Do powieści wkraczamy dynamicznie i trafiamy do bardzo zaskakującego miejsca: na SOR. Tam poznajemy Adama, ratownika medycznego. Jego życie toczy się wokół ratowania życia ludzi, którzy czasami za bardzo eksperymentowali z substancjami odurzającymi, czasami ulegli wypadkom albo ich ciało zawiodło. Jego codzienność ciągle jest na pełnych obrotach: między ratowaniem ludzi, przeprowadzką, a pomaganiem potrzebującym. To jego widzimy na pierwszych kartach powieści. Dostrzeżemy jego zmęczenie, przepracowanie, ból i zniechęcenie, bo z jednej strony na SORze spotyka umierających, walczących o życia, a z drugiej są tu osoby, które przesiadują godzinami, mają pretensje do całego świata i traktują SOR jak przychodnię.
Adam właśnie wprowadził się do kamienicy, tuż pod mieszkaniem wieloletniego małżeństwa. Z obrazkiem jego wymagającej pracy kontrastuje świat Małgorzaty, która z mężem wybiera się na firmową wigilię. Jest sztywno, nudno i niby wytwornie. Przyjęcie dla biznesmenów nie jest miejscem, w którym bohaterka chce się pojawić. Małgorzata uczy w liceum . W tej pracy nie ma wiele okazji do strojenia się. Jej codzienne ubranie musi być schludne i wygodne. więc jej sunia na firmowe Wigilie jest taka sama od wielu lat. Na tle młodych pracownic i partnerek pracowników wypada nijako, szaro i staro. Przynajmniej sama się tak ocenia. Za to siedzi u boku męża, który awansował i zyskał osobistą sekretarkę i dobrze się prezentuje, jest pewny siebie. Małgorzata nie czuje się w tym otoczeniu dobrze. Jest stworzona do pracy w szkole z młodzieżą. To tam jest spełniona. Lubi też dom, w którym może zadbać o bliskich.
Kiedy wchodzimy do jej świata uderza nam sposób, w jaki mąż ją traktuje. Dla
niej jest to norma. Powoli przesuwana granica z coraz bardziej raniącymi
słowami i obojętnością. Małgorzata to gotowana żaba, która może znieść jeszcze
więcej. Każdy przytyk męża, który udaje, że jej nie dostrzega traktuje jako
efekt przemęczenia, zapracowania. Usprawiedliwia go, tworzy mu bezpieczny dom,
wychowuje dziecko.
Codzienności towarzyszą obrazy z przeszłości. Bohaterka miała niesamowicie trudne dzieciństwo (i tu pisarce należą się wielkie brawa za realizm), które pozostawiło po sobie wiele blizn. I to nie tylko tych fizycznych. Być może to jest powodem, że ona nie zauważa przesuwanej granicy, przemocy słownej i finansowej, którą mąż wobec niej stosuje.
Z boku wszystko wygląda pięknie: oto kochająca się rodzina. Od lat są razem.
Mają nastoletnie dziecko. Ona – nauczycielka, on – biznesmen i córka – dobra uczennica
liceum. Wydawałoby się, że w takiej rodzinie wszystko powinno być dobrze. Każdy
powinien być szczęśliwy, mieć wsparcie w innych. I tak to troszkę wygląda, ale
tylko z boku. Kiedy wchodzimy do rodziny Małgorzaty złudzenia znikają. Stajemy
przed brutalną rzeczywistością, w której nikt dla nikogo nie ma czasu. Każdy z
członków rodziny zajmuje się sobą, a innym docina. Tylko Małgorzata dba o
wszystkich, martwi się, ciągle chodzi na kompromis, ciągle ustępuje, przyjmuje
słowne ciosy, aby wszyscy byli szczęśliwi i zadbani. Nawet teściowa, której nie
lubi.
Żaneta Pawlik zabiera nas do świata zawiłych relacji międzyludzkich. Pokazuje,
że nie ma związków idealnych, ale są takie, które mimo upływu lat, różnych doświadczeń,
wielu prób nadal trwają. Może z siły rozpędu, może z braku okazji, a może jest jakiś
inny powód. Małgorzata wie, że dla męża jest wiele zrobić. Wiele jest mu też
wybaczyć, bo wie, że razem jest łatwiej żyć. Zwłaszcza, kiedy dwoje ludzi łączy
dziecko. Czy nastoletnia córka wystarczy, żeby wybaczyć każdą rzecz? Jaka
granica musi być przekroczona, żeby Małgorzata podjęła decyzję o końcu
małżeństwa?
Jej świat zaczyna powoli przeplatać się ze ścieżkami nowego mieszkańca
kamienicy. Drogi bohaterów będą się krzyżować nie tylko na klatce schodowej.
Zetkną się ze sobą w szpitalu, natkną w różnych dziwnych miejscach. Do tego oboje
odkryją, że świat jest zadziwiająco mały, a ścieżki różnych znajomości zawiłe.
Wchodząc w świat Małgorzaty, obserwując jej męża przewidujemy katastrofę. Ona jest
nieubłagalna. Jednak to, co przyniesie los zaskoczy bohaterkę jeszcze bardziej.
Ale nie tylko ją. Każdy z bohaterów dostanie tu prawdziwą szkołę życia, cenną
lekcję, z której powinien wynieść trafne wnioski, ale też nowe szanse. W jaki
sposób je wykorzystają?
„Mowy nie ma!” to mimo trudnych tematów bardzo optymistyczna powieść. Mimo całego
realizmu zła, pokazania jakim demonem staje się alkoholik, jak bardzo można
ranić słowami i ograniczeniami, kiedy druga osoba staje się natrętnym stróżem
pilnującym zamiast ukochaną, mamy tu dużą dawkę energii. Bywają chwile, że
bohaterka wydaje się poddawać, ale już za chwilę bierze się z życiem za bary. A
wszystko, dzięki temu, że nie jest z problemami sama. Ma ciotkę i dobrą
przyjaciółkę, do której może przyjść z każdym problemem. To one uzmysławiają
jej wiele rzeczy, to one wyzwalają w niej siłę, ale też ona daje siłę im. Kobiecy
krąg wsparcia nie ma tu granic wieku. Z czasem widzimy, że i córka może do
niego dołączyć. Szczególnie ważna jest tu postać przyjaciółki, która pozwala
Małgorzacie wiele rzeczy zrozumieć i pokazuje jej jak bardzo wiele zależy od
nas, jakie relacje z ludźmi budujemy.
Jedno mogę tej książce zarzucić: skończyła się za szybko. Tak bardzo weszłam w
codzienność Małgorzaty, że trwałabym w niej jeszcze przez kolejne setki stron,
bo w jej życiu i jej bliskich jeszcze wiele może się zdarzyć. Żaneta Pawlik w
swojej książce pokazała różne oblicza miłości, poruszyła ważne problemy
społeczne, bardzo realistycznie pokazała zagubienie w czasie kontaktu z
niepełnosprawnym (autykiem?) chłopakiem. Mamy tu całą gamę naprawdę bardzo
zróżnicowanych bohaterów: od elity po kloszardów, którzy nie tylko przegrali
swoje życie, ale robią wszystko, aby nigdy nie dostać szansy na zmianę swojego
losu. Mamy tu samotne matki, matki szczęśliwe i te, które są męczennicami, ale
też wiele innych, bo każdy jest tu inny, coś innego jest dla niego ważne, ma
odmienne doświadczenia.
Czy Małgorzatę da się lubić? Nie wiem. Nie patrzyłam na nią przez ten pryzmat,
bo okazała się za bardzo taka jak ja: chce dobrze dla innych, a ja wiem, że to
jest jedna z moich większych wad. Nawet, kiedy jest skrzywdzona stara się
widzieć to co dobre, stara się wybaczać i chce pomagać, a gdy tego nie robi
czuje wyrzuty sumienia. Mnie to we mnie wkurza, więc i w Małgorzacie mnie
wkurzało, bo czasami trzeba dać ludziom to, co nam dają, aby mieli szansę wyciągnąć
wnioski. Mimo tej złości na nią jednak czuję do niej sympatię, bo pokazała mi
wiele ważnych rzeczy.
„Kręcisz się wokół niego, jakby był słońcem, a gdy obiera inny kurs, zabiera
światło, które wyznaczało ci cały twój świat. Tymczasem on znika, zabiera ze
sobą to cholerne światło, a ty padasz na ryj, stawiając nieporadnie kroki, bo
przecież bez niego nie umiesz funkcjonować. Potykasz się jak ślepiec w obcym
terenie, nie masz się na kim wesprzeć”.
„Leonardo da Vinci twierdził, że w każdym człowieku drzemią nieograniczone
możliwości, ale aby coś osiągnąć, trzeba się wysilić".
„Nie możesz uzależniać się od facetów. W ten sposób nigdy nie staniesz na nogi.
Jesteś niezależnym bytem i to, czy wpuścisz kogoś do swojego świata, zależy
wyłącznie od ciebie samej. Ale zawsze bądź przygotowana, że może odejść. Ta
świadomość pozwoli ci zachować dystans i być może nie złamie na pół, gdy coś
pójdzie nie tak”.
„Stworzyliśmy coś, kogoś, kto nie mógłby zaistnieć, gdyby nie ty i ja. Nikt nam
tego nie odbierze. Kochałeś mnie. Nie wiem, dlaczego tak to się kończy”.
„Wszyscy żyjemy w jakiejś bańce. Kiedy ktoś lub coś ją przekłuje, przecieramy
oczy ze zdziwienia, choć od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że poza nią jest
jeszcze inny świat ".
„To nigdy nie jest tak, że jak jest wszystko w porządku, to się pojawia ta
druga osoba i człowiek się zakochuje. Zakochanie jest irracjonalne, a
najczęściej się pojawia w takich momentach, gdy w związku od dłuższego czasu
jest źle”.
„Wszyscy jesteśmy znudzeni w związkach. Po iluś latach nie ma ognia, a nie
każdy odchodzi”.
„Wielu podchodzi do związków w konsumpcyjny sposób: coś się zużyło, zainwestuję
w coś nowego. Tak jak kupują przedmioty, idą w kolejne związki. To nigdy nie
jest także jak jest wszystko w porządku, to się pojawia ta druga osoba i
człowiek się zakochuje. Zakochanie jest irracjonalne, a najczęściej się pojawia
w takich momentach, gdy w związku od dłuższego czasu jest źle”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz