Etykiety

środa, 13 czerwca 2018

autyzm i przemoc

W XXI wieku wydawałoby się, że nie musimy już rozmawiać o tym, czy dziecko można bić czy nie, czy klaps to przemoc czy nie i co przemocą jest. Wydawałoby się, że już mamy bogatą wiedzę na temat szkodliwości przemocy w wychowaniu. Jednak co jakiś czas zwolennicy przemocy dochodzą do głosu.
Na naszej drodze diagnozowania autyzmu pojawiło się wiele osób. Każda miała jakąś tam teorię na temat przyczyn autyzmu: od tego, że matka (czyi ja) poświęca dziecku za mało uwagi (chociaż to ja właśnie byłam z dzieckiem przez 24 h na dobę+ kilka godzin ktoś kto nam towarzyszył; nie robiła przy dziecku niczego tylko byłam całkowicie skupiona na byciu najlepszą matką), teorie glutenowe, cukrowe, mleczne, alergiczne, szczepionkowe i metody wychowawcze.
Jedna z pielęgniarek wypytała się mnie czy biję dziecko. Byłam zaskoczona, że można uderzyć własne dziecko, a powiedziała mi, że Ola ma autyzm, ponieważ nie była bita. Dodała, że jak się dobrze dziecko przetrzepie to cały autyzm znika jak ręką odjął...
Takie rady i takie podejście powodują, że przemoc wobec dziecka postrzegamy jak coś normalnego. Normą jest powszechnie obowiązujący sposób tworzenia relacji społecznych. Jeśli bicie dzieci jest normą to wypada oczekiwać, że bijecie kogoś, kto Wam się wciśnie w kolejce albo szefa, bo był dla Was niemiły, czy pracownika, bo źle pracuje, przyjaciółkę, przyjaciela, matkę, ojca, którzy Was denerwują. Wiem, że niektórzy to robią, ale nie jest to powszechnie obowiązująca norma w relacjach.
Jakiś czas temu znajoma mająca córkę z ZA opowiadała mi o swojej ciężkiej sytuacji. Jej mama umierała na raka. Córka była zżyta z babcią, ponieważ mama jako samotna matka (mąż zginął w wypadku) musiała od razu po urodzeniu dziecka wrócić do pracy, aby utrzymać rodzinę. Pomogła jej mama, która akurat przeszła na wcześniejszą emeryturę. Córka się zżyła, a tu diagnoza: babcia ma raka płuc (niepaląca) i to w takim stadium, że szybciutko się wszystko skończyło. Nim się skończyło babcia na rozpoczęcie roku szkolnego uszyła wnuczce lalkę szmaciankę i powiedziała, żeby wnuczka miała ją kiedy jest jej smutno, bo wtedy babcia nawet po śmierci będzie czuwała nad nią. Namacalny substytut babci sprawdzał się dość dobrze. Dziewczynka zabierała ze sobą lalkę do szkoły. Trzymała w plecaku, a kiedy było jej smutno kładła ją na kolanach i pinie pracowała w czasie lekcji. Przez całą trzecią klasę podstawówki nie było problemu, ponieważ nauczycielka znała sytuację.
Później dziewczynka poszła do czwartej klasy. Mama dziewczynki spotkała się z rodzicami, porozmawiała, powiedziała o lalce, przekonała, że lalka nie przeszkadza w nauce. I już w pierwszym tygodniu zaczął się problem: wyśmiewanie dziecka, że nadal bawi się lalkami, wypraszanie z klasy za trzymanie lalki w czasie pisania na kolanach. A kiedy dziewczynka powiedziała, że to nie jest zwykła lalka tylko lalka od kochanej babci jedna z nauczycielek złapała lalkę i wyrzuciła przez okno... dziewczyna skoczyła za lalką przez okno. Całe szczęście, że tamtego dnia zajęcia mieli w innej klasie: na parterze.
Kiedy znajoma opowiedziała mi tę historię zatkało mnie, że można być tak mało wrażliwym nauczycielem. A później przyszła jeszcze myśl: a może napisać, co nauczyciel może, a czego nie może, ponieważ przemoc w szkole pojawia się tam, gdzie jest nieświadomość tego, gdzie rodzice i uczeń mogą nauczycielowi postawić granicę.
Na pewno nauczyciel nie może wyśmiewać ucznia, zabierać jego rzeczy, dotykać go, wypraszać z klasy. Nie może i koniec. A jeśli to robi to możemy zwracać się o pomoc do kuratora oświaty i warto to robić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz