Juan Soto Ivars, Barbarzyńcy
w Krainie Fetoru, il. María Serrano Cānovas, tł. Andrzej Flisek, Warszawa “Prószyński
i S-ka” 2018
„To tylko wystraszeni ludzie. Bo widzisz, kiedy
dorośli dostają cykora, stają się nietaktowni, a nawet niebezpieczni”.
„Ja nauczyłem się, że aby być uczonym, trzeba bardzo
dużo uczyć się, nie wystarczy przebrać się w strój uczonego”.
„Nauczyłam się, że nie można osądzać innych po
wyglądzie!”.
„Nauczyłem się nie złościć na moich przyjaciół, akceptować
ich takimi, jakimi są”.
„A ja nauczyłam się, że nie wszyscy dorośli drą ze
sobą koty”.
Wakacyjna nuda sprawia, że szóstka bohaterów organizuje
grupę Lawinę. Tworzą legitymacje dla wszystkich, wymyślają zabawy i bardzo
szybko przyzwyczajają się do tego, że wcale nie trzeba nigdzie wyjeżdżać, aby
przeżywać cudowne przygody. Codzienne poszukiwania sprawiają, że trafiają do
opustoszałej fabryki znajdującej się nad rzeką. Szybko odkrywają, że to nie zwykła
fabryka, ale laboratorium naukowca. Stary, opustoszały budynek zachęca ich do
szperania, lepszego poznawania otoczenia. To sprawia, że przez przypadek pakują
się w kłopoty. Za pomocą przycisku trafiają do świata, który jest spełnieniem
ich marzeń: nie trzeba się tu myć. Dbanie o higienę jest wręcz podejrzane. Każdy
z bohaterów trafia w inne miejsce i przeżywa odmienne przygody, w czasie
których może się wiele nauczyć na temat świata, pozbyć się własnych uprzedzeń.
Niekoniecznie jest to umoralnianie dotyczące konieczności dbania o czystość. Do
tego nauka jest bardzo subtelna. Bohaterzy zostają poddani licznym próbom, będą
mogli dowiedzieć się, kiedy i dlaczego ufają obcym ludziom, dlaczego pomagają i
czy warto to robić, czy są w stanie ratować przyjaciół oraz przebaczać. Odkryją
też, że we wszystkim trzeba zachować umiar i kierować się zdrowym rozsądkiem, a
każdy przypadek rozważać osobno zamiast szufladkować ludzi i oceniać po
wyglądzie. Do tego odkryją, że jedynym sposobem na wyjście z problemów to ich
rozwiązanie, a nie unikanie.
„Barbarzyńcy w krainie Fetoru” to książka
zdecydowanie dla dzieci, ale też pouczająca lektura dla dorosłych lubiących humorystyczną
fantastykę. Lektura spodoba się młodym czytelnikom, którzy codziennie słyszą
narzekania rodziców na temat dbania o higienę, dla których codzienne zmienianie
ubrań oraz mycie to wielkie męki i strata czasu. Jak na komedię fatasy
przystało znajdziemy tu prosty humor sytuacyjny, do którego możemy zaliczyć
żabę cierpiącą z powodu ciągłego odbijania się i z tego powodu niemożności
jedzenia.
Dużym plusem „Barbarzyńców w krainie fetoru” jest
żywy język, dzięki któremu mkniemy przez tekst. Publikację wzbogacono
interesującymi ilustracjami. Jedyne do czego mogę mieć zastrzeżenie to klejenie
stron: gdyby były szyte książka byłaby trwała, a tak co prawda przy wygięciu kartki
nie wypadają, ale całość lekko się odkształca.
Książka zawiera też troszkę nieścisłości przez to, że
niektóre ilustracje nie współgrają z treścią. Zwróciłam też uwagę na to, że
siedmioletnia bohaterka mierzy pięćdziesiąt centymetrów. Moja córka po
urodzeniu była dużo wyższa. Być może autor chciał dosadniej pokazać niski
wzrost, a może to po prostu błąd w druku lub przeliczeniach. Do tego uważam, że
można było uniknąć wątków niemal jak w „Alicji w Krainie Czarów” (skazanie na
ścięcie głowy) czy kanibalizmu jak z „Jasia i Małgosi”.
„Barbarzyńcy w krainie fetoru” to książka godna uwagi
ze względu na przesłania, które niesie, pokazanie innej perspektywy oraz
odmiennych rozwiązań problemów. Dzieci po całej przygodzie mogą wrócić do domu
dużo dojrzalsze. Dowiadują się, że cwaniactwo, egoizm, samolubność i
bezrefleksyjność jest zła. Zachęca do codziennego analizowania własnego
postępowania, samokrytyki, otwartości na innych. Ze względu na pojawiające się
wątki przemocy (bez rozlewu krwi) nie polecam każdemu dziecku. Trzeba się
zastanowić, czy nasza pociecha już jest na nią gotowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz