Etykiety

niedziela, 2 sierpnia 2020

Karol Samsel "Prawdziwie noc"

Patrząc na dotychczasową twórczość Karola Samsela możemy dojść do wniosku, że naznaczona jest tryptykami lub triadami: wzajemnie się uzupełniają i współistnieją, a ich tonacje i odwołania są umieszczone jakby na różnych poziomach. Inną cechą tomów tego poety jest ciągłe krążenie rozważań wokół śmierci, przemijalności, wpływu kultury i języka na nas, naszego ciągłego przemijania, obumierania, by zrobić miejsce siebie nowemu. Zmiana rodzi wiele pytań i one mniej lub bardziej pobrzmiewają w każdym utworze. Do tego tworzone przez niego metafory stawiają czytelnikowi bardzo wysoko poprzeczkę. To, czy je dostrzeże, zrozumie, poczuje zależy od erudycji odbiorcy.


„Prawdziwie noc” to druga część tryptyku „trzy pogrzeby”. W pierwszej, „Więdnice” Karol Samsel sięga do różnych form wyrazu człowieka i jego osobowości, życia społecznego i religijnego. Utwory przesycone są przemijaniem, rozkładem, więdnięciem. Śmierć otacza nas ze wszystkich stron. Nawet jak ulegamy chwilom radości przepełnionych śmiechem. Poeta znajduje się w pustce przemijania, która kończy się dla człowieka razem z rozniesieniem gnoju po rajskim ogrodzie. Mniej i bardziej subtelne nawiązania do dorobku kulturowego ludzi zmuszają czytelnika do wyszukiwania powiązań z tym, co powstało w przeszłości. Nie zabraknie odwołań do Biblii, zwrotów do Boga, zadumy nad rozkładem co może przywoływać na myśl sztukę epok skierowanych ku kontemplacji naszej małości (od średniowiecza przez barok i modernizm po wojenne wizje).

Trzecia nosząca znamienny tytuł „Jonestown”, przez co już sam tytuł zabiera nas w świat wykreowanych duchowych przeżyć. Idylliczne miasto stworzone przez Jima Jonesa jednoczyło ludzi bez względu na wiek, kolor, wykształcenie. Członkowie Świątyni Ludu Kościoła Pełnej Ewangelii zamieszkali w Jonestown, niedostępnej dla świata osadzie. Apokaliptyczna sekta Świątynie Ludu żyła w odcięciu od świata i przekonaniu, że znajdują się w jedynym spokojnym miejscu na świecie. Ta bańka złudzeń jednak szybko pęka, a członkowie sekty postanawiają popełnić zbiorowe samobójstwo. To zmusiło wielu do ucieczki. Jednak pozbawiona złudzeń oraz wiary większość wolała umrzeć w imię wyznawanych wartości. Zbiorowe samobójstwo sprawiło, że przeszli do historii, jako zjawisko niezwykłe. Wielu humanistycznych myślicieli zastanawiało się z jakich powodów człowiek jest w stanie zdecydować się na tak drastyczny krok. Nieidealny projekt Jima Jonesa upada w ciągu jednej nocy. Pozostało jednak piętno, jakie całe wydarzenie wniosło.

„Prawdziwie noc” (jako składnik tryptyku) musi znajdować się pośrodku i zawierać główny obraz tego, co twórca chciał nam przekazać. Bez bocznych skrzydeł-tomów może istnieć, ale jednak lepiej spojrzeć na niego pamiętając o ich istnieniu i poruszonych w nich tematach. Po raz kolejny w czasie czytania odkrywamy jak niesamowicie ważna jest znajomość tradycji. Bez rozeznania w lekko rzucanych nawiązaniach nie możliwe jest zrozumienie metafor. Karol Samsel pokazuje nam jak wcześniejsze teksty kultury prowadzą do konfliktów, narażają twórcę uważającego polemikę z nimi za konstruktywną na niebezpieczeństwa. Ważniejsze jest bycie wiernym sobie, manifestowanie wewnętrznego rozdarcia tylko wtedy, kiedy jest to konieczne do całkowitej ekspresji, a to pozwala na dopuszczanie aby wulgarność sąsiadowała z sacrum. „Prawdziwie noc” to zapis olśnieni poety. Są to olśnienia dotyczące języka, tego, w jaki sposób on funkcjonuje, jak powstają skojarzenia, stereotypy, w jaki sposób wyłania się sens znaków. Karol Samsel unaocznia nam jak język wpływa na wiarę, obcowanie z szeroko pojętą kulturą. Tom ten jest niczym dziennik widzeń, co podkreśla wprowadzające do niego nawiązanie do dzienników Teresy od Jezusa. Składający się z pięciu części zbiór wprowadza nas w konteksty religijne i popularne w naszej kulturze motywy. We wszystkich wybija motyw „Pana” jako czegoś nadrzędnego nad światem, pretekstu do demistyfikacji popularnych tropów. Dekonstrukcyjne podejście do wszystkich „izmów” dominujących w literaturze XX wieku towarzyszy nam od pierwszych stron. Zadaniem podmiotów lirycznych jest wątpienie i uzewnętrznianie go, aby pozwolić na oczyszczenie umysłu i doprowadzić do stanu ataraksji i nirwany. W poezji Karola Samsela mamy ciągłe trwanie, zmienianie się, rozpadanie, zacieranie, zapominanie, wchodzenie w relację małego trybiku z wielką machiną wszechświata, w której kosmos to chaos istniejących znaków, ale ciągle porządkujący się i zniewalający nas, prowadzący do naszego umierania i próby chwytania oraz wyrażania tego, co się dzieje: „poezją nie wyrazisz/ zataczającej koła / kibitki pełnej kurew”. Poezja w tym zbiorze jest „voodoo ludzkich znaczeń”, czyli pewnego rodzaju uzewnętrznieniem osobistych kulturowych skojarzeń. Karol Samsel w swojej poezji sprzeciwia się narosłym przez lata uproszczeniom odwodzącym nas od prawdziwego zrozumienia sensu tekstów.

Bardzo ważne w zbiorze poetyckim „Prawdziwie noc” ciągłe nawiązywanie do przestrzeni sakralnej i sprowadzanie jej do profanum, osobisty dżihad, czyli walka z własnymi słabościami, błądzeniem wynikającym z istniejących skrótów językowych (w siksy – Maryję z dzieciątkiem, w wierze -dualizm i rozerwanie, zagubienie, w pieśniach religijnych piosenki na zimowe dni, w adoracji garbaty pacierz). Gotowe szablony językowe przykłada do szablonów religijnych, przez co zmusza nas do innego spojrzenie na swoje uprzedzenia, język jakim się posługujemy w kontekście innych i obnażenie ich w kontekście sacrum.

Karol Samsel w swoich utworach sięga do rdzenia znaczeń, obraca je, przygląda się im, uwypukla niektóre konteksty. Tan zabieg najbardziej widoczny jest w wierszu „Siksa”:

„Oręduj za nami do Pana, sikso z liściem na piersi.

I przebacz to nazwanie. Do mięsa zaraził mnie

język, którego do dziś nikt nie odparł. Policzyć

mogę wszystkie moje kości, dręczony kurestwem

jak grubą, barwną szatą w słoneczne południe.

+

Widzę w niej Maryję w widzeniu ułamkowym

dźwigającą Dzieciątko po niewymiennej ziemi”.

Nawiązanie do słowa „siksa” mającego żydowskie korzenie w słowie „szyksa” (od hebr. szigsa; jid. szikse), czyli gojka lub kobieta nieprzestrzegająca przepisów rytualnych, a z drugiej strony zderzenie z funkcjonującym w języku pogardliwym określeniem młodej kobiety dekonstruuje spojrzenie na Marię, jako na matronę, którą przecież nie była. Samsel zderza utrwalony w kulturze wzorzec, według którego Maryja jest źródłem doskonałości z rzeczywistością i spojrzeniem na nią przez jej współczesnych, a to sprawia, że uwidacznia nam się gaśnięcie perfekcji, jaka utrwaliła się w naszym spojrzeniu.

Do zbioru wprowadzają nas słowa Teresy od Jezusa. Nawiązanie znamienne, bo Samsel przywołuje fragment tekstu dzienników XVI-wiecznej karmelitki, który otwiera dzienniki i mówi o pisaniu w imię posłuszeństwa tym, którzy kazali jej spisać widzenia, objawienia. Jej pisanie nie jest wypowiadaniem się wolnym, bo zależy od innych. Twórczość Karola Samsela jest też pewnego rodzaju objawieniem: olśnieniami poety, który czuje przymus pisania, ale o ile słowa świętej powstają pod dyktando to jego twórczość jest próbą wyzwalania się, dążeniem do mówienia swoim językiem, a ten łamie konwenanse, przekracza umowne granice. Pierwszym sygnałem tego jest otwierający pięcioczęściowy zbiór utwór zatytułowany „Do śpiewania w zimie” nawiązujący swoją formą do litanii, aby odzyskać formę dla tekstów świeckich, unicestwić jej związanie z sacrum, bo ono ma dla niego głębsze znaczenie, a nie tylko jako pewnego rodzaju otoczka kulturowa. W tekstach przebija obdzieranie religii ze sztuczności, stereotypów. Wiara jest tu podróżą wewnętrzną, zmaganiem się z sobą, oczyszczaniem z naleciałości tekstów: „Proszę zdejmij ze mnie / ten tępy tekst-otylec / – dżihad”.

Język w ujęciu Karola Samsela jest niebezpieczny, bo sprawia, że nie możemy pójść dalej, zmusza do ciągłego kręcenia się w kółko, narażania się na cierpienie: „Panie, podniosłem z ziemi wiersz, który / odgryzł mi rękę. Przebacz mi głupotę”. W takim kreowaniu świata widzimy ożywianie nieożywionego, a to, co żywe, ludzkie zostaje uśmiercone, odczłowieczone. W jego poezji przeszłość spotyka się z teraźniejszością, dlatego wchodzimy w świat internowania, bitew, podbojów, zamykania granic, braku kartek na żywność, psucia kraju przez systemy, zbrojenia. Sprawy polityczne, społeczne spotykają się z językiem, umiejętnością wydobywania sensu ukrywającego się pod słowami. Porusza kwestię możliwości wydobycia znaczenia słów, które wypowiadamy, za którymi stoimy.

W czasie lektury wierszy Karola Samsela w moim umyśle powstało skojarzenie z Ewangelią Jana: „Na początku było Słowo”. Z podobnym spojrzeniem mamy do czynienia w zbiorze „Prawdziwie noc. Słowo/ język jednak nie odnosi się do bytu wyższego, ale do słów jako znaków, które zawsze są przed człowiekiem i to od człowieka zależy, w jaki sposób je wykorzysta: czy jak jednostka wolna czy jak niewolnik. Jakąkolwiek postawę wybierze nie wyzwoli się od języka. W jego ramach może kształtować znaczenia, style.

Zapraszam na stronę wydawcy











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz