Swojego pierwszego laptopa kupowałam na studiach. Sprawdziłam w internecie swój wymarzony model (akurat byłam studentką informatyki), dostępność w sklepie, wysłałam maila i zadzwoniłam, by mi konkretny model odłożyli, a jak zabraknie to zamówili, abym miała danego dnia na określoną godzinę możliwość kupienia.
Poszłam zadowolona z wypchaną kopertą gotówki (jeszcze nie zdążyłam "dorobić się" konta w banku) gotowa kupić. Weszłam do sklepu, w którym można
było obejrzeć komputery stacjonarne i laptopy. Powiedziałam, że dzwoniłam w sprawie…
Odwrócił się do mnie mężczyzna o niesamowicie pięknych,
szarobłękitnych oczach, w których utonęłam myślami, bo takie same miał chłopak,
w którym po raz pierwszy się zakochałam. Do tego bardzo dobrze skrojony
garnitur i zabrakło mi słów. Widziałam tylko oczy.
- Słucham? – powtórzył sprzedawca.
- Ja dzwoniłam do sklepu, żeby kupić komputer i pan Krzysztof, z którym rozmawiałam mówił, ze jest dostępny i zostanie odłożony – powiedziałam nieskładnie.
- A jaki to miał być komputer?
- No, wie pan, taki otwierany – za co w myślach się skarciłam, bo
wyszłam na prawdziwą blondynkę ignorantkę.
- Aaa, pani w sprawie laptopa – powiedział z uśmiechem sprzedawca.
Nawet nie pytajcie, jak się wtedy czułam, bo byłam tak speszona,
jakbym publicznie powiedziała największą głupotę na świecie.
A-cha Aniu..... faktycznie cała blondynka.....hihihi a tak serio jak kupowałam pierwszego w życiu kompa to miałam prywatnego doradcę... studenta fizyki...
OdpowiedzUsuńBlodynki górą! :-)