Ola ma fazę na sałatkę grecką. Wiadomo, że ogórki, pomidory to prawie woda. Ser ma troszkę kalorii, oliwki też. Od czasu, kiedy je tylko sałatkę (już tydzień) domaga się jedzenia, co 2 h. Także w nocy. Dziś chodzę jak zombie... Nie bójcie się: nie gryzę i nie zarażam. To tylko skutki uboczne "fazy na sałatkę". :D
Chciałam dziecko przechytrzyć i dodałam mięso do jednej porcji (żeby było sycące). Powąchała, popatrzyła na mnie i powiedziała:
-Nie, nie tak. Sałatkę.
-Ale to jest sałatka.
-Nie.
-Dodałam tylko mięso.
-Jedz.
-Ja mam zjeść?
-Tak.
-A ty co będziesz jadła?
-Nie mięso. Sałatkę.
Najciekawiej jednak na Oli dietę zareagował Dominik, kiedy o 6:00 pobiegł do najbliższego sklepu po wszystkie składniki, żeby dziecko nie powtarzało jak budzik:
-Sałatkę, sałatke sałatke, sałatke...
-Myślałem, że pomidory i ogórki po 25 zł za kg to tylko w politycznych memach, a one naprawdę są t tej cenie w sklepie.
Zwykle kupujemy taniej, ale jak się czeka godzinę na otwarcie sklepu i liczy się czas to (trzeba było wczoraj jeszcze zdążyć na autobus do szkoły i dotrzeć do pracy) zakupy robi się tam gdzie jest szybciej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz