Niektóre sytuacje i myśli wywołują w nas niepokój, sprawiają, że nie możemy przestać myśleć o nich. Śnią nam się, przeszkadzają w pracy i wydają się wisieć nad nami niczym fatum. Bronimy się przed nimi zamiast pokierować się zasadą, że skoro nikogo nie krzywdzimy to możemy pójść za głosem serca. Może się okazać, że takie podążanie pozwoli dopełnić się różnym zdarzeniom. Takich przeżyć doświadczył bohater książki „Włocławskie przesilenie” Jarosława Wojciechowskiego.
Opowieść otwiera wizyta dorosłych dzieci w mieszkaniu Mariana i Teresy. Widzimy
typowe patriarchalne podziały i seksizm, bo wiadomo, że tylko żona najlepiej
zrobi kawę, herbatę i przygotuje posiłek. Syn zostaje z ojcem i ma z nim różne
tematy do omówienia, w które nie wtajemnicza się kobiet. Niby jest zapowiedź
tego, że kiedyś to nastąpi, ale czy to nie do zagłuszenia pytań? I co wynika s
tej męskiej rozmowy ojca z synek, a później jeszcze kuzynem? Marian powinien
zrealizować swoje pragnienia. Poznajemy historię początku niepokojów i tu znowu
mamy typowo szowinistyczne spojrzenie: mężczyzna się rozpił, bo żona z dziećmi
go opuściła, a opuściła, bo pił, ale jak ona mogła go tak warunkowo kochać. Irracjonalnie
patrzący na własne życie, wybielający siebie alkoholik ma jednak przebłyski
trzeźwości. Te dotyczą zjawisk gospodarczych. Widzimy, że o ile na siebie nie
potrafimy spojrzeć krytycznie to na czyny innych już tak. Pochylający się nad
losem biednego bezdomnego, za którego nieszczęścia w życiu odpowiada była żona w
Marianie powstaje pragnienie pójścia do kawiarni. Wzbrania się przed tym
uczuciem, spycha na dalszy plan. Jednak za radą syna postanawia zrealizować
pragnienie. Odwiedzając lokal zaczyna zauważać i doświadczać różne tajemnicze
rzeczy. Jego umysł podąża za kolejnymi fascynacjami, zmusza do nietypowych
zachowań oraz śledzić niezwykłe wydarzenia. Główną atrakcją przykuwającą uwagę
tłumów jest tajemnicza dziura. To przy niej spotykają się kolejne postaci,
przyglądamy się im oczami Mariana.
Opowieść napisana prostym językiem jest tu pierwszoosobową relacją głównego bohatera
opowiadającego o niezwykłych wydarzeniach. Uczestnikiem jest przeciętny emeryt
posiadający sporą ilość czasu, ale troszkę zagubiony w świecie, w którym nic
już nie każe mu robić. Pewnego rodzaju zastój, zagubienie i jednocześnie
tkwienie w dawnych nawykach sprawiają, że nie potrafi w żaden sposób urozmaicić
sobie życie, więc łapie się każdej umożliwiającej mu to okazji. Jest przy tym
bierny, bo jedynie przez kontakt z innymi może wprowadzić do swojej
codzienności nutę zaskoczenia. Tkwiący na co dzień w fotelu umieszczonym przed
telewizorem popychany jest do aktywności przez innych. A to córka wyciąga go tradycyjnie
na wspólne bieganie, a to syn zachęca do zrealizowania pragnienia pójścia do
kawiarni. Zastygły w codzienności nie podejmuje samodzienych decyzji. Nawet
wysłuchanie bezdomnego nie zależy od niego tylko od gawędziarstwa napotkanego.
„Włocławskie przesilenie” wydaje się być opowieścią o skrywanych lękach,
zagubieniu w świecie. Mamy tu bohaterów, którzy niczym w „Procesie” Franza Kafki
podążają przez różne zaułki, spotykają różne osoby. Nie brakuje tu też realizmu
magicznego przywodzącego na myśl „Sklepy cynamonowe” Bruna Schulza: niezwykłe
wydarzenia stają się elementem życia bohaterów. Do tego kolejne postaci wydają
się tu różne wielkości w zależności od pełnionych przez nie roli społecznej.
Opowieść stylizowana jest na prostą relację ustną. Mamy tu dużo powtórzeń,
relacje z wydarzeń, obserwacji i odczuć oraz myśli. Pominięto tu opisy miejsc, do
których bohater idzie. Można pokusić się o stwierdzenie, że Włocławek jest tu
miejscem nieistotnym, bo zdarzenia mogły rozegrać się, w jakimkolwiek innym
miejscu, średniej wielkości mieście naznaczonym powojennymi sowieckimi
wpływami. Marian uczestniczy w wydarzeniach uzmysławiających, że te
komunistyczne pozostałości ciągle wyłażą w najbardziej niespodziewanych miejscach.
Spotkanie tłumów pod pomnikiem upamiętniającym „wyzwolenie”, tajemnicza czeluść
przyciągająca tłumy i różnorodne irracjonalne zachowania ludzi – z takim nurtem
wydarzeń płynie Marian. Nie zabraknie tu też tematu podążania za sensacją i
manipulowanie mas. Główny bohater jest tu przeciętnym mężczyzną niezadającym
krytycznych pytań. Przyjmuje do wiadomości wszystko to, co inni mu podsuwają. I
to sprawia, że jak wielu laików widząc lecący samolot stwierdza, że czymś muszą
ich znowu pryskać. Jako dowód przyjmuje własne coraz gorsze samopoczucie. Takie
typowe anegdotyczne przykłady wydają się napędzać życie emeryta przekonanego,
że wszelkie informacje znalezione w internecie są prawdziwe.
Marian jest tu uosobieniem przeciętnego Polaka dowartościowującego się
powodzeniem dzieci, ich zaradnością, aktywnością, ale sam zbyt wiele nie
osiągnął. Od lat mija te same twarze, a na spotkanie z niektórymi czeka od
skończenia szkoły. Nie ma tu utrzymywania ściślejszych więzi poza najbliższą
rodziną.
„Włocławskie przesilenie” to obraz naszych bolączek, błędów. Pokazywanie, że
życie możemy zmienić od siebie. Trzeba porzucić bierność i wykazać
zaangażowanie. Taka aktywność może budzić niepokój w otoczeniu, dziwić,
wywoływać negatywne nastawienie. Autor pokazuje, w jaki sposób przeczucie może
kształtować nasze życie. Jarosław Wojciechowski opisując nasze realia posługuje
się absurdem, groteską, pokazuje wady, które poznajemy z relacji
pierwszoosobowego bohatera. Jego słowotok to relacja z tajemniczych zdarzeń,
podsumowanie tego, co doświadczył, spowiedź osoby, która przyczyniła się do dopełnienie
się przesilenia. Nie ma tu większych zwrotów akcji. Ot relacja z codzienności
okraszona spotkaniami, niezwykłymi wydarzeniami. Samo zakończenie historii jest
tu mniej ważne od środka, czyli wszelkich doświadczeń.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz