Etykiety

środa, 15 czerwca 2022

David Sundin "Książka, która nie chciała być czytana"


„Książka, która nie chciała być czytana” Davida Sundina przyciąga oryginalnym tytułem i intrygującą treścią, bo wiadomo, że książki są po to, aby sięgać po nie i je czytać. Jak w ogóle mogą nie chcieć być czytane. Przecież to niedorzeczne. Po to zostały stworzone i ich celem jest zrobienie wszystkiego, żeby ktoś chciał po nie sięgnąć. Okazuje się, że w tym świecie wszystkich mających ten sam cel są i takie, które mają inne plany. Dokładnie takie, jak dzieci, które nie chcą czytać. I w sumie tworzyłyby piękną symbiozę: one leżałyby sobie na półce i odpoczywały, a dzieci zajęłyby się innymi zajęciami, bo wiadomo, że czytanie męczy. Szczególnie książki są tą czynnością wyczerpane. Zwykle się nie buntują, bo znają swoje powinności, obowiązki oraz przeznaczenie. Młodemu czytelnikowi jednak trafia się taka, która nie przejmuje się przeznaczeniem. Ona wie, że może być asertywna i stanowczo mówić „nie”, a kiedy naruszane są granice jej komfortu ma prawo się buntować. I to robi. W jaki sposób broni się przed natarczywością czytelnika, który chce, aby rodzic przeczytał mu ją do snu? Jest tych chwytów całkiem sporo.

Lekturę otwiera wstęp o codziennym czytaniu do poduszki. Dziecko wybiera książkę, która pomoże w dopełnieniu codziennego rytuału, pozwalającego na wchodzenie w nowe światy, ale też pomagającego budować więź z rodzicem, który poświęca czas, daje poczucie ciepła oraz wprowadza w niezwykłe opowieści. Pech chciał, że tym razem dziecko trafiło na książkę, która nie chciała być czytana. Wolała leżeć na półce, wypoczywać, relaksować się brakiem obowiązków, a tu małe rączki wyrwały ją ze słodkiego nieróbstwa i błogiej codzienności. Oczywiście postanowiła zrobić wszystko, żeby wrócić do stanu pierwotnego szczęścia. W tym celu przybiera one różne kształty, ma mniej lub bardziej prawdziwe ilustracje, zmienia się w kierownicę, wyrastają jej skrzydła, które mają pomóc odlecieć. Zmienia też czcionki, parzy, siłuje się z czytelnikiem, aby namówić do zamknięcia jej, a nawet zaczyna znikać i bawić się słowami, aby trudniej było ją czytać. Dziecku to jednak nie przeszkadza. Nadal chce, aby rodzic czytał, bo nawet taka buntująca się książka jest interesująca. A może właśnie, dlatego jest bardziej interesująca?

„Może książka zacznie się zachowywać trochę bardziej jak zwykła książka”.
Zabiegi książki sprawiają, że nie można przejść obok niej obojętnie. Trzeba trzymać ją mocno, wytężać wzrok, okręcać, dmuchać itd. Takie czytanie sprawia, że dziecko jest bardziej aktywnym czytelnikiem. Do tego zdecydowanie nie jest to lektura do poduszki. Jeśli chcemy uśpić dziecko no to tu mamy wręcz wybudzanie całą masą aktywności, bo krnąbrna lektura wymaga zaangażowania. I to nie tylko rodzica czytającego pociesze, ale też tego słuchającego, trzymającego książkę w rękach, a może stawiającego pierwsze kroki w czytaniu i zniechęconego nudnymi tekstami o Alach mających kota (ja kilkadziesiąt lat temu się nudziłam). „Książka, która nie chciała być czytana” zdecydowanie pobudzi wyobraźnię i zachęci do eksperymentów, pozwoli nieco inaczej spojrzeć na czytanie. Będzie ona pretekstem do pokazania, że czytanie może być świetną zabawą, która sprawdzi się także w przypadku tych, którzy nie mogą usiedzieć w miejscu i muszą okręcać lektury, żeby się nie nudzić.
Całość dopełnia świetnie dopracowana szata graficzna, zabawa ilustracją i wielkością oraz kształtem ułożenia słów, ale też zabawa z językiem, słowotwórstwo, traktowanie języka jako elementu plastycznego (bo przecież taki jest).
Wielkim plusem tej książki jest to, że może po niego sięgnąć czytelnik w każdym wieku. Dla dzieci będzie prostą zabawą z tekstem i ilustracjami, zabawą w utrzymanie książki. Dla starszych czytelników może mieć też głębsze przesłanie. Można ją wykorzystać w czasie pogadanek o odmienności, naruszaniu strefy intymności, przekraczaniu granic, ale też o wychodzeniu ze strefy intymności. Myślę, że też w przypadku dzieci można poruszyć temat inności i akceptowania jej, bo lektura zdecydowanie bardzo dobrze pozwala przenieść ten temat z abstrakcyjnego świata książki do naszych realiów, pokazać dzieciaki, które wolą spędzać czas same, na uboczu, a może nie wiedzą jak wejść w relacje, więc tego nie robią.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz