Haiku jako gatunek literacki cechuje minimalizm. W języku japońskim haiku to jedna ciągła linijka. W innych językach stosowany jest podział na trzy wersy. Całość obejmuje siedemnaście sylab 5-7-5. Oczywiście im mniej tym lepiej, ale nie powinno przekraczać się tych trzynastu sylab. Haiku ako osobny gatunek wyodrębniono z tanku, który był popularny w XVII wieku na japońskich dworach. Jego prekursorem był Matsuo Bashō, którego utwory można znaleźć w zbiorze. Utwory takie powinny nawiązywać do pór roku, zmieniających się okoliczności przyrody, odczuć, jakie ona wywołuje. W klasycznym znajdziemy kigo, czyli „słowo na temat pory roku”) oraz zaznaczenie tzw. cięcia („kireji”), czyli podziału tekstu na dwie części, zharmonizowane z przedstawionymi obrazami, podkreślone za pomocą znaków interpunkcyjnych (oczywiście poza japońskim). Popularne jest przechodzenie od ogółu do szczegółu:
„Marcowa
niedziela.
Deszcz siąpi, a pomiędzy
Płatki śniegu” (s. 8)
lub odwrotnie:
„W
różowe pryszcze
wiśnia wyciska pąki.
Cały sad kwitnie” (s. 12).
W klasycznym haiku muszą znaleźć się odniesienia do przyrody, czego źródła mogą być w taoizmie, buddyzmie, animizmie (wierzeniach, że wszystko ma duszę).
Pierwsza część tomu to wspomniane utwory Dariusza Muszera. I to w ich świat najpierw Was zabiorę, dlatego nie podaję informacji przy każdym utworze, kto jest autorem. Druga część to zbiór pięknie zestawionych ze sobą haiku różnych twórców, dlatego przy każdym znajduje się informacja o autorstwie.
„Jeszcze
zielone
koty chodzą po wierzbach -
Jutro niedziela” (s. 9)
„Dotyka
ziemi
pług błyszczący w słońcu.
Chłop nagli konia” (s. 12)
Wiosna ubrana jest w deszcz i śnieg, zapach ziemi i kwiatów, puchata pachnącymi sadami i radosna psimi oraz dziecięcymi harcami. Promienie słońca zachęcają do wychodzenia, cieszenia się nimi. Niby jeszcze zimno, ale już wracają ptaki, już przyroda się budzi, krajobraz wyłania się spod wiosennych mgieł. Zmiany zachodzą szybko. Czasami ich tempo powoduje zdziwienie. Zapach budzącego się do życia otoczenia, a innym razem sprawiają, że zaskakuje nas zapach obiadu sąsiada. Po zimie jesteśmy zaskoczeni mnogością wrażeń, ulegamy urokowi chwili, stajemy się bardziej aktywni.
„Na
łące, we mnie
pełno puchu miękkiego -
Jestem kaczuszką” (s. 15)
„Dzisiejsza
burza
zapomniała o deszczu.
Przeszła piorunem” (s. 16)
Niby wiemy jak, ale nie do końca, bo przeszła piorunem może zarówno oznaczać, że był tylko piorun, ale też może odnosić się do tempa. „Przeszła piorunem”, czyli bardzo szybko, wręcz nieuchwytnie. Ta dwuznaczność widoczna jest wszędzie. Dariusz Muszer świetnie bawi się słowem.
W jego utworach lato pełne jest stojącego powietrza, zaskakująco długich dni, much, dziecięcych aktywności, beztroski, wakacji, zabaw w deszczu i odpoczywania w słońcu, ucieczek pod szumiące klony, zaskakujące śpiewy ptaków trwające od świtu do południa:
„Ranny
śpiew ptaków.
A tu znienacka cisza
mnie zaskoczyła” (s. 21).
Ruchliwość i zastyganie w każdej porze roku jest inne. Muszer pięknie maluje słowami. Mało tego: oddaje odczucie temperatury, a nawet sposób odczuwania ruchu powietrza.
„Jeśli
wesoły,
to czy wśród kudłatych psów
też są komicy?” (s. 23)
„Poranny
deszczyk
spadł na moją koszulę.
Niech schnie raz jeszcze” (s. 25)
„Nareszcie
księżyc!
Słońce długo zwlekało
dzisiaj z odejściem” (s. 25)
„Lato
gorące.
Moja ręka od wczoraj
pachnie octem” (s. 30)
„Jeszcze
pada deszcz
a już gołąb na dachu
czeka na następny” (s. 31)
„Wieczór
po deszczu! -
rozkrzyczała się wrona.
Gdybym ja tak potrafił” (s. 31)
Jesień
„Zbieraj
się,
zielona kamizelko -
Idziemy na spacer!” (s. 36)
„Wiatr
czesze wrzosy.
Zgniłe owoce lata
wdychają jesień” (s. 36)
„Ubieram
kurtkę,
pod dachem przeleciał szpak,
mówi, że zimno” (s. 40)
„Na
grzybobraniu
komar przyczepił się do mnie.
Pac! Mówiłem, nie pij” (s. 43)
„Zobacz,
króliku,
czy już noc zapadła za oknem,
czy to tylko chmura?” (s. 44)
Zima
„Brązowy
wróbel
piję wodę z kałuży-
Zaraz zamarznie” (s. 45)
„Jutro
nowy rok.
Jeszcze nie pogodziłem się
z poprzednim” (s. 55)
Dwuznaczność języka, zaskakująca pointa to wszystko obecne jest w utworach Dariusza Muszera. Z utworów pokazujących nam każdą porę roku wyłoni się sielski obraz. W autorze dostrzeżemy osobę będącą blisko natury, wręcz wchodzącą z nią w dialog, pokazującą elementy, które są znanym nam elementem upływającego czasu, metamorfozy przez poszczególne miesiące. Wchodzimy w świat obrazów i odczuć. I to widać w każdej porze roku.
Ciekawa jest też druga część, czyli tłumaczenie haiku ważnych japońskich twórców żyjących od XVII do XX wieku, czyli rozpiętość czasowa dość duża. Jednak tematyka wpisuje się w to, co poznaliśmy w pierwszej części. Myślę, że czytanie tej części powinno zacząć się od kończ czyli biogramów, ponieważ to pomaga zorientować się, kiedy oni żyli, wpisać w określone życiorysy, znaleźć element wspólny. Są nim zmiany i przewroty w życiu. Zwykle wędrówka, utrata kogoś bliskiego, uwolnienie się od rodzinnie przypisanej roli. W haiku widać wyzwolenie, wolność i umiejętność oddawania się odczuciom chwili.
„Nawet
mój cień
rześki dziś i wesoły,
bo rok zaczyna” (Issa, s. 59)
Mówienie o myślach ludzi niewpisujących się w kulturowe wzorce, czujących się wolnymi jest niesamowicie trudne. Jest jak pisanie o szybujących ptakach czy zdrowych rybach, które mogą robić to, co jest poza naszym zasięgiem, bo niby możemy robić to, co one, ale to nie jest to samo fruwanie czy pływanie, ponieważ my żyjemy w świecie ograniczeń. Każdy z tych autorów miał też swoich mentorów, nauczycieli, a później sami się nimi stawali, aby przekazywać innym zdobytą wiedzę. A było naprawdę komu, bo Bashō, jeden z Wielkiej Czwórki japońskiego haiku, miał ich ponoć dwa tysiące.
„Noworoczny
sen?
Ten zatrzymam dla siebie
z uśmiechem cichym” (Ryōta, s. 60)
Przyroda wybucha tu całą gamą aktywności. Są radosne wróble, magiczne sny, niecierpliwe oczekiwanie na nowe. Nawet cień jest rześki. A później robi się cieplej, biel powoli traci na miękkości, staje się bardziej natrętna i zwiastuje wiosnę:
„Do
wszystkiego
Klei się niczym masło,
Ten śnieg wiosenny!” (Issa, s. 61)
„Cieplej
staje się
z każdą gałązką śliwy,
która zakwita” (Ransetsu, s. 62)
„Nawet
mój cień
jest zdrów jak ryba
w ten dzień wiosenny” (Issa, 62)
„Kot
pospał sobie,
pręży grzbiet, ziewa i lezie?
na dziewczyny” (Issa, s. 65)
„Jak
cudnie pachnie
ta śliwa od sąsiada,
której nie widzę” (Chora, s. 67)
„Pękają
w szwach
z tyłu, z przodu i z boku
wiśniowe kwiaty” (Rippo, s. 67)
Jest w tych utworach lekkość, a jednocześnie mamy do czynienia z bogactwem obrazów. Po zebraniu ich w jeden tom stają się piękną opowieścią o naszym kontakcie z naturą, podglądaniu jej. Jest w nich dużo ekspresji:
„Poranny
wietrzyk
potargał gąsienicy
całą fryzurę” (Buson, s. 75)
„Księga ramion deszczu” Dariusza Muszera to bardzo przyjemna lektura pozwalająca na wejście w wytwarzany nastrój, pokazujące symbiozę z rytmem przyrody. Każdy utwór wydaje się być szkicem ogólnych przemian lub utrwalaniem chwil. A wszystko to umiejętnie ubrane w autorską refleksję, która wypływa z zestawienia lub dwuznaczności słów czy umiejętnego odwołania się do zmysłów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz