Kontrapunkt to pojęcie istniejące zarówno w muzyce, jak i w malarstwie, widowiskach, a także książkach. Jako technika kompozytorska w muzyce w utworach wielogłosowych ma swoje korzenie już w średniowieczu. W najprostszym tłumaczeniu jest to sposób komponowania taki, aby w utworze występowała nuta przeciw nucie (gama przeciw gamie). Zabieg polega na prowadzeniu kilku niezależnych linii melodycznych (polifonii) zgodnie z zasadami harmonicznymi i rytmicznymi. Głosy mogą płynąć po sobie w innej tonacji. Najpopularniejszy jest kontrapunkt lustrzany, który znajdziemy w takich ludowych i dziecięcych przyśpiewkach jak „Panie Janie”. W malarstwie, widowiskach i książkach jest to element uwydatniający określony przedmiot przez skontrastowanie go z nim.
W wierszach Krzysztofa Gryko czasami spotkamy się z nawiązaniami do różnorodnych kanonów: od tematyki przez budowę po notację. Sam kontrapunkt jako temat wierszy nie jest aż tak widoczny. Bardziej odnosi się do całości, czyli wszystkich wierszy zawartych w tomie, który (podobnie jak same utwory) jest zbiorem wprowadzającym nas w różne głosy (czyli polifonię) poruszanego problemu przez wykorzystanie intertekstualności, czyli nawiązania między utworami i łączenia tematów z różnych utworów w jednych. Pod względem tematyki „Kontrapunkt” jest zbiorem poruszającym dość szeroką tematyką z wydźwiękiem sielskości dzieciństwa, którego piękno polega na nieświadomości, niewinności. Drugi z wybijających się tematów to miłość, spotkanie z Innym. Połączenie tego wszystkiego z morzem, oceanem, piaskiem, ulicami, na których bawią się dzieci, mewami, falami tworzy poczucie lekkości tomu, którego tematyczne nasycenie i niezwykła trafność obserwatora sprawia, że uwypuklają się tematy poważne. Najdobitniej widać to w wierszu ”Zbyt”:
„Z przyzwoitości produkuje się
narodowe pamiątki, które potem
jakoś zasłaniają horyzont, wisząc
w cichych bankach i szkołach
przetrwania, gdzie ogłasza się
słowo jak zbyt nieudany zbyt.
Z przyzwoitości zbiera się
narodowe pamiątki, które
potem jakoś usypiają dzieci.
Pies patrzy jakby chciał noc
zmienić w dzień, a miasto
mówi, że ma czas i pieniądze.
Z przyzwoitości sprzedaje się
narodowe pamiątki, które potem
jakoś nie czynią życia lżejszym,
leżąc na ulicy obok czasem
nieprzytomnych chłopców,
o których ktoś chciałby
powiedzieć dead can dance”.
Z jednej strony patriotyzm przejawiający się w narodowych symbolach, a z drugiej zasłanianie nimi świata dosłowne (choćby na bazarach) lub metaforyczne (przez unikanie rozwiązywanie prawdziwych i ważnych problemów). Samo skupienie się na symbolach, ich zwielokrotnienie, zasypanie nimi szkół, banków, urzędów nie zmienia niczego tylko stają się elementem wystroju. Można by pokusić się o stwierdzenie, że „Zbyt” to utwór o czynieniu z patriotyzmu ozdoby i nierozumienie jego sensu, powierzchowne kultywowanie „bo tak wypada” i jednocześnie profanacja, bo leży na bruku. Chłodne opisanie rzeczywistości zabiera nas w świat silnych uczuć wynikających z kontaktu, jakim jest przytłaczającą rzeczywistością. Lekkie traktowanie ważnych tematów (czyli tak jak powyżej kojarzenie patriotyzmu z pamiątkami) prowadzi do podkreślenia ważniejszych działań, pokazania śmieszności takich postaw i zachęca do zastanowienia się, jakimi wartościami powinniśmy się kierować.
Każdy utwór zawarty w zbiorze „Kontrapunkt” niesie ze sobą moc obrazów mających głębsze przesłanie, zachęca do stawiania sobie pytań o rzeczy, które stały się oczywistością. Spojrzenie na rzeczywistość spoza świadomości istnienia w czynach sensu, czyli wyjście poza kulturę to motyw ciągle powracający w wielu utworach. W wierszu „Język” owo uwalnianie to podchodzenie bez bagażu wiedzy, uwalnianie się od ciężaru uprzedzeń, jakie wpaja w nas literackie obeznanie:
„Mam zamiar podejść
do ciebie bez słów,
wolny od tłumaczeń.
(…)
Mam zamiar podejść
do ciebie nagi,
bez zbędnej literatury,
pozbawiony historii,
znaczeń i terminów”.
W „Omdleniach” wychodzenie poza kulturową świadomość to spojrzenie na czynności ludzi i uwolnienie ich działań od istotnych znaczeń:
„(…) uczą się pilnie
marnować czas, wciąż gdzieś
jadąc i dzwoniąc”.
Taki dystans pozwala na zadanie sobie pytań o sens czynów, zastanawianie się jak wyglądałoby życie, gdybyśmy zmienili perspektywę patrzenia oraz doświadczenia, pozwolili wyzwolić się z utartych schematów, wyszli poza gotowe sensy. Nutka tych problemów pobrzmiewa też w wierszu pt. „Slam na cześć ulotki”:
„Mam
rozrywkowe sny dla poważnego życia
z noszeniem serca na wierzchu włącznie
i ważeniem szyldów”.
Codzienność dostarcza wielu tematów, różnorodnych problemów słaniających do refleksji i wszystko to, co jest w zasięgu naszej egzystencji pojawia się w wierszach Krzysztofa Gryko. Na pierwszy punkt wydaje się wybijać miłość, problem tworzenia oraz przetrwania. Życie jest tu wyzwaniem, na które trzeba się odważyć, musi być coś przekonującego, aby narodzić się:
„Chwilę więc zwlekałem z tak zwanym
przyjściem na świat. Przekonał mnie
śmiech matki i szczeknie psa”.
Poeta pięknie wprowadza nas też w świat relacji międzyludzkich, konfliktów między dwiema osobami:
„Jeśli nie mogę przystawić ust
do twojego ucha, (do własnego
byłoby trudno) to znaczy,
że jest kryzys”.
Znajdowanie emocji w prostych czynnościach, obrazowanie uczuć prostymi emocjami to zabieg dość częsty. Miłość jest tu czymś, co zakrzywia czas, prowadzi do spotkań z czasem, intensywnego trwania.
Podmiot liryczny prowadzi nas od tematu do tematu, od punktu do punktu, od formy do formy. W zbiorze znajdziemy wiersze składające się z kilku słów, czasami jeden wers to zdanie, innym razem strofa. Są też takie, w których jedno zdanie ciągnie się przez cały wiersz. Jedne mają rytmikę i zwrotki (czyli są w nich ślady muzycznych nawiązań), a w innych nie ma podziałów między strofami, powtórzeń, rytmu. Takie narzędzie Krzysztof Gryko wykorzystał, aby zabrać czytelników w świat zmiennych obrazów zestawionych ze sobą, dzięki czemu wyłaniają się z nich nowe sensy. Świat w utworach poety nieustannie się zmienia. Jest jak Heraklitejska rzeka, do której nie sposób wejść dwa razy. Tę zmienność zestawia z obrazami stałymi, ale stosuje zabieg, odwracania odczuć fizycznych i to, co postrzegamy jako stałe jest bardziej zmienne niż to, co odbieramy jako zmienne. W ten sposób mamy ruchliwy i przesypujący się piasek („plaża to klepsydra po przejściach”) i wyjątkowo stałą wodę („mewa znów usiadła na morzu”). Podobnych zabiegów jest więcej. W tytułowym wierszu czas „przestaje łykać relanium/ i zastyga jak marmurowe glissando”.
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz