Etykiety

środa, 15 lipca 2020

Elżbieta Sidorowicz "Okruchy gorzkiej czekolady. Serce na wietrze"


Śmierć zmienia wszystko. Zwłaszcza w życiu nastolatki, której został rok do pełnoletności. W pierwszym tomie „Okruchów gorzkiej czekolady” zatytułowanym „Morze ciemności” Ania razem z rodzicami przeprowadza się do wymarzonego domu na obrzeżach Warszawy. Stary dworek Millerów wymaga solidnego remontu, ale po nim robi niesamowite wrażenie. Rodzinna idylla trwa krótko. Rodzice dziewczyny giną w wypadku. Zostawiają niedokończone projekty, nieskończony remont i wątpliwe relacje ze znajomymi oraz rodziną. Ania po ich śmierci musi zmierzyć się z życiem, nauczyć samodzielności oraz wykorzystać szanse, które daje jej wychowawczyni. Wydaje się, że musi ona dorosnąć w ciągu dnia. Proces ten jednak był dużo dłuższy, bo to bliscy kładli podwaliny pod jej charakter, samozaparcie, wyznaczanie sobie celów. I mam wrażenie, że Elżbieta Sidorowicz przemyca cenną wiedzę o tym jak wychować dziecko, aby mogło uporać się z najtrudniejszymi wyzwaniami. Zarówno w tomie pierwszym, jak i drugim widzimy młodą, ale bardzo dojrzałą kobietę, która potrafi docenić to, co daje jej życie, nauczyła się stawiać granice, wie, czego chce, zapełnia swój czas pracą i kontaktem z bliskimi osobami, ale nikomu się nie narzuca. Jest w niej piękny umiar i coś, co sprawia, że czytając miałam wrażenie, że kieruje się ona zasadą „Umiesz liczyć? Licz na siebie”. To pozwala jej na uniknięcie wielu rozczarowań i piękne rozwijanie samodzielności.

Pierwszy tom to przede wszystkim opowieść o żałobie. Pierwszoosobowy narrator wprowadza nas w świat nastolatki, która po radości z kupna domu przeżywa rozpacz z powodu utraty rodziców. Świat z dnia na dzień stał się bardzo skomplikowany. Młodzieńczość, możliwość beztroskiego życia odchodzą, a przychodzą trudy życia, zmaganie się z tworzonymi przez bliskich przeciwnościami losu. Dom jak z bajki okazuje się miejscem nieprzyjaznym, zimnym, zmuszającym do wielu wyzwań, nadwyrężającym siły nastolatki, która musi godzić naukę z pracą i dbaniem o swoje miejsce zamieszkania. Przechodzimy przez kolejne miesiące patrząc na jej szarpanie się z emocjami i jednocześnie nieginącą w niej moc pozytywnego myślenia, wiary, że jednak wszystko się ułoży, że trzeba przetrzymać ten najtrudniejszy czas. Koniec roku szkolnego to już miesiące ciepłe. Dom staje się mniej kłopotliwy, przyroda bardziej przyjazna, ludzie jakby bardziej życzliwi, wiele problemów się rozwiązuje, a Ania zdobyła dużo cennych umiejętności, zyskała nowe przyjaźnie.

Główna bohaterka to jednocześnie pierwszoosobowy narrator, który nie wszystko musi wiedzieć, nie wszystkiego być świadomy. Dzięki takiemu zabiegowi poznajemy przeżycia nastolatki, widzimy jej zmagania z kolejnymi wyzwaniami, obserwujemy szamotaninę i dążenie do samodzielności, ale też stajemy się świadkami jej zachwytów nad otoczeniem, przyrodą, przemyśleń. Mamy tu bardzo dojrzałą nastolatkę, która po poważnym upadku próbuje się podnieść i dalej kroczyć przez życie. Widzimy osoby, które pomagają jej w przetrwaniu najtrudniejszych chwil, stajemy się świadkami tego, że na życiowej drodze stają dobrzy i źli, bezinteresowni i widzący w całym zdarzeniu możliwość zrobienia dobrego interesu.

„Morze ciemności” wprowadza nas w rok z życia nastolatki przeżywającej radość z kupna domu, wepchniętej w rozpacz po stracie rodziców, zmagającej się ze wszystkimi niedogodnościami, jakie niesie posiadanie starego domu, przeżywanie świąt i codzienności stają się pretekstami do opowiedzenia także o przeszłości nastolatki, wchodzenia w jej piękną przeszłość. Widzimy wielki wpływ bliskich na jej cechy, obserwujemy budowanie jej osobowości, stajemy się świadkami dawania jej dużej dawki miłości, wiedzy i umiejętności oraz umiejętności cieszenia się z życia. Bliscy dbali o jej wszechstronny rozwój, pielęgnowali artystyczną, bardzo wrażliwą duszę, dzięki temu nastolatka - mimo tego, że życie ją przerasta, a śmierć rodziców przygniata – potrafi doceniać uroki życia. Z czasem robi to coraz umiejętniej. Im dalej od śmierci tym mniej rozpaczy, a więcej radości. Ból i pustka oczywiście pozostaną, bo to zbyt mało czasu, aby się od nich uwolnić. Jedno jest pewne: bez pomocy życzliwych ludzi nie udałoby jej się tego osiągnąć. Bycie pod opieką którejkolwiek z dalszych ciotek skończyłoby się dla niej źle: ciotka Jagoda nie poświęciłaby jej czasu, a ciotka Iwona najchętniej położyła by swoje zachłanne łapska na majątku nastolatki. Na szczęście w porę wkracza polonistka z liceum plastycznego. I to właśnie dzięki starszej już nauczycielce. Ania będzie mogła próbować zmierzyć się z życiem. Oczywiście wejście do rodziny nauczycielki przysporzy też wielu problemów. Nie wszyscy Barscy czekają na dziewczynę z otwartymi ramionami.

Drugi tom to piękna kontynuacja. Negatywne emocje powoli są wyciszane. Pojawiają się pozytywne. Ania mierzy się ze światem i nowymi wyzwaniami, zdobywa cenne doświadczenia, stawia pierwsze kroki jako artystka oraz projektantka wystaw sklepowych. Nawiązane współprace owocują, ale sprawiają też, że dziewczyna nie ma czasu na rozrywki. Każdą aktywność rozpatruje w ramach zdobywania nowych umiejętności. Do tego musi wchodzić w świat nieznanych jej uczuć, samodzielnie nauczyć się stawiać granice. Asertywność to bardzo ważna cecha pozwalająca jej na przetrwania. Odkrywa też, że o przeżyciach warto mówić innym, aby uprzedzić ich przed błędami wchodzenia w relacje z osobami krzywdzącymi.

Kolejny tom to po prostu kolejny rok z życia nastolatki, która straciła rodziców i jest coraz samodzielniejsza. Ciągle jednak przeżywa stratę bliskich, czuje się samotna, niezrozumiana, wyobcowana, inna. Jej codzienność to gonitwa między nauką a pracą. Musi w tym znaleźć równowagę, aby mieć siły podejmować właściwe decyzje i cieszyć się z życia.

W drugim tomie pisarka porusza wiele ważnych tematów. Jest tu problem inicjacji seksualnej, wykorzystania, przemocy fizycznej i psychicznej, brak wiary w siebie, nieuczciwość pracodawcy, manipulacja, próba samobójstwa, molestowanie, ale też pokazuje jak ważne są kontakty z ludźmi, jak wiele można zdziałać systematyczną pracą, jak istotna jest codzienna dyscyplina. Widzimy też, że prawdziwa miłość przetrwa największe próby, a rok to niewiele czasu i warto go dobrze wykorzystać, aby móc cieszyć się wspólną przyszłością. Do tego bohaterka odkrywa, że nie za wszystkie przyjemności trzeba płacić. Czasami wystarczą dobre kontakty i wymiana profitów. Klasa maturalna to nie jest łatwy czas. Jednak systematyczność i bliskość życzliwych osób sprawiają, że Ania ma szanse podejść do egzaminu dojrzałości. A co dalej?

W pierwszym tomie dominował smutek, który Elżbieta Sidorowicz bardzo umiejętnie przykryła malarskimi opisami otoczenia. W drugim mamy nakładające i piętrzące się uczucia. Bohaterka na pewno nie zapomni o śmierci rodziców, bo to nie jest łatwe, ale jej smutek będzie mniejszy, przeżywana żałoba łagodniejsza. Za to w sercu pojawi się coś jeszcze: miłość. I tu będzie aż iskrzyć. Nawet wtedy, kiedy nie będzie jeszcze świadoma swojego uczucia. Niestety w jej życiu nic nie jest łatwe i na drodze miłości stanie parę przeszkód.

„Okruchy gorzkiej czekolady” to powieść uniwersalna, czyli taka, która świetnie sprawdzi się zarówno w przypadku nastolatków borykających się z trudami życia, przeżywających żałobę, bunty, szukających swoich dróg, czujących, że świat jest niesprawiedliwy, złych na to, że muszą utrzymywać z kimś kontakty, bo „przecież tak wypada”, przeżywających pierwsze miłości, doświadczenia seksualne, uzależnienia, depresje oraz dla dorosłych czytelników mających dzieci w różnym wieku. Każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie. Młodzi czytelnicy odkryją jak ważne jest tworzenie i podtrzymywanie relacji z bliskimi, poznawanie znajomych rodziców (chociaż to passe), zdobywanie każdej wiedzy, bo nigdy nie wiadomo, kiedy ona się nam przyda, a starsi dostrzegą jak niesamowite ważne jest poświęcanie dużej ilości czasu dzieciom, zachęcanie bliskich do rozwijania kontaktów z dziećmi, zabezpieczenia finansowe, tworzenie takich powiązań, które pozwolą uchronić pociechy przed pobytem w domu dziecka.

Powieść Elżbiety Sidorowicz to bardzo mocna literatura. Książka o bardzo trudnych sprawach, ale jednocześnie napisana w taki sposób, że obok rozpaczy, żalu, żałoby jest też miejsce na przypominanie sobie jak ważna jest radość z małych rzeczy, dostrzeganie piękna otoczenia, podnoszenie się po upadkach, pozwolenie innym na pomoc i wspominanie pięknych chwil. Wyciszenie wynikające z poczucia bezpieczeństwa ciągle przeplatają targające Anią emocje i przemyślenia. Jesień i zima w pierwszym roku po śmierci rodziców nie ułatwiają jej życia w domu bez udogodnień. Do tego stopniowo dowiaduje się też o tragicznych losach poprzednich właścicieli. Czyżby dom był przeklęty? Czy nad nią też wisi klątwa? A może to zwykły zbieg okoliczności. Może w tym domu da się żyć tylko trzeba stworzyć pozytywne relacje z sąsiadami. W drugim tomie będzie mogła uporządkować życie, uporać się z przeszłością domu, wprowadzić do swojego życia nowe osoby. Zima nadal będzie czasem trudnym, ale będzie tu też miejsce na oczekiwanie, bliskość. Wiosna wybuchnie pełnią uczuć. Pielęgnowane kontakty, rozwijane znajomości sprawią, że Ani będzie łatwiej zostać z ludźmi, którzy godni są jej towarzystwa i bardzo mądrze pożegna się z wszystkimi, przez których w jej życiu wydarza się zło. Jest w niej jednak coś takiego, że nigdy nie zatrzaskuje furtki. Zamyka, ale jeśli osoby krzywdzące się zreflektują będą mogły przez nią wrócić. Czy to dobre podejście? Nie wiem. Wiem tylko, że rozpamiętywanie nad urazami jeszcze nikomu nie pomogło, więc taka postawa Ani jest bardzo pouczająca.

W drugim tomie jesień i zima nadal potęgują poczucie żałoby i bezsensu, ale teraz bohaterka ma wokół siebie więcej osób i może bliżej poznać przeszłość rodziców, których przyjaciele będą nad nią czuwać. Nie ma tu już szaleńczego pędu na grób, nie ma tak wielkiego lania łez. Jest smutek i pogodzenie się z losem. W ważnych chwilach ciągle będzie wracało myślenie, że tą sprawą powinna podzielić się z rodzicami, że brakuje jej wygadania się bliskim, bo nie o wszystkim może powiedzieć przyjaciołom i rodzinie zastępczej. Przeżyjemy też całkowicie inne święta. Będzie to czas z dala od ludzi, którzy zawiedli, a za to w towarzystwie kogoś nowego, tajemniczego i intrygującego.

Pomimo samotności Ania ma nauczycielkę, która przyjęła ją pod opiekę i uchroniła przed złem, otaczają ją też życzliwi sąsiedzi - Joasia, Kuba i ich córeczka Ola oraz babcia Klementyna. Do jej życia wchodzą Sebastian i Janek Barscy, przyjaciółka Poleczka, zakochany bez wzajemności Michał oraz jego siostra Bemolka. Jest też pan Wojtek Jasiński – oddany przyjaciel taty, a gdzieś tam w oddali panie Krysia i Natalia – bratnie dusze mamy. Jest też Paweł Jeż, młody matematyk, który z niewyjaśnionych powodów trafił do szkoły plastycznej zamiast uczyć studentów. Ciepło daje jej też przygarnięta kotka Zadyma dająca nastolatce poczucie bliskości, tego, że małe gesty mogą zmienić świat. Życzliwość sprawia, że nastolatka może powoli wchodzić w dorosłe życie, nabiera pewności siebie, ćwiczy nowe umiejętności, bo wie, że jeśli sama sobie nie poradzi to będzie na łasce obcych ludzi. Jej dorastanie będzie ekspresowe i pełne trudów. Od bliskich nauczy się twardego negocjowania i stawiania własnych warunków oraz tego jak zmusić ludzi do wypełniania obietnic.

W książce Elżbiety Sidorowicz jest coś takiego, że ma się wrażenie, że ona powieść namalowała. Dużo tu opisów, barw, emocji mających konkretne kształty, a nawet nasycone określonymi dawkami światła: „…dom, jasny dom… jasny dom w jabłkowym sadzie, u wrót lasu…”. Czasami tak skąpe narysowanie całości sprawia, że my mimo wszystko wyobrażamy sobie to miejsce. Widzimy je też w jesiennych szarugach, zimowych pluchach, błocku prześladujących mieszkańców mających domy na obrzeżach Warszawy, gdzieś na skraju Lasu Kabackiego. Pięknie, malowniczo, ale też surowo, ciemno, nieprzyjaźnie. Kiedy autorka poucza Anię słowami jej babci, że ważne są miejsca między nutami to wiemy jak ważne w tej powieści są te miejsca nieopisane, te niedopełnienia, prześwity, niedopowiedzenia. Niby mamy tu opisy wszystkiego, ale są to szkice pozwalające czytelnikowi na umeblowanie miejsc, wyobrażenie sobie emocji związanych z określoną ilością światła czy pokazanych za pomocą surowca, z którym ma kontakt Ania. Chwile wytchnienia to te, kiedy mości się wygodnie w fotelu, patrzy na buzujący w kominku ogień, raduje się widokiem za oknem, a rozpacz wiąże się z kamieniem i czernią, pluchą, burością, twardością. Swoją żałobę bohaterka zagłusza walcząc ze stertą węgla, przeżywa płacząc na kamiennej posadzce, pokonując błotnistą trasę na przystanek. W czerni giną też ważne rzeczy: wizytówka, poczucie, że ma się kogoś bliskiego. Światło wyłania tu wszystko to, co dobre. Na tle jasnego okna widzi też osoby, które są bliskie jej sercu.

Elżbieta Sidorowicz stworzyła bardzo mądrą powieść dla nastolatków. Pisarka traktuje tę grupę odbiorców i bohaterów swojej książki z powagą i szacunkiem. Do tego wie, w jaki sposób budować napięcie, podgrzewać atmosferę, pisać o rzeczach ważnych dla licealistów i bardzo subtelnie przekazuje ogrom wiedzy o życiu i świecie. Pokazuje jak ważne jest tworzenie relacji społecznych oraz systematyczna praca nad sobą, swoimi umiejętnościami, a także rozwijanie nowych. W jej spojrzeniu jest przekonanie, że nie ma takich rzeczy, których nie jesteśmy w stanie się nauczyć. Po prostu czasami mamy zły czas na tę naukę, złych nauczycieli, za trudne do udźwignięcia emocje. Sposób, w jaki pisarka wprowadza czytelników w wykreowany przez siebie świat obezwładnia i porywa jak rwący strumień. Świetna książka zarówno dla młodzieży, jak i dorosłych czytelników lubiących powieści obyczajowe. Już niedługo ukaże się tom drugi, w którym bohaterzy zmierzą się z nowymi wyzwaniami, doświadczeniami, uczuciami oraz z maturą. Zdecydowanie polecam.

Cytaty z tomu pierwszego

„Owszem, życie jest trudne, ale wspaniałe”.

„Wszystko musi mieć swój czas. Gdy spełni się czas, cierpienie zniknie. Albo nie będzie już tak bolało. Nie można sztucznie tego czasu przyspieszyć. Trzeba przejść po kolei przez każdy etap, a nie próbować przechodzić na skróty. Bo to nic nie da”.

„Najlepszą gwarancją przetrwania jest umiar. Widocznie wszystko trzeba przeżyć na własnej skórze, żeby cokolwiek zrozumieć”.

„(…) wszyscy wierzą. Nawet jeśli nie wierzą w Boga to wierzą w coś innego. Człowiek jest stworzony do wiary, choć czasem cholernie nie chce się do tego przyznać".

„Jak to jest, że niektórzy ludzie wyzyskują w nas dobro, a inni wyłącznie złe cechy?”.

„Ignorancja to nie jest żadna wymówka. Jeśli chcę być dorosła, muszę się znać. Na czym się da. Otwierać się na wiedzę. Nie ma wiedzy męskiej i żeńskiej. Jest wiedza”.

„Straszne są takie chwile, gdy raptem opada ze mnie cały entuzjazm, cała wrażliwość i ciekawość świata, a zostaje tylko to, co najgłębiej – cierpienie. Po co mi na dobrą sprawę kontakty z tą rodziną, zachwyty, sklepy, porozumienia? Niczego to w moim życiu nie zmieni. Niczego”

Cytaty z tomu drugiego

„Trzeba próbować, bez końca próbować i trzeba bardzo, bardzo uważnie obserwować. W przyrodzie jest właśnie wszystko. Każdy kolor, każdy odcień, walor, każda możliwa forma. Wystarczy być cierpliwym i malować to, co się naprawdę widzi, a nie to, co się wie”.

„Jedni po prostu mają takie mózgi, a inni inne. To dobrze, że nie wszyscy jesteśmy jednakowi”.

„Mamy ogromne doświadczenie w rozmowach o cierpieniu, ale w tradycji naszej nie ma umiejętności rozmawiania o śmierci. Tak, jakbyśmy wierzyli, że jeśli nigdy nie dotkniemy jej słowami, to się nam nie przydarzy. A to nieprawda, wiem teraz, że śmierć należy w sobie oswajać, nauczyć się o niej myśleć i nauczyć się o niej mówić. I umieć rozmawiać z tymi, którym śmierć zabrała najbliższych, mówić bez lęku, by móc wyjść poza schemat i banał, które mimo najszczerszych intencji mówiącego mogą być i są poczytywane za obojętność i chęć ucieczki…”

„W życiu nie ma czerni i bieli. Są szarości i to nosi nazwę tolerancji. Jesteśmy inni i być może rozejdziemy się natychmiast w różne strony. Jesteśmy inni, ale może spróbujemy w sobie odnaleźć coś wspólnego. Być może kiedyś się zaprzyjaźnimy. Czy stanie się tak, czy tak – to nie a właśnie znaczenia. Teraz nie am. Gdybyśmy zaczęli się zaprzyjaźniać – znów nabierze znaczeń. Zupełnie innych. Nowych. Może”.

„(…) życie większości polskich rodzin polegało na nieustannym traceniu. Budowaniu od nowa i znowu traceniu. To tracenie wpisane było nieuchronnie w życie, godzono się z nim i znów, nie oglądając się, podejmowano kolejny trud dźwigania się, bez względu na naukę, jaka wciąż z historii płynęła, a raczej na przekór niej i właśnie dzięki tej wytrwałości przekory można dziś mówić o niezupełnym zniszczeniu naszej kultury”.

Zapraszam na stronę wydawcy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz