Etykiety

czwartek, 30 sierpnia 2018

"Lucky Luke" - 44 i 62 album


Lucky Luke – legenda Dzikiego Zachodu, bohater kultowego serialu animowanego, na którym się wychowałam powraca w kolejnych odsłonach: „Polowanie na duchy” i „Daisy Town”. Oba to wynik współpracy Morrisa z dwoma różnymi artystami, co jest powszechne w przypadku historii o najsłynniejszym kowboju.
Wielu osobom Lucky Luke przede wszystkim kojarzy się z animowanym serialem bardzo popularnym w latach 90 XX wieku. Pierwowzorem tej lekkiej i przyjemnej rozrywki były komiksy belgijskiego rysownika i scenarzysty Morrisa (czyli Maurica de Beverego), który pragnął stworzyć film rysunkowy o Dzikim Zachodzie. Nim doszło do realizacji studio filmowe zbankrutowało, a szkice przerobiono na komiks, który od 1947 roku podbija serca małych i dużych miłośników westernów. Od 1955 roku seria komiksów powstawała przy współpracy z Reném Goscinnym (znanym z opowieści o Asteriksie), a później kontynuowali ją miłośnicy opowieści o kowboju, dzięki czemu pomysły Morrisa są realizowane. Nad przygodami kowboja pracowali Achdé, Gerra i Pessis zabierający nas w świat Dzikiego Zachodu i bardzo dobrze oddający ducha oryginału (także pod względem szaty graficznej). Pisałam również o efekcie pracy Goylouisa, Fuche, Léturgie z ilustracjami Morrisa i Janviera. Wszystkie godne uwagi, a dziś po raz kolejny zabieram Was do kolejnych tomów wydawanych przez Wydawnictwo Egmont. Dostajemy w nich wszystko to, co znamy, czyli Dziki Zachód prażący promieniami słońca i słynący z band rozbójników, galopujących Indian i bohaterskiego Lucky Luke’a – najszybszego rewolwerowca i najgorszy koszmar braci Daltonów, najbardziej znanych gangsterów. Towarzyszą mu inteligentny koń Jolly Jumper i mający problemy z pamięcią oraz myśleniem pies Bzik. Mimo upływu czasu komiksy z kowbojem ciągle cieszą się powodzeniem
W Wydawnictwie Egmont ukazały się dwa kolejne albumy przygód słynnego rewolwerowca będącego postrachem wszystkich przestępców na Dzikim Zachodzie. Szczególnie braci Daltonów, którzy po raz kolejny odegrają bardzo ważną rolę. Jeden z komiksów jest autorstwa Morrisa i Gościnnego, a drugi Morrisa, Fauche’a i Léturgie’a. W obu autorzy w różnym stopniu poruszają podobny problem: wpływu psychiki na nasze działanie. Najwyraźniej ta tematyka wybija się w albumie czterdziestym czwartym zatytułowanym „Daltonowie na kuracji”, w którym spotkamy profesora stawiającego śmiałe tezy, że nasze czyny zależą od doświadczeń z dzieciństwa. W albumie sześćdziesiątym drugim zatytułowanym „Daltonowie na ślubie” zobaczymy jak na powodzenie akcji wpływa nasz brak krytycyzmu do naszych własnych możliwości.
Przenieśmy się do świata „Daltonów na kuracji”. Już sam tytuł jest intrygujący, bo ostatnie z czym mogą nam się kojarzyć najstraszniejsi bandyci to leczenie się. Do tego środek zaskakuje, ponieważ dawne kuracje w większości przypadków kojarzą nam się z leczeniem konkretnych chorób, a nie psychiki. Autorzy wykorzystali motyw, który powoli stawał się coraz popularniejszy. Pierwsze strony przenoszą nas do Instytutu Naukowego w Nowym Jorku. Tu na poważnym naukowym zjeździe profesor Otto von Himbeergeist stawia śmiałą hipotezę, że bandyci nie są źli tylko chorzy i przy odpowiednim podejściu można ich wyleczyć.
Naukowy światek jest podzielony: jedni są entuzjastami założenia, a inni stanowczo się jej przeciwstawiają. Profesor pragnie udowodnić swoją rację. Trafia do więzienia, w którym od strażnika dowiaduje się, dlaczego został strażnikiem, drobnych przestępców, którzy nie są dla niego żadnym wyzwaniem i w końcu udaje mu się dotrzeć do strasznych braci Daltonów chętnych na kurację, dzięki której będą mogli opuścić więzienie i na nowo zacząć życie. Czy będzie to los przeciętnych obywateli czy nieco bardziej wyszukane metody napadów musicie przekonać się sami. W całej tej historii nie mogło też zabraknąć Lucky Luka traktowanego jak szaleńca niewierzącego w postępowe metody resocjalizacji. W historii nie zabraknie wielu pozytywnych przesłań, spostrzeżeń jak wielki wpływ na nas ma psychika i odpowiednia terapia.
„Daltonowie na ślubie” rozpoczyna się planami ucieczki bohaterów z więzienia. W Hadley City 30 czerwca 1865 roku trwają przygotowania do ślubu Sama Parkera, dobrego znajomego Lucky Luke’a. Bones prowadzący zakład pogrzebowy zaskakuje kowboja urządzeniem ślubu. Wszystko przez to, że od czasu przepędzenia bandytów przez ich pogromcę w mieście zrobiło się spokojnie i firma mająca mniej klientów musiała rozszerzyć swoją ofertę o inne usługi. Dekoracja kościółka jest przez to dość specyficzna. Można wręcz powiedzieć, że pogrzebowa. Do tego marsz weselny bardziej przypomina marsz pogrzebowy… Jak możemy się domyślić nie jest to wesele marzeń, ale na bezrybiu i rak ryba.
Uroczystość przerywa wieść o tym, że bracia Daltonowie uciekli z więzienia zapowiadając, że powieszą Sama Parkera, który ich uwięził. Pan młody prosi narzeczoną, aby na niego poczekała do czasu aż upora się z bandytami. Musi to zrobić przed ślubem, ponieważ jako małżonek obiecał wieść spokojne życie zwykłego obywatela. Jako szeryf nie chce przyjąć do wiadomości, że już nie jest taki młody i musi wspomóc się znajomym. Aby sobie i innym udowodnić, że ciągle jeszcze jest pełny sił robi wszystko, by utrudnić Lucky Luke’owi pomaganie mu. Nawet kiedy jest w bardzo trudnych sytuacjach, w których ociera się o śmierć szeryf nie przestaje dawać popisu siły, co daje komiczne efekty. Całość uwypukla jeszcze pojawiająca się w tle postać jeszcze starszego szeryfa, będącego dziadkiem dorosłych ludzi i jeżdżącego a wózku, ale przekonanego, że jako stróż prawa powinien pomagać w całej akcji. Całość posiada lekki komizm oparty na banalnych, ale działających na młodych czytelników chwytach.
Szczególnie ważne w obu albumach jest przesłanie dotyczące wpływu naszej psychiki na podejmowane decyzje. Jedne mają swoje korzenie w dzieciństwie, inne są przyczyną braku krytycznego spojrzenia na siebie i swoją sprawność, przekonanie, że mimo upływu lat możemy ciągle równie wiele. W obu albumach znajdziemy znany humor, kilka zwrotów akcji, parę strzelanin, przerysowania i doskonale znaną nam kreskę oraz kolorystykę i interesującą akcję. Zdecydowanie polecam miłośnikom przygód Lucky Luke i wszystkim dzieciom, które czuja wstręt do książek. Komiks pozwoli im się zaprzyjaźnić ze słowem pisanym i zachęci do sięgania po dłuższe lektury.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz