Obok książek Nataszy Sochy nie potrafię przejść obojętnie. Każda z nich pełna jest humoru, życiowych paradoksów oraz wyzwań. Bohaterzy to zwyczajne osoby, które mogłyby mieszkać po sąsiedzku, a nawet być nami, bo z jednej strony pełni są wad, nieudolni, a z drugiej niepowtarzalni, fascynujący. I tak jest też w przypadku dwóch skrajnie innych kobiet zabierających nas do swojego świata. Marta ma trzydzieści lat i jeszcze do niedawna wydawało jej się, że życie stoi przed nią otworem. Zmieniło się to, kiedy jej wspólniczka oznajmiła, że wyjeżdża do Wiednia, aby tam założyć rodzinę. Wtedy do Marty dociera, że dała się oszukać jak dziecko i wcale nie jest wspólniczką salonu urody. Praktycznie z dnia na dzień zostaje bez pracy, bo nie ma gdzie przyjmować klientek. Na samodzielne wynajęcie lokalu też jej nie stać.
„Jak się okazało, równie dobrze mogłam zaufać głodnemu lwu i wsadzić mu rękę do
paszczy. Albo pogłaskać po ogonie skorpiona, licząc na zrozumienie. Ludzie są
gorsi od zwierząt, bo nieprzewidywalni. Głodny lew na pewno Cię zje, a skorpion
ukąsi. Człowiek pogłaszcze po głowie, przytuli, a potem kopnie w dupę, choć to
przecież sprzeczne z tym ,co zrobił wcześniej”.
Drugą bohaterką jest wiekowa Klarysa, która przez całe życie dbała o to, aby
ćwiczyć pamięć, zdrowo się odżywiać, a mimo tego dopada ją demencja. Fakt ten
dociera do niej, kiedy na skrzyżowaniu zapomina, gdzie chciała jechać samochodem
i odkrywa, że w lodówce trzyma cukier. Wnuk zapewnia jej opiekę, ale do czasu
otrzymania stypendium. Czy będzie dla niego kulą u nogi i nie pozwoli ma
realizowanie marzeń, czy podda się i zamieszka w luksusowym domu „spokojnej
starości”, który paradoksalnie nosi nazwę Hebe (starogrecka bogini młodości).
„Czasem sobie ich obserwuję. Siadam z boku i patrzę na te pomarszczone twarze i
spowolnione ruchy. Wiem, że też kiedyś taka będę, ale ta przypadłość wydaje mi
się odległa”.
Martę i Klarysę pozornie nie łączy nic. Jedna jest młoda, żywiołowa, ma przed
sobą całą masę błędów do popełnienia, a druga już jest na skraju życia. Los krzyżuje
ich drogi w Hebe, gdzie każda odmieni życie nie tylko drugiej, ale też
całkowicie odmieni spokojny dom opieki. Zderzenie młodości ze starością przynosi
zaskakujące wnioski: młodych i starych łączy więcej niż sami chcą to dostrzec.
„Fatalnie, że życia nie można sobie zaplanować, a potem tylko odhaczać
poszczególnych punktów. I cieszyć się, że wszystko przebiega zgodnie z
wcześniejszymi ustaleniami. Nie wiem, czy istnieje na świecie chociaż jeden
człowiek, któremu się to udało. Prawie każdy dostaje w prezencie jakieś
idiotyczne niespodzianki, jakieś absurdalne zachwiania rzeczywistości, po
których nagle wszystko staje na głowie. Dlaczego we wtorek masz pracę, a w
piątek jesteś bezrobotna? Dlaczego w sobotę masz faceta, a w poniedziałek
dowiadujesz się, że nie byłaś tą jedyną, drugą, ani trzecią też nie, tylko po
prostu przerywnikiem? Dlaczego w maju jesteś szczęśliwa, a już na początku
czerwca masz myśli samobójcze? Czy właśnie na tym musi polegać osławiona równowaga
w przyrodzie? Na ciągłym balansowaniu między oczekiwaniami a rzeczywistością”.
Życie zaskakuje bohaterki. Czasem dobrze czasem źle tylko nigdy nie wiemy, co
jest czym dopóki nie minie dużo czasu, nie poznamy innych ludzi, nie spróbujemy
nowych rzeczy. Zmiany czasami są potrzebne. Nawet te złe, aby kiedyś w życiu
mogło być dobrze.
„Czas ma to do siebie, że w ogóle nie przejmuje się naszymi pragnieniami”.
„(Nie) młodość. Czy kobiecość ma termin ważności” Nataszy Sochy to pouczająca i
poruszająca lektura pokazująca nam, że mamy więcej wspólnego z innymi ludźmi
niż przypuszczamy. Wiek, płeć, orientacja, kolor skóry to tylko sukienki, w
które jesteśmy ubrani. Każdego z nas dotyka masa przykrych niespodzianek.
Jedyne co możemy zrobić to sprawić, aby w ostateczności były one pozytywne.
Pisarka o błędach młodości i rozgoryczeniu starości pisze z humorem. Spostrzeżenia
bohaterów często są trafne, dowcipne i dosadne.
„To nie wiek decyduje o tym, kto jest wredną świnią, tylko osobowość”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz