Roman Kołtoń, Deyna,
czyli obcy, Poznań „Zysk” 2014
Nie jestem kibicką piłki nożnej, nie oglądam żadnych
sportów, ponieważ wolę uprawiać swoje, np. czytanie lub na czas (nie, nie ma w
tym ani odrobiny żartu), spacerowanie. Zdarza mi się pokopać piłkę. Ale tylko
do psa, bo córka na razie nie jest zainteresowana taką formą aktywności (ma
autyzm, a odkopywanie piłki jednak wymaga jakiegoś tam nawiązywania relacji)
Jak widać z piłką nożną mam niewiele wspólnego. Jedyne, co usprawiedliwia moje
pisanie o książkach dotyczących życia piłkarzy czy omawiających rozgrywki,
ukazujących historię to moje literackie spojrzenie na taki tekst. Tak będzie i
tu. Wiem, wiem, że Deyna był legendą i każdy powinien o nim dużo wiedzieć, ale
ja przed sięgnięciem po książkę nie wiedziałam nic. Troszkę oczekiwałam pięknej
biografii pozwalającej dokładnie poznać jego życie, abym ja-laiczka wiedziała
coś więcej niż to, że był piłkarzem.
„Deyna, czyli obcy” Romana Kołtonia to publikacja
bogata w wątki i przez to nieco chaotyczna. Nie ma w niej jasnej metodologii
ani chronologii, ani nawet ściśle określonej tematyki. Ot taki tam potok myśli
niemal jak u Prousta. To ma swoje zalety, ale też i wady. Jednych może
zaciekawić, innych znuży i zmęczy. Należę do tych drugich, chociaż naprawdę
bardzo trudno mnie czymkolwiek zmęczyć. Z wielkich przynudzaczy nawet James
Joyces swoim „Ulissesem tego nie dokonał). Ze współczesnych pisarzy zdarzyło
się to kilkoma (z autorką Greya na czele). W całej tej opowieści dla mnie
laiczki zabrakło napięcia, wielkich emocji, które możemy odczuć w innych
książkach tego autora. Być może moje znudzenie to też przepracowanie materiału
(za dużo ostatnio czytałam książek o piłce nożnej), dlatego zamiast pochłonąć
publikację w jeden wieczór przemęczyłam się z nią tydzień i to nie dlatego, że
źle napisana. Po prostu mnie nie wciągnęło.
Wielką wadą tej książki jest brak sylwetki
psychologicznej bohatera. Mamy taki troszkę nijaki obraz z zaletami i wadami (sporo
niewygodnych faktów). Autora usprawiedliwia to, że są to czasy dość odległe,
nie do wszystkich materiałów i bohaterów mógł trafić. Nadrabia to cytowaniem polskich
i niemieckich mediów z czasów, kiedy Deyna był w szczytowej formie. Z tego
powodu też nie dowiemy się o początkach kariery piłkarze, nie poznamy tego, z jakimi
problemami się borykał. Za to czasami ma się wrażenie, że autor wypełnia strony
treściami niezwiązanymi z bohaterem książki. To co prawda zarysowuje sytuację
na arenie piłkarskiej tylko pojawia się pytanie: ale po co to jest?
Książka zaczyna się od najsłynniejszej fotografii przedstawiająca
trzech wielkich kapitanów trzech wielkich reprezentacji - Franza Beckenbauera,
Johana Cruijffa oraz Kazimierza Deyny (przypominam, że wówczas, w roku 1974,
mogliśmy mówić o naszej kadrze jako o jednej z najlepszych). Jeden z tych
bohaterów szybko zmarł: był to polski piłkarz, który z tego powodu nie miał czasu
na zbudowanie własnej legendy. To ma swoje plusy: nie trzeba obalać mitów. Ma
też minusy: często mamy mało informacji o piłkarzu.
Roman Kołtoń stara się wydobyć z mroków przeszłości
różne fakty z życia Kazimierza Deyny. Dowiemy się jak zdolnym piłkarzem był,
ale też przy okazji odkryjemy jego trudny charakter, dążenie do izolacji i
jednocześnie przyciągający uwagę, kontrowersyjny. Autor wykorzystał tu
wspomnienia kolegów z boiska, trenerów, a wszystko na odpowiednio zbudowanym
tle pokazującym trudne realia, w jakich żyli wówczas Polacy. Dużym plusem
ożywiającym treści są wplecione w tekst zdjęcia pomagające nam lepie poznać ówczesny
piłkarski światek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz