Etykiety

niedziela, 26 kwietnia 2020

ZA u dorosłych

Internet uczy mnie neurotypowiści. Miałam wiele sytuacji, kiedy ludzie obrażali się o moje sformułowania, które wyrażałam pisząc o własnym spojrzeniu wobec mnie. Było coś w stylu: „Dla mnie tatuaże to zbędny wydatek” czy „Dla mnie super makijaż to duże koszty i strata czasu”. Ile miałam wówczas negatywnych opinii na temat tego, że włażę komuś do portfela, że oceniam to, że ktoś lubi się pomalować, że nie powinnam mówić innym czy mają się malować/tatuować. Wszyscy jednomyślnie pomijali zwrot „DLA MNIE”, czyli coś, co jest z mojego punktu widzenia i odnosi się tylko do mojej osoby. Znajomi na Facebooku każdego dnia uczą mnie jak bardzo niebezpieczny jest język, ponieważ ja – w swoim odczuciu – mogę jasno komunikować, co zrobiłabym, czym dla mnie i w odniesieniu dla własnego ciała jest określone zjawisko, a neurotypowe osoby odbierają to jako atak na ich osobę, ocenianie w stylu: „każdy kto tak robi jest głupi. Mnie się tatuaże podobają. Makijaż, farbowane włosy, szpilki (sama zresztą nosiłam), piękne pazurki także, ale u innych, a mówiąc (czy pisząc) „DLA MNIE” mam na myśli tylko i wyłącznie mnie. Zawsze zaskakiwało mnie to uogólnianie, w którym „dla mnie” odczytywano jako „moim zdaniem, wszyscy którzy…”.
Kiedyś napisałam, że głosujący na określoną partię liberałowie mają za swoje, bo ta partia podniosła ZUS-y firmom. I wiecie, kto się oburzył? Właściciele firm, którzy owej partii nie popierają i nigdy na nią nie głosowali, a nie liberałowie, którzy w głosowaniu na partię widzieli szansę rozwoju dla własnych dużych przedsiębiorstw i możliwość wyzyskiwania pracowników. Osoby mające jedno do dziesięcioosobowe działalności gospodarcze poczuli jakbym napisała „Dobrze Wam tak, bo przecież macie własne firmy”, a przecież żaden właściciel firmy nie jest automatycznie liberałem. Wręcz przeciwnie. Zwłaszcza, kiedy ma małą firmę i nie ma możliwości wyzyskiwania innych, bo sam ledwo ciągnie z miesiąca na miesiąc, ale ma firmę, ponieważ nie ma innej alternatywy zatrudnienia. Znam całe tłumy właścicieli firm będących socjalistami, uważających, że państwo powinno stać na straży interesów każdego obywatela i bronić małe firmy przed drapieżnym kapitalizmem i pseudo niewidzialną ręką rynku, czyli brutalną pięścią właścicieli korporacji i interesików polityków.
Jeszcze dwadzieścia- trzydzieści lat temu nikt nie przyglądał się dzieciakom, które różniły się od rówieśników, ale jakoś tam się uczyły lub były rewelacyjnymi, grzecznymi uczniami będącymi wzorem dla innych, ale niewchodzącymi ze swoją grupą rówieśniczą w relacje. Diagnoza córki, czytanie wielu książek sprawiło, że dołączyłam do tych wielu rodziców, którzy już w dorosłym życiu odkryli, że działają inaczej, że inni patrzą na świat wykorzystując lustrzane odbicie: pisząc o sobie piszą też o innych i sposobie ich oceny (oczywiście mogę się tu mylić). Każdego dnia uczę się komunikowania i tego, że poza językiem ludzie posługują się mową ciała, tonem głosu, kontekstem społecznym. Byłam bardzo dobrą uczennicą bardzo przejmującą się ocenami i niewiedzącą, w jaki sposób wejść w relacje z innymi, dlatego siadałam w pierwszej ławce, ponieważ tam nie musiałam radzić sobie z nadmiarem bodźców oraz konieczności zastanawiania się w jaki sposób wejść w relacje z innymi, na które skazany jest każdy ze spektrum autyzmu. Dla mnie przerwy były czasem wielkiego wyzwania i poszukiwania sposobu na wchodzenie w relacje z innymi. Dużo łatwiej nawiązywałam znajomość ze starszymi uczniami i z tego powodu w pierwszej klasie liceum znikałam spotykając się z drugo-, trzecio- i czwartoklasistami, których mogłam podpytać o sposoby zachowywania się nauczycieli. Ta wiedza troszkę ułatwiała mi sprawę, ale miałam jeszcze do poznania całą klasę (prawie trzydzieści osób), a do tego sporo nauki i niełatwą sytuację w domu (mój ojciec robił wszystko, żebym nawet nie skończyła pierwszej klasy, aby udowodnić mi, że ma rację w kwestii tego, że kobiety są po to, żeby kończyły zawodówkę, wychodziły za mąż o rodziły dzieci).
Ta sama trudność, która uniemożliwiała mi nawiązanie poważniejszych znajomości w liceum sprawiła, że i na studiach nie potrafiłam z nikim wejść w relacje. Zawsze byłam gdzieś obok grupy, obok osób, z którymi mieszkałam, a kiedy już udało mi się zaprzyjaźnić to była to dziewczyna z problemami neurologicznymi, którą z tego powodu usunięto ze studiów nauczycielskich, a wszystko na prośbę przyszłych nauczycieli (czyli studentów tego kierunku), jakby skończenie takich studiów miało być dla nich równoznaczne z tym, że ona będzie chciała pracować w szkole i będzie złą nauczycielką.
Studiowanie dwóch kierunków jednocześnie oraz praca pomogły mi przemknąć przez ten czas bez zastanawiania się, dlaczego mam problem z wchodzeniem z ludźmi w relacje, zapamiętywaniem ich. Nie znaczy, że nie miałam wcale koleżanek i kolegów. W szkole podstawowej przyjaźniłam się z trzema osobami. Jedną z klasy i dwiema spoza mojego miejsca zamieszkania. Miałam spore szczęście, ponieważ były to osoby wyciągające mnie z domu,a z drugiej strony czułam się fatalnie, kiedy oczekiwano ode mnie, że będę z nimi przebywała więcej niż kilka godzin dziennie w wakacje. Potrzebowałam samotności z książką, odpoczynku od nadmiaru bodźców i kontaktu z przyrodą zamiast z ludźmi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz