Biegałem
od drzwi do pani, od pani do drzwi i chyba trwało to
wieczność. Nie pomagało nawet trącanie nosem. Chciałem zaszczekać, że trzeba po moją właścicielkę iść do
przedszkola, ale pani spojrzała na mnie poważnie i powiedziała:
-Usiądź i poczekaj to pójdziemy dziś do lasu.
Lubiłem
kiedy tak mówiła, bo wtedy mogłem kopać w ziemi, zbierać patyki,
nurkować w liściach, szukać kretów. Na samą myśl o tych atrakcjach
zacząłem skakać. Pani wstała od biurka. Ubrała się i wyszliśmy. Pod
przedszkolem czekałem tak grzecznie jak tylko umiałem i do
przechodzących dzieci unosiłem łapę. W końcu moja właścicielka pojawiła
się w wózku. Musiałem ją obskakać, obwąchać. Pachniała pięknie dziećmi i
obiadem. Lubię, kiedy tak pachnie.
Później
musiałem iść grzecznie, równo i w końcu dotarliśmy do psiego raju. Las
pachniał mokrą ziemią, pierwszymi roślinami, zniszczonymi liśćmi,
patykami, korą, zwierzętami. Pani pozwoliła mi biec. Moja właścicielka
wyszła z wózka i próbowała mnie złapać. Znalazłem sobie dogodne miejsce
do kopania dziury. Ziemia była wilgotna i miękka. Musiałem zrobić
troszkę miejsca mojej właścicielce, bo ona też lubi swoimi łapkami
kopać. Nie ma tak mocnych jak moje i ziemię wygrzebywała powoli.
Wykopaliśmy naprawdę duży dół. Pani wrzuciła do niego kuleczki, które
chciałem zabrać i rozgryźć, ale mi zabroniła i zakopała je. Ciekawe
dlaczego?
Skakaliśmy przez gałęzie i w czasie zabawy znalazłem olbrzymi patyk. Tak duży, że ledwo mogłem podnieść. Kiedy już mi się udało moja właścicielka też chciała się nim pobawić, więc oboje przeciągaliśmy go w moją stronę. Kiedy udawało jej się wyrwać moją zdobyć podchodziła i wkładała mi ją do pyska i zabawa zaczynała się od nowa.
Skakaliśmy przez gałęzie i w czasie zabawy znalazłem olbrzymi patyk. Tak duży, że ledwo mogłem podnieść. Kiedy już mi się udało moja właścicielka też chciała się nim pobawić, więc oboje przeciągaliśmy go w moją stronę. Kiedy udawało jej się wyrwać moją zdobyć podchodziła i wkładała mi ją do pyska i zabawa zaczynała się od nowa.
To był najpiękniejszy dzień w moim życiu do chwili, kiedy wróciliśmy do domu. Pani popatrzyła na mnie i powiedziała:
-Kąpiesz się od razu po swoje właścicielce.
I
czar prysł. Zwykle słyszę takie słowa po najlepszej zabawie.
Długo miałem nadzieję, że zapomni, bo moja właścicielka chlupała się w
wodzie i chlupała i i z niezrozumiałego dla mnie powodu była
szczęśliwa. Przecież kąpiel to zło konieczne. Na wszelki wypadek wczołgałem się pod stolik, który na początku był dużo większy, a teraz prawie się pod nim nie mieszczę. Boję się, że jak będzie się kurczył w tym tempie to nie będę miał swojej kryjówki. Kiedy nie grozi mi kąpiel siedzę w łazience i nie mogę się nadziwić skąd w niej tyle zaangażowania w tak niemiłą czynność.
Pani wytarła i ubrała moją właścicielkę.
Popatrzyła na mnie i powiedziała:
-Ty idziesz do łazienki.
Wiedziałem,
że nie ma sensu uciekać, więc poczłapałem. Po drodze kilka razy
próbowałem skręcić w inną stronę, ale stanowczy głos pani mówiący
"Tutek, do łazienki" zaciągnął mnie pod sam brodzik. Na szczęście brodzik też się bardzo skurczył. W czasie pierwszej kąpieli wydawało
mi się, że to staw, z którego sam nie mogę wyjść i mogę tam utonąć. Teraz wyskakiwałem sam bez
problemu.
Poczułem,
że unoszę się w powietrzu. Nogi rozszerzyłem w miarę możliwości, żeby
obronić się przed włożeniem do wody, ale to i tak nic nie dało. Stanąłem
z nadzieją, że tym razem nie będę musiał siedzieć w wodzie. Niestety i
to musiałem zrobić. Pani namoczyła mnie. Właścicielka nalała na mnie
płynu i obie zaczęły mnie masować. Gdyby nie ta woda byłbym
najszczęśliwszym psem, a tak musiałem troszkę pożalić się piszcząc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz