Czasami nawet najmniejsze znajomości zobowiązują ludzi do dziwnych zadań, stwarzają kłopotliwe zależności, wikłają w obowiązki, z którymi wcale nie chcielibyśmy mieć do czynienia. Życie w społeczeństwie to ciągłe konfrontowanie oczekiwań i wyświadczanie przysług na poczet tego, że kiedyś i nam ktoś pomoże. To sprawia, że często nawiązujemy stosunki, których wolelibyśmy uniknąć, wykonujemy zadania, które wcale nie są nam na rękę, deklarujemy poświęcić swój czas i energię na sprawy, które nas drażnią lub są nam obce, a później staramy się zrzucić te nieprzyjemne zobowiązania na inne osoby wikłając je w podobne zależności i poczucie obowiązku. Wszystko to sprawia, że relacje międzyludzkie oparte są na pewnego rodzaju niesmaku, że ktoś czegoś od nas chce oraz oczekiwaniach, że inni powinni być na każde nasze zawołanie, a nie chcą być, dlatego pomoc trzeba na ludziach wymuszać. Taka właśnie sytuacja wprowadza nas w świat Miriam (zwanej też Mimi), głównej bohaterki książki Teresy Moniki Rudzkiej „Mogło być gorzej”.
Wszystko zaczyna się od dziwnego wplątania jej przez przyjaciółkę w akcję porządkowania rzeczy po zmarłej koleżance. Sytuacja całkowicie absurdalna, bo stajemy w obliczu oczekiwań męża denatki, że ktoś z jej znajomych zajmie się pamiątkami po jego małżonce. Ksenia nagabywana przez Fabiana Jurka w końcu deklaruje się wykonać zadanie. Sama jednak nie ma ochoty go wykonać i korzysta z pierwszego pretekstu, aby zrzucić ten obowiązek na przyjaciółkę, która zmarłą Ewę znała wyłącznie z pikantnych plotek. Sytuacja jak z filmu z ukrytą kamerą, ale tu dzieje się realnie.
Niezadowolona Miriam jak na dobrą, miękką i uległą osobę przystało zaciska zęby i rusza do akcji. Zajmująca się opróżnianiem garderoby denatki w czasie tej czynności ciągle jest zaskakiwana: a to pies, a to niemiły wdowiec, który zamiast wdzięczności za pomoc jest złośliwy dla Mimi, a to anorektyczna pannica dokuczająca bohaterce porządkującej rzeczy po jej mamie. Niewinne zajęcie prawie kończy się na komisariacie, bo przecież naruszyła przestrzeń prywatną znanego i wziętego radcy prawnego. Miriam okazuje się jednak bardziej asertywna niż nam się początkowo wydawało. A do tego potrafi być pyskata i gadatliwa. Agresywny bufon stopuje swój atak i czekamy na moment, kiedy nasza bohaterka będzie mogła po tej przygodzie wrócić do domu, odpocząć i zamknąć drzwi za tym wydarzeniem.
Kiedy już mamy wrażenie, że całe przygody szybko się zakończą do akcji wkracza pies. A raczej wyskakuje z torebki, gdy Mimi jest już we własnym mieszkaniu, gdzie króluje nieprzejednana kotka Bożenka. Do tego właściciel psa (przypominam, że radca prawny, więc wszystko może skończyć się fatalnie) oskarża ją o uprowadzenie zwierzaka… A jakby tego było mało: pupil zachowuje się bardzo dziwnie (strach przed własnym cieniem to tylko wierzchołek góry lodowej). Krótko można powiedzieć, że jest to psiak z traumami. Obserwując te wydarzenia dochodzimy do wniosku, że jednak lepiej nikogo nie wyręczać, bo można wpaść jak śliwka w kompot. W akcji zwrotu zwierzaka pomaga Mimi dorosły syn. Trzeba dodać, że bardzo przystojny. No i już mamy zalążek akcji miłosnej, bo wiadomo, że przystojniakowi złośliwa Justyna (córka zmarłej) się nie oprze. Życie jednak potrafi płatać figle i tak będzie też w powieści Teresy Moniki Rudzkiej
„Mogło być gorzej” to książka, w której co chwile pojawiają się zaskakujące sytuacje, wypływają rodzinne tajemnice, a bohaterzy wplątują się w zadziwiające zobowiązania oraz otrzymują jeszcze dziwniejsze oczekiwania. Pisarka porusza tu wiele ważnych problemów społecznych: od wykluczenia społecznego, przeżywania żałoby, homoseksualizmu, anoreksji, po prostytucję i niechciane dzieci oraz luźne relacje opierające się na seksie. Coś nam dużo tego seksu tu wyszło, ale nie jest to powieść erotyczna tylko obyczajowa z szerokim studium charakterów. Każdy z bohaterów jest w jakiś sposób toksyczny i skupiony wyłącznie na sobie. Ich relacje i działania determinują irracjonalne uczucia oraz przynoszą dziwne następstwa. Do tego większość zdarzeń napędzają uprzedzenia. Dziwne relacje podkreśla też całkowite odmienne podejście bohaterów do życia. Łączy ich samotność, ale ona wydaje się tworzyć między nimi bariery. Brak partnerów każdego z bohaterów czyni ich zamkniętymi na inny punkt widzenia. Upieranie się przy swoich racjach sprawi, że będzie dochodziło między nimi do wielu starć. A im starsi tym bardziej uparci, a im bardziej uparci tym bardziej zaskakujące pomysły.
Jak w każdej książce Teresy Moniki Rudzkiej mamy do czynienia z nagromadzeniem subtelnego humoru bazującego na ścieraniu się odmiennych charakterów. Apodyktyczny bufon będący radcą prawnym, artystyczna dusza utrzymująca się z redakcji i pisania, grafik żyjący od projektu do projektu i wychuchana, ale straumatyzowana maturzystka. Do tego obrazka trzeba jeszcze włączyć zwierzęta z ich odmiennymi charakterami, oczekiwaniami, temperamentami oraz nawykami i mamy zadziwiającą mieszankę, która w każdym momencie może posypać się jak domek z kart…
„Mogło być gorzej” to splatające się historie, które pokazują nam, że relacje międzyludzkie mogą zapędzić nas w ślepy róg, ale mogą też wyciągnąć z naprawdę głębokiego dołka i pomogą wyjść z nawet najbardziej zadziwiającego i niebezpiecznego labiryntu. Pisarka przekonuje nas, że w życiu najważniejsze jest to, abyśmy nie stali w miejscu i nie izolowali się od ludzi, bo wtedy ciężki nasz los. Wydźwięk powieści bardzo pozytywny. Zdecydowanie polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz