Etykiety

czwartek, 11 lutego 2016

las

Biegałem od drzwi do pani, od pani do drzwi i chyba trwało to wieczność. Nie pomagało nawet trącanie nosem. Chciałem zaszczekać, że trzeba po moją właścicielkę iść do przedszkola, ale pani spojrzała na mnie poważnie i powiedziała:
-Usiądź i poczekaj to pójdziemy dziś do lasu.
Lubiłem kiedy tak mówiła, bo wtedy mogłem kopać w ziemi, zbierać patyki, nurkować w liściach, szukać kretów. Na samą myśl o tych atrakcjach zacząłem skakać. Pani wstała od biurka. Ubrała się i wyszliśmy. Pod przedszkolem czekałem tak grzecznie jak tylko umiałem i do przechodzących dzieci unosiłem łapę. W końcu moja właścicielka pojawiła się w wózku. Musiałem ją obskakać, obwąchać. Pachniała pięknie dziećmi i obiadem. Lubię, kiedy tak pachnie.
Później musiałem iść grzecznie, równo i w końcu dotarliśmy do psiego raju. Las pachniał mokrą ziemią, pierwszymi roślinami, zniszczonymi liśćmi, patykami, korą, zwierzętami. Pani pozwoliła mi biec. Moja właścicielka wyszła z wózka i próbowała mnie złapać. Znalazłem sobie dogodne miejsce do kopania dziury. Ziemia była wilgotna i miękka. Musiałem zrobić troszkę miejsca mojej właścicielce, bo ona też lubi swoimi łapkami kopać. Nie ma tak mocnych jak moje i ziemię wygrzebywała powoli. Wykopaliśmy naprawdę duży dół. Pani wrzuciła do niego kuleczki, które chciałem zabrać i rozgryźć, ale mi zabroniła i zakopała je. Ciekawe dlaczego?
Skakaliśmy przez gałęzie i w czasie zabawy znalazłem olbrzymi patyk. Tak duży, że ledwo mogłem podnieść. Kiedy już mi się udało moja właścicielka też chciała się nim pobawić, więc oboje przeciągaliśmy go w moją stronę. Kiedy udawało jej się wyrwać moją zdobyć podchodziła i wkładała mi ją do pyska i zabawa zaczynała się od nowa.
To był najpiękniejszy dzień w moim życiu do chwili, kiedy wróciliśmy do domu. Pani popatrzyła na mnie i powiedziała:
-Kąpiesz się od razu po swoje właścicielce.
I czar prysł. Zwykle słyszę takie słowa po najlepszej zabawie.
Długo miałem nadzieję, że zapomni, bo moja właścicielka chlupała się w wodzie i chlupała i i z niezrozumiałego dla mnie powodu była szczęśliwa. Przecież kąpiel to zło konieczne. Na wszelki wypadek wczołgałem się pod stolik, który na początku był dużo większy, a teraz prawie się pod nim nie mieszczę. Boję się, że jak będzie się kurczył w tym tempie to nie będę miał swojej kryjówki. Kiedy nie grozi mi kąpiel siedzę w łazience i nie mogę się nadziwić skąd w niej tyle zaangażowania w tak niemiłą czynność.
Pani wytarła i ubrała moją właścicielkę. Popatrzyła na mnie i powiedziała:
-Ty idziesz do łazienki.
Wiedziałem, że nie ma sensu uciekać, więc poczłapałem. Po drodze kilka razy próbowałem skręcić w inną stronę, ale stanowczy głos pani mówiący "Tutek, do łazienki" zaciągnął mnie pod sam brodzik. Na szczęście brodzik też się bardzo skurczył. W czasie pierwszej kąpieli wydawało mi się, że to staw, z którego sam nie mogę wyjść i mogę tam utonąć. Teraz wyskakiwałem sam bez problemu.
Poczułem, że unoszę się w powietrzu. Nogi rozszerzyłem w miarę możliwości, żeby obronić się przed włożeniem do wody, ale to i tak nic nie dało. Stanąłem z nadzieją, że tym razem nie będę musiał siedzieć w wodzie. Niestety i to musiałem zrobić. Pani namoczyła mnie. Właścicielka nalała na mnie płynu i obie zaczęły mnie masować. Gdyby nie ta woda byłbym najszczęśliwszym psem, a tak musiałem troszkę pożalić się piszcząc.
Za to po kąpieli zawsze czeka mnie wspaniała nagroda. Pani mnie suszy czymś hałaśliwym ,ale wolę ten hałas niż mokrą sierść. Właścicielka siedziała już na łóżku i mogłem do niej wskoczyć. Tam to dopiero są zabawy. Bawimy się w przepychanie, przytulanie, a pani trzyma dziwną deskę i dużo mówi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz