Coutrney Carver, Duchowa prostota. Jak mieć więcej,
mając mniej, tł. Agnieszka Sobolewska, Kraków „Wydawnictwo Literackie” 2019
Czasami trzeba dostać ostry łomot od życia, aby je
całkowicie przemeblować i przeanalizować wartości, którymi do tej pory się kierowaliśmy,
by w końcu odetchnąć i prowadzić szczęśliwsze życie. Nic nie działa tak ożywczo
jak zimny prysznic w postaci diagnozy. Tak było też w przypadku Courtney Carver,
która pewnego dnia usłyszała, że ma stwardnienie rozsiane (SM), które miało ją
unieruchomić, uniemożliwić twórczą pracę. Dla pracowitej (a raczej zapracowanej)
autorki było to jak wyrok. W takich przypadkach ludzie obierają jedną z trzech
dróg: załamują się albo są obojętni (nic nie zmieniają) albo zaczynają walczyć.
Courtney chciała coś zmienić, ale nie wiedziała co, a wszystko przez to, że „była
przecież taka zapracowana” i miała bardzo dużo długów, z których bez pracy nie
da się wyjść. Ale czy na pewno trzeba więcej pracować, aby więcej zaoszczędzić?
Autorka stopniowo odkrywała inne style życia.
Uświadomiła sobie jak bardzo wiele robi zbędnych zakupów, które mają zabić nudę
lub poprawić nastrój, jak wiele kredytów wzięła, jak wiele nic niewnoszących do
je życia zobowiązań oraz przedmiotów wprowadziła, a wszystko po to, by dążyć do
nieokreślonego ideału sukcesu.
Courtney Carver jest jak większość z nas: zapracowuje
się, aby kupować prezenty i w ten sposób okazywać miłość. Tym sposobem gubiła siebie,
traciła swój czas oraz energię na zdobywanie pieniędzy zamiast dać je dziecku, mężowi
i przede wszystkim sobie. To sprawiło, że przeoczyła pierwsze sygnały wysyłane
jej przez ciało, serce i duszę, że jej życie toczy się wokół niepotrzebnych i nie
wartościowych rzeczy. Działała jak maszyna, a przecież i one po jakimś czasie
się psują. Diagnoza ją ocuciła i pozwoliła spojrzeć na życie z innej
perspektywy, przeanalizować dotychczasowe życie, wyznaczyć nowe cele, które
sprawią, że będzie szczęśliwa. I wtedy właśnie uświadomiła sobie, że posiadanie
dużej ilości przedmiotów wcale jej nie uszczęśliwia, a duży dom pełen gratów
wcale nie sprawia, że ma więcej możliwości przebywania z kochanymi przez nią
osobami, ale więcej sprzątania oraz opłat. Na swoją życiową przestrzeń zaczęła
patrzeć przez pryzmat relacji z bliskimi i znajomymi. To sprawiło, że poczuła
paradoks posiadania domu o powierzchni sto siedemdziesiąt metrów kwadratowych
na trzy osoby, spłacania wysokiej hipoteki i pracowania, aby spłacać kolejne
kredyty na kartach w różnych sklepach, by kupić kolejne przedmioty wypełniające
tę dużą przestrzeń. Uwalnianie się od nadmiaru dóbr wcale nie było takie łatwe,
ponieważ każda rzecz miała dla niej jakąś wartość. Jeśli nie chciała zostawić jej
ze względów sentymentalnych to w grę wchodziła argumentacja dotycząca wydatków
na określony przedmiot lub możliwość tego, że będzie on potrzebny w
przyszłości. Brzmi znajomo? Mam dokładnie te same problemy z robieniem
porządków. Miałam nawet szafę pełną „przydasiów”. Autorka była dużo lepsza:
miała cały dom, komórkę i garaż takich zbędnych rzeczy. Krytyczne podejście do
przedmiotów pozwoliło jej część z nich sprzedać (te powyżej wartości, która
sprawiała, że opłacało się wystawić na sprzedać), część rozdała biednym, a
pozostałą część rozdała zainteresowanym. Do tego razem z mężem sprzedała olbrzymi
dom, kupiła mniejszy, co pozwoliło na uwolnienie się części generowanych kosztów
i uwolnienia od olbrzymiego kredytu hipotecznego.
Wszystko na pierwszy rzut oka wygląda nieprawdopodobnie,
ponieważ każdy marzy o jeszcze większym domu, jeszcze nowszym samochodzie,
jeszcze większej ilości posiadanych ubrań itd., a kiedy udaje się zrobić
porządki to tylko głównie po to, aby wolną przestrzeń zapełnić kolejnymi
kupionymi rzeczami… Od czasu do czasu każdy z nas ma przebłyski, że chciałby
uporządkować swoje otoczenie i życie, ale nie wie jak się do tego zabrać. Myślę,
że tu z pomocą może przyjść książka „Duchowa prostota. Jak mieć więcej, mając
mniej”. Autorka krok po kroku przeprowadzi nas przez swoje zmiany, pokaże, w
jaki sposób dokonała rewolucji w swoim życiu i z zapracowanej pracownicy
korporacji stała się kreatywną blogerką i autorką poradnika o upraszczaniu
sobie życia. Brzmi naiwnie i infantylnie? Nie do końca. Sporo tu epikurejskiego
podejścia i dlatego warto sięgnąć po tę książkę, aby nauczyć się wyzwolić od
zakupów, zobaczyć jak alternatywnie można spędzać czas, w jaki sposób rozwijać
siebie, pozwolić na cieszenie się urokami, podróżami zamiast zdobywanymi w
kolejnych miejscach pobytu rzeczami. Autorka dokona też ciekawego odkrycia:
większa ilość rzeczy wcale nie sprawia, że dostajemy więcej komplementów tylko staje
się przyczyną naszego niezdecydowania i konieczności dłuższego dobierania
strojów zamiast cieszenia się chwilą. Kwestii szafy i garderoby poświęcono
naprawdę sporo miejsca.
Myślę, że warto sięgnąć po tę książkę, kiedy czujemy,
że nasze życie wymyka się spod kontroli. Niby mamy tu sporo oczywistości, ale
kiedy uświadomimy sobie, że nie jesteśmy ze swoimi błędami osamotnieni to
będzie nam łatwiej wziąć życie za bary i wprowadzić w nim ład oraz ożywczą
przestrzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz