Achdé i Jul, Lucky Luke. Ziemia obiecana, tł. Maria Mosiewicz, Warszawa „Egmont”
2017
Należę do osób wychowanych na serialu
animowanym o kowboju z Dzikiego Zachodu, dlatego bardzo chętnie sięgam po
komiksy belgijskiego rysownika i scenarzysty Morrisa (czyli Maurica de
Beverego) będące pierwowzorem doskonale znanych mi filmowych opowieści, o
których marzył rysownik. Nim doszło do realizacji filmu studio filmowe
zbankrutowało, a szkice przerobiono na komiks, który od 1947 roku podbija serca
małych i dużych miłośników westernów. Od 1955 roku seria komiksów powstawała
przy współpracy z Reném Goscinnym (znanym z opowieści o Asteriksie), a później
kontynuowali ją miłośnicy opowieści o kowboju, dzięki czemu pomysły Morrisa są
realizowane. Tym razem Achdé i Jul zabierają nas w świat Dzikiego Zachodu i
bardzo dobrze oddają ducha oryginału (także pod względem szaty graficznej), ale
też zabierają nas w nowe, polsko-żydowskie klimaty.
Myślicie, że Lucky Luke to nie może mieć nic wspólnego z Polakami i Żydami?
Może. Spokojne życie na prerii, wypasanie trzody z dala od ludzi ma zapewnić
kowbojowi spokój. Sielanka zadowolonych krów nie potrwa długo. Na horyzoncie
pojawia się pechowy Jack, przez którego miały mało jedzenia i musiały znosić
jego gry słowne. Wspomnienia o kiepskim kominku nie są miłe. Na widok dawnego
opiekuna krowy uciekają w popłochu. Wolą skoczyć do kanionu niż mieć z nim
kontakt. Lucky Luke cudem je powstrzymuje i już ma dać nauczkę kowbojowi, który
je przepłoszył, ale okazuje się, że to jego stary znajomy. Jack prosi Lucke
Luka o przysługę: zaopiekowania się jego rodziną będącą Żydami Aszkenazyjskimi,
przypływającymi do Ameryki z Polski w czasie, kiedy pechowy Jack musi
dostarczyć bydło na targ w Teksasie. Propozycja pracy pozwoli mu zarobić
pieniądze i przy okazji odzyskać honor, a co za tym idzie może stać się szansą
na zdobycie podobnych zleceń, czego obecnie – przez jego zaniedbania i pech –
bardzo mu brakuje. Nowa praca jest też dla niego idealną wymówką: nie musi
przyznawać się rodzicom, że nie jest adwokatem. Postawiony pod ścianą Lucky
Luke z litości przejmuje obowiązki przyjaciela. Szybko odkrywa, że krewni
pechowego Jacka nie rzadziej wpadają w tarapaty niż ich syn. Nieświadomi
realiów Dzikiego Zachodu, idealistyczni i bardzo pozytywnie nastawieni do
świata podróżni stają się idealnym obiektem ściągającym wszelkie możliwe
niebezpieczeństwa. Jakby tego było mało ściśle trzymają się wyznaczonych zasad:
nie podróżują w soboty, nie jedzą niektórych rodzajów potraw, dołączają do
strzelaniny. Zabawne jest również ich spojrzenie na strzelaninę Indian, którą
podsumowują stwierdzeniem, że Kozacy są bardziej niebezpieczni. Dziki Zachód w
oczach przybyszów wydaje się bardzo bliskim miejscem ze znanymi
niebezpieczeństwami. Ich pozytywne spojrzenie na świat sprawia, że opiekujący
się nimi kowboj ma bardzo dużo pracy.
Polskie akcenty w komiksie to bardzo miły i zaskakujący akcent
pozwalający na dostarczenie czytelnikom
sporej dawki humoru. Sam tytuł może nam się kojarzyć z biblijną wędrówką Żydów
oraz wybitnym dziełem Władysława Stanisława Reymonta i poszukiwaniem lepszego
miejsca na Ziemi. Tu jest podobnie: rodzina Żydów próbuje znaleźć swoje miejsce
i poszukuje lepszej przyszłości.
Autorzy humorystycznie przekręcają historię, zderzają odmienne realia ze
sobą oraz czasami pokazują stereotypowy wizerunek Żydów, dzięki czemu powstają
zabawne opowieści. Dynamiczna akcja, świetne ilustracje sprawiają, że
czytelnicy doskonale się bawią. Kontynuatorzy komiksu Morrisa bardzo dobrze
poradzili sobie z zadaniem. Zdecydowanie polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz