Rafał Przybylok, Yerba mate w tydzień, fot. Jadwiga
Janowska, Warszawa „Nasza Księgarnia” 2019
Każdy region świata słynie z innych napojów i naparów,
którym przypisuje się lecznicze lub magiczne właściwości, które obecnie stara
się potwierdzić naukowo. Każdy ma też bogaty zestaw substancji, których
spożycia zakazywano ze względów religijnych. Yerba mate należy właśnie do nich.
Pita z namaszczeniem przez Indian, poświęcana bóstwom stała się wrogiem,
którego misjonarze przybyli ze Starego Świata starali się zwalczyć. Problem
polegał na tym, że walczono z nim w czasach, kiedy jeszcze nie wpojono tubylcom
purytańskiego nastawienia do sfery seksualnej i zamiast odstraszyć
zainteresowanych wręcz ich zachęcali szerząc o napoju informacje o jego
wspomaganiu potencji, czym uzyskali efekt odwrotny od zamierzonego: wzrosło
zainteresowanie nim jako afrodyzjakiem. Z czasem zakonnicy zaczęli dostrzegać w
tej roślinie potencjał biznesowy i zajęli się uprawą oraz wykorzystaniem przypadkowo
rosnącej popularności. Opracowanie metod uprawy nie było łatwe. Do tego doszła
masowa produkcja. I mimo wycofania wpływów zakonników cieszy się on rosnącą
sławą. Obecnie bardzo dobrze wpisuje się w ekologiczny i zdrowy styl życia. Z
tego powodu, coraz częściej pojawiają się na rynku wydawniczym publikacje
wprowadzające laików (czyli także i mnie) w sposoby parzenia. Na polskim rynku
książkowym jest ich ciągle niewiele i można policzyć je na palcach jednej ręki,
ale za to pisane przez osoby słynące z książek i programów podróżniczych.
Więcej informacji znajdziemy w Internecie i wśród anglojęzycznych publikacji.
Książkę Rafała Przybyloka można potraktować jako
jeden z wielu materiałów dostępnych dla zainteresowanych, ale ma ona tę
przewagę nad internetowymi źródłami, że mamy tu uporządkowaną wiedzę, dzięki czemu
nie musimy spędzić wielu godzin na wyszukiwaniu informacji, porządkowanie ich
tylko możemy spokojnie oddać się lekturze. „Yerba mate w tydzień” tytułem
wydaje się nawiązywać do magicznych kursów języka obcego. Chwytem marketingowym
takich publikacji jest właśnie ów niewielki wycinek czasu, jakim jest tydzień,
którym może być urlop przyjemnie spędzony na poznawaniu czegoś nowego, pomagający
wprowadzić nowe nawyki, nadające życiu egzotyki. Tu ta egzotyka jest wzmocniona
namacalnością, którą można nie tylko zobaczyć i dotknąć, ale i spróbować i
zobaczyć, czy będzie to coś, co nas porwie. Do tego niewielkim kosztem, ponieważ
ograniczającym się do zakupu odpowiedniego naparu. Wszelkie narzędzia do
sporządzenia naparu są dostępne w każdym domu lub dostępne w sklepie za mniej
niż kilka złotych. Koszt niewielki, a poczucie eksperymentowania, odkrywania
duże. A kiedy już nam się spodoba możemy pobawić się gadżeciarzy. Oczywiście
autor podpowie nam, na co zwrócić uwagę nie tylko w czasie zakupu suszu, ale i
poszukiwań odpowiedniego naczynia. Popijając (a raczej sącząc) yerba matę
możemy spokojnie wchodzić w kolejne strony poświęcone historii, sposobom
produkcji, dodatkom, czyli rzeczom, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać nam
się nudne, bo to tak troszkę jak z czytaniem o gotowaniu, ale Rafał Przybylok
ma prawdziwy dar opowiadania i kolejne strony jego książki o napoju przemierza
się jak egzotyczną krainę, w której za każdym rogiem kryje się coś ciekawego.
Opowieść jest pięknie uporządkowana, dzięki czemu
każdy czytelnik będzie mógł bez problemów znaleźć w niej to, czego potrzebuje w
określonej chwili. W świat yerba mate wchodzimy dowiadując się czym ona jest i
dlaczego mylnie nazywana jest herbatą. Dowiemy się z jakiej rośliny powstaje
susz, gdzie ona występuje, w jaki liście poddawane są obróbce, dlaczego dzikie
uprawy ciągle odgrywają duże znaczenie, w jaki sposób powstały plantacje i z
jakimi problemami muszą się borykać, w jaki sposób uprawia się tę roślinę.
Dalej wejdziemy w historię rosnącego powodzenia naparu, znaczenia jezuitów w
walce z rytualnym piciem. Zobaczymy, w jaki sposób jezuici porażkę związaną ze
zwalczaniem naparu przekuwają na sukces w zarabianiu na tym suszu. Mistrzowie
biznesu, od których każdy z nas powinien się uczyć. Pojawią się też informacje
o tym jak wojna wpłynęła na uprawę, dlaczego obecność Polaków na polach miała
spore znaczenie, jakie znaczenie miał susz przed wojną, dlaczego cieszy się
powodzeniem na Wschodzie i jak dziś wygląda jego produkcja oraz rosnące
zainteresowanie. Jako przerywnik i ciekawą formę opowiedzenia o yerba mate jest
tu rozmowa z plantatorami.
Kiedy już zdobędziemy podstawową wiedzę poznamy
rodzaje suszu, jego specyfikę, sposoby produkcji, a następnie akcesoria
pomagające wydobyć smak oraz cieszyć się naparem. Właśnie w tej części dowiemy
się jak ze zwykłej szklanki czy kubka oraz słomek zrobić swoje pierwsze
naczynie, a następnie jak o zakupione akcesoria dbać, aby służyły nam jak najdłużej.
Proste, praktyczne rady, cenne wskazówki sprawią, że codzienność z yerba mate
będzie nie tylko przyjemnym czasem spędzonym na sączeniu, ale i na rytualnej
pielęgnacji, która może sprawiać wrażenie ocierania się o magię. Ostatnia rzecz,
której poświęcono sporo miejsca to sposób sypania suszu do naczynia oraz kilka
przepisów na smaczne napoje. I już koniec. Wtedy odkrywamy, że książka, po którą
sięgnęliśmy z czystej ciekawości już nam się skończyła i jeśli chcemy troszkę egzotyki
w naszym domu i zdrowych nawyków to musimy stopniowo i powoli wprowadzać w
życie zdobytą wiedzę. Całość dopełniają piękne zdjęcia, dobry i bardzo dobrze
zszyty papier oprawiony w solidną okładkę, dzięki czemu lektura jest estetyczna
i trwała.
Książkę „Yerba mate w tydzień” Rafała Przybyloka
polecam nie tylko tym, którzy planują swoją przygodę z naparem, ale każdemu
zainteresowanego egzotyką Ameryki Południowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz