Małgorzata J. Kursa słynie z komedii kryminalnych. Jej połączenie ironii, groteski i karykatury z tragicznymi wydarzeniami sprawiają, że mamy bardzo życiowe opowieści o codzienności, która jest nam bliska. W jej książkach zachowania bohaterów wydają się przerysowane. Wiele jednak jest tak dosadnie prawdziwych, że wywołują oburzenie. A wszystko to wplecione w fikcję literacką. I tak jest w przypadku cyklu „Wiedźmy”.
Do pierwszego tomu wprowadza nas specyficzne wydarzenie. Uczestniczymy w zjeździe
pisarzy, wydawców i blogerów. Po światku związanym z literaturą oczekiwałoby
się wyżyn. Proza życia wygląda niestety inaczej: liczą się zyski i koneksje.
Sama umiejętność pisania to za mało. Czasami nawet wystarczą dobre układy, aby
książka trafiła na rynek i zyskała grono fanów
„Wiesz,
zanim zaczęłam tu pracować, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie ten autorski
światek – w głosie Idy dźwięczało coś, jakby rozżalenie. – A teraz patrzę zza
kulis i wcale i nie podoba mi się to, co widzę”.
Afera goni aferę – tak w skrócie można powiedzieć o literackim światku ukazanym
przez Małgorzatę J. Kursę. Wszystkiemu pikanterii dodaje to, że od czasu do
czasu jego członkowie – mniej lub trafniej – opisują bolączki trawiące
środowisko. Coraz częściej doprawione jest to trupem. Wypadający ze stron denat
pomaga obnażyć wiele charakterów i lepiej pokazać ułomność uczestników
wydarzeń. Tak jest i w przypadku powieści Małgorzaty J. Kursy wprowadzającej nas
w tajniki pracy niesamowicie dobrej Agencji Literackiej TERCET (wyidealizowanej
do granic możliwości) zajmujące się promocją książek. Już po pierwszej
(zapowiadającej zawartość) stronie możemy domyślić się, że bohaterki
„fikcyjnego” portalu będą pokazane jako zbawczynie literackiego światka i na
pewno w tej kwestii się nie zawiedziemy. Nie znaczy to, że są one pokazane jako
osoby bez wad. Oj, co to to nie. Każda ma jakieś tam przywary. W kolejnych
tomach będą one bardziej widoczne. Wszystko oczywiście tłumaczone tym, że
działają w słusznej sprawie. Z tego powodu sporo w nich pogardy i poczucia
wyższości, którymi niejednej osobie wchodzą za skórę. A że to światek
literacki, to wiadomo, że nieraz pewnie są uśmiercane.
W końcu nie bez przyczyny funkcjonuje w nim żartobliwe powiedzenie: „Wejdź za
skórę pisarzowi, a on Cię uśmierci”. Może nie naprawdę, ale w powieści. A jeśli
nie uśmierci to zrobi z Ciebie mordercę lub karykaturę, a to czasami jest
gorsze od literackiej zbrodni. Zwłaszcza dla osób bez dystansu i w przypadku
nieżyczliwych pisarzy, o których wiemy, że wcale nie mieli dobrych intencji.
Obok tej zasady funkcjonuje: przysłuż się pisarzowi, a zrobi z Ciebie
superbohatera. Na takich chwytach powstało kilka książek. Wszystkie łączy
opisywanie literackiego światka i zbrodnia, wokół której toczy się akcja. Może
zbieg okoliczności, może publiczne pranie brudów, a może o prostu pisarze
umówili się ze sobą, że zabawią się czytelnikami i ich
skojarzeniami? Wcale bym się jednak nie zdziwiła, gdyby chodziło o
pierwszą opcję, bo z tego przywileju korzystało wielu literatów z Henrykiem
Sienkiewiczem - rozprawiającym się z rodziną byłych teściów - na czele, więc
nie ma się, co dziwić małym. Jednak ostatnia opcja podoba mi się najbardziej i
zachęca do czekania na kolejne takie odsłony mniej lub bardziej życzliwych
karykatur. Może i troszkę z małym dystansem, ale z ogólnie przebijającym
ciepłem, dzięki któremu nawet postaci potraktowane jako ofiary i mordercy
zostają nieco przypudrowane, pokazane ze zrozumiałą motywacją, a przez to
stające nam się bliskie. Jedno jest pewne: jeśli zna się literacki światek to
opisane osoby będą rozpoznawalne w książkach. Tak jest i w książce „Wiedźmy na
gigancie” Małgorzaty J. Kursy.
Przygoda bohaterek z literatami zaczyna się od Majki Potoczek mającej po
dziurki w nosie swojej dotychczasowej pracy. Gabinet psychologa pozwalający jej
na spore zarobki przyprawia ją o ból głowy i coraz częściej ma wrażenie, że
swoich klientów z warszawskiego światka korpoludków wizyty u niej dają poczucie
pewnego awansu społecznego, podnoszenia pozycji towarzyskiej, a wszystko przez
to, że chodzenie do psychologa stało się modne. Nikt nie chce uleczyć swojej
duszy, rozwiązać problemy tylko mieć możliwość pochwalenia się znaną
terapeutką. Takie podejście pacjentów sprawia, że bohaterka nie chce już
pracować w zawodzie i zamierza oddać się słodkiemu nieróbstwu z książką w ręku.
Szybko odkrywa, że o dobrą literaturę bardzo trudno. Zauważa, że polecane przez
blogerów pozycje często są bardzo kiepskie, a pisarze uchodzący za gwiazdy to
pozerzy. I to właśnie staje się motywem stworzenia Agencji Literackiej TERCET,
do której szybko dołączają dwie poznane na fb autorki. Do zespoły trzech wiedźm
i pana sekretarka (były policjant) dochodzi jeszcze młodziutka, znająca się na
obsłudze stron internetowych i kochająca dobrą literaturę stażystka. Do
literackiego światka jesteśmy wprowadzeni przez pryzmat działalności
pracowniczek agencji mających poczucie misji. Oczywiście nie każdemu takie
podejście się podoba. Zwłaszcza początkujący pisarze liczą na wielkie hołdy.
Odrzucenie i krytyczne recenzje bolą. Wiedźmy mają jednak swoją złotą zasadę:
nie wchodzimy dwa razy do tej samej wody. A co jeśli woda pcha się nam oknami i
drzwiami? Wtedy zaczynają pojawiać się kłopoty.
Woda to oczywiście czterdziestoletni autor humorystycznych kryminałów, o którym
wiedźmy bardzo szybko, by zapomniały, gdyby nie to, że on ciągle do nich wraca:
a to za pomocą nieżyczliwych opinii o książkach jego konkurencji, a to przez
niedopracowany kryminał napisany z gwiazdą obyczajówek, a później przez
wygrażanie się, przeprosiny i tak w kółko coś. Wszystko przez to, że Adam (aż
korci, żeby napisać Adaś) Grandzik to narcyz o mentalności nastolatka robiącego
sobie kolejne selfie i śledzącego przybywające lajki i pochlebne opinie.
Jednak, kiedy wychwyci jakąkolwiek krytyczną notkę wpada w szał porównywalny do
paniki kilkulatka, któremu ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Kto pracuje w
środowisku literackim może wymienić takich postaci więcej niż ma palców… Adaś
to skumulowanie tych przywar w jedne osobie. Nie zabraknie też gwiazd
wypluwających co trzy miesiące kolejną nowość czy blogerek piszących
nieskładnie, a także donosicieli, intrygantów. A wszyscy oni stanowią zaledwie
plankton dla grubych ryb literatury, które faktycznie zapracowały na swój
sukces i zasłużyły na miano najlepszych, a dzięki temu mogą skupić się na
pisaniu i noszeniu garniturów oraz wyglądaniu tak jakby właśnie wyskoczyli z
żurnala. Tych jednak naprawdę niewielu. Większość debiutantów z przerośniętym
ego pragnie zająć ich miejsce i do takich właśnie należy nasz „ulubieniec” Adaś
(którego pierwowzór także napisał książkę o zbrodni w literackim światku).
Akcja toczy się wokół pomysłów na kolejne powieści i ich promocję. Problem
bohatera polega na tym, że chce być uwielbiany za wszelką cenę. Nie jest w tym
osamotniony, co każdego dnia przysparza pracownikom agencji sporej ilości
pracy, a czasami czyni ich pracę bardzo niebezpieczną. Na pewno nie zabraknie
tu trupów. Ofiarami nie zawsze będą osoby, na które polują urażeni pisarze.
Pomysł na fabułę nie jest oryginalny. W samym 2018 roku było takich książek
wiele. Lektury o podobnej akcji z podobnymi bolączkami, opisujące zbyt
dosłownie niedawne afery, które działy się w literackim światku, dzięki czemu
bohaterzy są, aż nazbyt rozpoznawalni, przez co powieść może być krzywdząca dla
wielu pisarzy. Trzeba jednak przyznać pisarce, że dobrze dobrała postaci,
skomponowała akcję, dzięki czemu czytelnik nieznający literackiego światka
będzie mógł mu się troszkę przyjrzeć, poznać słabości, niedomówienia,
przepychanki i ostrą walkę o pozycję na rynku. Zostajemy wprowadzeni w tajniki
literackich wojenek (a wszystkie prawdziwe) mających wynieść intrygantów na
szczyty, a konkurencję zostawić, gdzieś w tyle. Do tego przekonamy się, że nie
tylko nasza praca obfituje w problemy. Pisarze nie mają lepiej. Można odnieść
wrażenie, że ta powieść (podobnie jak wszystkie innych pisarzy o tej tematyce)
też jest taką potyczką mającą przypomnieć o pisarce, która dzięki aferze wokół
jej książki chce stać się sławniejsza. Czy jej się to udało? Mnie trudno to
ocenić, bo nie znam wyników sprzedaży. Ten wątek pojawi się w trzecim tomie „Wiedźmy
w opałach”, którym autorka karykatury, chce zrezygnować z pracy w agencji. Na
szczęście ma wiernych przyjaciół i współpracowników, którzy jej nie zostawią.
Książka zapewnia rozrywkę w postaci dużej dawki humoru oraz zapowiadanych
trupów, a także napięcia związanego ze śledztwem. Na wszystko to trzeba tu
czekać połowę książki. Nim ofiary zaczną słać się gęsto będziemy wprowadzeni w
szereg zabawnych sytuacji, które osoby spoza środowiska na pewno rozbawi i
skłoni do stwierdzenia, że mają „literackiego Smarzowskiego”, czyli dzieło
przerysowane, uwypuklające wady i ze zbyt wyraźnie rozpoznawalnymi bohaterami
oraz wydarzeniami. Myślę, że jest to kolejna książka, po którą powinny sięgnąć
osoby zaczynające swoją przygodę z literackim światkiem, aby mogły dowiedzieć
się, co je tak naprawdę czeka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz