Ostatnio mam duże szczęście do książek zabierających czytelników na prowincję. Zwłaszcza taką, która została wykreowana przez pisarzy, czyli nie ma sensu szukać ich na mapie, ale za to jest takim „Everytownem” dla małych miejscowości. Wszystkie pięknie pokazują relacje w małych społecznościach, zależności, układy, układziki, sieci powiązań, a czasami bywają pretekstem do pokazania zróżnicowania ludzkich charakterów i uświadomienia, że wszędzie mogą być ci dobrzy i źli, a samo funkcjonowanie społeczeństw zależy od każdego z nas. Tu z kolei kładziony jest nacisk na uczciwość, obowiązkowość, skrupulatność, zaangażowanie w pracę oraz umiejętność współpracy. Do tego do uroków takich prowincjonalnych miejscowości należy to, że mieszkańcy zwracają uwagę na niepozorne miejsca typu kawiarnia czy sklep. Miejsca, w których gromadzą eksponaty, urzędy oraz biblioteki to lokalne centra „dowodzenia”, których pracownicy w różnorodnym zakresie ze sobą współpracują. Widzimy sporą elastyczność mimo różnicy poglądów, bo w takich społecznościach każdy ma swoje miejsce i jest ważnym trybikiem, którego nie tak łatwo zastąpić. Czasami zdarzają się okazje do wymiany na innych współpracowników, ale nigdy nie wiemy, czego będziemy mogli się po nich spodziewać, a starych znamy i tolerujemy. Do tego ich wieloletnia obecność na danym stanowisku to gwarancja stałości i spokoju, a ten w małych miejscowościach jest bardzo ceniony. I tak właśnie jest w książce Beaty Sarnowskiej „Nuty Feliksa”.
Akcja zaczyna się powoli. Grupka dzieci z lokalną ekipą telewizyjną ma pokazać
uroki małej miejscowości. Punktem wyjścia ma być lokalne muzeum poświęcone
Feliksowi Nowowiejskiemu. Niestety na miejscu okazuje się, że nikt nie ma głowy
do oprowadzania po miasteczku, ponieważ zginął bardzo ważny eksponat: nuty
sławnego utworu kompozytora. Zamiast pokazywać prowincję dzieciaki razem z
dziennikarzem prowadzą śledztwo, w czasie którego podejrzanych przybywa. Na jaw
wychodzą zatargi, pretensje, znajomości, współprace, marzenia i pragnienia.
Każdy ma powód do tego, aby ukraść nuty i wyeliminować przeciwników z pola
wpływów. Dziesięcioletni bohaterzy jednak nie dają ponieść się emocjom i
trzeźwo oceniają sytuację, dzięki czemu idą po nitce do kłębka i z powodzeniem
rozwiązują zagadkę. Nuty udaje się znaleźć. Kto i dlaczego je zabrał musicie
dowiedzieć się czytając książkę.
Opowieść pięknie pokazuje, dlaczego spostrzegawczość oraz umiejętność
wyciągania wniosków są bardzo cennymi umiejętnościami. Do tego pozwala
zrozumieć czytelnikom, że kierowanie się uprzedzeniami może przyczynić się do
oskarżenia niewinnej osoby. Lepiej się zdystansować i poszukiwać kolejnych
tropów, bo od znalezienia winnego ważniejsze jest odnalezienie cennego
eksponatu. Do tego dorośli potrafią tu pięknie współpracować z dziećmi, pozwalają
im na rozwijanie cennych umiejętności.
Beata Sarnowska podzieliła przygodę trójki młodych przyjaciół na mniejsze
części. Po każdym ważnym spostrzeżeniu czytelnicy dostają pytanie, na które
muszą odpowiedzieć. Dalsza akcja pozwoli zweryfikować to, czy mieli trafne
spostrzeżenia. Świetna lektura nie tylko na wakacje. Zdecydowanie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz