Już osiem lat polecam Wam kolejne tomy „Dziennika cwaniaczka”. Każdy jest ciekawy, zachwycający i pouczający, ale bez nachalnego dydaktyzmu, po którym czytelnik ma poczucie, że jest gorszy. Opowieści Jeffa Kinney’a to historie niewpisujące się w wyścig chwalenia się swoją doskonałością i niezwykłością. A może wpisują, ale pokazują to z perspektywy chłopaka, któremu nie wychodzi to kreowanie wizerunku i przez to mamy lekturę o nastoletnim pechowcu? Wkurzają Was książki o niezwykłych ludziach, bo Wam nic nie wychodzi i z tego powodu czujecie się jeszcze gorzej? Nie jesteście z tym sami. Grega Heffley’a, bohatera „Dziennika cwaniaczka”, też to denerwuje, a wszystko przez to, że on czuje, że nie ma predyspozycji do wymyślanych przez rodziców lub brata aktywności. Jest typowym chodzącym pechowcem. Gdziekolwiek się pojawi świat się sypie. Jeśli wydaje Wam się, że cokolwiek, za co się zabierzecie jest totalną klapą po możecie być pewni, że on ma naprawdę dużo gorzej, bo wydaje się działać jak magnes na nieszczęścia. Zresztą nie jego jednego pech prześladuje. Można powiedzieć, że cała rodzina Heffley’ów ma to we krwi (a może raczej w genach). Jeśli zaplanują sobie pobyt w tropikach to możemy mieć pewność, że to będą najbardziej katastrofalne wakacje. Święta? I tu jest wiele do zepsucie. O zimach i podróżach oraz szkole nawet nie ma, co wspominać, bo jeśli człowiek w domu jest w stanie zrobić tak totalną demolkę, że musi zamieszać u mamy/teściowej/babci, aby doprowadzono dom do ładu to możemy być pewni, że cokolwiek zrobią poza domem będzie jeszcze bardziej niebezpieczne i ściągnie na nich wielkie kłopoty. W końcu na im większą ilość kontaktów z ludźmi się wystawią tym porażki bardziej urozmaicone. Każde działanie Heffleyów kończyły się katastrofą, do której prowadzi coś jakby pasmo samonapędzających się nieszczęść. Można powiedzieć, że po tylu latach bohaterzy powinni sobie zdawać już sprawę, że mają nie podejmować nowych wyzwań, bo wszystko zawsze kończy się wielką klapą i ogromnymi kosztami. Oni jednak są niereformowalni. Jeśli za długo żyją spokojnie to odnosi się wrażenie, że ich ten spokój uwiera, bo nawet niepozorne porządki mogą być początkiem katastrofy, a co dopiero, kiedy dostaną spadek i zaplanują go rozsądnie wydać na remont domu. Kiedy już to wyzwanie zakończyło się jakimś tam sukcesem, bo wszyscy przeżyli musi pojawić się kolejne. Nawet zwyczajne zamiłowanie do sportu kończy się porażką. Zwłaszcza takie, w których wchodzi w grę rozwijanie umiejętność współpracy. Stworzenie zespołu muzycznego zapowiada kolejną klapę.
Tym razem na początku książki Greg opowiada o tym, dlaczego nie warto być
sławnym. Przerobił już na własnej skórze kilka dążeń do zdobycia sławy i
bogactwa. Dorósł i doszedł do wniosku, że pierwsze może być kłopotliwe i ograniczy
korzystanie z drugiego. Dostrzega plusy bycia niezauważanym. Jego brat z kolei
chciałby być członkiem słynnego zespołu. Z bardzo zróżnicowaną paczką (od
rówieśników po trzydziestopięciolatka) ćwiczy granie. Wszyscy chcą być sławni,
dużo zarabiać. Niestety brakuje im umiejętności i siły przebicia. Cokolwiek
robią staje się katastrofą. Nawet promocja w mediach społecznościowych wydaje
się nierealna i niebezpieczna. Koncertowanie też jest wyzwaniem, a walka z
konkurencją w różnych konkursach niekoniecznie musi stać się sposobem na
zyskanie sławy.
Jeff Kinney w tomie „Więcej czadu” porusza wiele ważnych tematów. Przyjrzymy
się umiejętnościom i zaangażowaniu bohaterów, ich umiejętności współpracy oraz
planowania. Nie zabraknie wykorzystania oraz wyznaczenia sobie priorytetów, a
także miłości. Do tego pisarz pokazuje mechanizm działania mediów
społecznościowych i uświadamia, dlaczego nie warto ulegać temu prądowi.
We wszystkich tomach „Dziennika cwaniaczka” akcja mknie niczym pociąg
pośpieszny, a wydarzenia nieuchronnie następują po sobie niczym w dominie:
jeden przewrócony klocuszek powoduje prawdziwą lawinę zdarzeń, które jedynie
może zatrzymać przewrócenie się wszystkich, czyli totalnej katastrofy i
odpuszczenie sobie dalszych działań. Całość napisano w formie dziennika
wzbogaconego ilustracjami autora. W poszczególnych akapitach pierwszoosobowy
narrator (Greg) przeskakuje z tematu na temat, co sprawia, że lektura jest
bardzo interesująca i wciągająca. Zdania w stronie czynnej, duża dawka humoru –
to wszystko sprawia, że kolejny tom „Dziennika cwaniaczka” wciąga od pierwszych
stron i po przeczytaniu jednej części nie sposób nie sięgnąć po kolejne,
dlatego zdecydowanie polecam wszystkim młodym czytelnikom, którzy uważa, że
książki są nudne. Tu nie ma czasu na znudzenie. Akcja galopuje, do tego kolejne
wydarzenia okraszone prostym humorem sytuacyjnym sprawiają, że lektura
zdecydowanie poprawia humor. Fabuła każdego tomu zawsze ma temat przewodni. Raz
są nim wakacje, innym razem święta, nauka w gimnazjum, relacje z rodzeństwem,
twarde wychowanie, dojrzewanie, konsekwencje złych czynów, pierwsze związki,
rodzinne wyprawy, sport, dążenie do sławy czy kult przeszłości rodziców.
Niedługie nakładające się na siebie scenki wprowadzające kolejne elementy
napięcia i kończące się zabawnym rozwiązaniem sprawiają, że lekturę czyta się
bardzo szybko i z zainteresowaniem. Aby dodatkowo urozmaicić czytanie w książce
nie zabraknie elementów komiksowych, dzięki czemu sięgają po nią również młodzi
przeciwnicy spędzania wolnego czasu z książką. Naszpikowanie dużą dawką humoru
skutecznie zachęca dzieci do czytania. "Dziennik cwaniaczka" to
lektura doskonała dla wszystkich uczniów. Niewinna fabuła kryje w sobie wiele
prawd, nad którymi można rodzinnie dyskutować, a do tego rozbawi zarówno
dzieci, jak i dorosłych, a opornych czytelników zachęci do czytania. Książki mają tak duże powodzenie, że powstają kolejne tomy, wznowienia, tłumaczenia, a nawet
filmy o przygodach pechowego Grega. Zdecydowanie polecam wszystkim, którzy
szukają pomysłu lekturę dla dzieciaków, które nie lubią czytać. Z tą książką
przekonają się, że jest to świetna zabawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz