PRL miała swoje uroki i to nie ze względu na politykę, bo ta
dla dzieci nie była aż tak istotna. Owszem kształtowała codzienność, miała
wpływ na dostęp produktów, odczucie tego, co jest luksusem, a co znajduje się
na wyciągnięcie ręki. Mimo tego uważam, że większy wpływ na ówczesne
dzieciństwo miało to, że nikt nie miał dostępu do technologii, z którą kontakt
mamy obecnie. Relacje międzyludzkie toczyły się wokół realnych spotkań, a nie
tych wirtualnych. Właśnie to sprawiało, że aktywności na świeżym powietrzu były
atrakcyjne, duże znaczenie miały spotkania z rówieśnikami oraz krewnymi, a
codzienność toczyła się wokół zdobywania najbliższego otoczenia i poznawania
tego, co inne, nieznane. Do tego cykl dnia był nieco inny, ponieważ jedyną dziecięcą
rozrywką kulturalną była dobranocka, której szczególnie zimą wyczekiwano. O tym
wszystkim w kontekście wydarzeń historycznych piszą w swoich wspomnieniach
autorzy książki „Chcesz cukierka? Idź do Gierka”.
Muszę przyznać, że sama publikacja mnie zaskoczyła z wielu powodów. Jednym z
nich jest to, że akcja dzieje się w okolicy mi znanej, bliskiej, będącej na
wyciągnięcie ręki, a raczej w zasięgu kolejki wąskotorowej, którą można było
dojechać do Milicza. To miasto także dla autorów jest takim większym ośrodkiem.
Druga rzecz to taka, że moje dzieciństwo (mimo różnicy wieku) wyglądało bardzo
podobnie, bo w tamtym czasie niewiele się zmieniało. Nawet pamiętam legendarny
radiomagnetofon, do którego mama miała duży sentyment. Także towarzysząca mi
muzyka była podobna i bawiące się na ulicy gromady dzieci obserwowane latem
przez ludzi siedzących przed domami i komentującymi wszystko.
Autorzy pokazują tu przeciętne życie na prowincji, ale są to dwa odmienne
obrazy. Z jednej strony mamy pokazane życie wiejskie, a z drugiej miejskie i to
nie przez to, że było związane z miastem, ale trybem życia toczącym się wokół zawodowego
życia, a nie wokół prac na polu. Ta miejskość była wynikiem nietypowego
sąsiedztwa, czyli w obszarze z Wojewódzkiego
Szpitala Neuropsychiatrii w Krośnicach i rodziców tam
pracujących. Małgorzata Czapczyńska
zabiera nas do Bukowic, a Marcin Ziętkiewicz do Dąbrowy, wiosek położonych w
powiecie milickim, w gminie Krośnice.
Autorzy wprowadzają nas w obszar
doświadczeń dzieci, które żyły w specyficznych czasach na tzw. ziemiach odzyskanych.
Znajdujące się na Dolnym Śląsku wioski zamieszkali przybysze ze wschodu. Kresy
były obiektem westchnień dziadków, którzy bardzo długo mieli nadzieję na powrót
w rodzinne strony. Młodzi byli pozbawieni tych rozterek. Żyli tu i teraz korzystając
z uroków życia, jakie daje dzieciństwo. Nie było ono łatwe, ale można
powiedzieć, że miało w sobie coś z sielankowości, ponieważ toczyło się wokół
aktywności na świeżym powietrzu, szukania nowych pomysłów na zabawy, ćwiczenia
owych umiejętności, doskonalenia sprawności fizycznej. Codzienność była
wyzwaniem, ale dla dorosłych. Dzieci przyjmowały świat takim jakim był, bo
innego nie znały. Zachwycały się rzeczami, których kolejne pokolenia już nie zrozumieją.
Tu właśnie mamy okazję przyjrzeć się świętom państwowym i religijnym,
przeżyciom kształtowanym przez kontakt ze świętościami, edukacją w
prowincjonalnych szkołach, doświadczeniami poszerzania horyzontów w czasie
wypraw poza obszar powiatu oraz ekscytacją kultowej dziś muzyki z czasów zmian,
jakie wówczas zachodziły. Mamy dwa spojrzenia, które wzajemnie się uzupełniają,
bo każdy wówczas prowadził podobną walkę z deficytami. Autorzy posługują się
obrazowym językiem, przez co ich wspomnienia wydają się być dostępne na
wyciągnięcie ręki. Dla mnie, jako osoby z tych okolic, ale troszkę młodszej są
to obrazy bliskie, pokazujące realia, które też w pewien sposób pamiętam, bo
dzieciństwo osób z lat 70 i 80 z perspektywy czasu niewiele różniło się od tego
z lat 80 i 90. Znane regiony, wioski, zwiedzone w czasie wakacyjnych rowerowych
wypraw wówczas nie zmieniały się tak gwałtownie jak obecnie. Nie było
spektakularnych przebudów. Wszędzie była szarzyzna, bylejakość, bieda, bandy
ganiających się dzieciaków i otwartość, dzięki czemu łatwo było zawrzeć nowe
znajomości, bo każdy nowy był przyjmowany jak swój.
„Chcesz cukierka? Idź do Gierka” to publikacja, którą pochłania się jednym
tchem. A później pozostaje niedosyt, bo tych wspomnień mogło być więcej, mogły
dokładniej pokazać codzienność. Dzięki autorom stajemy się podglądaczami życia
ich rodzin, przyglądamy się relacjom międzyludzkim, sposobom na przetrwanie.
Zdecydowanie polecam
Małgorzata Czapczyńska
„Im jesteśmy starsi, tym bardziej nie możemy zrobić nic ponad zawarcie rozejmu
z czasem i pogodzenie się z tym, że biegnie on coraz szybciej”.
„W dzieciństwie sprawy miały się zupełnie inaczej. Nie zastanawialiśmy się nad
upływem czasu. Byliśmy jego właścicielami, więc celebrowaliśmy go z należytym
szacunkiem”.
„Pamięć jest jedną z najbardziej niesamowitych galerii, jakie w ogóle istnieją.
Przechowujemy w niej zarówno wielkie, epickie obrazy, jak i zupełnie małe
obrazki, będące zapisem szczególnych – z różnego powodu – chwil naszego życia”.
„Dzieciństwo naznaczone beztroską i nieświadomością tego, co przyniesie dorosłe
życie, lokuje nam w głowie obrazy wyjątkowe, bo malowane smakiem, zapachem i
dotykiem”.
„W okresie PRL-u niepełnosprawni byli izolowani od społeczeństwa i tak naprawdę
żyli zamknięci we własnych domach. Państwo nie martwiło się o polepszenie ich
bytu czy stworzenie warunków do większej samodzielności. Kalecy (takiego
określenia bardzo często wówczas używano) nie pasowali do idealnego wizerunku
socjalistycznego państwa. Pojęcia takie jak podjazd czy winda dla osób
niepełnosprawnych nie funkcjonowały w przestrzeni publicznej – potrzeby i oczekiwania
osób z niepełnosprawnościami były spychane na margines. I to było tak normalne
i oczywiste, że nikt się temu specjalnie nie dziwił”.
„Dzięki książkom mogłam być wszędzie, robić wszystko i poczuć wszystko,
zapominając o zwyczajnej szarej rzeczywistości, w której żyłam”.
„Wraz z wiekiem i każdą kolejna przeczytaną książką moja wiedza, wyobraźnia i
wrażliwość pęczniały niczym zanurzone w wodzie ziarenka fasoli. Zakochiwałam
się w kolejnych książkach i pisarzach, a wiele z tych miłości trwa do dziś. I
dziś z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że w dużej mierze to właśnie
książki ukształtowały moją osobowość i nadały kierunek mojemu postrzeganiu
świata i ludzi”.
„Każdy wiek ma swoje prawa, przywileje i… swoje tajemnice”.
„Wszystkim nam się wydawało, że tylko dorosłość daje prawdziwą, nieograniczoną
wolność. Że będąc dorosłymi, w końcu będziemy mogli robić wszystko to, na co
nam tylko przyjdzie ochota, i że nikt niczego nie będzie mógł nam zabronić.
Dorosłość miała nas ostatecznie wyzwolić i uskrzydlić.
Życie pokazało, jak naiwne były te nasze oczekiwania”.
„Pamięć rządzi się swoimi prawami. Jedne rzeczy pamiętamy krócej, inne dłużej,
a jeszcze inne – przez całe życie”.
„Życie pokazuje, że pojawiające się w różnych sytuacjach poczucie bycia gorszym
tkwi w nas bardzo, bardzo długo. Z jednej strony walczymy, zmieniamy priorytety
i szukamy swojej wartości tak długo, aż ją znajdziemy i zdobędziemy pewność, że
nic jej nie zagraża. Z drugiej zaczynamy rozumieć, co czują inni gnębieni z
różnych powodów ludzie. Takie doświadczenia mogą nas zniszczyć, ale też dużo
nauczyć. Mnie nauczyły empatii do drugiego człowieka i pomogły przyswoić jedną
z najważniejszych zasad, którymi kieruję się w życiu: zanim ocenisz, spróbuj
zrozumieć”.
Marcin Ziętkiewicz
„To, co wtedy dla nas było perspektywą kosmicznie odległą, dzisiaj jest
zaledwie chwilą. Wspomnienie skraca czas, wyobrażenie przyszłości go wydłuża,
mimo że od roku 1984 do 2022 minęło tyle samo dni, ile od roku 2022 do 1984.
Mierzenie czasu, jak widać, bywa zajęciem ryzykownym”.
„Nic tu się nie zgadza, zawodzi nawet matematyka. Chociaż czas wyznaczają nam
najbardziej precyzyjne urządzenia, przyszłość jest zawsze bardziej odległa od
przeszłości. Z trudem przychodzi nam wyobrażenie sobie tego, co będziemy robić
za miesiąc, z łatwością odtwarzamy to, co robiliśmy kilkanaście lat temu. Czas
zatem materializuje się tylko w postaci wspomnień i tylko pamięć potrafi go
niezdarnie uchwycić”.
„Mapy kreślone własnymi nogami na stałe zapisują się w pamięci ciała. Nie można
ich zmienić czy narysować na nowo, jak map z niebieskiego atlasu. Są prawzorem
świata, nienaruszalnym spadkiem po dziecięcych podróżach, nawet jeśli promień
tych podróży jest bardzo niewielki.
W ciele mamy zatem te wszystkie ścieżki, w krwiobiegu drzewa, na które się
wspinaliśmy, w płucach boiska do piłki nożnej, w ślinie żółte granulki glukozy,
w nozdrzach róże, akacje i drewniany kościół, w oczach wielkie piersi nagiej
pacjentki z Trójki. Choć wszystko pokryte warstwą nieprzenikalnego kurzu wydaje
się zupełnie niedostępne, co jakiś czas objawia się niespodziewanie i
podpowiada, że nie można wyjść poza granice tego świata, tak jakby w
dzieciństwie pamięć zaciągała niespłacalny dług”.
„Dzieci powtarzają krwawe historie dorosłych. Wojna wrasta w wyobraźnię i dzieli
ludzi na dobrych i złych. Idealnie definiuje wroga, z którym walczy się przez
zaczną część życia. Fakty nie mają żadnego znaczenia: historia płynie w łodzi
emocji i głęboko wnika w podświadomość”.
„Chronologiczna pamięć nie jest moją mocną stroną. Chronologiczna pamięć nie
jest chyba mocną stroną nikogo, kto próbuje zobaczyć siebie w starych oknach, w
dawnym domu, w przeszłości. Lata plączą się, fakty zlewają i mylą, a człowiek
stoi przygnieciony prostym pytaniem: kiedy to było?”.
„Model czasu, który przypomina prowadzącą w nieskończoność linię, powstał
wyłącznie na użytek publiczny. Ludzie musieli przecież porządkować fakty, w
których nie brali udziału”.
„Czas prywatny wydaje się przypominać koło. To co organizuje jego rytm –
zwłaszcza przy wspominaniu czasów dzieciństwa – to pory roku. Zima 1978 jest
bliższa zimie 1982, a wiosna tegoż roku bliższa wiośnie o kilka lat później.
Prawo pamięci zamknięte jest w cyklu powtarzających się sekwencji i – nawet
jeśli to złudzenie – to uchyla się przemijaniu”.
„Czasem linearnym rządzą rozum, chłodna logika i nieubłagalne następstwo
faktów. To królestwo historyków generałów i propagandzistów, którzy z kawałków
starych misek, dokumentów, butów, grzebieni, pistoletów i łusek stwarzają
prawdę. Czasem cyklicznym niepodzielnie władają zaś emocje. W tym państwie
rządzą naiwni wrażliwcy, którzy przekonują, że co raz zobaczone, trwa w pamięci
na zawsze. Nawet wtedy, kiedy w żaden sposób nie można sprawdzić dat”.
„To dość niepojęte, jaką moc mają nad nami obrazy ujrzane w dzieciństwie”.
„W prawdziwym życiu, w przeciwieństwie do mitów, nie ma „wiecznego teraz”. To,
co wyłuskujemy z pamięci, jest zawsze spóźnione i nadgryzione zębem
uciekającego czasu. Pewnie dlatego większość opowieści o przeszłości zaczyna
się słodko, a kończy gorzko, jakby w samej materii wspomnień tkwiła trucizna,
która je psuje”.
„Żyjemy przecież w wielu światach, jesteśmy wieloma historiami. Przypominamy
kalejdoskop, w którym obrazy zmieniają się w zależności od ułożenia. Niewiele
trzeba, żeby nasza pamięć, zupełnie nieradząca sobie z płaceniem rachunków na
czas, przywołała nieistotny obraz zobaczony kilkadziesiąt lat temu i pozwoliła
nam w nim choć na chwilę zamieszkać”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz