Każdy z nas nosi maski. Są to role, w które się wpisujemy. Gramy dobrych lub złych ludzi, profesjonalnych lub niezaangażowanych, jesteśmy córkami, matkami, synami, ojcami, pracownikami, sąsiadami, krewnymi, przyjaciółmi. Z każda osoba w otoczeniu wyzwala z nas inne cechy, skłania do określonych zachowań oraz tworzenia specyficznych relacji. Czasami wpływ otoczenia jest większy, innym razem mniejszy. Ta determinacja wzajemnymi powiązaniami i odgrywanymi przed sobą rolami jest jak fala rozchodząca się na tafli spokojnego jeziora, w którym wylądował kamień. Od jego ciężkości, lotu oraz kąta padania zależy wygląd rozchodzących się kręgów, od częstotliwości rzucania zależy to, czy poszczególne kręgi będą się na siebie nakładać. I nie ma w tym nic złego i dziwnego dopóki nasza gra nie krzywdzi innych, kiedy pozory nie są wykorzystywane wyłącznie do osiągnięcia osobistych celów. Taki problem podsuwa w swojej książce "Toskański ślub" Marta Jednachowska zabierająca czytelników do malowniczej Toskanii z piękną okolicą Pizy.
Opowieść zaczyna się jeszcze w Polsce. Ewa przygotowuje się do wyjazdu na ślub przyjaciółki. Jest to nietypowe wydarzenie, ponieważ młodej parze w ceremonii towarzyszyć będą tylko cztery osoby. Do tego nie są one z młodymi spokrewnione, nie znają się wzajemnie. Poza tym ceremonia odbędzie się we Włoszech. Za wyjazd każdy płaci sam, czyli mamy coś w formie przymusowych wakacji bez najbliższych. I właśnie to wywołuje w Ewie i jej partnerze największy niepokój. Mimo tego Ewa stara cieszyć się z wyróżnienia, jakie ją spotkało ze strony dawno niewidzianej przyjaciółki. Przygotowania do ceremonii w jej oczekiwaniu mają kobiety na nowo zbliżyć, zacieśnić relacje z czasów studiów oraz wspólnie miło spędzić czas w ciekawym otoczeniu. Szybko się okazuje, że całe przedsięwzięcie jest kompletną klapą. Uczestnicy miewają swoje humory i humorki, izolują się, dystansują, a sama para młoda minimalizuje czas spędzony z gośćmi, nie potrzebuje pomocy w przygotowaniach. Goście mają zorganizować sobie czas sami, a ograniczeni są ilością wynajętych samochodów, więc samowolne podróże, samotne zwiedzanie nie wchodzi w grę. Albo wszyscy się ruszają albo nikt. Mało tego: po przysiędze małżonkowie mają przenieść się do luksusowego hotelu, a gości pozostawić w wynajętym mieszkaniu. Czwórka nieznających się osób ma pozostać sama ze sobą, co czyni wyjazd jeszcze bardziej mało atrakcyjnym. Wspólnie spędzanie czasu w atrakcyjnym miejscu zakładał też zwiedzanie malowniczej Toskanii, ale i tego może nie być, ponieważ niektórym uczestnikom nie chce się nic robić poza siedzeniem w pokoju.
Okładka z obrączkami, pięknym widokiem zapowiada romantyczną historię. Wydanie w lutym przywodzi na myśl Walentynki. Nic bardziej mylnego. Marta Jednachowska podsuwa nam powieść pełną zagadek, niedomówień, tajemnic. W tle pojawia się oszustwo, szantaż i tajemnice oraz złamane serce. Z romantycznej historii szybko przenosimy się do thrillera, w którym ciąg tajemniczych i dziwnych wydarzeń wydaje się otwierać oszustwo organizatora. Analizowanie poszczególnych zdarzeń, wchodzenie do przeszłości pozwala szerzej spojrzeć na wydarzenia i odkryć jak pozory mogą nas zwieźć.
Marta Jednachowska każdemu z bohaterów oddaje głos. Poznajemy historię z różnych perspektyw, dzięki czemu puzzle wydarzeń pięknie do siebie pasują i dopełniają. Mamy okazję poznać osobowość i myśli wykreowanych postaci, a także zrozumieć jak bardzo inne osoby mogą wpływać na zachowanie. Każde wydarzenie odciska na bohaterach piętno. Jedno jest pewne: ten spędzony wspólnie czas wywróci życie wszystkich uczestników. Jedni znajdą miłość, inni ją stracą, jedni będą musieli pogodzić się z tym, co przyniósł los, inni będą musieli udawać, aby chronić ukochaną osobę, a innym pozostanie bunt i próba zrozumienia wydarzeń. W akcję wpleciono też opowieści o zwiedzanych miejscach, ciekawostki historyczne. Piękne opisy pozwalają czytelnikom przenieść się do okolic Pizy, poznać interesujące postaci historyczne, zrozumieć ich fenomen.
"Toskańskie wesele" to historia mająca wiele przesłań oraz ważnych społecznie tematów. Na plan pierwszy wysuwa się przekonanie, że nie należy nikogo oceniać oraz warto wysłuchać tych, o których mamy złą opinię. Zobaczymy też jak odległość zmienia perspektywę, samotny wyjazd pozwala na wyzwolenie się z toksycznego związku. Czas dla siebie to też możliwość lepszego przyjrzenia się relacjom, pragnieniom, marzeniom i postawieniu sobie pytań o dalszą drogę. Książka Marty Jednachowskiej to opowieść pełna tajemnic. Każdy bohater ma tu swoje doświadczenia i skomplikowane relacje z rodziną oraz przyjaciółmi. Przychodzą z tym bagażem do miejsca, które pozornie ich nie łączy. Stopniowe przebywanie ze sobą, kolejne dni pozwalają na nawiązanie więzi i metamorfozy. Marta Jednachowska pokazuje nam jak pozory mogą mylić. Antypatyczne postacie z czasem stają się duszami towarzystwa, a miłe zmieniają się w... No właśnie, w kogo? Oszustów? Kochanków? Złodziei? Co kryje się za zachowaniami każdej osoby dowiecie się czytając całą powieść.
"Toskański ślub" to wciągająca i pouczająca lektura. Pojawia się w niej motyw zdrady, oszustwa, szantażu, a nawet zbrodni. Nie brakuje przemocy w związku, toksycznych relacji, manipulacji. Początkowo leniwa akcja przyspiesza, kiedy okazuje się, że romantycznego ślubu jednak nie będzie, a sielski nastrój zostaje zastąpiony tajemnicami, niedomówieniami i żalem. Oczywiście nie zabraknie tu też wesela i romantycznego zakończenia, ale to musicie poznać sami. Zdecydowanie polecam książkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz