Miłosz Waligórski, Sztuka przekładu, Szczecin,
Bezrzecze „Forma, Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy” 2018
Znowu wypadałoby sięgnąć po Ludwiga
Wittgensteina: „Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata”.
Tłumaczenie jest tu specyficznym, wielowymiarowym poszerzaniem świata,
wprowadzaniem w świat nowych słów, ich kolejnych, niepowtarzalnych zestawień i
pokazanie ich sensów. Przekładanie, objaśnianie to bardzo trudna sztuka. O tym
wie nie tylko każdy tłumacz, ale i rodzic, ponieważ z miejsc pełnych musi
stworzyć obraz definiujący to, co nie posiada jeszcze osadzonego znaczenia w
słowniku indywidualnym odbiorcy. Jednak nie wszystko da się ubrać w słowa. O
tym Miłosz Waligórski pisze „nieprzekładalna gra słów”. Poeta zabiera nas w świat
rzeczy nieprzekładalnych. Są to przede wszystkim doznania, przeżycia,
wspomnienia i zabawy słowem, która tylko w kontekście określonego języka będzie
miała rozpoznawalne znaczenie.
Dla pochodzącego z Bydgoszczy i mieszkającego w
Nowym Sadzie (Serbia) tłumacza, prozaika i poety przekłady to wieloaspektowa
codzienność: od przekładania cudzych tekstów (a ma ich sporo w swoim dorobku)
po objaśnianie świata wierszami, uchwycenia w nich swoich doświadczeń,
obserwacji i lektur, które wywarły na nim wrażenie lub które udało mu się
zrozumieć, co jest bardzo trudne ze względu na to, że każdy z nas jest inny,
odmiennie posługuje się językiem, ma inne doświadczenia wpisujące się w
hermeneutyczną interpretację szeroko pojętych tekstów, których odbiór
kształtuje interpretację kolejnych. W tym pełnym językowych wyzwań jest
człowiek i jego kruchy los: „nie wszystek umrę/ choć cienko przędę/ życia nić/ kreseczka/
zbawi mnie/ od nic”. Przędzona przez poetę nić to jego sztuka przekładu,
zabierania ludzi w swój świat, przekraczania granic, tłumaczenia obcych tekstów.
O swoich doświadczeniach tłumacza pisze: „strzelam z łuku karpat kwaśne jabłko/
szmugluję przez granicę// trafia w punkt nadziewa się na drut/ sterczy// martwe
imię z niego szwy// wystają po tym strzale// wyprowadza z kraju rzecz/ przed
sąd drugiego języka// on daje drugie dożywocie”.
Dożywocie, a może wieczność? Wszystko zależy od
tego jak bardzo nasze zasługi będą doceniane przez innych i jak bardzo my
potrafimy pamiętać o tych, którzy minęli. Wszystko oczywiście z umieram: „wytężaj
pamięć/ wspominaj/ ale nie za mocno/ żeby nie ożyli bo gdzie/ znaleźliby pracę
gdzie by/ zamieszkali/ w tym ciasnym mieście/ i kto dałby im/ 500+”
Przemijanie, ulotność i nieuchwytność czasu,
gry społeczne to tematy przewodnie tomu Miłosza Waligórskiego „Sztuka przekładu”.
W swoich wierszach poeta zabiera nas w świat własnych doznań, przemyśleń na
temat życia, zachodzących w nim zmian. Ze zdziwieniem dostrzega, że w życiu
role często się odwracają, że życie to ciągłe udawanie, odgrywanie ról: kiedy
dzieci są małe, że ich nie widzimy w czasie zabawy w chowanego, a kiedy już
dorosną, że widzimy, mimo że są daleko. Pochyla się nad powtarzalnością
ludzkich losów różniących się od siebie tylko dekoracjami, bo czasy może i się zmieniają,
ale ludzkie zachowania, popędy, którym ulegają, słabości i siła ciągle
pozostają takie same.
To, co przykuje uwagę czytelnika w wierszach
Miłosza Waligórskiego to jego lekkość w zabawie w słowem, istniejącymi
skojarzeniami, związkami frazeologicznymi, czego najlepszym i najłatwiej
rozpoznawalnym przykładem są słowa: „od stóp do głów suchy/ suchy do suchej
nitki”.
Każdy wiersz jest tu swoistą, dwuznaczną
opowieścią, którą możemy odczytywać na wiele sposobów: dosłownie, jako alegorię,
przez pryzmat własnych doświadczeń, hermeneutycznie, jako ukazanie
uniwersalnych praw i prawd. Miłosz Waligórski bawi się miejscami pustymi, czyli
tym wszystkim, co czytelnik może sam wypełnić, dopowiedzieć, jakie może mieć
skojarzenia. Czerpie z wieloznaczności języka, jego otwartości na odczytywanie
sensów w czasie komunikacji
„za każdym
razem/ po udanej lekturze
kiedy mi się zdaje/ że zrozumiałem
i poznałem/ kantem książki (dobre są
twarde oprawy)/ zadowolony z siebie
czyszczę sobie paznokcie/ wygarniam
spod nich brud”
Sporo miejsca w swoich utworach Miłosz
Waligórski poświęca relacjom z dzieckiem, odmierzanym przez ich dorastanie
upływem czasu, zmieniającym się zainteresowaniom, dziecięcej ciekawości świata
i przemijaniu ludzi, bo język to przede wszystkim (w myśl spojrzenia Slavoja
Žižka) komunikacja, a do tego potrzebny jest nam Inny. I tym sposobem
Waligórski po raz kolejny w swojej twórczości bardzo subtelnie porusza to, co
ważne w filozofii spotkania, wychodzenia naprzeciw drugiemu człowiekowi,
zabierania czytelnika do swojego świata i pozostawienie mu sporej przestrzeni,
aby sam sobie dopowiedział resztę, przez co jest to bardziej spotkanie nie z
poetą, ale czytelnika ze samym sobą, autorefleksja nad oczyszczającą mocą
książek, ich zdolnościami oczyszczania ciała i ducha.
Teksty Miłosza Waligórskiego cechuje lekkość,
prostota. Widać, że poeta nie ma potrzeby nawarstwiania kolejnych słów, aby przełożyć/pokazać
swój świat czytelnikowi, aby utrwalić go i tym sposobem po platońsku odciążyć swoją
pamięć. I tu znów można by na nowo przytoczyć słowa o pamiętaniu, ale
nieożywianiu tych i tego, co już minione, pozostawienie ich w pamięci, ale nie
życie pamięcią po nich. Bardzo wymowny jest tu też podtytuł wiersza o tym samym
tytule, co tomik: „Ciuciubabka”, czyli zabawa w chowanego. Sensów trzeba
szukać, a czasami są one jak dzieci ukrywające się dzieci: niby je widzimy, a
udajemy, że nie dostrzegamy ich dopóki same nie ujawnią się. Upływ czasu,
poszerzająca się wiedza zamiast ułatwiać nam zadanie sprawia, że jesteśmy coraz
miej pewni, coraz częściej udajemy, że widzimy sens, chociaż go nie ma. I tym
sposobem wiersz o zabawie z dzieckiem w kontekście sztuki przekładu pokazuje
jak bardzo zmienia się nasze podejście wraz z rosnącym doświadczeniem, jak
zakleszczają się świat języka i dziecięcych gier.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz