Etykiety

niedziela, 13 stycznia 2019

Jak wydać książkę, czyli co czeka przyszłego pisarza?

Dziś do świata wydawnictw przeniesie nas Agnieszka Korol słynąca z poruszania ważnych spraw w bardzo lekkiej i przystępnej dla czytelnika formie.

Fragment „Jak wydać książkę w Krainie smoków”
Niewinny Pastuszek stanął pośrodku miasta. Był odważny i nigdy się nie bał niczego, lecz to, co zobaczył, przerosło opowieści, jakie usłyszał.
„Co mam począć? – pomyślał. – Gdzie się udać? Do jakiej jaskini?”. Pod pachą trzymał opasłą księgę, w której zapisał wszystkie swoje bajki. Te wesołe i smutne, straszne i łagodne jak wiaterek. Wszystkie. Pastuszek ów, w niewinności swojej, wyobrażał sobie, że przyjdzie taki dzień, w którym jego historyjki trafią do ludzi, smoków i innych stworzeń. Był autorem tych opowieści. Nadszedł czas, by znaleźć dla nich wydawcę.
Tymczasem dookoła kłębił się tłum biegnących istot. Nikt nikogo nie dostrzegał, tak, jakby ulica była całkiem pusta. Niewinny Pastuszek przyuważył jednak pewnego krasnoludka, który jako jedyny, nigdzie się nie spieszył. Podszedł do niego i spytał:
 - Przepraszam, czy pan jest tutejszy?
Tutejszy mam na nazwisko, a na imię Niecierpek.
 - Niecierpek?
 - To po wuju ciotecznym, on też ma tak na imię.
 - Aha, a ja jestem Niewinny Pastuszek. Na imię dali mi Scholastyk, ale rzadko go używam. Skoro jest pan tutejszy, to na pewno pan wie, gdzie w okolicy znajduje się jakieś wydawnictwo.
 - Za tobą, Niewinny Pastuszku. – Krasnoludek zaśmiał się i zniknął w tłumie.
Scholastyk odwrócił się i ujrzał ogromną pieczarę, zastawioną wielkimi wrotami. Wisiała na nich złota tabliczka z wygrawerowanym napisem:

                WYDAWNICTWO  ZŁOTEGO  SMOKA

Niewinny Pastuszek podszedł do drzwi i zapukał, lecz nikt nie odpowiedział. Zapukał więc jeszcze raz, z całej siły. Po chwili otworzył mu typ o błękitnej twarzy i rozczapierzonych włosach.
 - Hola, hola, człowieku. Tu się pracuje, tu się myśli, tu się sprząta.
 - Ja w sprawie bajek.
 - Bajek, powiadasz pan? A nie możesz się pan zająć jakąś uczciwą pracą? Spójrz pan na mnie. Co trzymam w ręce?
 - Miotłę, jak sądzę… - wyszeptał nieco zbity z tropu Scholastyk.
 - Miotłę! Miotłę? To zdumiewająca ignorancja! To mop, mop! Najwyższa technologia, uniwersalny wynalazek. Nikt ani nic nie zastąpi mopa.
 - Całkowicie się z panem zgadzam – przytaknął pastuszek dla świętego spokoju. – Chciałem tylko niewinnie zapytać, gdzie znajdę Złotego Smoka?
 - A wiesz pan, co to jest? – Błękitny zignorował pytanie Scholastyka i wskazał mu pojemnik z wodą.
 - Kubełek.
 - Brawo! A jednak. Gratulacje. Nie jest pan taki głupi, na jakiego wygląda.
 - Ja w sprawie bajek…
 - A to, to, właśnie. Ja decyduję, kto może wejść, a kto nie może. – Zaśmiał się zjadliwie, odsłaniając spiczaste zęby i długi język. – Jestem z zawodu wodnikiem. W jeziorze brak zleceń. Obecnie robię jako odźwierny i czyściciel wodny. A pan w czym robi?
 - W bajkach.
 - Przypominam sobie… A teraz idź pan i nie zawracaj głowy!
Błękitny zabrał się za mycie podłogi.
Niewinny Pastuszek uznał, że niczego więcej się od wodnika nie dowie. Postanowił poszukać Złotego Smoka sam. Wziął do ręki jedną z pochodni tkwiących w ścianie i oświetlił nią dalszą część holu – otaczały go schody prowadzące w różne strony. (…)
Kiedy spocony pastuszek dotarł do złotych drzwi i usiadł na chwilę, by otrzeć pot z czoła, usłyszał jakieś głosy i śmiechy. Zapukał kołatką w kształcie ryby-młota.
 - Proszę! – usłyszał uprzejmy kobiecy głos. Wszedł więc i stanął oszołomiony. Ściany komnaty, rozświetlone kandelabrami, były ozdobione złotymi malowidłami, przedstawiającymi ryby, wodników, syrenki i inne wodne stwory. Błękit posadzki lśnił jak tafla jeziora. Przy biurku przypominającym lodowisko, siedziała syrena i właśnie malowała swoje długie paznokcie, prawie tak długie jak palce, złotym lakierem. Niewinny Pastuszek ukłonił się.
 - Pan w jakiej sprawie? – spytała jakby niecierpliwie.
 - Ja do Złotego Smoka. Mam ze sobą bajki.
 - Niech pan tu położy. – Wskazała biurko, na którym leżało już mnóstwo innych manuskryptów.
 - Chciałbym porozmawiać z szefem.
 - Nie ma potrzeby. Zresztą… on śpi. O tej porze zawsze śpi.
 - Wydawało mi się, że go słyszałem, zanim tu wszedłem.
 - Już zasnął, to pewne. Niech pan się nie boi. Proszę to tu położyć. Złoty Smok czyta wszystkie bajki, jednak później zasypia. Budzi się, czyta i znów zasypia. Jeżeli mu się spodobają, to wyśle do pana gołębia pocztowego z odpowiedzią.
 - Ja jednak poczekam, aż się obudzi.
Niewinny Pastuszek usiadł na jednym z krzeseł, które wyglądało jak łódka. Było to krzesło bujane do usypiania petentów. Scholastyk czuł się bardzo zmęczony, więc szybko zasnął. Kiedy się obudził, spojrzał na zegar wiszący na ścianie – minęły trzy godziny.
 - Czy mogę już rozmawiać ze Złotym Smokiem?
 - Pan tu jeszcze jest? – zdziwił się sekretarka-syrena. – Szef już dawno wyszedł.
 - Może się pani tak tylko wydawało?
Niewinny Pastuszek zawsze był dokładny i skrupulatny. Postanowił sam to sprawdzić. Podszedł do drzwi smoka, zapukał i nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka. Nie mylił się. Za rozłożystym biurkiem w formie ogromnej muszli, trzymając tylne łapy na blacie, siedział złoty Smok. Na jego szyi wisiało mnóstwo złotych łańcuchów. Cały gabinet był pozłacany i wypełniony bańkami mydlanymi, które smok nieustannie produkował przy pomocy swojej złotej machiny.
 - Lubi pan bańki mydlane? – spytał smok.
 - Uwielbiam – odpowiedział Scholastyk, aczkolwiek dawno już wyrósł z tej zabawy.
 - Chce się pan przyłączyć?
 - Owszem, ale przyszedłem w innej sprawie.
 - W innej sprawie?
 - W sprawie bajek.
 - Jest pan autorem?
 - Owszem, tak mówią.
 - Panie, bajek to my mamy całe stosy! Lepiej przyłącz się pan i róbmy bańki.
 - To wielce uprzejmie z pana strony, ale to są bajki o prawdziwych ludziach.
 - Co pan powie, o prawdziwych?
 - Takich jak pan albo ja, zamienionych w bajkowe postacie.
 - Pokaż pan.
Odważny Niewinny Pastuszek wręczył swą księgę redaktorowi. Złoty Smok najpierw powąchał oprawę ze skóry, przekartkował, obejrzał obrazki, które Scholastyk w chwilach zadumy umieszczał w tekście, zamknął tom i rzekł:
 - Nuda, nuda, nuda. Za mało obrazków.
 - Będzie więcej. Proszę przeczytać.
 - Dobrze, ale nie dziś. Jestem bardzo zajęty.
 - A jutro?
 - Jeszcze bardziej i bardziej. Przyślę do pana gołębia pocztowego z odpowiedzią. Musi pan poczekać.
 - No to już pójdę, do widzenia.
 Smok nie mógł odpowiedzieć, gdyż trzymał już w paszczy rurkę aparatu do robienia baniek mydlanych. Pomachał tylko łapą na pożegnanie.
Niewinny Pastuszek wrócił do domu. Każdego dnia wypatrywał gołębia. Czekał długo, cierpliwie. Bez skutku. (…) 
Scholastyk wrócił do miasta po swój rękopis. Znaną już sobie drogą dotarł do Złotego Smoka. Mocno uderzył w drzwi.
  - Nie pali się – usłyszał.
Uderzył raz jeszcze.
 - No idę, już idę.
Wrota otworzył mu Błękitny.
 - To znowu pan? – spytał.
 - Tak, przyszedłem się dowiedzieć, co z moimi bajkami.
 - A tak… - Wyglądało, jakby wodnik coś chował za sobą. – Niech pan przyjdzie innym razem.
 - Czekałem już dość długo na odpowiedź.
 - Dzisiaj nieczynne!
 - Co się stało?
 - Awaria gazu, prądu i wody. Zalało nas i musieliśmy ugasić pożar. Dzisiaj nieczynne!
Niewinnemu Pastuszkowi wydało się to wszystko bardzo podejrzane. Najwyraźniej Błękitny coś kręcił.
 - A co pan ma za plecami? – spytał Scholastyk. – Czy przypadkiem nie najnowszy model mopa?
 - Nie, nie najnowszy.
 - A może mi pan go pokazać?
 - Jutro. Albo pojutrze. Najszybciej za tydzień mogę pokazać – bełkotał niewyraźnie wodnik.
Niewinny Pastuszek nie zamierzał czekać tak długo. Postanowił użyć podstępu.
 - O tam w rogu jest brudno – wskazał ręką.
 - Niemożliwe – jęknął Błękitny i zwrócił się w tamtą stronę, dzięki czemu pastuszek dojrzał w jego rękach swoją księgę.
 - To pan ją ma!
 - Mam, ale nie oddam, nie dzisiaj…
 - Dlaczego?
 - Bo jeszcze nie skończyłem czytać.
 - Jeśli zostaną wydane, to podaruję panu egzemplarz.
 - Naprawdę?
 - No tak. Proszę teraz oddać moją księgę.
 - Cóż. Proszę – rzekł smutno Błękitny.
Niewinny pastuszek zapytał:
 - Dlaczego nie przysłano mi odpowiedzi?
 - Pan na to liczył? Trzeba mieć nazwisko, nazwisko! A pan? Niewinny Pastuszek? Śmiechu warte. Będzie pan miał nazwisko, pan przyjdzie, pana wydadzą. Po rękach pana będą całować. Bez nazwiska możesz pan tylko owce pasać.
 - A jak się robi to nazwisko? – zainteresował się Scholastyk.
 - Różnie. Bywa różnie. Najlepiej jak pan się wyda za granicą i tam zrobi karierę. Wówczas ma pan nazwisko.
 - A w naszej Smokolandii?
 - Nie wiem. – Wodnik zamyślił się. – Tu trzeba jakiegoś skandalu, jakiejś sensacji.
 - Jestem spokojnym pastuszkiem – zwiesił głowę Niewinny Pastuszek.
 - Umiesz pan bajać, to i skandal pan wymyślisz. A najważniejsze, to wystąpić w Smokowizji.
 - A co to takiego? – spytał Scholastyk.
 - To takie magiczne pudełko. Przyciskasz pan magiczną różdżkę i hop – pudło zamienia się w chodzące obrazki.
 - To niemożliwe.
 - Przy pomocy czarów wszystko jest możliwe, Niewinny Pastuszku.
 - Skoro tak… I co tam pokazują?
 - A różnie. Bajki o zakochanych księżniczkach, biednych kopciuszkach i złych czarownikach, albo odwrotnie. Przepowiadają, jak będzie pogoda i jaka wojna się szykuje. A także, kto umie najwyżej latać, kto najszybciej zakopuje się pod ziemią i różne inne sztuczki.
 - To co mi pan radzi?
 - Proponuję ubić jakiegoś strasznego smoka.
 - Nikogo nie zabijam, jakem Scholastyk.
 - Słusznie. Ale tak chociaż na niby. Albo… niech pan uratuje królewnę z rąk złej czarownicy.
 - Bardzo chętnie.
 - To do dzieła!

Agnieszko, bardzo dziękuję Ci za przeniesienie nas do świata pisarskiego oraz poruszenie problemów wydawniczych.
A jakie są Wasze doświadczenia z wydawcami?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz