Etykiety

piątek, 17 maja 2024

Anna Sakowicz "Moja matka pestka"


Opieka nad niepełnosprawnymi rodzicami jest często tematem tabu. Niby wiemy, że każdego z nas może to czekać, ale wypieramy ze świadomości, bo przecież jeszcze są zdrowi, jeszcze chodzą, jeszcze są samodzielni i może będą do końca życia. Myślenie życzeniowe niestety nie przekłada się na rzeczywistość, która bywa brutalna. Zwłaszcza w przypadku niepełnosprawności neurologicznej, czyli związanej z utratą pamięci i świadomości. Do tego jest to problem, który obrósł w wiele uprzedzeń, mitów, oczekiwań. Brak jakiegokolwiek wsparcia państwa sprawia, że na bliskich spoczywa obowiązek opieki nad osobą z niepełnosprawnością, a to wiąże się z całkowitym wykluczeniem z rynku pracy, brakiem lub niewystarczającym wsparciem, kiedy nad bliskim trzeba czuwać całą dobę i być gotowym na różne niespodzianki. Pisanie o takich wyzwaniach nie jest zadaniem łatwym. Jak znaleźć równowagę między faktami a fikcją? Jak oddać ogrom emocji towarzyszących osobom zmuszonym do porzucenia marzeń i własnego życia? Anna Sakowicz jest moim zdaniem specjalistką od realistycznego podsuwania takich wyzwań społecznych. W swojej książce „Moja matka pestka” właśnie z taką tematyką się spotkamy. Jest to to kolejna fantastyczna powieść pisarki.
Niby dostajemy tu prostą opowieść o wywróconym do góry nogami życiu dorosłej kobiety, której udało się uwolnić od toksycznych rodziców, ale z powodu choroby matki skazaną na opiekę nad niepełnosprawną. Historia jest jednak dużo bardziej rozbudowana i bogata w problemy społeczne. Pojawia się tu temat choroby, doświadczania umierania dziecka, żałoby, zmagania z poczuciem straty oraz przemocą psychiczną, tworzeniem pozorów, zabieganie o uwagę otoczenia, a także problem radzenia sobie z opieką nad rodzicami i pokazaniem jak bardzo państwo zaniedbuje ludzi, pozostawia ich samych w zderzeniu z chorobami i oszustwami. Obok wyzwań związanych z koniecznością całodobowej opieki nad matką Anna Sakowicz przemyca temat  naciągania zdesperowanych opiekunów osób z niepełnosprawnością, cudownych terapii i lekarstw, pozostawienia sobie samemu z wyzwaniem, jakim jest całodobowa opieka oraz grania na emocjach bliskich. Podopieczną jest matka z Alzheimerem, ale w miejsce tej choroby możemy wpisać jakąkolwiek przypadłość neurologiczną sprawiającą, że chory wymaga całodobowej opieki z powodu upośledzenia intelektualnego, braku zdolności komunikacyjnej, nieradzenia sobie z fizjologią. Scenariusz jest ten sam: pojawia się choroba i zaczynają poszukiwania cudownego lekarstwa. Doradców podsuwających cudowne terapie i leki pojawia się sporo. Z kolei rodzina izoluje się na wszelki wypadek, gdyby opiekun potrzebował wsparcia w trudnym zadaniu. Lepiej z boku oceniać i pouczać niż wesprzeć.
Historia, do której zabiera nas Anna Sakowicz zaczyna się sielanką: oto Natasza razem z ukochanym Patrykiem przeprowadza się do wspólnie kupionego mieszkania. Pierwszą wspólną noc poprzedzają zaręczyny. Jest słodko, cukierkowo, bajecznie. Urocza scenka, która mogłaby być zakończeniem romansu otwiera historię i pokazuje, że zakończenie w stylu „i żyli długo i szczęśliwie” ma z życiem niewiele wspólnego Pojawiają się rozmowy o ślubie oraz naciski dotyczące konieczności poznania rodziny przyszłej panny młodej, która od kilku lat nie miała kontaktu z bliskimi. Dowiemy się, w jaki sposób radziła sobie z przeciwnościami losu, kiedy po uzyskaniu pełnoletniości wyprowadziła się z domu. Pojawia się temat nieporozumień, innej wizji świata, ale nie zdajemy sobie sprawy z ogromu bagażu, jaki dźwiga bohaterka. Natasza jednak się przełamuje i nawiązuje kontakt. To jednak kończy się wypadkiem ojca i pozostawieniem młodej kobiety w obliczu konieczności zajęcia się chorą matką, przez którą wiele cierpiała. Kolorowa codzienność Nataszy z dnia na dzień staje się horrorem pełnym wyzwań. Poukładane życie sypie się jak domek z kart i nie ma żadnej możliwości zapanowania nad tym. Do tego bohaterka jest pod ostrzałem otoczenia, które wie lepiej i czuje potrzebę podzielenia się swoją oceną jej zachowania. Codzienna opieka i przebywanie w rodzinnym domu to czas powracających wspomnień, odkrywania, że przepracowane na terapiach emocje potrafią wrócić. Oczami bohaterki widzimy, w jaki sposób matka podcinała jej skrzydła, niszczyła każdego dnia. Emocje z dzieciństwa powracają, a codzienność utrudnia zachowanie partnera Nataszy, który w zderzeniu z chorobą pokazuje swoją prawdziwą twarz. Niepowodzeniu w życiu osobistym towarzyszy porażka w pracy, bo nie da się godzić pracy zawodowej z całodobową opieką. Pozostawiona bez oszczędności, pieniędzy, wsparcia i możliwości zarabiania czuje się jak w potrzasku. Czy będzie mogła liczyć na zmianę losu? Co przyniesie jej opieka nad toksyczną matką?
Anna Sakowicz fantastycznie nakreśliła problemy, z jakimi mierzą się opiekunowie osób z niepełnosprawnościami. Nie ma tu znieczulicy w postaci „pełno jest takich osób” (chociaż to prawda) tylko pokazanie problemów jednostki, potraktowanie poważnie sytuacji, w jakiej jest postawiona oraz ukazanie bolączek systemu i patologicznych zachowań społeczeństwa. Opiekująca się matką z alzheimerem bohaterka staje wyczulona na wszelkie symptomy tej choroby w otoczeniu. Dostrzega to, czego inni przechodnie nie widzą. Pisarka w ten sposób uświadamia jak bardzo osoby opiekujące stają się wrażliwi na różne cechy. Do tego wprowadza nad do świata idealizowania niepełnosprawności, tego jakie emocje budzi takie pokazywanie w osobach skazanych na opiekę. Anna Sakowicz wprowadzając nas do świata niepełnosprawności pokazuje go bez kolorowania, przekłamywania, że wystarczy cudowny lek i wszystko będzie dobrze.
„Moja matka pestka” była dla mnie lekturą równie poruszającą jak „W sieci”. Tematyka inna, ale ogrom emocji ten sam. Po tę książkę powinien sięgnąć każdy. Ta powieść powinna być punktem wyjścia do debaty dotyczącej zmian przepisów.
Zapraszam na stronę wydawcy



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz