Etykiety

wtorek, 8 kwietnia 2014

Teresa Lewkowicz – Mosiej "Egzotyczne owoce"

http://www.mwydawnictwo.pl/p/1125/egzotyczne-owoce
Teresa Lewkowicz – Mosiej, Egzotyczne owoce. Właściwości lecznicze i zastosowanie, Kraków "Wydawnictwo M" 2014 
Ogród moich dziadków był obsadzony morwami: drzewami, które potrafią rosnąć na piachu i przyjmują się z dość głęboko wbitej w ziemię gałązki. W lipcu pachniały słodko, a czarne, białe i różowe kule rozpływały się w ustach. Te drzewa pamiętały dzieciństwo mojej mamy. Nieustępliwe, cierpliwe i słodkie. Żadna pogoda ich nie niszczyła. Mrozy zabijały jabłonie, brzoskwinie, grusze, a morwy nie. Wiosną puszczały pęki i pachniały bzyczącymi pszczołami. Wśród dolnych gałęzi robiłam z bratem tunele. To były idealne drzewa do zabawy: Pierwsze gałęzie na tyle nisko, że można się było wspinać, by być bliżej nieba, a wielość liści pozwalała zrobić w tunelach domki. Dookoła rósł wilec uszczelniając ściany. Świat zieleni ze świecącymi liśćmi, przez które próbowały przebić się promienie słońca. Tak mogła wyglądać kraina OZ bez konieczności zakładania okularów. Wydęte fioletowe i różowe trąby wilca przyciągały muzykę bzyczącą pszczołami. Osy lubiły w korze drzew robić gniazda. Wszystkie owady zlatywały się latem na kolejną słodką ucztę, którą dzielił z człowiekiem, a mimo tego nie ponosiły szkody. Opadłe owoce stawały się łupem ścigających się w rzędach mrówek.
W mnie w mieście morw jest sporo. Zrobiono z nich ładne i w dodatku jadalne żywopłoty. Jedne z nielicznych owoców, które pozwalam córce zrywać na spacerze. Jednak te żywopłoty różnią się od drzew z dzieciństwa: nikt nie robi w nich tuneli, domków, nie zjada owoców, a pszczół czy os nawet nie można zauważyć. Rosną przy miejscowym gimnazjum im. Marii Skłodowskiej – Curie i na ul. Sikorskiego. Pewnie jest ich więcej w mieście.
Cały ten świat wyłonił się po otwarciu książki „Egzotyczne owoce”. Morwa jest jednym z omawianych owoców. Egzotyczna, a taka prosta w uprawie. Gałęzie ze względu na giętkość są dobrym materiałem na dziecięce łuki czy bzyczące patyki.
Wśród prawie trzydziestu owoców, jakie opisała autorka znajdziemy wiele nam znanych. W książce znajdziemy informacje na temat ich pochodzenia, rozprzestrzenienia, wartości odżywczych, zastosowania oraz kilka przepisów. Poradnik ma niewielkie rozmiary (170 stron), więc i po raz kolejny czuję niedosyt, a pogłębia się on przez opisane mango, którego nie do końca wiem jak uprawiać, ponieważ nigdzie nie mogę znaleźć porad, które pozwoliłyby mojemu metrowemu badylowi ożyć po zimie.
Książka jest skierowana do osób lubiących poznawać lepiej smaki, właściwości czy zastosowanie oraz przy okazji poeksperymentować w kuchni. Autorka przybliża nam owoce, które są dostępne w sklepach, ale często nie mamy pomysłów na ich podanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz