Stephanie Burgis, Smok
z czekoladowym sercem, il. Freya
Hartas, tł. Anna Nowak, Warszawa “Nasza Księgarnia” 2018
Uwielbiacie opowieści o smokach i czekoladę? Ja
kocham. A kiedy zobaczyłam książkę „Smok z czekoladowym sercem” wiedziałam, że
muszę po nią sięgnąć i zobaczyć jak takie połączenie się sprawdzi. Stephanie
Burgis zabiera swoich czytelników do bliżej nieokreślonej krainy w bliżej
nieznanych nam czasach do miasta Drachenburg (Smoczy zamek po niemiecku). Nim tam
trafimy zostajemy zaproszeni do jaskini w pobliskich górach. Jej mieszkańcami są
smoki. Jednak w niczym nie przypominają złośliwych i morderczych stworzeń z
baśni i legend. Bliżej m współczesnym wersjom istot inteligentnych. Można nawet
śmiało stwierdzić, że na końcu powieści są niczym wyjęte z baśni Agnieszki
Korol, polskiej pisarki. Jednym zdaniem: gady tu nie przypominają wcale gadów i
tylko pozornie nie są też podobne do ludzi.
Aventurine jest młodą smoczycą, której podoba się
ludzka biżuteria oraz złote monety, ale nie lubi ich książek. Jako jedyna w
rodzinie nie jest w stanie zbyt wiele czytać. Ma też opory w przyswajaniu sobie
języków. Za wzór rodzina stawia jej brata Jaspera i starszą siostrę Citrinę,
która w jej wieku mówiła dwudziestoma językami, a nie zaledwie sześcioma… Główna
bohaterka to ot taka przeciętna postać bez ambicji, marzeń, za to znudzona
siedzeniem w jaskini (na za cienkie łuski na samodzielną wyprawę), a do tego
ciągle drocząca się z rodzeństwem widzące w niej leniwe dziwadło.
Pewnego dnia zła i znudzona Aventirine na własną rękę
opuszcza swój dom. Planuje dowieźć, że coś potrafi. Samodzielne polowanie jakiegokolwiek
jedzenia okazuje się dużo trudniejsze niż mogłoby się młodej smoczycy wydawać. Do
tego rani swoją skórę i skrzydła o drzewa. Jedyne, co powinna zrobić to wrócić
do domu, wyleczyć rany i poczekać na lepsze czasy. Wtedy jednak nie byłoby o
czym opowiadać…
Prawdziwa przygoda jednak nie zaczyna się w jaskini
tylko po spotkaniu z człowiekiem. Aventurine po długim marszu po zboczach gór w
oddali dostrzega człowieka, na którego nabiera ochotę. Mimo pamiętaniu
dziadkowych ostrzeżeń, że to najgorszy rodzaj pokarmu jest na tyle
zdesperowana, że gotowa jest zapełnić swój żołądek tym znaleziskiem. Kiedy jest
już blisko człowieka odkrywa, że on coś gotuje. W ten sposób odkrywa czekoladę
i… zostaje zmieniona człowieka. Dostaje proste instrukcje na „nową drogę życia”:
dotrzeć do miasta i szybko znaleźć pracę. Okazuje się to jednak bardzo trudne:
słabe mięśnie i brak znajomości praw, którymi rządzi się ludzki świat nie ułatwiają
jej zadania. Jednak jedno jest pewne: w końcu odkryła swoją pasję i pragnie zostać
czeladnikiem u mistrza wyrabiającego najlepszą czekoladę.
„Smok o czekoladowym sercu” Stephanie Burgis to
piękna opowieść o pokonywaniu własnych słabości oraz uprzedzeń, sile marzeń,
mocy pragnień i pracowitości oraz perfekcjonizmu. Aventurine różni się od wszystkich
mieszkańców Drachenburga, który staje się jej domem. Jednak sentyment do
jaskini pozostaje. Mogłoby się wydawać, że nie da się pogodzić tych dwóch rzeczy.
Zwłaszcza, kiedy jest się dwunastoletnią dziewczynką. Jednak do upartych świat
należy. Zwłaszcza tak upartych jak Aventurine. Do tego dowiemy się też, że
zadzieranie nosa jeszcze nikomu nie pomogło, a tym, którzy są najlepsi czasami
szkodzi. Po moim opisie może się wydawać, że książka jest pełna moralizatorstwa,
ale zapewniam Was, że tak nie jest. To ile jest w stanie uchwycić czytelnik
zależy od jego umiejętności, ponieważ wszelkie „pouczenia” podano w formie kolejnych
opowieści i przygód. Bardzo podobało mi się przesłanie książki: nie wszystko da
się załatwić przemocą. Czasami potrzebny jest upór, dążenie do celu i spora
dawka miłości zarówno do tego, co robimy, jak i ludzi, którzy są naszą rodziną
oraz przyjaciółki.
Powieść czyta się lekko, przyjemnie i bardzo szybko
nawet na głos. Akcja ma odpowiednie tempo, dzięki czemu młody czytelnik czy
słuchać się nie znudzą. Mam tylko dwa zastrzeżenia do tej książki: akcja dzieje
się w czasach, kiedy nie ma samochodów i innych urządzeń, ale Marina wyjmuje
mleko z lodówki. Do tego kwaśne mleko ma taką samą konsystencję jak normalne.
Być może błąd wynika z tego pisarka nigdy nie miała okazji zobaczyć kwaśnego
mleka w czasach przed sprzed powszechnej pasteryzacji, po której zepsute mleko
faktycznie nie zmienia konsystencji. Ale to tylko takie dwa małe drobiazgi,
których dzieci na pewno nie wychwycą, ponieważ nie znają.
Dobrze zszyte strony z odpowiednio rozmieszczonym
tekstem, nielicznymi ilustracjami zamieszczono w przykuwającej wzrok kartonowej
okładce zabierającej nas do baśniowego świata.
Czy możesz polecić coś w klimacie Smoka z czekoladowym sercem?
OdpowiedzUsuńJest tego sporo. Z ostatnio czytanych
UsuńKelly Barnhill "Dziewczynka, która wypiła księżyc"
Ewa Białołęcka "Kroniki Drugiego Kręgu"