Biegałem od drzwi do biurka i trącałem panią w nogę. Siedziała. Znowu patrzyła w to coś na biurku i stukała.
-Zaraz Tutek.
Zaraz mówiła też wieki temu, więc zacząłem ją mocniej dotykać nosem i lizać, żeby zachęcić do wyjścia.
-No przecież byłeś przed chwilą na spacerze. Nie możemy tak cały dzień tylko chodzić.
A dlaczego nie? Jest ciepło, bardzo jasno, pachnie ziemią i roślinami. Pani najwidoczniej się nie zna. W końcu wstała.
-Zrób córce inhalacje - powiedziała do pana.
Zniknęła w pomieszczeniu, w którym robią mi najgorszą rzecz: kąpią, a po wyjściu powiedziała:
-No, Tutuś, idziemy na spacer. Ubieraj się.
Poczułem
się jakbym dostał pełną miskę szynki. Podskakiwałem, merdałem ogonem i
pokazywałem jak mogłem, że jestem bardzo szczęśliwy.
-Spokojnie Tutek. Dawaj łeb.
Ja
tu demonstruję radość, a pani mnie uspokaja. Kto zrozumie człowieka?
Założyła mi obrożę i smycz, czego bardzo nie lubiłem. Kiedyś zakładała
coś, co nazywała szelkami, ale stwierdziła, że ją za bardzo szarpie i za
duży jestem. Nie ma się co dziwić. Świat się skurczył to i stałem się
duży.
Pani
przyczepiła sobie takie małe świecące i wydające dźwięki coś, włożyła
końce giętkich patyczków do uszu i wyszliśmy. Oczywiście chciałem
szybciej i szybciej. Otoczenie do tego zachęcało.
-Tutek
nie ciągnij, bo wrócisz do domu, a ja sama pójdę sobie na spacer.
Przestałem. Nie lubiłem, kiedy sama wychodziła na spacer, bo opuszczała
dom kiedy robiło się jasno, a wracała, kiedy dawno było już ciemno.
Wtedy zostawałem z właścicielką i panem i miałem mniej spacerów.
Kiedy zobaczyłem psa chciałem do niego szybko podbiec, powąchać go, przywitać się i znowu usłyszałem:
-Tutek, równo. Nie ciągnij, bo pójdziesz za karę do pani weterynarz.
To
sprawiło, że jeszcze bardziej chciałem szybko być przy innym psie. Pani
weterynarz jest niesamowicie sympatyczna, więc ta kara to musi być coś
niezwykle miłego. Pewnie nawet smaczne.
-Tutek,
robimy tylko jedno kółeczko wokół miasta i wracamy do domu. Wieczorem
wyjdziemy na długi spacer - powiedziała pani i tym sposobem pozbawiła
mnie wielkiej radości ze spaceru, ale na szczęście tylko na chwilę.
Z
tym wczesnym powrotem to jednak miała rację. Kiedy weszliśmy z wrażenia
uniosłem nos bardzo wysoko. Starałem się wyczuć co tak pięknie pachnie.
-To twoja właścicielka się kąpie. Ma zapachową sól do kąpieli.
To, co czułem to na pewno nie była sól. To pachniało kotletem, a kotlety to najlepsze jedzenie na świecie, więc to był najwspanialszy zapach na świecie.
Tuciu Kochany!!! Moje Smoki pozdrawiają i...zazdroszczą kotleta!!!
OdpowiedzUsuńBądź miły dla Pani i Oli i Pana - Oni Cię Kochają :-) Nie ma nic bardziej fajnego niż ciepły kącik w Sercach Ludzi, którzy cię otaczają.
Ola tak go uwielbia, że jak byliśmy an wczasach bez niego to codziennie po przebudzeniu wołała "Tutuś", a kiedy pojechaliśmy do mojej mamy po niego to pilnowała, żeby z nami wrócił :)
UsuńTak się wypowiem odnośnie do zapachów. Mój pies jest fetyszystą, kiedy tylko poczuje płyn do prania, szaleje i od razu, momentalnie tarza się w czystym (jeszcze mokrym) praniu.
OdpowiedzUsuńTutuś jest cudowny <3 Dobrze, że ma taką rodzinę i że taka rodzina ma Tutusia :) Tak po prostu musiało być.
Tutuś uwielbia dostawać czystą, pachnącą szamtę do leżenia i wycierania łap. Niby codziennie dostaje świeżą, a i tak za każdym razem cieszy się :)
Usuń