Jak wiecie jestem miłośniczką kupowania dobrych ubrań w lumpeksach. Zresztą w drogich żal byłoby mi łazić po lesie, siedzieć w piachu czy na krawężniku, a tak, tanie było, więc nawet jak się zniszczy to mała strata. Do tego jestem miłośniczką prania wszystkiego po spacerach (wracamy naprawdę bardzo brudne) i większość rzeczy z sieciówek po miesiącu nadaje się na szmaty (żeby być zero waste). Z tego powodu lumpeks to miejsce, które lubię odwiedzać i nabywać potrzebna nam rzeczy. Oczywiście bez przesady, bo w tej kwestii jednak jestem jak mniszka: kilka szat i starczy (bo i tak przy większej ilości chodzę ciągle w tych najwygodniejszych).
Ponad rok temu w piaskownicy toczyła się dyskusja, którą jedna z matek (po szkole zawodowej, ale to nie ma znaczenia tylko ma znaczenie w kontekście dbania o wizerunek) podsumowała:-Tylko dziadówy ubierają się w lumpeksie.
Byłam wtedy jedyną matką a placu zabaw ubierającą siebie i dziecko w lumpie. Moje dziecko mogło robić wszystko (byle bezpiecznie) i nie drżałam, że podrze spodnie, a inne drżały. Ja tam mogę być dziadówą. Nie mam z tym problemu. Baa, dziadówy są szczęśliwe. A najszczęśliwsze są w swoim kręgu.
Dziś spotkałam osobę (też po studiach), która też okupiła się w lumpeksie i naszła mnie refleksja, że ludzie po studiach nie przejmują się tym, czy ktoś oceni ich przez pryzmat metek i tego za ile kupili cuch. Oczywiście generalizuję, bo rozbawiło mnie ocenianie kogoś po tym, gdzie kupuje ubrania. W dziadówach jest moc, bo mają wiele rzeczy w nosie :)
#dziadówa #opowiemwambajkę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz