Trudne warunki zawsze obnażają nasze najgorsze cechy. Pod wpływem skrajnych emocji i w obliczu wydarzeń odbiegających od codzienności, znanych nam realiów pokazujemy swoje prawdziwe oblicze i ujawniamy słabości. Wówczas może się okazać, że osobom z naszego otoczenia wcale nie będzie z nami po drodze. I tak właśnie jest w książce „Klątwa utopców” Iwony Banach.
Historia pozornie jest o Dagmarze. Szczęśliwa zaręczona dwudziestosześciolatka
planuje podróż przedślubną z ukochanym narzeczonym, Filipem, w wakacje nad
morze. Wizja pięknych chwil spędzonych z romantycznym i wymagającym przyszłym
mężem wydają jej się najwspanialszą wizją przyszłości. Niestety plany szybko
się zmieniają, ponieważ mieszkający samotnie dziadek zniechęcił do siebie
kolejną pomoc domową i przez to ktoś musi mu znaleźć osobę do opieki nad emerytowanym
wojskowym. Do akcji wkracza mama (nie lubiąca przyszłego zięcia) wykorzystująca
utratę kolejnej gospodyni przez jej ojca, na którego wszyscy mówią Generał.
Specyficzny sposób bycia starszego pana sprawia, że kobiety wolą nie zarabiać
niż pracować u tego zwariowanego staruszka, dlatego poszukiwanie pomocy domowej
w okolicy to bardzo trudne zadanie, do którego Daga się nie pali. Postawiona
pod ścianą jednak wyprawia się na wieś z przyjaciółką, Kingą. Już pierwszej
nocy słyszy dziwną rozmowę dziadka z sąsiadką, której on nienawidzi. Osobą, o
której rozmawiają jest Dagmara, którą mają namówić na wyjazd w jakieś miejsce.
Ich plany się nie udają, a na prowincję ma przyjechać też delikatny i
wymagający Filip, będący dla młodej kobiety księciem z bajki i przez to mający
książęce oczekiwania (w tym sponsorowanie go, żeby byle jaką pracą się nie zhańbił).
Po drodze dołączają też jego znajomi (Michał i Andżelika). Szybko okazuje się,
że nuda na wsi im nie grozi. Zwłaszcza, że w domu dziadka i sąsiadki stało się
coś dziwnego, co prowadzi do ucieczki mieszkańców do Utopców, zamieszkania w
dawnym szpitalu psychiatrycznym słynącym z duchów i upiorów.
Akcja toczy się wokół zabobonów, ucieczki, pościgu, tajemniczego spadku,
dziwnych zachowań mieszkańców prowincji. Codzienność bohaterów urozmaicą
zabawne zachowania zwierząt i tubylców oraz nocne odgłosy oraz tajemniczego
trupa, po którym pojawia się kolejny, bo denaci nigdy nie występują pojedynczo.
Zwłaszcza, że gra toczy się o duże pieniądze, które sprawią, że zainteresowani
nimi gotowi są na wszystko. Młodą bohaterkę bliscy ciągle będą zaskakiwać. I to
nie tylko dziadek, który przychylnym okiem popatrzy na kobietę nazywaną przez
siebie Loch Wyżnica, ale też matka, która porzuci ją na pastwę losu i
narzeczony, z którego uciążliwości coraz bardziej będzie sobie zdawała sprawę.
Iwona Banach doskonale wyśmiewa cechy zabobonnych mieszkańców wsi. Obnaża
pazerność, dwulicowość, którą są w stanie pogodzić z głęboką wiarą
rozszerzającą się również na ludowe opowieści o straszydłach. To tego kreśli
karykatury miejskich bohaterów, obdziera ich ze stereotypów, pokazuje, że
pozory mogą mylić. „Klątwa utopców” to pełen prostego humoru kryminał, który
uzmysłowi nam, że czasami możemy błędnie spostrzegać świat, a przewrócenie tego
obrazu do góry nogami nie jest wcale takie złe. Do tego rewelacyjnie pokazuje
zaślepienie osoby zakochanej, która jest w stanie niańczyć dorosłego chłopca w
imię bycia z kimś w związku.
Książki Iwony Banach uwielbiam z kilku powodów: duża dawka śmiechu, łączenia
ludzkiej zabobonności z chciwością, wątek kryminalny, romansowy oraz
przerysowane postaci i uświadamiania jak bardzo stereotypy mogą nas wyprowadzić
w pole. Każdą książkę pisarki pochłaniam jednego wieczoru. Po pierwszej
lekturze, która tematycznie jest zupełnie inna od kolejnych wiedziałam, że na
pewno sięgnę po następne. Za każdym razem mam sporą dawkę śmiechu. Nie
zawiodłam się też na „Klątwie utopców", w której mamy dojrzałą bohaterkę
planującą ważne wydarzenie w swoim życiu, ale wrzuconą przez bliskich w wir
nadprzyrodzonych wydarzeń (zabobonność to temat który powraca w książkach Iwony
Banach) mających miejsce w Utopcach – małej wiosce z jednym sklepem, kościołem
i biurem detektywistycznym. Polska prowincja z typowymi bolączkami i
impulsywnymi zachowaniami miejscowych. Wszystko dzięki znalezieniu zwłok pomocy
kuchennej w spiżarni i pojawieniu się tajemniczych utopców.
Książka napisana lekkim językiem obfitująca w zabawne sytuacje, groteskę oraz
ironię wyśmiewającą nie tylko prowincjonalne wady, ale pewien sposób
przetrwania, zdobywania pieniędzy oraz żerowania na innych Wielkim plusem jest
ciągłe dążenie do pokazania świata z dystansu, wykrzywienia go w lustrze
literatury. Nie zabraknie tam również pięknego obrazu seniorów, którzy okażą
się bardziej przebojowi niż młodym bohaterom może się to wydawać. Książkę
polecam miłośnikom kryminałów okraszonych dużą dawką humoru.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz