Marek Lasota, Wojtyła na podsłuchu, Kraków "Wydawnictwo M" 2014
PRL – kto pamięta
ten dziwaczny twór mający być Polską? Pewnie już niewielu. Większość z nas –
jeśli nawet pamięta – wypiera lub idealizuje te czasy. Fakt, że nie było kolorowo.
Ja nawet śmiem twierdzić, że było bardzo szaro, smutno, złośliwie i nie bardzo
wierzę w słowa: „Ludzie kiedyś byli jakby bardziej życzliwi, uśmiechnięci itd.”.
Raczej przez pryzmat tych słów patrzę na osobę wypowiadającą je. Z wiekiem te
tłumy stojące w kolejkach stały się marudniejsze, a wygoda zakupów w godzinę
czy nawet bez wychodzenia z domu sprawiła, że staliśmy się tyranami, gdy przed
świętami widzimy przed sobą kolejkę dłuższą niż pięć osób. Jak było dawniej?
Kilkudziesięciogodzinna kolejka była normą. Picie wódy, poznawanie ludzi i
walka o towar codziennego użytku. Nawet papier toaletowy był na wagę złota, nie
wspominając o butach, kurtkach, swetrach i innych częściach garderoby. O wyposażeniu
domu niejeden mógł pomarzyć, a wielu z tego powodu brało ślub, bo przecież
meblościanka się nowożeńcom na karki należała (oczywiście musieli za nią
zapłacić, ale był przydział). Podobnie postępowano z przyrostem naturalnym:
wirówka za dziecko. Nie ma to jak dbałość państwa o obywateli. To co inni na
Zachodzie mieli na co dzień my mieliśmy z powodu niesamowicie ważnych wydarzeń
w życiu. Teraz zrzędzimy jak to nam ciężko, bo pieniędzy mało, ale zapominamy,
ile na co dzień trwonimy na słodycze! Słodycze w kochanej epoce PRL-u były na
kartki. Słodycze albo wódka. Różne priorytety mieli ludzie. Niektórzy mogli ów
przydział odsprzedać przez brak zapotrzebowania na takie luksusy.
Co mieliśmy,
czego nie miał Zachód? Teczki, przesłuchania, wywiady, milicje, Służby
Bezpieczeństwa, które inwigilowały. Dla przeciętnego człowieka były jedynie
wizją tego, co wisi nad nimi, a dla wykształconych były realnym światem, przed
którym trzeba było regularnie składać zeznania i tłumaczyć się ze słów.
Doskonale takie sytuacje szukania wrogości pamiętają wykładowcy, którzy chcieli
wobec władzy pozostać neutralni. Mały światek naukowy był światkiem
donosicielstwa. Podobne sytuacje istniały w strukturach kościelnych.
Władze
państwowe – mniej lub bardziej – skrupulatnie tworzyły strategie kontrolowania
wszelkich aspektów życia w kraju. Jedną z ważniejszych instytucji, które trzeba
było kontrolować był Kościół, który przejawiał wrogość wobec systemu. Z książki
dowiemy się, w jaki sposób ograniczano działania Kościoła. Szereg działań
mający na celu kontrolowanie i wychwytywanie jednostek „społecznie szkodliwych”
obejmował również zbierania nagrań kazań podejrzanych, przez co praca w nie
obfituje. Ponad to autor zarysowuje nam realia, w których przyszło żyć Karolowi
Wojtyle.
"Wojtyła
na podsłuchu" składa się z kilku części. W słowie od redakcji, dość
obszerny wstępie autora znajdziemy informacje o ówczesnej sytuacji politycznej,
działalności SB oraz władz PRL. Następnie (największa część książki) zamieszczono
kazania .Na początku mamy do czynienia ze streszczeniami przemówień związanymi
z działalnością arcybiskupa Karola Wojtyły, po nich kazania oraz przemówienia
wygłaszane podczas ogólnopolskich uroczystości Millenium Chrztu Polski,
następnie przechodzimy do wystąpień związanych z peregrynacją obrazu Matki
Bożej Częstochowskiej, kazań okolicznościowych oraz nauk stanowych wygłaszanych
na Jasnej Górze i w innych Sanktuariach Maryjnych, kazań wygłaszanych do
środowisk naukowych, dzieci, młodzieży, podczas wizytacji w parafiach
Archidiecezji Krakowskiej, ku czci Świętych Pańskich, a na końcu zamieszczono
listy pasterskie oraz materiały tekstowe.
Służby
Bezpieczeństwa wykonały znakomitą pracę utrwalającą dorobek pasterskiego
przyszłego papieża. Pozwalają one spojrzeć na Wojtyłę, jak na znakomitego
polityka lawirującego między tym, co jeszcze mu było można, a porywaniem tłumów
do buntów. Książka będzie ciekawym źródłem dla osób zainteresowanych sylwetką
papieża i ówczesną działalnością Kościoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz