiej wygranej, która pozwoli powiedzieć ludziom, co
się o nich naprawdę myśli i uwolnić się od nich dzięki wyjazdowi w wielki
świat. Każdego dnia pan Zygmunt z kiosku, pani Kasia z banku, i wielu innych
bohaterów idzie do pracy w nadziei, że to już ostatni dzień. Z drugiej strony
pilnują niezmienności, obserwują, dostosowują się do przestrzegania stałych
godzin i na wypadek zmian chcą utrwalić znaną im teraźniejszość.
„Dulszczynea” doskonale
oddaje klimat prowincji zastygłej w braku zmian. Na takiej prowincji romans,
przyjazd karetki, wypadek to wydarzenia na skalę przedstawienia teatralnego:
ludzie wylegują na ulicę, robią wywiad, oczekują dramatycznych scen, a później
z zawodem sercu wracają do domu i długo czekają na kolejne atrakcje, do których
nie zaliczają „miejscowego głupka”, bo on już się wszystkim opatrzył, już
przywykli do jego widoku i tylko piętnują go podkreślając jego inność, tworząc
legendy na temat schematów jego działania. Nie zabraknie też miejscowych
alkoholików okradających żony i matki, niebezpiecznych narożnych sklepów,
pierwszych budek z fastfoodami, knajp dla podpitych mężczyzn przechodzącym
kryzys wieku średniego. W krajobraz wpleciono osamotnionych wdowców tkwiących przed
telewizorem, stare panny. Małe miasteczka mają swój urok:
„w małych miasteczkach
małe knajpy
w małych
knajpach duże
piwo
mali ludzi
i sprawy”
Kolekcję prowincjonalnych
sylwetek wypełnia kioskarz, pijaczki, barmanka, sklepowa z rybnego, okradana
staruszka, miejscowy idiota, żebrak, wdowiec całymi dniami oglądający
telewizję, staruszek karmiący gołębie, drobny urzędnik, pani z banku, zbieracz
śmieci, miejscowe plotkary, szczebioczące nastolatki, dewotka, mężczyźni
znikający w piwnicach, naczelnik lubiący łapówki, dziewczyny unikające zbyt
ostrych makijaży, Ukrainiec, matki i zapracowani ojcowie. Bogaty wachlarz postaci
sprawia, że po przeczytaniu „Dulszczynei” oczami wyobraźni zaczynamy widzieć
prowincję z jej mankamentami.
W prostych i niesamowicie
trafnych obrazach Zbigniewa Wojciechowicza nie zabraknie zabawy słowami,
znaczeniami. Poeta umiejętnie nawiązuje do znanych utworów, których motywy
wykorzystuje w innym kontekście, daje im odmienne znaczenie, poszerza
perspektywę spojrzenia na przemilczane. Całość doskonale podsumowuje wiersz „Dulszczynea”
przebieraj się
zawsze za parawanem
kąp w bieliźnie
a przed praniem
zarygluj drzwi i zasłaniaj
okna
krzycz
cicho
pij samotnie
nie płacz
wcale
do kościoła
ubieraj się
wytwornie
opluwaj publicznie
Całość bardzo obrazowa i przyjemna w
odbiorze. Książkę czyta się szybko, a nakreślone scenki pozwalają na
wyobrażenie sobie miasteczka tętniącego życiem toczącym się wokół
przemilczenia. Tom „Dulszczynea” polecam osobom poszukującym poezji o
prowincji, codzienności, pokazującą wycinki prowincjonalnej rzeczywistości i
lubiących poszukiwać motywów utworów innych twórców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz