Etykiety

środa, 11 grudnia 2019

Jolanta Marcolla "Strachy Rysia"


Jolanta Marcolla, Strachy Rysia, il. Jolanta Marcolla, Warszawa „Jedyne Takie” 2019
Stare mądre powiedzenie głosi „strach ma wielkie oczy”. I wcale nie chodzi tu o to, że ma on oczy jak spodki czy nawet pokrywki od garów, ale że często boimy się na wyrost, że przerastają nas rzeczy małe, niepozorne i – z perspektywy innych – niegroźne. Musimy być otwarci i uczyć się swojego otoczenia, pokonywać lęki, czyli zwyczajnie nie tkwić w swoim przekonaniu o złu zjawisk, rzeczy czy otoczenia. I tu aż nasuwa się kolejne powiedzenie ukute przez Senekę „Błądzić jest rzeczą ludzką, trwać w błędzie – głupotą”[1]. Właśnie o takim błądzeniu i strachu jest książka Jolanty Marcolli „Strachy Rysia”. Całość kończy się uświadomieniem sobie, że warto pokonywać swoje lęki i poznawać świat. Całość utrzymana w klimacie niezwykłej przygody będącej wyprawą do parku, która okazała się inna niż wcześniejsze spacery.
„Ten niezwykły dzień rozpoczął się całkiem zwyczajnie i nic nie wskazywało na to, żeby coś szczególnego mogło się wydarzyć, a jednak…
Kiedy znaleźliśmy się z bratem w parku, spotkało nas coś niespotykanego, a właściwie to my spotkaliśmy to coś…
Chcecie wiedzieć, co to było?”. Chcecie? No, to sięgnijcie o książkę. Jeśli jeszcze nie jesteście przekonani to zapraszam na opowieść o tej niezwykłej lekturze opowiadającej o niezwykłej przygodzie z niespotykanym bohaterem, który przekonał się, że jego strach ma wielkie oczy i dobrze jest odkryć, że to, czego się boimy wcale nie jest takie straszne.
Niezwykłe przygody mają to do siebie, że zawsze nas zaskakują i uczą czegoś nowego o nas samych i naszym otoczeniu. Poznajemy wówczas granice własnej tolerancji, odwagi, pokonujemy lęki, zawieramy interesujące znajomości oraz uczymy się nowych rzeczy na temat otoczenia, które zaskakuje nas nieznanymi do tej pory zjawiskami lub istotami. Prawdziwie niezwykła przygoda zawiera wszystkie te elementy, chociaż każdy z nas wie, że równie dobrze codzienność może być taką wielką przygodą z niespotykanymi rzeczami i przygodami.
Jolanta Marcolla w „Strachach Rysia” łączy codzienność z niezwykłością. Jak na niezwykłą przygodę przystało opowieść zaczyna się prosto, czyli od codziennej zwyczajności, jaką jest spacer z młodszym bratem do parku. Nie pierwszy i nie ostatni. Jednak tym razem dzieci spotykają tam coś wielkiego, niespotykanego, przysłaniającego swoim cieniem niebo. Takie duże coś sprawiło, że zrobiło się ciemno. I to nie z powodu nastania nocy czy zakrycia słońca chmurami, ale przez niespotykanie wielki cień. Najdziwniejsze było to, że ów cień stworzyła dziwna góra przykryta kołdrami. Później okaże się, że jest nią olbrzymi Rysiu, wielki stwór nieprzypominający dzieciom niczego, co do tej pory widziały. Schowany przed otoczeniem w końcu wyłania się z ukrycia, ponieważ jest mu zdecydowanie za ciepło. Szybko dowiadujemy się, że schował się tam, ponieważ boi się ptaków, czyli zwierząt dużo mniejszych od niego, a do tego nie mających ani kłów, ani pazurów, czy czegokolwiek, czym mogłyby go zranić. Mało tego: zamiast olbrzyma wolą jeść kanapki. Irracjonalny strach sprawił, że ten dziwny olbrzym zawędrował do parku, gdzie chciał się przed nimi schować. Niestety tu także było pełno ptaków. Schowany pod kołdrami czekał i czekał. Na co? Może na naszych bohaterów, którzy go nakarmią i uświadomią, że nie wszystko jest takie, jakim nam się wydaje, a niektórych lęków warto się pozbyć, by szybko wrócić do mamy. Jedno jest pewne: Rysio to pojętna i otwarta bestia i tylko trzeba spróbować zrozumieć jego lęki oraz pokazać mu, że to, czego się boi nie jest takie straszne. Brzmi znajomo? Pewnie. Nasze dzieci też boją się różnych rzeczy. Jedne wody, inne słońca, jeszcze inne ptaków, psów (tu strach przed obcymi psami całkowicie popieram), kotów, żółwi, chomików, myszy, głośne dźwięki, nadmiar zapachów (tak, tego też można się bać), ciemności i wielu, wielu innych rzeczy. Naszym zadaniem jest oswajanie dziecka z otoczeniem, pokazywanie mu, że to, czego się bało wcale nie jest takie straszne. „Strachy Rysia” to opowieść, która bardzo pomoże nam w pokazywaniu jak rzeczy, których dziecko się boi mogą być postrzegane przez innych. I właśnie z tego powodu jest to świetna książka terapeutyczna, po którą powinny sięgnąć wszystkie dzieci i ich rodzice oraz terapeuci.
Całość wzbogacona w piękne proste ilustracje sprawiające, że dzieci w czasie lektury mają, na czym się skupić. Solidna oprawa i dobrze zszyte strony pomagają przetrwać książce trudne chwile z dzieckiem. Do tego dołączona do niej płyta będzie świetnym uzupełnieniem w czasie nauki czytania lub chęci słuchania lektury. My jesteśmy na etapie nauki czytania i zadaniem córki jest pokazywać paluszkiem, które słowa są czytane. To pomaga mi kontrolować jej postępy w czytaniu, co jest dość trudne ze względu na to, że jeszcze nie mówi (autyzm). Takie wykorzystanie płyt i książek pozwala rodzicom oraz nauczycielom śledzić rozwijanie umiejętności skupienia oraz znajomości wyglądu wyrazów, więc świetnie sprawdza się jako materiał terapeutyczny. Myślę też, że warto wykorzystać płytę do sprawdzenia czy nasz przedszkolak lub uczeń potrafią skupić się na opowiadanej historii. Ćwiczenie polega na tym, że dziecko wysłuchuje raz płyty, a później musi opowiedzieć, co zapamiętało. Po każdym wysłuchaniu powinno potrafić opowiedzieć o większej ilości szczegółów. Oczywiście płyta świetnie sprawdzi się, kiedy rodzic przeczytał już książkę kilkanaście razy, a dziecko powtarza: „Jeszcze raz przeczytaj”. Wtedy można sobie włączyć, zapętlić i błogo przysypiać razem z pociechą.
Zdecydowanie polecam!



[1] "Errare humanum est, in errore perservare stultum”.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz