Annie Barrows należy do tych pisarzy, których
życie od dzieciństwa było związane z książkami. Spędzanie wiele godzin w
tygodniu bibliotece dla dzieci, a w gimnazjum praca, jako osoba odpowiadająca
za ład na półkach było wynikiem jej wielkiego zamiłowania do literatury i
wiedzy, co później przełożyło się na studia. Pisarką stała się w 2008 roku,
kiedy razem z ciotką wydała powieść historyczną. Kolejne publikacje pojawiały
się jak grzyby po deszczu. Wśród nich jest również seria książek „Evy and Bean”
(Bluszcz i Fasolka), którą spolszczono na „Nierozłączki”. Polski tytuł jest
trafny, ponieważ bardzo dobrze oddaje relacje miedzy bohaterkami o całkowicie odmiennych
charakterach. Ivy - czyli polska Lilka – to spokojna, pozornie nudna bohaterka.
Bean (w polskim przekładzie Pesta) to prawdziwy wulkan energii. Dziewczynki
mieszkają przy tym samym podmiejskim Naleśnikowym Zaułku (albo raczej okrągłym
placu będącym ślepą uliczką w oryginale nazywaną Pancake Court). Jak widzicie
nazwy pięknie spolszczono, dzięki czemu opowieści czyta się łatwiej,
przyjemniej i lepiej wpisują się w znane dzieciom środowisko. W każdej książce
bohaterki przeżywają niezwykłe przygody. Ja miałam to szczęście, że jeszcze w
swoich czasach przedblogerskich pisałam o tej serii (wówczas tylko w oryginale)
i jej walorach edukacyjnych oraz wychowawczych (czyli takie tam naukowe nudy na
temat przekazywania wzorców postaw etycznych), dlatego też z wielką
przyjemnością sięgnęłam po polskie tłumaczenie, ponieważ byłam bardzo ciekawa,
w jaki sposób Emilia Kiereś poradziła sobie z szeregiem dziwnych dla młodego
polskiego czytelnika nazw. Uważam, że zrobiła kawał dobrej roboty. Wiem, że
istnieje u nas trend nadawania dzieciom coraz dziwniejszych imion, ale tu mamy
inaczej i pojawiają się takie proste jak Kuba, Ania, Adam, a także nazwiska jak
pani Wesoła. Na razie seria w oryginale ma jedenaście tomów (właśnie ukazał się
nowy). Na naszym rynku wydawniczym wydaniem tłumaczenia tych interesujących
historii zajęło się Wydawnictwo Egmont. Polskie wydanie wygląda tak samo
pięknie i subtelnie jak amerykańskie, a wszystko za sprawą ilustratorki Sophie
Blackall, która dzięki swoim ilustracjom nadała opowieściom klimat prostoty i
minimalizmu, a jednocześnie świetnie urozmaiciła akcję. Jeśli ten przydługi
wstęp o twórczyniach Was nie uśpił to teraz w końcu opowiem o akcji w
pierwszych dwóch (chociaż pojawiły się już cztery tomy), aby Was nie zanudzić.
Pesta to prawdziwy wulkan energii. Wszędzie jej
pełno. Do tego ma wiele zwariowanych pomysłów i ciągle kłóci się z nastoletnią
siostrą będącą w trudnym okresie (dojrzewa). Odmienne zainteresowania oraz
ciągła rywalizacja, a także potrzeba pouczania młodszej siostry oraz ucierania
nosa starszej prowadzi do zatargów. Niewielka różnica wieku wydaje się tu być przepaścią,
nad którą od czasu do czasu dziewczyny przerzucają kładkę zgody w postaci
podarowania sobie drobiazgów. Takie gesty szczególnie pojawiają się ze strony
starszej. One jednak nie są w stanie przełożyć się na przyjaźń między dziewczynami,
ponieważ różnią je zainteresowania. Dziecinna Pestka chce się bawić, psocić, a
jej siostra Anka chce się stroić. Mama ma idealne rozwiązanie na zajęcie
młodszej dziewczynki: powinna pobawić się z sąsiadką w swoim wieku. Ale jak
bawić się z kimś bardzo spokojnym i niesamowicie nudnym? Pestka za każdym razem
stanowczo odmawia. Jednak nadchodzi taki dzień, kiedy odkrywa, że Lilka wcale
nie jest taka jak jej się wydawało, a pozory mogą bardzo zwieść. Chadzająca
spokojnie z książką dziewczynka okazuje się czarownicą. No, może nie taką prawdziwą,
ale ma szansę nią zostać, ponieważ odziedziczyła po ciotce księgę czarów i
mikstur, dzięki czemu w kolejnych tomach będą mogły wyczarować wiele
zaskakujących rzeczy.
Ta „magiczna” wiedza oraz bujna wyobraźnia Lilki będzie
napędzała akcję tomu drugiego, w którym dziwne zjawiska związane z dziewczęcą
toaletą dla młodszych dzieci sprawią, że wśród uczniów zacznie krążyć opowieść
o duchu. Tej niezwykłej istoty będzie mogła pozbyć się tylko posiadaczka księgi
pełnej mikstur. Co z tego wyniknie musicie przekonać się sami. Mogę Was
zapewnić, że Wasze pociechy nie będą nudziły się w czasie lektury. Do tego psoty
dzieci pokazano tu przez racjonalizowanie ich, pokazanie dziecięcego punktu
widzenia, który czasami nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, że pewne
zjawiska nie istnieją. Staniemy się świadkami zaskakującej twórczości
dziecięcej wyobraźni. Do tego będziemy odkrywać, w jaki sposób czasami działa
empatia u dzieci.
Książki Annie Barrows pełne są bohaterów o
dziwnych zachowaniach. Każdy jest inny, ale to nie znaczy, że gorszy, ale to,
że może wnieść coś ciekawego do zabawy. Mamy tu też obraz dorosłych uczących
dzieci samodzielności, zachęcających do podejmowania decyzji oraz ponoszenia
ich konsekwencji. Pojawiają się tu też zapracowani rodzice, dorośli nielubiący
nikogo, otwarci i sympatyczni sąsiedzi, podejrzliwe woźne i nauczycielki,
sympatyczna wychowawczyni, której tłumaczenia nie zawsze odnoszą oczekiwany
skutek, a wszystko przez to, że dziecięca wyobraźnia jest jednak
nieposkromiona.
Prosty język, ciekawa, trzymająca w napięciu
opowieść wzbogacona subtelnymi ilustracjami i cała masa niezwykłych pomysłów na
zabawy bez konieczności tkwienia cały dzień przed komputerem. A do tego piękne
przesłanie: inne może być inspirujące i ciekawe oraz pouczające.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz