Były święta w tropikach, podróże, zmagania się
z zimą, walka z uprzedzeniami rodziców, że gdzieś tam kiedyś w ich młodości
było lepiej (dla niech pewnie tak), gra na waltorni w szkolnej orkiestrze,
kręcenie niskobudżetowego horroru, nieudana (a raczej niewłaściwa) miłość
przyjaciela, próby wysłania do szkoły wojskowej. Wszystko kończyło się katastrofą,
do której prowadziło czegoś jakby pasmo samonapędzających się nieszczęść. Można
powiedzieć, że po tylu latach rodzina Heffleyów powinna sobie zdawać już sprawę,
że mają nie podejmować nowych wyzwań, bo wszystko zawsze kończy się wielką
klapą i ogromnymi kosztami. Oni jednak są niereformowalni. Jeśli za długo żyją
spokojnie to odnosi się wrażenie, że ich ten spokój świerzbi.
„Totalna demolka” to tom zaczynający się bardzo
niewinnie, bo od domowych porządków, wyrzucania zbędnych rzeczy, robienia
miejsca w szafach, wspomnieniach przedmiotów, które wykonało się w przedszkolu,
zabawek, które już dawno przestały działać, czy nieodpakowanych prezentów. Takie
akcje jak najbardziej są potrzebne, ale rodzina Heffleyów powinna wiedzieć, że
to też nie dla nich, bo w czasie sprzątania czyha na nas bardzo dużo
niebezpieczeństw, np. garażówka w wykonaniu Grega i jego łeb do interesów.
Kiedy już zaczyna się wyciszać okazuje się, że
zmarła ciotka, a to przyczyni się do wywrócenia życia całej rodzinie, która
bardzo szybko dochodzi do wniosku, że lepiej byłoby nie dostawać żadnego spadku,
bo z tym tylko same kłopoty. Zwłaszcza, kiedy pieniądze chce się rozsądnie
wydać na poprawienie swoich warunków bytowych z naciskiem na remont. I znowu w Franku
Heffleyu włącza się jakaś dziwna potrzeba wychowania z syna twardziela, a to kolejny
krok do katastrofy.
We wszystkich tomach „Dziennika cwaniaczka”
akcja mknie niczym pociąg pośpieszny (oczywiście nie w Polsce), a wydarzenia
nieuchronnie następują po sobie niczym w dominie: jeden przewrócony klocuszek
powoduje prawdziwą lawinę zdarzeń, które jedynie może zatrzymać przewrócenie
się wszystkich.
Całość napisano w formie dziennika wzbogaconego
ilustracjami autora. W poszczególnych akapitach pierwszoosobowy narrator (Greg)
przeskakuje z tematu na temat, co sprawia, że lektura jest bardzo interesująca
i wciągająca. Zdania w stronie czynnej, duża dawka humoru – to wszystko
sprawia, że kolejny tom „Dziennika cwaniaczka” wciąga od pierwszych stron i po
przeczytaniu jednej części nie sposób nie sięgnąć po kolejne, dlatego
zdecydowanie polecam wszystkim młodym czytelnikom, którzy uważa, że książki są
nudne. Tu nie ma czasu na znudzenie. Akcja galopuje, do tego kolejne wydarzenia
okraszone prostym humorem sytuacyjnym sprawiają, że lektura zdecydowanie
poprawia humor.
Fabuła każdego tomu zawsze ma temat przewodni.
Raz są nim wakacje, innym razem święta, nauka w gimnazjum, relacje z
rodzeństwem, twarde wychowanie, dojrzewanie, konsekwencje złych czynów,
pierwsze związki, rodzinne wyprawy czy kult przeszłości rodziców. Niedługie
nakładające się na siebie scenki wprowadzające kolejne elementy napięcia i
kończące się zabawnym rozwiązaniem sprawiają, że lekturę czyta się bardzo
szybko i z zainteresowaniem. Aby dodatkowo urozmaicić czytanie w książce nie
zabraknie elementów komiksowych, dzięki czemu sięgają po nią również młodzi
przeciwnicy spędzania wolnego czasu z książką. Naszpikowanie dużą dawką humoru
skutecznie zachęca dzieci do czytania.
"Dziennik cwaniaczka. Totalna demolka"
to lektura doskonała dla wszystkich uczniów. Niewinna fabuła kryje w sobie
wiele prawd, nad którymi można rodzinnie dyskutować, a do tego rozbawi zarówno
dzieci, jak i dorosłych, a opornych czytelników zachęci do czytania. Książka ma
tak duże powodzenie, że powstają kolejne tomy, wznowienia, tłumaczenia, a nawet
filmy o przygodach pechowego Grega. Zdecydowanie polecam wszystkim, którzy
szukają pomysłu na zimową lekturę dla swoich pociech.
Kiedyś czytałam Dziennik cwaniaczka.
OdpowiedzUsuń