Rodzicem zostaje człowiek w chwili poczęcia. Matka jest nim
wcześniej niż ojciec ze względu na ciągłą bliskość rosnącego w niej człowieka.
Młodzi rodzice w tym czasie mniej lub bardziej intensywnie przygotowują się do
swojej roli. Słyszą od znajomych i specjalistów wiele rad, a to dopiero
początek nadciągającego kataklizmu w postaci „wszechwiedzących” i „chcących
dobrze”. Ciąża to odpowiedni okres do nabrania dystansu do owych rad.
Ja miałam spore szczęście, że moje studenckie życie toczyło
się wokół pracy przy dzieciach, z dziećmi i dla dzieci, przez co podstawowe
czynności, jak zmiana pieluchy, przebieranie i kąpiel nie były traumatycznym
doświadczeniem. W tych przygotowaniach sporo pomagają poradniki, a na naszym
rynku jest ich dość dużo. Nie musimy ich brać na serio i stosować się do
wszelkich zaleceń, ale poznanie różnych opinii pomaga wyrobić sobie zdanie. W
tym pomocne jest też intensywniejsza obserwacja zachowań dzieci i rodziców.
Dobrze, aby towarzyszyły nam pozytywne wzorce. Ja miałam spore szczęście i wchłonęłam
w pierwszych miesiącach cięży wiele poradników, których nie przeczytałam na
studiach (uzupełniłam swoją wiedzę pedagogiczną), a wcześniej trafiłam do kilku
wspaniałych i kilku antywzorców rodzin, co pozwoliło mi nauczyć się pracy z
małymi ludźmi.
Jedno czego musimy się nauczyć to dystans do wszystkich rad.
Nasze serce i rozum powiedzą nam jak wychować własne dziecko. Rady innych będą
męczące, ale to normalne. Każda matka przez to przechodziła i będzie
przechodziła. Najwięcej rad dają osoby, które w młodości nie radziły sobie z
własnymi dziećmi i czują potrzebę naprawiania własnych błędów. Tych trzeba
wystrzegać się jak ognia: jest on potrzebny, ale można się sparzyć.
Nie wolno też całkowicie polegać na wszystkich przeczytanych
poradnikach. Najlepiej pytania kierować do osób, których styl życia i sposób
wychowania jest bliski naszemu sercu. Specjaliści w naukach nie zawsze bywają
kompetentni w kwestiach wychowania, czego dobrym przykładem była
wychowawczyni mojego brata w pierwszych
klasach szkoły podstawowej, która kazała rodzicom nie odpowiadać dziecku na
wszystkie zadawane pytania a nieposłuszeństwo surowo karać biciem! Ja jestem
całkowitą przeciwniczką takich metod i stosuję je w moich relacjach z dziećmi.
Dlaczego wychowanie bez bicia? Przecież dzieci wiedzą mniej
i trzeba je jakoś przystosować do życia w społeczeństwie. Musimy wywrzeć na
nich presję, aby słuchały. Biciem najłatwiej – twierdzą niektórzy. Ja uważam,
że dziecko to bardzo inteligentni mali ludzie, których ciekawości i ruchliwości
nie wolno ograniczać, by mogły prawidłowo się rozwijać i uczyć samodzielnego rozwiązywania
zadań w poczuciu własnej wartości. Jestem matką-kwoką, która pozwala biegać
wszędzie, gdzie jest bezpiecznie i która w razie zagrożenia asekuruje dziecko,
by mogło pokonywać kolejne przeszkody. Nieudane próby podsumowuję: „Może
spróbujemy jeszcze raz” lub „innym razem się uda” czy „Trzeba dużo ćwiczyć a na
pewno się uda”. Nigdy nie stwierdzam: „Jesteś za mała” itd.
Wszelkie rady jakie zawrę w kategorii „Dziecko” będą oparte
na moich osobistych doświadczeniach z dziećmi i młodzieżą. Mam nadzieję, że
pomogę rodzicom i nauczycielom inaczej spojrzeć na ich codzienne zmagania
związane z kształtowaniem małego człowieka i rozwijaniem jego talentów.
W tym wychowaniu musimy pamiętać, że nie istnieje dziwny
twór, jakim jest dziecko tępe. Wszystkie dzieci, z którymi pracowałam byłby
bardzo zdolne, spostrzegawcze i nie były przez otoczenie w ten sposób oceniane.
Każde dziecko jest zdolne, ale każde rozwija się inaczej. Jedne lepiej
opanowują umiejętności fizjologiczne, inne intelektualne, a jeszcze inne fizyczne.
„Zapóźnione” czy „głupsze” dziecko to usprawiedliwiające określenia na lenistwo
rodziców czy opiekunów. Istnieje też głupi przesąd dotyczący wczesnego
mówienia. Z moich obserwacji (mam kontakt z rodzicami dzieci, którymi się
zajmowałam) dzieci, które bardzo wcześnie mówiły w szkole były przeciętne,
natomiast te uznawane za „opóźnione” w wieku szkolnym okazywały się
zdolniejsze, a w liceum wybijały się swoimi talentami (przykładem jest tez mój
brat, który obecnie jest wybitnym specjalistą).
Na zajęciach z pedagogiki miałam wielkie szczęście
dowiedzieć się o różnych podejściach do rozwoju dziecka. Tam też wpojono mi, że
dziecko to CUD: ciało, umysł i dusza. Do prawidłowego rozwoju mającego w
przyszłości przełożyć się na sukcesy potrzebne jest wspieranie rozwoju
wszystkich tych sfer, przy czym należy pamiętać, że dzieci w różnym wieku mają
odmienne potrzeby związane z nimi.
W wychowaniu dziecka najważniejsza jest naturalność i
uwolnienie się od strachu dotyczącego własnych doświadczeń i wyzwań. Pogodni i
spokojni rodzice mają mniej problemów wychowawczych; krzyczący i histeryzujący
rodzice wyszukujący w innych i sobie wady przyczynią się do wychowania
niezrównoważonego dziecka, które prawdopodobnie powieli ten model. Musimy
pamiętać, że stajemy się dla dziecka wzorem. Tak jak będziemy traktowali innych
ludzi i dziecko ono będzie traktowało nas w przyszłości. Jeśli chcemy mieć z
nim dobre relacje oparte na zaufaniu musimy być przyjaźni dla innych,
uśmiechnięci, pogodni i spokojni.
Mały człowiek z naszej perspektywy robi różne dziwne rzeczy,
co niektórzy rodzice mogą odbierać, jako próba rządzenia. Ja odczytuję to jako
próba odkrywania świata i własnej indywidualności. We wszystkich poszukiwaniach
wspieram córkę i okazuję jej bardzo dużo miłości. Jednak owo okazywanie uczuć
nie może przekraczać sfery intymności małego człowieka i wszelka ingerencja w
tę sferę kogokolwiek musi być zwalczana!
Jako rodzice musimy akceptować dzieci takimi, jakimi są. Zwalczanie
w sobie krytycyzmu sprawi, że wychowamy dzieci akceptujące siebie i potrafiące
radzić sobie z własnymi słabościami. Będą potrafiły lepiej radzić sobie w
życiu. Jeśli nie wierzycie to przypomnijcie sobie krytykę własnych rodziców i
powiedzcie sobie, w jaki sposób to wpłynęło na Wasze obecne życie.
Małe dziecko wie czego potrzebuje i będzie walczyło o
zaspokojenie tych potrzeb. Jeśli zaniknie u dziecka chęć do oznajmiania ich
może to być znakiem, że za bardzo skupiliśmy się na sobie zaniedbując dziecko.
Od pierwszych dni zadanie świeżo upieczonych rodziców będzie polegało na
obserwacji i dążeniu do szybkiego reagowania na znaki dziecka. Może nam pomóc w
tym empatia, pomyślenie jak ja czułabym/czułbym się będąc głodny, marznąc,
przegrzewając się czy leżąc we własnej kupie. Jeśli mamy wątpliwości dotyczące
stosunku do dziecka to zadawajmy sobie pytanie: jak ja chciałaby być
potraktowana w takiej sytuacji? Czy po przewróceniu czy wypadnięciu z wózka
chciałabym dostać klapsa? Czy raczej wolę być przytulona i uspokoić się w
ramionach kochającej osoby?
Na samym początku dziecko potrzebuje ciągłego okazywania
uczucia. Branie dziecka na ręce nie spowoduje, że będzie ono bardziej kapryśne,
ale pozwoli nam nawiązać z nim więź i zaspokoić jego potrzebę bliskości oraz
bezpieczeństwa. Dobrym sposobem jest karmienie dziecka piersią i nie istnieje
coś takiego jak źle ukształtowana pierś niepozwalająca na tę bliskość. Ja
pierwsze cztery miesiące po porodzie spędziłam z córką w łóżku, przytulając ją,
kołysząc, karmiąc, zmieniając pieluszkę, trzymając na ramieniu, kiedy miała
kolki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz