Dziś do świata wydawnictw przeniesie nas Agnieszka Korol słynąca z poruszania ważnych spraw w bardzo lekkiej i przystępnej dla czytelnika formie.
Fragment „Jak wydać książkę w Krainie smoków”
Niewinny
Pastuszek stanął pośrodku miasta. Był odważny i nigdy się nie bał niczego, lecz
to, co zobaczył, przerosło opowieści, jakie usłyszał.
„Co
mam począć? – pomyślał. – Gdzie się udać? Do jakiej jaskini?”. Pod pachą
trzymał opasłą księgę, w której zapisał wszystkie swoje bajki. Te wesołe i
smutne, straszne i łagodne jak wiaterek. Wszystkie. Pastuszek ów, w niewinności
swojej, wyobrażał sobie, że przyjdzie taki dzień, w którym jego historyjki
trafią do ludzi, smoków i innych stworzeń. Był autorem tych opowieści. Nadszedł
czas, by znaleźć dla nich wydawcę.
Tymczasem
dookoła kłębił się tłum biegnących istot. Nikt nikogo nie dostrzegał, tak, jakby
ulica była całkiem pusta. Niewinny Pastuszek przyuważył jednak pewnego
krasnoludka, który jako jedyny, nigdzie się nie spieszył. Podszedł do niego i
spytał:
-
Przepraszam, czy pan jest tutejszy?
Tutejszy mam na nazwisko, a na imię Niecierpek.
- Niecierpek?
- To po
wuju ciotecznym, on też ma tak na imię.
- Aha, a ja
jestem Niewinny Pastuszek. Na imię dali mi Scholastyk, ale rzadko go używam.
Skoro jest pan tutejszy, to na pewno pan wie, gdzie w okolicy znajduje się
jakieś wydawnictwo.
- Za tobą,
Niewinny Pastuszku. – Krasnoludek zaśmiał się i zniknął w tłumie.
Scholastyk
odwrócił się i ujrzał ogromną pieczarę, zastawioną wielkimi wrotami. Wisiała na
nich złota tabliczka z wygrawerowanym napisem:
WYDAWNICTWO ZŁOTEGO
SMOKA
Niewinny
Pastuszek podszedł do drzwi i zapukał, lecz nikt nie odpowiedział. Zapukał więc
jeszcze raz, z całej siły. Po chwili otworzył mu typ o błękitnej twarzy i
rozczapierzonych włosach.
- Hola,
hola, człowieku. Tu się pracuje, tu się myśli, tu się sprząta.
- Ja w
sprawie bajek.
- Bajek,
powiadasz pan? A nie możesz się pan zająć jakąś uczciwą pracą? Spójrz pan na
mnie. Co trzymam w ręce?
- Miotłę,
jak sądzę… - wyszeptał nieco zbity z tropu Scholastyk.
- Miotłę!
Miotłę? To zdumiewająca ignorancja! To mop, mop! Najwyższa technologia,
uniwersalny wynalazek. Nikt ani nic nie zastąpi mopa.
-
Całkowicie się z panem zgadzam – przytaknął pastuszek dla świętego spokoju. – Chciałem
tylko niewinnie zapytać, gdzie znajdę Złotego Smoka?
- A wiesz
pan, co to jest? – Błękitny zignorował pytanie Scholastyka i wskazał mu
pojemnik z wodą.
- Kubełek.
- Brawo! A
jednak. Gratulacje. Nie jest pan taki głupi, na jakiego wygląda.
- Ja w
sprawie bajek…
- A to, to,
właśnie. Ja decyduję, kto może wejść, a kto nie może. – Zaśmiał się zjadliwie,
odsłaniając spiczaste zęby i długi język. – Jestem z zawodu wodnikiem. W
jeziorze brak zleceń. Obecnie robię jako odźwierny i czyściciel wodny. A pan w
czym robi?
- W
bajkach.
-
Przypominam sobie… A teraz idź pan i nie zawracaj głowy!
Błękitny
zabrał się za mycie podłogi.
Niewinny
Pastuszek uznał, że niczego więcej się od wodnika nie dowie. Postanowił
poszukać Złotego Smoka sam. Wziął do ręki jedną z pochodni tkwiących w ścianie
i oświetlił nią dalszą część holu – otaczały go schody prowadzące w różne
strony. (…)
Kiedy
spocony pastuszek dotarł do złotych drzwi i usiadł na chwilę, by otrzeć pot z
czoła, usłyszał jakieś głosy i śmiechy. Zapukał kołatką w kształcie ryby-młota.
- Proszę! –
usłyszał uprzejmy kobiecy głos. Wszedł więc i stanął oszołomiony. Ściany
komnaty, rozświetlone kandelabrami, były ozdobione złotymi malowidłami,
przedstawiającymi ryby, wodników, syrenki i inne wodne stwory. Błękit posadzki
lśnił jak tafla jeziora. Przy biurku przypominającym lodowisko, siedziała
syrena i właśnie malowała swoje długie paznokcie, prawie tak długie jak palce,
złotym lakierem. Niewinny Pastuszek ukłonił się.
- Pan w
jakiej sprawie? – spytała jakby niecierpliwie.
- Ja do
Złotego Smoka. Mam ze sobą bajki.
- Niech pan
tu położy. – Wskazała biurko, na którym leżało już mnóstwo innych manuskryptów.
- Chciałbym
porozmawiać z szefem.
- Nie ma
potrzeby. Zresztą… on śpi. O tej porze zawsze śpi.
- Wydawało
mi się, że go słyszałem, zanim tu wszedłem.
- Już
zasnął, to pewne. Niech pan się nie boi. Proszę to tu położyć. Złoty Smok czyta
wszystkie bajki, jednak później zasypia. Budzi się, czyta i znów zasypia.
Jeżeli mu się spodobają, to wyśle do pana gołębia pocztowego z odpowiedzią.
- Ja jednak
poczekam, aż się obudzi.
Niewinny
Pastuszek usiadł na jednym z krzeseł, które wyglądało jak łódka. Było to
krzesło bujane do usypiania petentów. Scholastyk czuł się bardzo zmęczony, więc
szybko zasnął. Kiedy się obudził, spojrzał na zegar wiszący na ścianie – minęły
trzy godziny.
- Czy mogę
już rozmawiać ze Złotym Smokiem?
- Pan tu
jeszcze jest? – zdziwił się sekretarka-syrena. – Szef już dawno wyszedł.
- Może się
pani tak tylko wydawało?
Niewinny
Pastuszek zawsze był dokładny i skrupulatny. Postanowił sam to sprawdzić.
Podszedł do drzwi smoka, zapukał i nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka.
Nie mylił się. Za rozłożystym biurkiem w formie ogromnej muszli, trzymając
tylne łapy na blacie, siedział złoty Smok. Na jego szyi wisiało mnóstwo złotych
łańcuchów. Cały gabinet był pozłacany i wypełniony bańkami mydlanymi, które
smok nieustannie produkował przy pomocy swojej złotej machiny.
- Lubi pan
bańki mydlane? – spytał smok.
- Uwielbiam
– odpowiedział Scholastyk, aczkolwiek dawno już wyrósł z tej zabawy.
- Chce się
pan przyłączyć?
- Owszem,
ale przyszedłem w innej sprawie.
- W innej
sprawie?
- W sprawie
bajek.
- Jest pan
autorem?
- Owszem,
tak mówią.
- Panie,
bajek to my mamy całe stosy! Lepiej przyłącz się pan i róbmy bańki.
- To wielce
uprzejmie z pana strony, ale to są bajki o prawdziwych ludziach.
- Co pan
powie, o prawdziwych?
- Takich
jak pan albo ja, zamienionych w bajkowe postacie.
- Pokaż
pan.
Odważny
Niewinny Pastuszek wręczył swą księgę redaktorowi. Złoty Smok najpierw powąchał
oprawę ze skóry, przekartkował, obejrzał obrazki, które Scholastyk w chwilach
zadumy umieszczał w tekście, zamknął tom i rzekł:
- Nuda,
nuda, nuda. Za mało obrazków.
- Będzie
więcej. Proszę przeczytać.
- Dobrze,
ale nie dziś. Jestem bardzo zajęty.
- A jutro?
- Jeszcze
bardziej i bardziej. Przyślę do pana gołębia pocztowego z odpowiedzią. Musi pan
poczekać.
- No to już
pójdę, do widzenia.
Smok
nie mógł odpowiedzieć, gdyż trzymał już w paszczy rurkę aparatu do robienia
baniek mydlanych. Pomachał tylko łapą na pożegnanie.
Niewinny
Pastuszek wrócił do domu. Każdego dnia wypatrywał gołębia. Czekał długo,
cierpliwie. Bez skutku. (…)
Scholastyk wrócił do
miasta po swój rękopis. Znaną już sobie drogą dotarł do Złotego Smoka. Mocno
uderzył w drzwi.
- Nie pali się – usłyszał.
Uderzył raz jeszcze.
- No idę,
już idę.
Wrota otworzył mu Błękitny.
- To znowu
pan? – spytał.
- Tak,
przyszedłem się dowiedzieć, co z moimi bajkami.
- A tak… -
Wyglądało, jakby wodnik coś chował za sobą. – Niech pan przyjdzie innym razem.
- Czekałem
już dość długo na odpowiedź.
- Dzisiaj
nieczynne!
- Co się
stało?
- Awaria
gazu, prądu i wody. Zalało nas i musieliśmy ugasić pożar. Dzisiaj nieczynne!
Niewinnemu Pastuszkowi wydało się to wszystko
bardzo podejrzane. Najwyraźniej Błękitny coś kręcił.
- A co pan
ma za plecami? – spytał Scholastyk. – Czy przypadkiem nie najnowszy model mopa?
- Nie, nie
najnowszy.
- A może mi
pan go pokazać?
- Jutro.
Albo pojutrze. Najszybciej za tydzień mogę pokazać – bełkotał niewyraźnie
wodnik.
Niewinny Pastuszek nie zamierzał czekać tak długo.
Postanowił użyć podstępu.
- O tam w
rogu jest brudno – wskazał ręką.
-
Niemożliwe – jęknął Błękitny i zwrócił się w tamtą stronę, dzięki czemu
pastuszek dojrzał w jego rękach swoją księgę.
- To pan ją
ma!
- Mam, ale
nie oddam, nie dzisiaj…
- Dlaczego?
- Bo
jeszcze nie skończyłem czytać.
- Jeśli
zostaną wydane, to podaruję panu egzemplarz.
- Naprawdę?
- No tak.
Proszę teraz oddać moją księgę.
- Cóż.
Proszę – rzekł smutno Błękitny.
Niewinny pastuszek zapytał:
- Dlaczego
nie przysłano mi odpowiedzi?
- Pan na to
liczył? Trzeba mieć nazwisko, nazwisko! A pan? Niewinny Pastuszek? Śmiechu
warte. Będzie pan miał nazwisko, pan przyjdzie, pana wydadzą. Po rękach pana
będą całować. Bez nazwiska możesz pan tylko owce pasać.
- A jak się
robi to nazwisko? – zainteresował się Scholastyk.
- Różnie.
Bywa różnie. Najlepiej jak pan się wyda za granicą i tam zrobi karierę. Wówczas
ma pan nazwisko.
- A w
naszej Smokolandii?
- Nie wiem.
– Wodnik zamyślił się. – Tu trzeba jakiegoś skandalu, jakiejś sensacji.
- Jestem
spokojnym pastuszkiem – zwiesił głowę Niewinny Pastuszek.
- Umiesz
pan bajać, to i skandal pan wymyślisz. A najważniejsze, to wystąpić w
Smokowizji.
- A co to
takiego? – spytał Scholastyk.
- To takie
magiczne pudełko. Przyciskasz pan magiczną różdżkę i hop – pudło zamienia się w
chodzące obrazki.
- To
niemożliwe.
- Przy
pomocy czarów wszystko jest możliwe, Niewinny Pastuszku.
- Skoro
tak… I co tam pokazują?
- A różnie.
Bajki o zakochanych księżniczkach, biednych kopciuszkach i złych czarownikach,
albo odwrotnie. Przepowiadają, jak będzie pogoda i jaka wojna się szykuje. A
także, kto umie najwyżej latać, kto najszybciej zakopuje się pod ziemią i różne
inne sztuczki.
- To co mi
pan radzi?
- Proponuję
ubić jakiegoś strasznego smoka.
- Nikogo
nie zabijam, jakem Scholastyk.
- Słusznie.
Ale tak chociaż na niby. Albo… niech pan uratuje królewnę z rąk złej
czarownicy.
- Bardzo
chętnie.
- To do
dzieła!
Agnieszko, bardzo dziękuję Ci za przeniesienie nas do świata pisarskiego oraz poruszenie problemów wydawniczych.
A jakie są Wasze doświadczenia z wydawcami?
A jakie są Wasze doświadczenia z wydawcami?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz