Goylouis, Fuche, Léturgie, Lucky Luke.
Przeklęte ranczo, il. Morris i Janvier, tł. Maria Mosiewicz, Warszawa „Egmont”
2017
Dziki Zachód prażący promieniami słońca i słynący z band
rozbójników, galopujących Indian dorobił się swojego bohatera: Lucky Luke’a –
najszybszego rewolwerowca i najgorszy koszmar braci Daltonów, najbardziej
znanych gangsterów. Towarzyszą mu inteligentny koń Jolly Jumper i mający
problemy z pamięcią oraz myśleniem pies Bzik. Mimo upływu czasu komiksy z
kowbojem ciągle cieszą się powodzeniem. Dzięki Wydawnictwu Egmont do młodych
czytelników trafia kolejna odsłona humorystycznych i pełnych niebezpieczeństw
przygód Lucky Luke’a. Tym razem autorstwa Goylouisa, Fuche, Léturgie z ilustracjami Morrisa i
Janviera.
Tom 56 zawiera cztery historie i jest mieszanką
wybuchową: troszkę przesądów, strachów, sławy i wynalazków. W pierwszym
komiksie („Przeklęte ranczo”) zostaniemy przeniesieni w mroczne (niemal Halloweenowe)
klimaty. Cała historia zaczyna się od znalezienia ropy w miasteczku Whitney.
Niesamowity odór wypędził większość mieszkańców i przyciągnął poszukiwaczy tego
cennego materiału. Jedną z wielu poszukiwaczek nowego miejsca do życia poza
słynącym z ropy miasteczkiem jest pani Bluemarket opiekująca się trzema bizonami.
Podróż do Smithville to dopiero początek atrakcji. Tam starsza dama kupuje
ranczo, na które podwozi ją Lucky Luke. Szybko okazuje się, że nowe miejsce
jest nawiedzone, ale z kowbojem starsza pani jest bezpieczna. Dzięki jego
dociekliwości przeklęty dom zmienia się w przyjemne miejsce.
„Wróżka” zabiera nas w dziwne romantyczne klimaty.
Lucky Luke chce wypłacić pieniądze z banku, ale okazuje się, że nie może,
ponieważ… właściciel idzie na spotkanie z damą swego serca. Nie tylko bankier
zachowuje się dziwnie. Porady wróżki zmieniają zachowanie mieszkańców
niewielkiego miasteczka, w którym dochodzi do szeregu dziwnych wydarzeń wśród, których
nie zabraknie wysadzenia sejfu. Lucky Luke ma bardzo trudne zadanie: schwytać
podstępnych rabusiów.
„Rzeźba” przenosi nas w jedno z najbardziej znanych
miejsc w USA: okolice góry Rushmore, czyli obecnie miejsce wycieczek osób
pragnących zobaczyć wyrzeźbione twarze kilku prezydentów. W czasach Lucky Luke’a
okolice te nie cieszyły się dobrą opinią i omijano je szerokim łukiem. Na
szczęście odwiedził je najszybszy rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie i
zaprowadził porządek. Wdzięczni mieszkańcy postanawiają utrwalić swojego
bohatera w kamieniu. Zatrudniają rewelacyjnego rzeźbiarza, ale pojawiają się
przeszkody: ktoś robi wszystko, aby pomnik bohatera nie stanął w miasteczku.
„Rynna” pozwala Lucky Luke’owi obcować z nowymi
wynalazkami. Spotkanie z Clementem Ellsworthem, genialnym wynalazcą i
projektantem rynny pozwalającej przetrwać mu na rynku tartaków okaże się
interesującym doświadczeniem. Projektant nowego sposobu transportowania drewna
nie poddaje się łatwo. Liczne próby, poprawki i pomoc kowboja sprawiają, że
nawet zatrudnione zbiry niszczące wynalazek nie mogą stanąć na drodze do
zdobycia patentu.
Tytułowy komiks jest dobrym wstępem budującym napięcie
i wprowadzającym czytelnika w nastrój grozy. Pozostałe przygody dobrze wpisują
się w całą serię, ale mi jednak pozostaje niedosyt wywołany pięknie budowanym
napięciem w pierwszej przygodzie, która (jak to na grozę przystało) jest
przewidująca i schematyczna, a mimo to
zaczarowuje. Zdecydowanie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz